| Czytelnia VIP

Za plecami Henricha Mchitarjana. Piłkarskie peryferia Armenii

Reportaż o piłce nożnej w Armenii
Reportaż o piłce nożnej w Armenii
Krystian Juźwiak

Jesteśmy krajem inteligenckim. Sportem narodowym są szachy, a nie piłka – mówi erywański taksówkarz. Wbrew tym zapewnieniom Henrich Mchitarjan został piłkarzem światowej czołówki. Tropem zawodnika Interu chcą podążać teraz młodzi, ale na ich drodze stoją stragany handlujące sokiem z granatu i... granaty w Karabachu.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Dlaczego Lenin "grał" z numerem 8? Kto łamanym polskim mówił: "posprzątaj w pokoju"? Na którym stadionie można kupić medal za obronę Górskiego Karabachu? Kto jest właścicielem marki Armani? Gdzie wysyłają poborowych? Dlaczego dzieci w Armenii grają w koszulkach duńskiego Aarhus FC? Kto pokonał van der Saara, a kto ma w domu czołg T-90?

I gdzie na jednej ulicy można spotkać krowy i mustanga? Forda mustanga.

***


"Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach żywych i o wszystkich zwierzętach, które z nim były w arce, sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, że deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięćdziesięciu dni się obniżyły. Miesiąca siódmego, siedemnastego dnia miesiąca arka osiadła na górach Ararat".

[Rdz 8, 1-4]

***


— Wielu turystów jest w szoku, gdy mówię, że Ararat to święta góra Ormian — przyznaje Roza, która przekwalifikowała się z nauczycielki na przewodniczkę. — Nawet dziś dwójka Austriaków powiedziała: — Przecież sprawdziliśmy w Google Maps. Ararat jest w Turcji.

Geografii się nie oszuka. Od 1920 święta góra Ormian znajduje się poza granicami Armenii. A przez wieki była sercem kraju, który rozciągał się od terenów dzisiejszej Turcji aż po Gruzję. — Dla mnie to nie tylko historia mojego kraju, ale i mojej rodziny. Babcia żyła u podnóża góry — wyznaje Roza. — Ararat zabrali nam na rzecz Turków, Samcche-Dżawachetię na rzecz Gruzinów.

Andrzej Brzeziecki i Małgorzata Nocuń napisali reportaż o dużo mówiącym tytule "Armenia. Karawany śmierci", w którym porównują ten kraj do losów Hioba. Najpierw młodoturcy wyrżnęli ponad 900 tysięcy Ormian. Potem zabrali im świętą górę. A Ararat był i jest wszędzie. W herbie socjalistycznej republiki, na butelkach piwa, na paczkach papierosów. Nawet na boiskach. W ormiańskiej ekstraklasie gra Ararat Erywań. A ze stolicy widać górę. Ośnieżony szczyt wystaje ponad postsowieckie bloki. Niby jest na wyciągnięcie ręki. Ale tylko niby. Od Armenii oddziela go pas strefy zmilitaryzowanej.

Z Mchitarjanem jest podobnie jak z Araratem. Sylwetka piłkarza Interu Mediolan wyrasta ponad ormiańską piłką. To dla wielu szczyt, na który nigdy się nie wdrapią. Co prawda nie ma piwa ani papierosów "Mchitarjan", ale piłkarz jest na tyle popularny, że w sklepach z pamiątkami, obok magnesów z panoramą Erywania i flag Arcachu, można kupić także figurkę pomocnika.

Widok Araratu z Erywania (fot. Serouj Ourishan/Creative Commons)
Widok Araratu z Erywania (fot. Serouj Ourishan/Creative Commons)

***


Los, a dokładnie losowy przydział miejsc sprawia, że w samolocie siadam koło Alexa.

— Pierwszy raz lecisz do Erywania? — pyta.

Alex urodził się i wychował w Los Angeles, ale pięć razy do roku lata do ojczyzny. Ormiańska diaspora może dziś liczyć nawet 11 milionów. W głównej mierze złożyły się na nią dwa wydarzenia: rzeź, jaką urządzili Turcy i upadek ZSRR.

