Przejdź do pełnej wersji artykułu

MŚ w Eugene. Anna Kiełbasińska ósma na świecie. Dziewczyny wiedzą, jak jest cenna

/ Anna Kiełbasińska (fot. Getty Images) Anna Kiełbasińska (fot. Getty Images)

Awans i występ Anny Kiełbasińskiej w indywidualnym finale mistrzostw świata w Eugene był stemplem na jej znakomitym sezonie. 32-latka była w USA jedną z tylko dwóch Europejek w TOP8 rywalizacji na 400 metrów. A skoro tak, to jej ewentualną nieobecność w składzie sztafety należałoby uznać za marnotrawienie potencjału grupy. I dobrze, że gdy opadł kurz niezgody, wszystkie strony to zrozumiały. W sobotę nowe otwarcie.

TRUDNA NOC DLA POLAKÓW. SPRAWDŹ, CO SIĘ DZIAŁO W EUGENE

Korespondencja z Eugene

W piątek minął ósmy dzień lekkoatletycznych mistrzostw świata. W tym czasie polska grupa biegaczek na 400 metrów zdążyła się śmiertelnie poróżnić, a następnie – dla dobra wszystkich – jeszcze raz kurtuazyjnie pojednać. Tyle wystarczy. Musi wystarczyć, żeby jako jedność zawodniczki zrozumiały, że niezależnie od prywatnych relacji czeka je najważniejsza bitwa w Eugene. Bitwa, która może zostać wygrana, tylko jeżeli biegaczki zrezygnują z własnych prawd na rzecz wspólnego dobra.

Chyba się udaje.

Sztafeta biegnie po medal MŚ w Eugene 2022. Z Kiełbasińską ósmą na świecie


Nie wyobrażam sobie, szczerze mówiąc, tworzyć z nią po tym wszystkim jednej drużyny – to dokładnie ogłosiła Justyna Święty-Ersetic po finale sztafety mieszanej, w której bez wsparcia Anny Kiełbasińskiej Polacy zajęli czwarte miejsce. Tamtego dnia kapitanka ekipy powiedziała dziennikarzom to, co prawdopodobnie myślały o 32-latce wszystkie inne dziewczyny. – Koleżanka odmówiła nam pomocy – w końcu tak jednoznaczny ogląd sytuacji dość jasno przedstawiła Iga Baumgart-Witan. Zamieszanie z samego początku mistrzostw świata w Eugene miało kuriozalny przebieg. Gwoli przypomnienia: trenerzy Aleksander Matusiński i Marek Rożej dopiero na miejscu zapoznali się z niekorzystnymi przepisami, według których po eliminacjach sztafety mix mogli wymienić wyłącznie jedną czwartą składu. Jeszcze nie znając tego zapisu, Matusiński miał obiecać Kiełbasińskiej, że w tej konkurencji pobiegnie raz. Podstawiony pod ścianą musiał zmienić zdanie i to doprowadziło do jej protestu. Potem – pamiętamy doskonale – kiepskie wizerunkowo ruchy z obu stron poszły pędem śnieżnej kuli. Finałem były pamiętne słowa Justyny o tym, że Anna nie jest już w grupie mile widziana.

Szczęśliwie od tamtej pory serca zawodniczek miały wystarczająco dużo czasu, żeby ustąpić rozumom.

Warszawiance – niezależnie od tego, jaki wynik osiągnąłby nasz mikst z nią na pokładzie ani kto tydzień temu miał rację – trzeba oddać, że upartość zaprowadziła ją tam, dokąd marzyła. Kilka lat temu uparła się, że z biegania na 100 i 200 metrów zostanie specjalistką od pełnego okrążenia i dogoni utytułowane koleżanki. Dogoniła. Przed rokiem Ania uparła się, że choć jeszcze w kwietniu ledwo chodziła, to w sierpniu pobiegnie w igrzyskach. Pobiegła, wróciła z medalem. W tym roku Anna znowu się uparła. Od miesięcy powtarzała, że w Eugene start indywidualny na 400 m będzie jej priorytetem i jest w stanie poświęcić wszystko, aby w piątek 22 lipca wyjść na bieżnię jako finalistka tej rywalizacji. Pomimo skutków wojny, która wybuchła wewnątrz kadry, nie wolno nie docenić, że pozostała wierna tej wizji i przechodząc półfinał, dopięła swego.

