Serena Williams zakończyła karierę. Można było spodziewać się tego już od jakiegoś czasu, sama zresztą poniekąd to zapowiadała. Kariera była to bezprecedensowa i to nie tylko ze względu na sukcesy, z największą liczbą tytułów wielkoszlemowych na czele, ale przede wszystkim bariery, które Amerykanka przełamała. Z impetem, mimo kłód raz za razem rzucanych jej przez życie pod nogi.
Gdy przed US Open 2022 wschodząca gwiazda amerykańskiego tenisa Coco Gauff odpowiadała na pytania związane z Sereną, uwagę skupiono głównie na anegdocie związanej ze spotem reklamowym. Gauff opowiedziała, jak pierwsze pieniądze w życiu zarobiła jeszcze jako dziecko, gdy grała małą Serenę w spocie reklamowym linii lotniczych Delta. Ważniejsze słowa padły jednak później.
– Dorastając nigdy nie myślałam, że jestem inna, ponieważ numerem 1 na świecie był ktoś, kto wyglądał jak ja. Myślę, że to największa rzecz, której nauczyła mnie Serena – podkreśliła. To "wyglądała jak ja" odnosiło się oczywiście do koloru skóry obu zawodniczek.
— Jej dziedzictwo to coś więcej niż bycie Sereną-tenisistką. Zaczęłam grać z jej powodu. Jestem pewna, że wiele innych ciemnoskórych dziewczyn także uprawia tenisa, bo je zainspirowała — to z kolei słowa Naomi Osaki sprzed kilku lat z programu HBO "The Shop".
Dziś widok ciemnoskórych zawodniczek na korcie nikogo nie szokuje, ale kiedyś? Oczywiście, pewne bariery przełamywali Arthur Ashe i Yannick Noah, wygrywający pojedyncze turnieje wielkoszlemowe. Wśród pań do finału takiej imprezy w erze open udało się dojść Zinie Garrison. Nikt z nich jednak nie wszedł na poziom choćby zbliżony do Sereny.
W pewnym stopniu pokazywał to obsypany nagrodami "King Richard: Zwycięska rodzina" z 2021 roku, ale jest to jednak hollywoodzka, cukierkowa wersja rzeczywistości. Trudno traktować ją inaczej niż fikcję inspirowaną życiem rodziny Williamsów. To grzeczne kino familijne. Jeśli ktoś koniecznie chce przez pryzmat filmu poznać realia kalifornijskich slumsów, w zdecydowanie mniej ugrzeczniony sposób pokazują je głośne "Straight Outta Compton" (2015) czy "Chłopaki z sąsiedztwa" (1991).
Żaden scenariusz nie odda jednak w pełni obrazu życia w mieście, które jest definicją amerykańskiego wykluczenia społecznego, a zarazem jednym z tysięcy tak wyglądających. Przepełnionego przemocą, narkotykami i wojnami gangów, ale z drugiej strony z wszechobecnym niedofinansowaniem, szczególnie szkolnictwa czy służby zdrowia, oraz białą policją wyjątkowo brutalnie traktującą kolorowych.
Serena z siostrą Venus wybiła się z tego piekła, ale nawet, gdy zaczęła osiągać sukcesy, musiała mierzyć się z rasistowskimi atakami. Nie chodzi nawet o anonimowych widzów na trybunach czy, już później, wylew szamba w Internecie. Do jej koloru skóry oraz budowy ciała nieraz odnosiły się też media:
— w 2001 roku komentator radiowy Sid Rosenberg powiedział, że Serena z Venus bardziej nadają się do pozowania nago dla "National Geographic" niż "Playboya".
— w 2006 felietonista "The National Post" Martin Johnson analizował masę Sereny, w tym jej pośladków. Pisał m.in., że jej hotelowi sąsiedzi z dołu "musieli spędzić noc obserwując sufit, czy się nie zawali". Taki "żarcik", ponieważ tenisistka wcześniej zadeklarowała, że uczci zwycięstwo tańcem.
— w 2009 roku Jason Whitlock z Fox Sports określił ją jako "grube, umięśnione sadło".