— Mój ojciec wyjechał do Stanów jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Mieliśmy sporo pieniędzy, ale po zmianach politycznych stały się tyle warte co papier, na którym zostały wydrukowane — tłumaczy. — Wyjechał więc jeszcze raz i został tam już na stałe.

Rozmawiamy chwilę o Karabachu, papierosach i ormiańskiej kuchni. Szybko okazuje się, że mamy wspólne zainteresowanie. Piłkę nożną.

— W Armenii nie jest ona jakoś bardzo popularna. Niby liga rozwija się z każdym sezonem. Teraz nasz Pjunik Erywań pokonał CFR Cluj, które jeszcze niedawno grało w Lidze Mistrzów! — mówi Alex. — Wszyscy mają wielki szacunek do Mchitarjana, ale ja uwielbiam Carlosa Velę. Chodzę na mecze Los Angeles FC i podziwiam go na żywo. Jest bardzo leniwy. Nie za skory do pressingu, ale jak już ma piłkę, to z dużą łatwością pokonuje bramkarzy.

***


— My nie jesteśmy krajem piłkarskim! Jesteśmy krajem inteligenckim. Sportem narodowym są szachy, a nie piłka — twierdzi w kontrze do Alexa stołeczny taksówkarz. — Wiktor Ambartsumian był pionierem! Bez niego Gagarin nigdy nie poleciałby w kosmos! — krzyczy. — Laser! Laser wymyślono w Armenii!

Oprócz powszechnie znanego piłkarza Interu Armenia nie zaznaczyła się za mocno w historii piłki nożnej. Trudno wskazać jednego pioniera w ojczyźnie Mchitarjana, ale nie jest to jałowa futbolowa ziemia. W latach 70. XX wieku 75-tysięczny stadion Hrazdan wypełniał się po brzegi dla Lewona Isztojana. W jego rodzinnym mieście Lenikinan chciano mu nawet postawić pomnik. Władze się nie zgodziły, więc na plecach kamiennego Lenina namalowano ósemkę — numer Isztojana.

Potem, w sezonie 1974/1975, Eduard Markarow został ex-aquo z Gerdem Muellerem najlepszym strzelcem Pucharu Europy. A Howhannes Zanazanian był kapitanem Araratu Erywań, który mierzył się z naszpikowanym mistrzami świata Bayernem Monachium. Mueller spojrzał wtedy na wypełniony po brzegi Hrazdan i rzucił do Zanazaniana:

— 0:0, OK?

Na co kapitan Araratu miał odpowiedzieć:

— Bracie, to jest piłka nożna, my ten mecz wygramy.

I Ormianie pokonali wielki Bayern 1:0.

— Gdybyś 10 lat temu poszedł na boisko i zapytał dzieci, kim chcą zostać, to odpowiedziałyby Romanem Berezowskim — mówi dziennikarz Ararat (!) Djan. Bramkarz mający rosyjskie korzenie zagrał aż 94 razy w reprezentacji Armenii. — Myśli o dostaniu się do kadr Rosji lub Ukrainy były więc oczywiste. Ale to inne czasy. Wtedy wierzono, że powinieneś grać tam, gdzie się urodziłeś. Armenia to moja ojczyzna! — mówił Berezowski.

Lewon Isztojan (fot. Fundacja Lewona Isztojana)
Lewon Isztojan (fot. Fundacja Lewona Isztojana)

Język polski, czyli "posprzątaj pokój"

Zależnie od źródeł Sewan liczy od 17 do nawet 23-tysięcy mieszkańców. Trudno powiedzieć, gdzie są poukrywani. Być może w obdartych postsowieckich blokach, których tu nie brakuje. Między nimi porozsiewane są stare wołgi, ale na ulicach można spotkać też krowy i… fordy mustangi.

— Podoba mi się tutaj. Jest dużo ładniej niż na Syberii, gdzie wcześniej mieszkałem — mówi Sułtan Aksanow. — To bardzo dobre miasto do życia z elementami starej architektury. Byłem bardzo zadowolony z pobytu w Sewan — wtóruje Nigeryjczyk, Ojetunde Olaoluwa.