Ta historia zakończyła się dla niej ósmym miejscem. W czasie 50.81 sekundy.

Szkoda, że musiałam startować z niekorzystnego pierwszego toru... – powiedziała po biegu. – Ale jestem przeszczęśliwa, że należę do elity i wystąpiłam w finale swojej konkurencji. Że jestem regularna poniżej 51 sekund. Pewnie można się zastanawiać, czy przy innym torze byłoby lepiej. Jednak najważniejsze, że ja się w tym finale znalazłam. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale mogę go jeszcze tego lata zaspokoić.

Dobrze się stało, że wszyscy schłodzili głowy. I uniknęliśmy wojny


Jeszcze przed jej startem wydarzyło się coś, co prawdopodobnie będzie miało wpływ na wszelką przyszłość polskich 400-metrówek. Najpierw o woli zapomnienia o sprawie miksta wypowiedział się Tomasz Majewski, a następnie obszerne oświadczenie – gratulujące Annie – wystosowała Iga. W międzyczasie jeszcze Natalia przed kamerą TVP przytuliła Kiełbasińską, tuż po informacji o jej awansie do TOP8. Nawet jeżeli stojąca obok Lieke Klaver z Holandii zrobiła to, mając szerszy uśmiech na twarzy, gestu Kaczmarek nie wolno pominąć. Tylko go docenić.

Lekkoatletyka jest wymierna i wyniki jasno wskazują, że wstawiając do sztafety kogokolwiek zamiast szybkiej Kiełbasińskiej, sami w finale ograniczylibyśmy swoje szanse. Jesteśmy już po rozmowie ze sztabem. Ta grupa wyjdzie do 4x400 w najsilniejszym możliwym ustawieniu, zapewniam – tak brzmiał głos rozsądku Majewskiego.

Wiceprezes PZLA jako pierwszy publicznie uciął temat wewnętrznych kłótni. A potem wszyscy schłodzili głowy. I działacze, i trenerzy, i w końcu same biegaczki zrozumiały, że to pomysł organizatorów, aby sztafetę mieszaną umieścić w programie na samym początku MŚ, sam w sobie był idiotyczny. Zwłaszcza, gdy do tego w zasadzie zabroniono sztabom zmian po eliminacjach. Konfikt, który u nas z tego powodu powstał, w pewnym momencie wymknął się spod kontroli, a dodatkowo – jak było można usłyszeć ze środka reprezentacji – groził nawet bezsensownymi zawieszeniami w prawach członka kadry, dyskwalifikacjami i uniesionym honorem. Dlatego całe szczęście, że minęło kilka dni, w których udało się schłodzić głowy.

Nie muszą się kochać. Byle razem skończyły na tarczy


Finał indywidualnego ścigania na 400 m skończył istotny etap życia kadry w tych MŚ. Grupa Matusińskiego nie ma już żadnego rozpraszacza ani innego celu. W sobotę cztery z siedmiu tu obecnych sprinterek ruszą do eliminacji sztafety 4x400 m, a dzień później – miejmy nadzieję – któreś z nich powalczą o trzeci z rzędu medal w imprezie tej rangi. W 2017 roku "Aniołki" miały brąz, a w 2019 srebro. Od pięciu lat nie zeszły z podium w żadnej z największych imprez.Mając Kaczmarek z życiówką 50.16 s, Kiełbasińską biegającą 50.28 s, Święty-Ersetic na poziomie ok. 50.7 s oraz porównywalną z nią Baumgart-Witan, Polki mają prawo myśleć, że w Eugene będzie ciąg dalszy.

Nikt nie każe im się kochać ani jeździć razem na wakacje. W męskiej sztafecie sprzed lat zawodnicy w rozgrzewce nawet ze sobą nie rozmawiali. Ale gdy szli na start, wiedzieli, dlaczego i po co to robią. To jest profesjonalizm, o czym zresztą sam teraz dziewczynom opowiedziałem. Profesjonalizm, który zrozumiały w końcu i one. Za to wielki szacunek – stwierdził Marek Plawgo, medalista MŚ z 2007 roku.

Dla sztafety w sobotę i niedzielę bitwa o wszystko. Oby jak zwykle skończyła się z tarczą.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także