To tylko pojedyncze przykłady, tego typu wypowiedzi i publikacji pojawiało się bez liku. Wraz z kolejnymi sukcesami Sereny na szczęście coraz mniej, ale nawet w 2019 roku prowadzący program w rumuńskiej telewizji Radu Banciu stwierdził, że "wygląda jak jedna z małp w zoo".
Rumuna na szczęście odpowiednie organy państwowe ukarały grzywną, choć inna sprawa, czy dotkliwie poczuł stratę równowartości ok. 1,8 tys. dolarów. Mniejsza o to, mowa o dziennikarzu z egzotycznego dla Amerykanów kraju. A Williams z podobnymi szykanami musiała się mierzyć na co dzień w bliskim otoczeniu.
W kreatywny sposób Serenę poparł związany z nią od lat koncern Nike. Opublikował jej zdjęcie z podpisem: "Możesz wyjąć superbohatera z jego kostiumu, ale nie możesz mu odebrać jego supermocy":
You can take the superhero out of her costume, but you can never take away her superpowers. #justdoit pic.twitter.com/dDB6D9nzaD
— Nike (@Nike) August 25, 2018
10,5 funta to 4,76 kilograma. Według siatki centylowej noworodka 90 proc. dzieci po urodzeniu waży 2,8-3,8 kg. Serena przekraczała więc tę górną granicę niemal o kilogram! – Nie, nie, poród wcale nie był trudny – śmiała się mama.
– Nie wiedziałyśmy, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. Z siostrami byłyśmy u babci, bo nie pozwolono nam jechać do szpitala na poród. Pamiętam, że wszystkie chciałyśmy mieć małego braciszka. Ale zadzwonił telefon, babcia wezwała nas do pokoju i powiedziała: "Macie siostrzyczkę". Byłam lekko rozczarowana – przyznawała później Isha. Pewnie nie tylko ona liczyła na chłopca, w końcu Richard i Oracene wychowywali już cztery córki. Na ich szczęście los chciał inaczej.
Szybko okazało się bowiem, że Serena nie jest tylko wyjątkowo dużym noworodkiem. – Nawet jako dziecko była dobrze zbudowana. Bardzo umięśniona. I nie musiała nad tym wiele pracować, tak po prostu było. Zaczęło to być widoczne, gdy miała trzy lata. Pamiętam, że myślałam: "Poczekajcie co będzie, gdy się nią zajmą na poważnie" – to wspomnienia Lyndrei.
Najmłodsza w rodzinie, więc i oczko w głowie wszystkich. I do tego od małego z charakterem niezdolnym do ustępstw. – Mieliśmy takie rodzinne konkursy talentów i Serena zawsze zwyciężała. A za każdym razem śpiewała tę samą piosenkę – "Greatest Love of All" Whitney Houston. I chociaż brzmiała jak zdarta płyta, wygrywała. Musieliśmy tak decydować, gdyż inaczej wylałaby może łez. Nie chcieliśmy ponosić konsekwencji jej porażki – smiała się Isha.
– U Sereny wszystko musiało być perfekcyjne, w innym przypadku się frustrowała. Nie ważne, czy był to konkurs talentów, czy gra w karty, musiała zwyciężyć. I to zostało jej do dziś – nienawidzi przegrywać – opowiadała kilka lat temu Isha.
W 1983 roku, po przeprowadzce do Compton, rodzice postawili na tenisową edukację córek. Powód? Pieniądze. Zrozumieli, że jako zawodniczki mogą zarabiać, jak wtedy im się wydawało, tysiące dolarów na turniejach. Serena i Venus pierwsze rakiety dostały w wieku odpowiednio trzech i czterech lat, a szkolili je Richard i Oracene. Ojciec zrezygnował nawet z pracy, by poświęcić się roli trenera. A córki były bardzo pojętne – w 1991 roku, w swoim pierwszym juniorskim turnieju, Serena przegrała w finale z Venus. Miały wtedy odpowiednio dziewięć i dziesięć lat.