Miasto można przejść w kilka minut, więc liczba mieszkańców wydaje się zawyżona. Możliwe, że mieszkają tu... tylko na papierze. Tak jak Arman, do którego dostaje kontakt od starszych panów popijających piwo Ararat.

Arman wyjechał do Erywania. Tam studiuje na politechnice, ale w Sewan została jego matka. Mają wyremontowany budyneczek. Coś w stylu letniej kuchni, którą wynajmują mi za grosze. W związku z tym, że pięć kilometrów od miasta znajduje się monaster Sewanawank — ważny punkt pielgrzymek — Arman odremontował budynek i zarejestrował go na bookingu. Ściana letniej kuchni niemal przylega do muru stadionu miejskiego. Akurat widać grupę dzieciaków, więc zamiast kierować się do zabytkowego klasztoru, warto ruszyć do nich.

Dzieciaki, jak to dzieciaki — biegają za piłką od rana. Pomysł zagrania z jakimś dziwnym obcokrajowcem przypada im do gustu i szybko dzielą się na składy. Na boisku prym wiedzie 13-letni Albert Grigorjan.

— Byłem kiedyś w Polsce. W Warszawie — rzuca w biegu. — Coś tam nawet umiem powiedzieć. Myślałem, ba byłem święcie przekonany, że powie coś z zakresu łaciny podwórkowej, ale chłopiec zaskakuje dwoma innymi zwrotami: "dziękuję bardzo" i… "posprzątaj pokój".

Albert wyróżnia się na boisku. Porusza się mądrze, ma głowę uniesioną, cały czas skanuje przestrzeń. Choć trochę się garbi, to w charakterystyczny sposób wypina dumnie klatkę piersiową. Raczej nie popełnia błędów. Nie szuka dryblingów. Gra odpowiedzialnie.

— Trenuję tutaj, w Sewan FA. Jestem obrońcą — zdradza. — Nasza drużyna nawet kiedyś grała w najwyższej lidze, ale teraz to nawet nie wiem… — Pytam chłopca o piłkarskie wzory. — Benzema i Vinicus z Realu Madryt. Ale podziwiam też Mchitarjana za to, że mówi płynnie w sześciu językach — dodaje.

Stadion Miejski w Sewan (fot. archiwum autora)
Stadion Miejski w Sewan (fot. archiwum autora)

Białoruś, czyli Edwin van der Saar

Na boisku jest barwnie. Są koszulki FC Barcelony, jest jeden Ronaldo z Juventusu, Messi, Pogba. Jest też kilka t-shirtów z logiem Armaniego.

Nie szkoda grać w takiej drogiej koszulce? — pytam chłopaka.
Ja jestem Arman, a ta koszulka to jest mój brand — odpowiada rezolutnie.

Nikt nie biega w stroju Sewan FC, mimo że siedziba klubu znajduje się tuż za bramką. — Nie można kupić szalików. Koszulki mają tylko ci, którzy grają w klubie — tłumaczy Albert. W mieście nie ma plakatów. Nie ma nawet charakterystycznych bohomazów na murach.

Albert Grigorjan jak na 13-latka imponuje dojrzałością. Trudno powiedzieć, czy kiedyś dostanie szansę gry w seniorach Sewan FC. Jeszcze niedawno można by założyć, że nie. Dopiero w 2018 profesjonalna piłka w mieście ożyła, głównie dzięki międzynarodowej sieci szkółek. Dlatego nowy klub nazywał się Junior Sewan i miał cztery przykazania obwieszczone od razu przez nowy zarząd:

1. Armenia to najkrótsza droga do europejskich pucharów. W ubiegłym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej wzięło udział 6 drużyn, z których aż 4 trafiły do ​​Pucharu Europy.

2. Wsparcie od federacji. Wielokrotnie spotykaliśmy się z kierownictwem FFA i oprócz słów poparcia, udostępniono klubowi nowy stadion w mieście Sewan do bezpłatnego użytku.

