Za tydzień – 26 czerwca – kończy się okres uzyskiwania minimów na lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Skład reprezentacji Polski już się klaruje, ale znaki zapytania pozostają przy tych, którzy chcą awansować na tę imprezę z rankingu. – Samo miejsce w nim nie wystarczy, żeby tam polecieć – mówi Krzysztof Kęcki, szef szkolenia PZLA. W dodatku za tydzień rankingami może jeszcze zatrząść, na co biało-czerwoni nie mają niestety żadnego wpływu.
Sezon 2022 w lekkoatletyce jest nietypowy. Mistrzostwa świata w Eugene (15-24 lipca) przełożono na to lato, ponieważ na ubiegły rok przeniesiono igrzyska w Tokio, z którymi World Athletics nie chciała kolidować. Niestety, skutek jest taki, że teraz po powrocie z USA m.in. kadrę Polski czeka jeszcze druga duża impreza – sierpniowe ME w Monachium. Utrzymanie topowej formy w obu jest ogromnym wyzwaniem. Niektórzy zawodnicy wprost przyznają, że skupiają się w przygotowaniach tylko na jednym z tych wydarzeń, a drugie wezmą "z marszu". Inni – jak np. kontuzjowani Angelika Cichocka czy Paweł Wiesiołek – być może sami zrezygnują z wylotu za ocean, żeby dać sobie dodatkowy miesiąc na powrót do czołówki.
Ale niektórzy chcieliby jechać tu i tu, tymczasem nie mają jeszcze takiej gwarancji. Ani zbyt wielu okazji, żeby na tydzień przed końcem okresu uzyskiwania minimów na MŚ [czyli do 26 czerwca] skutecznie to zmienić.