– Venus już wcześniej grała w turniejach, Serena nie. Do tamtego konkretnego Venus została przyjęta z miejsca, Serena nie. Więc... sama wysłała zgłoszenie, bez wiedzy taty i mamy. Kto tak robi? W takim wieku? Za udział trzeba było zapłacić i gdy nagle okazało się, że organizatorzy pozytywnie rozpatrzyli jej wniosek, rodzice musieli uregulować podwójne wpisowe – wspominała Isha.
Serena nie brała jeńców i już wtedy chciała wygrać turniej, za wszelką cenę. – Męczyło ją oglądanie mojej gry. Sama chciała rywalizować. Wtedy jeszcze byłam większa i silniejsza, więc w trakcie przerw w finale zagadywała do mnie: "Venus, pozwól mi wygrać ten mecz". Ignorowałam ją. Miałyśmy zostać profesjonalistkami. Wygrałam turniej i dopiero wtedy powiedziałam jej: "Serena, powinnyśmy zamienić się trofeami, bardziej podoba mi się to srebrne". Tak zrobiłyśmy i do dziś mamy te nagrody w naszym domu na Florydzie – Venus znalazła salomonowe rozwiązanie problemu.
Na swoje szczęście dostosował się do polecenia. – Przyjechali po mnie starym transporterem Volkswagena, pełnym ubrań, pustych butelek, puszek po coli, papierów z McDonald's... Pojechaliśmy i okazało się, że wcale nie do klubu tenisowego, tylko na jakieś osiedlowe obiekty. Goście grali tu w kosza, samochody zaparkowali na środku trawnika, pili piwo... Na kortach leżało potłuczone szkło... Prowadził nas między nimi Richard i każdy, kogo mijaliśmy, nazywał go Królem Ryszardem (oryg. King Richard – przyp. red.). Musieliśmy przejść przez boisko do koszykówki, tam groźnie wyglądający goście, którzy... rozstąpili się przed nim jak Morze Czerwone przed Mojżeszem – pracujący w nowoczesnych klubie tenisowym Macci ewidentnie nie był przygotowany na widok Compton.
Gra dziewczynek też początkowo nie powaliła go na kolana. – Zazwyczaj już po pięciu minutach odbijania umiem ocenić, czy w dzieciaku jest coś wyjątkowego. Odbijaliśmy i pomyślałem, że wcale nie są specjalnie dobre. Miotały się po korcie, z włosów wypadały im koraliki, uderzały źle ustawione, ogólnie improwizowały i pajacowały. Powiedziałem więc, żebyśmy zagrali na punkty i przysięgam na Boga, wszystko się zmieniło. Nagle zaczęły się dobrze poruszać, ustawiać do piłek, biegać do każdej tak, że lał się z nich pot. I to ostatnie najbardziej mnie przekonało. Nigdy nie widziałem dwóch dzieciaków tak zapalonych, tak walecznych. Nigdy nie widziałem takiego poruszaania się! Sportowcy z ich budową i ruchami uprawiają inne dyscypliny, nie tenisa – Macci był w szoku.
I to przede wszystkim charakter sióstr zadecydował, że z miejsca zgodził się na trenowanie ich. Ale jak to z dziećmi, czasem też musiał zmusić je do pracy, nawet wyjątkowo ambitną Serenę. – Pewnego dnia nie miała zacięcia do trenowania. Kazałem jej zacząć się ruszać, na co odpowiedziała: "A co mi dasz w zamian? Jestem zmęczona i chce mi się pić. Jeśli dostanę pepsi, kręcone frytki i snickersa... i jeszcze koszulkę Green Daya z tego sklepu za rogiem... Jeśli to wszystko dostanę, przez następną godzinę będę harować na sto procent". Mój asystent przyniósł wszystko oprócz koszulki. I co? I latała po korcie niczym Spider-Man! A po godzinie... powiedziała: "Zrobiłam swoje, oczekuję tej koszulki Green Daya w tym miejscu jutro o 8 rano" – dzięki tej anegdocie Macciego wiemy, jaki zespół lubiła nastoletnia Serena.
Zresztą już wcześniej, mimo podpisanej umowy, konsultował się z innymi trenerami. Choćby Nickiem Bollettierim, legendarnym szkoleniowcem, pionierem koncepcji akademii tenisowych połączonych z internatami, który wychował m.in. Andre Agassiego, Jima Couriera, Monicę Seles i Mariję Szarapową.