3. Nie ma limitu na zagranicznych graczy. Będziemy mogli ściągnąć wszystkich potrzebnych nam zawodników z różnych krajów.

4. Pod względem klimatycznym, jakości żywności, kosztów mieszkaniowych Armenia to najtańsza opcja do prowadzenia klubu.

Junior Sewan (fot. Junior Sewan, archiwum klubu)
Junior Sewan (fot. Junior Sewan, archiwum klubu)

Zamiast stawiać na chłopców z Armenii, postawiono jednak na utalentowanych zawodników z całego świata. Trenerem nowopowstałej drużyny został najlepszy piłkarz Białorusi z 1993. Siarhiej Hierasimiec miał ciekawą karierę jako piłkarz. Grał w Dynamie Kijów, Szachtarze Donieck i Zenicie Sankt Petersburg.

"Ostry, wybuchowy i agresywny zawodnik stał się ważnym punktem drużyny. Był bardzo szybki, a ataki flankami były znakiem rozpoznawczym drużyny prowadzonej przez Anatolija Byszowca" — czytamy w encyklopedii Zenita Sankt Petersburg. Z powodzeniem grał w reprezentacji Białorusi, gdzie w 26 meczach zdobył 7 bramek. — Otrzymałem fantastyczne podanie od Piotra Kaczura i uderzyłem niemal spod chorągiewki, pokonując Edwina van der Saara — wspominał w rozmowie z NewaSport. — Ten gol został uznany za najładniejszy w kwalifikacjach do EURO’96.



Jako trener Hierasimiec ma już mniej imponujące dokonania. Pracował w Tomie Tomsk, Piterze Petersburg i kazachskim Okżetpesie Kokczetaw. Zarząd Juniora uznał jednak, że będzie najlepszym sternikiem klubu-agencji menedżerskiej. Może dlatego, że z młodzieżowcami FK Tosno wygrał mistrzostwa północnozachodniego regionu leningradzkiego.

Junior Sewan z założenia był klubem multikulturowym. Większość stanowili obcokrajowcy, z których najliczniejszą grupą byli Rosjanie. Ale nie brakowało przedstawicieli egzotycznych krajów. Wilmond Oracius przyjechał do Sewan z Haiti, John Pletier z Trynidadu i Tobago. Cel był prosty. Piłkarze mieli się tu wypromować i podbić Europę. Ale prym bezsprzecznie wiódł Rosjanin Sułtan Aksanow.

— Do Armenii ściągnął mnie trener Siergiej Grigrowicz Hierasimiec — mówi. — To on prowadził zespół przez większość czasu. Chyba nie przegraliśmy wtedy żadnego meczu. Może jeden remis się trafił. Awansowaliśmy do wyższej ligi — wspomina napastnik, który miał wówczas aż 15 trafień i tym samym był najlepszym strzelcem klubu.



Barcragujn chumb, czyli gram albo nie gram

Piłkę nożną w Sewan datuje się od 1990. Wtedy powstał Achmatar Sewan, który jako jeden z pierwszych tworzył niepodległy, ormiański system ligowy. Cztery lata potem drużyna przestała istnieć, po drodze notując sromotne porażki, m.in. 0:18 z Araratem Erywań i 1:8 z Kotjakiem Abowian. Brak korzystnych wyników i trudności w spięciu budżetu sprawiły, że jedyny ślad po Achmatarze to dziś tylko piękny herb z jeziorem Sewan.

W mieście na inwestycje Juniora patrzono przez różowe okulary. 19 listopada na miejscowym stadionie pojawił się nawet premier Armenii Nikol Paszinian. "Władze miasta poinformowały, że stadion został zmodernizowany we współpracy z Federacją Piłki Nożnej Armenii. Wybudowano nową trybunę, wyremontowano toalety, zrobiono ogrodzenie. Stadion ma nowoczesną, sztuczną nawierzchnię. Oczekuje się, że w przyszłym sezonie zagra na nim zespół Junior Sewan, który plasuje się na pierwszym miejscu w pierwszej lidze i jest wielce prawdopodobne, że w przyszłym roku klub wystąpi w ekstraklasie Armenii" — czytamy w rządowym komunikacie.

Oczekiwania to jedno, a życie sobie. Już po roku spółka wycofała się z projektu Junior Sewan. — Zmieniły się władze, odszedł trener. Nie wiedzieliśmy do końca, co się stanie — mówi Sułtan Aksanow, który razem z Hierasimcem wrócił do Rosji i dziś pracują dla Jandra Petersburg.

Premier Armenii Nikol Paszinian wizytujący stadion w Sewan (fot. Biuro Prasowe Rządu)
Premier Armenii Nikol Paszinian wizytujący stadion w Sewan (fot. Biuro Prasowe Rządu)

Klub, który awansował do Barcragujn chumb, czyli ormiańskiej ekstraklasy, przemianowano na Sewan FC. Próbowano trzymać się dawnej polityki personalnej. Jednym z młodych talentów, który miał pociągnąć nowy-stary zespół był Nigeryjczyk Ojetunde Olaoluwa. — Cóż mogę powiedzieć — zastanawia się. — Piłka nożna w Armenii jest miejscem dla tych o silnej psychice. Gra zdecydowanie więcej starszych piłkarzy niż młodych. Futbol jest tutaj trudny i wymagający. Szczególnie dla kogoś, kto zaczyna karierę — przyznaje Olaoluwa.

Sewan FA błyskawicznie spadł z Barcragujn chumb. I nie zadecydowała o tym forma sportowa, a tzw. działacze na stołkach. — To "świeży" klub i nie ma o nim za wielu informacji. Gdy grali w ekstraklasie, to z reguły grali dobrze — dowodzą autorzy podcastu "Football in Kentron", który jest poświęcony piłce nożnej w Armenii. — Prezentowali bardzo defensywny styl, ale to nie mogło dziwić, bo z tego był znany ich trener. Niestety, zostali wyrzuceni z ligi po części przez kłopoty finansowe.

Po części. 9 listopada klub wystosował komunikat dotyczący stadionu. Tylko Alaszkert, Urartu i Wan miały własne obiekty, a pozostałych siedem klubów Barcragujn chumb wynajmowało boiska — w tym od federacji. Władze drużyny z Sewan zaproponowały trzy obiekty, deklarując przy tym ich modernizacje, ale FFA odmówiła i zaproponowała stadion Avan, przy czym klub miał zakaz korzystania z udogodnień, m.in. sali konferencyjnej. W tym samym komunikacie zaatakowano sędziów, którzy mieli ponoć gwizdać przeciwko zawodnikom znad jeziora oraz prezesa federacji Armena Melikbekjana.

"To, co się dzieje potem to bajka! Delegat na spotkanie Sewan — Urartu informuje, że na meczu pojawi się prezydent FFA i zarezerwował 5 miejsc w strefie VIP. Armen Melikbekjan nie tylko nie dociera, ale też nie przyjeżdża brygada pogotowia ratunkowego. 43 minuty beznadziejnego oczekiwania. Dwie minuty od walkowera"" — czytam w komunikacie Sewan FC."Oczywiste jest, że nasz klub przeszkadza wielu ludziom i miesza w kartach przy ligowym stole."

A co się dzieje w tym czasie ze stadionem w Sewan? Przechodzi remont. Okazuje się, że prowadzi go firma meblowa kontrowersyjnego oligarchy i… byłego prezesa armeńskiej federacji, Rubena Hajrapetjana. Ten na skutek śledztwa policji zostaje zatrzymany, ale zarzuty nie zostają podane opinii publicznej. — Mam, jeden samolot Su-35, jeden czołg T-90, kilka transporterów opancerzonych i bojowych wozów piechoty — kpił zapytany przez Radio Azatutyun.