– Richard przyszedł do mojego domu z dwiema córkami i powiedział, że będą większe od Michaela Jordana. Wszyscy uważali, że to szaleniec. Ale on robił coś, czego nie robili inni. Nie wystawiał ich w turniejach juniorskich, za to uczył techniki i walki do upadłego. Mówił: "Biegaj do każdej piłki". Serena odpowiadała: "Tato, piłka jest autowa". A on: "Żadna piłka nie jest autowa. Widzisz na dwa sposoby: oczami oraz mózgiem. Zanim twój mózg zarejestruje to, co widzą oczy, będzie już za późno, gdy okaże się, że jednak zagranie jest w korcie. Ale jeśli się ruszysz, dojdziesz do piłki – to jedna z ulubionych anegdot Bollettieriego.
Serena wystartowała w Quebecu, bo zazdrościła Venus, która już od roku radziła sobie obiecująco w cyklu WTA. Po prostu okazało się, że dla 14-latki było za wcześnie. – Zawsze chciała być jak Venus, była dla niej wzorem – wspomina Isha. Przyrodnie siostry także dołożyły cegiełkę do rozwoju przyszłych gwiazd, choć pewnie nie były wówczas z tego powodu aż tak szczęśliwe. – Gdy jeszcze były małe, musiałyśmy wstawać i jeździć z nimi. Nie mieliśmy koszyka z piłkami, bo były wtedy za drogie, więc zbierałyśmy je na rakietę i im przynosiłyśmy. Nie grałyśmy, a byłam z Venus i Sereną każdego dnia. To był rodzinny wysiłek – przybliżała początki Lyndrea.
Siostrom Price zabrakło talentu najmłodszych dziewczynek. Bo te szybko okazały się za dobre dla rówieśniczek. – Serena głównie grała z chłopakami, trzy-cztery lata starszymi od niej. W wieku jedenastu lat powiedziała mi, że jest lepsza od Johna McEnroe. "Widziałeś jego uderzenia? Fatalne. Na pewno bym go pokonała". To było absurdalnie głupie, ale tak czuła i w to wierzyła. Nie robiło jej różnicy, ile lat jest ktoś od niej starszy, a później o ile wyżej w rankingu się znajduje. Wielki zawodnik musi balansować na granicy odwagi i zarozumiałości – podkreślał Macci.
Wpadka w Quebecu pokazała Serenie, że jej czas jeszcze nie nadszedł. Trening, trening, trening – wróciła do wcześniejszej wizji Richarda. W kolejnym roku nie zgłoszono jej do żadnego turnieju WTA. 1997 także nie zapowiadał się obiecująco – przegrała w kwalifikacjach trzech imprez najważniejszego cyklu.
Aż nadszedł listopad, Ameritech Cup w Chicago. 304. w rankingu Serena wyeliminowała kolejno Mary Pierce (światowy nr 7), Seles, (nr 4) i doszła do półfinału. Nigdy wcześniej tak nisko sklasyfikowana zawodniczka nie ograła w jednej imprezie dwóch rywalek z Top 10. Od tego czasu poszło z górki, a Serena szybko przebiła osiągnięcia Venus.
Nigdy nie było jednak między nimi ani pozostałymi siostrami większych napięć. Wszystkie były sobie niezwykle bliskie. W dzieciństwie w piątkę mieszkały przecież w jednym pokoju z dwoma łóżkami piętrowymi i materacem pomiędzy nimi. Dlatego też rasistowskie traktowanie i grubiańskie uwagi na temat jej figury nigdy nie dotknęły Sereny tak bardzo, jak śmierć Yetundy.
Kilkanaście miesięcy później wydawało się, że to już koniec wielkości Sereny Williams. Po raz pierwszy. Większość 2005 i 2006 roku spędziła na leczeniu urazów kolan, miała problemy z kondycją, a rozpacz po śmierci siostry zmieniła się w depresję. Zaczęła układać sobie życie poza tenisem – pojawiała się w programach telewizyjnych, chodziła na premiery kinowe. W rankingu WTA spadła na 140. miejsce. Chris Evert, 18-krotna zwyciężczyni turniejów wielkoszlemowych, w otwartym liście opublikowanym przez "Tennis Magazine" błagała ją o powrót na właściwe tory.