13 listopada klub wystosowuje list otwarty do premiera Nikola Pasziniana w sprawie nieuczciwego sędziowania w lidze. Gromy spadają na Melikbekjana. 17 listopada Sewan odmawia gry z Alszkertem Erywań. Motywuje to napięciami na granicy armeńsko-azerskiej. 24 listopada prezes Sewan FC, Hajk Grigorjan, atakuje wprost federację, nazywając ją "skorumpowaną" i "niemoralną". Niebawem ma odbyć się konferencja prasowa Grigorjana, na której "na jaw wyjdą wszystkie brudy FFA". Teraz — w związku z wojną — Grigorjan nie chce tego robić.

Do konferencji nie dochodzi, a 24 grudnia pojawia się ostatni komunikat. O tym, że Sewan FC wycofuje się z ligi. Z kolei na portalu FFA możemy przeczytać, że klub zostaje wyrzucony za to, że dwukrotnie nie stawił się na meczach wyjazdowych.

Początek meczu Sewan FC - Noah FC (fot. Sewan FC/Facebook)
Początek meczu Sewan FC - Noah FC (fot. Sewan FC/Facebook)

Szlugi, czyli Karabach i Unia Europejska

Akademia jednak działa. Ostatniego dnia mojego pobytu w Sewan był rozgrywany turniej. Oprócz miejscowych chłopców, którym przewodzi Albert Grigorjan pieczołowicie poprawiający opaskę kapitana, są jeszcze dwie drużyny. Pierwsza to papierowy faworyt, czyli juniorzy Alaszkertu Erywań. Przyjechali rozklekotaną kią z drewnianymi ławkami zamiast foteli, ale mają piękne, zielone koszulki, kolorowe korki i trenera z prawdziwego zdarzenia. Trzecia drużyna jest zagadką.

To zespół Miki — tłumaczy Albert.
Miki? Miki Mouse? — dopytuje, co spotyka się z rechotem młodzieży.

Zespół Miki jest prowadzony przez zgorzkniałego trenera. Takiego, którego oczy widziały już wszystko, co najgorsze w futbolu. Ma na sobie dresy pamiętające pierwszy występ Sarkisa Howsepiana w reprezentacji Armenii, zupełnie niepasującą koszulkę polo, klapki i skarpety. Z finezją żongluje piłką. Nie przeszkadza mu nawet papieros w gębie. A tych pali co niemiara. Jeden za drugim. Wszystkie marki Ararat. Zespół Miki gra w koszulkach duńskiego Aarhus FC. — Unia Europejska dała — ucina trener i karci mnie wzrokiem, że przerywam mu palenie papierosów.

Sewańska młodzież pokonuje jednak łatwo rywali wspieranych datkami z Danii. Trener pozostawał niewzruszony. Wykonywał tylko dwa ruchy. Sięgał po następnego papierosa i wskazywał zmiany. Chłopcy nie zawsze wiedzieli, o kogo chodzi, ale dogadywali się jakoś między sobą. Okazało się nawet, że jest mniej koszulek niż chętnych do gry, więc schodzący od razu dawał koszulkę wchodzącemu. Obyło się też bez żółtej kartki.

W szeregach Sewan FC też zabrakło meczówek dlatego jeden z zawodników biegał w t-shircie Juventusu z nazwiskiem Cristiano Ronaldo. Gospodarze zdeklasowali rówieśników ze stolicy 4:0 i wygrali turniej.

Kolejno: turniej juniorów w Sewan, giełda pod trybunami stadionu Hrazdan, trener Miki (fot. archiwum autora)
Kolejno: turniej juniorów w Sewan, giełda pod trybunami stadionu Hrazdan, trener Miki (fot. archiwum autora)

Chłopcy zbijają piątki. Podbiegają do dziadków i rodziców, którzy przyszli na stadion zobaczyć dzieci i wnuki. Ci odważniejsi posyłają nawet zalotne spojrzenia do kilku dziewczyn, które chichoczą w rogu trybuny niby niezainteresowane zalotami młodych piłkarzy.

Wielu chłopców marzy o zostaniu profesjonalistą. Tak jak Mais, który gra w Sewan FC, ale teraz nie chodzi na treningi, bo handluje sokiem z granatu pod klasztorem Sewanawank. — Lubię, lubię piłkę, ale teraz jak są wakacje, to muszę pracować, żeby mieć pieniądze — zdradza z błyskiem w oku.