– Zawsze uważałam, że może zostać tą najlepszą w historii. Ale wtedy nie podchodziła poważnie do grania. Przegrywała z rywalkami, z którymi nie miała prawa, pojawiała się na niezwiązanych ze sportem wydarzeniach, była rozkojarzona. Nie chciałam, by po zakończeniu kariery żałowała i myślała, że zmarnowała te lata. Ale nie brałam pod uwagę faktu, że przechodziła przez wiele także w życiu osobistym – biła się w pierś Evert.
Ale pół roku po liście Serena pozbierała się. Znalazła katalizator dla swojego bólu – charytatywne podróże do Afryki. Pierwszą odbyła na przełomie 2006 i 2007 roku, później było ich już wiele. Zdecydowała też, że jeśli gra, to tylko po to, by wygrywać. I wróciła na kort w imponującym stylu – w styczniu, nierozstawiona i notowana na 81. miejscu na świecie, wygrała Australian Open, w finale demolując Szarapową 6:1, 6:2.
– Wyjazd do Afryki zmienił ją. Pokochała Czarny Ląd. Wróciła jako zupełnie inna osoba i to pozwoliło jej na nowo skupić się na swoim życiu i karierze. Widziała porty, z których wywożono niewolników, życie Afrykańczyków... Te obrazy na nowo odmieniły jej podejście do bycia czarnoskórą kobietą – uważa Oracene.
Operacja się udała i Serena wróciła do zdrowia, ale długo jeszcze było widać, że ma problemy. – Kilka miesięcy później trenowaliśmy. Była sprawna, ale co jakiś czas opierała się o krzesło i ciężko oddychała. Zrozumiałem, że wciąż cierpiała przez ten zator. Przed następnym meczem powiedziałem jej: "Przyszła do ciebie śmierć i się przedstawiła. Nie możesz więc obawiać się kobiety, która jest po drugiej stronie siatki" – wspominał jej wieloletni trener przygotowania fizycznego Mackie Shilstone.
– Imponujące jest to, że dała radę utrzymać się na szczycie w obliczu swoich niezwykle trudnych przeżyć. Zabójstwo siostry, rozwód rodziców (w 2002 roku – przyp. red.), poważne problemy zdrowotne, wielokrotnie złamane serce – wszystko to jej nie złamało, była niezwykle odporna – podkreślała Shriver.
Ale czasem i Serena nie wytrzymywała i odreagowywała na korcie. Półfinał US Open 2009 przeciwko Clijsters. Williams broni tytułu, wygrała trzy z ostatnich czterech turniejów Wielkiego Szlema. Tymczasem Belgijka załapała się na imprezę tylko dzięki dzikiej karcie, a jakiegokolwiek tytułu nie zdobyła od czterech lat. I to Clijsters wygrywa pierwszego seta 6:4, na co Williams reaguje połamaniem rakiety. Ostrzeżenie jej nie studzi. Przy stanie 5:6 w drugim secie serwuje, by doprowadzić do tie-breaka. Liniowa Shino Tsurubuchi przy drugim podaniu wywołuje jej błąd stóp, po którym Belgijka ma dwie piłki meczowe. I wtedy się zaczyna.
Serena szaleje i krzyczy do sędzi: "Przysięgam na Boga, że wezmę tę piłkę i wepchnę ci ją do gardła!". Zostaje ukarana karnym punktem za niesportowe zachowanie. To kończy mecz, ale są dalsze konsekwencje – 82,5 tys. dolarów grzywny, najwyższa kara pieniężna, jaką kiedykolwiek nałożono na zawodową tenisistkę. Do tego dwuletni "okres próbny", czyli zagrożenie karą zawieszenia i kolejnymi grzywnami przy następnym niesportowym zachowaniu.
– Odebrano jej prawo do popełnienia błędu. Każdy z nas mówił i robił w życiu rzeczy, z których nie jest dumny, ponieważ nie jesteśmy perfekcyjni. Ale jej nie pozwolono na ludzki odruch. Te wszystkie niesłusznie wywołane auty, wrogość trybun i mediów, to się w niej skumulowało i wybuchła. Dopóki nie rzucisz rakietą, nikt nie widzi w tobie człowieka, widzą tylko maszynę uprawiającą sport – tłumaczyła siostrę Isha.
Rodzina stanęła murem za Sereną. Przyznała, że zachowanie było złe i liniowej należą się przeprosiny, ale to tyle. Bez kajania się i samobiczowania, czego oczekiwała opinia publiczna.
Tym zaangażowaniem zachwycała się burmistrz miasta Aja Brown. – Obecność Sereny ma fenomenalny wpływ. Z Venus są wspaniałymi ambasadorkami i pomogły podnieść to miasto, gdy naprawdę trudno było tu żyć. Przemoc była wszędzie, a nazwa Compton miała tyle negatywnych konotacji... Gdy byłam mała, oglądałam w telewizji, jak wygrywają na kortach. Spotkać się z nimi dziś było najwyższym zaszczytem – emocjonowała się na gorąco.
W tamtym czasie Serena na wyciągnięcie ręki miała rekord 22 wielkoszlemowych triumfów, należący do Steffi Graf. Gdy ulegała Kerber, w dorobku miała 21 tytułów. 22. zdobyła pół roku później, zwyciężając na Wimbledonie. I wreszcie nadszedł 28 stycznia 2017, gdy wygrała Australian Open. 23 tytuły – wynik, którego długo nikt nie pobije, o ile w ogóle kiedykolwiek komuś się uda.
A był to ostatni moment na rekordową wygraną, choć trudno powiedzieć, czy już wtedy wiedziała, że... jest w ciąży. Pewnie nie, grała na jej bardzo wczesnym etapie. Dopiero 19 kwietnia na Snapchacie poinformowała, że to już 20. tydzień. We wrześniu przyszła na świat Alexis Olympia Ohanian. Nazwisko po mężu byłej już tenisistki, współzałożycielu Reddita Alexisie Ohanianie.
Życie rodzinne odsunęło na dalszy plan ambicje zawodowe. Oczywiście, wpływ na jej wyniki miał też wiek. Gdy wygrywała 23. tytuł, miała już 35 lat, 4 miesiące i 2 dni. Najstarsza zwyciężczyni turnieju Wielkiego Szlema w historii. Formę niewątpliwie obniżył też trudny poród – konieczne było cesarskie cięcie, po którym Serena spędziła w łóżku sześć tygodni.
Nie oznacza to oczywiście, że ostatnie lata były w jej wykonaniu słabe. Od czasu, gdy wróciła, ponad rok po urodzeniu Olympii, jeszcze cztery razy doszła do finałów wielkoszlemowych. Wszystkie co prawda przegrała, a wcześniej zdarzyło jej się to raptem sześć razy. Ale tak czy inaczej, gdy dodamy do tego dwa półfinały i ćwierćfinał oraz finał Billie Jean King Cup w ostatnich pięciu latach, grubo po 36. urodzinach... Niemal każda zawodniczka może tylko marzyć, by tyle osiągnąć przez całą karierę.
Jessica Pegula
2 - 0
Sofia Kenin
Jelena Ostapenko, Erin Routliffe
2 - 0
Caroline Dolehide, Desirae Krawczyk
Katarzyna Kawa
0 - 2
Camila Osorio
Cristina Bucsa, Sara Sorribes Tormo
2 - 1
Irina Bara, Laura Pigossi
Katarzyna Kawa
2 - 0
Julieta Pareja
Amanda Anisimowa
0 - 0
Sofia Kenin
Jessica Pegula
2 - 1
J. Aleksandrowa
Jelena Ostapenko, Erin Routliffe
2 - 1
Hailey Baptiste, Caty McNally
Cristina Bucsa, Sara Sorribes Tormo
2 - 0
Emina Bektas, Aleksandra Krunić
Julia Riera
0 - 2
Camila Osorio