Wątpię, żebym widział kolejnego Mchitarjana, ale może piłkarz Interu miał trochę łatwiej. Urodził się w stolicy, od początku był związany z Pjunikiem Erywań. Debiutował jako 17-latek i jeszcze zdobył bramkę w prestiżowym meczu z Szirakiem Gymuri.

Może kiedyś Mais, Albert i reszta nawet trafią na Hrazdan. Niegdyś 75-tysięczny stadion, teraz ogołocony z trawy jest giełdą, jak niegdyś Stadion Dziesięciolecia. Można tam kupić wszystko. Dętkę do roweru, jakiś ciuch, akumulator, srebrną łyżkę. Nawet medal za obronę Karabachu.

Poprzedniego dnia odjeżdżał z Sewan autobus. Pół miasta zebrało się, żeby pożegnać wyjeżdżających. Żołnierz powoli czytał nazwiska. Wyczytany wchodził do środka. Ale nie od razu. Przyjaciele robili sobie z nim pamiątkowe selfie. Część mężczyzn była wzruszona, ale kryła łzy. Gdy wszyscy już byli w LAZ-ie, ten ruszył. Spora grupa biegła z nimi jeszcze przez kilkaset metrów...

— Żołnierze. Tych z pierwszego zaciągu wysyłają do Arcachu — tłumaczy ekspedientka sklepu, pod którym rozgrywa się ta scena. Arcach to ormiańska nazwa Górskiego Karabachu. 4 sierpnia w wyniku starć zginęły tam trzy osoby. Dwóch Ormian i jeden Azer. Hrazdan, jaką by nie był ruiną, nie jest więc najgorszym miejscem, do jakiego mogą trafić Albert i jego koledzy. Oby więc jedyne granaty w ich rękach to były te, z których sok sprzedaje Mais u podnóża klasztoru.

Historia Armenii jest historią cierpienia. Ormianie cierpią, patrząc na świętą górę Ararat, którą oddziela pas graniczny. Podobnie jak marzenia chłopców z piłką przy nodze oddziela od Santiago Bernabeu ciekłokrystaliczny ekran telewizora.

Polecane
Najnowsze
Czego zabrakło Polakom? Zadecydowało kilka czynników...
tylko u nas
Czego zabrakło Polakom? Zadecydowało kilka czynników...
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
| Motorowe / Żużel 
Patryk Dudek i Dominik Kubera za plecami Brady'ego Kurtza (fot. Getty).
Mistrz przeszkodzi byłemu klubowi? Jasna deklaracja!
Alan Czerwiński w jesiennym meczu z Lechem Poznań (fot. PAP).
tylko u nas
Mistrz przeszkodzi byłemu klubowi? Jasna deklaracja!
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Spokój mistrza świata. Wyjątkowa reakcja po słabszym starcie
Z przodu Brady Kurtz, za nim Bartosz Zmarzlik (fot. Getty).
polecamy
Spokój mistrza świata. Wyjątkowa reakcja po słabszym starcie
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Kubera niczym Jekyll i Hyde. "Nie przepadam za tym torem"
Dominik Kubera (fot. PAP)
Kubera niczym Jekyll i Hyde. "Nie przepadam za tym torem"
Frank Dzieniecki
Frank Dzieniecki
Orlen Wyścig Narodów: skrót 4. etapu [ZAPIS]
Kolarstwo szosowe, Orlen Wyścig Narodów – skrót 4. etapu (17.05.2025)
Orlen Wyścig Narodów: skrót 4. etapu [ZAPIS]
| Kolarstwo / Kolarstwo torowe 
Sportowy wieczór (17.05.2025)
Sportowy wieczór (17.05.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
transmisja
Sportowy wieczór (17.05.2025)
| Sportowy wieczór 
Kto mistrzem Polski? Sprawdź, co czeka jeszcze kandydatów do tytułu
Piłkarze Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa walczą o mistrzostwo Polski (fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk)
Kto mistrzem Polski? Sprawdź, co czeka jeszcze kandydatów do tytułu
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry