5 września to wspomnienie tragicznych wydarzeń, do których doszło w wiosce olimpijskiej w Monachium podczas igrzysk. Dokładnie 50 lat temu. Wciąż wychodzą na jaw nowe fakty.
Mowa o zamachu terrorystycznym dokonanym przez ekstremistyczną grupę Palestyńczyków określających siebie jako "Czarny Wrzesień". Przy braku odpowiednich środków bezpieczeństwa wtargnęli do budynku, w którym znajdowali się sportowcy z Izraela. Wzięli ich za zakładników. Terroryści postawili ultimatum: zażądali wypuszczenia na wolność Palestyńczyków przetrzymywanych w Izraelu. Dziś przyjmuje się powszechnie, że to nieudolność niemieckich służb doprowadziła do śmierci 11 izraelskich olimpijczyków, zginęło też 5 terrorystów i funkcjonariusz policji. Zdziwienie wywołało kontynuowanie igrzysk mimo tej tragedii. Tłumaczono to absurdalnie i skandalicznie. Na przeszkodzie miał stanąć... brak alternatywnej ramówki telewizyjnej dla igrzysk w Niemczech. Ogłoszono jednak przerwę w zawodach.
Jeśli chodzi o motywy, jakimi kierowali się zamachowcy, to są różne hipotezy. Jedna z głównych to niedopuszczenie palestyńskich sportowców do rywalizacji w zawodach tej rangi. Terroryści chcieli podkreślić, jaką krzywdę zrobiono rodakom i w odwecie porwali izraelskich sportowców, pierwotnie planując wymienienie ich na osadzonych w więzieniach. Niestety, doszło do tragedii – śmierci niewinnych ludzi, czego – jak się spekuluje – nie zakładali.
Izrael wini Niemców
Przyznanie organizacji igrzysk RFN nie spotkało się ze zrozumieniem Izraela. To było oczywiste, bo pamięć o Holocauście wciąż nie pozwalała myśleć o tych zawodach w zwykłych kategoriach, bez uwzględnienia traumatycznej historii. Jednak po pewnym czasie Izraelczycy doszli do wniosku, że jeśli ich sportowcy wezmą udział w igrzyskach, to dowiodą tego, iż plan zniszczenia narodu żydowskiego nie został zrealizowany.
Pamiętali jednak o martyrologii. Tuż przed inauguracją zawodów byli w obozie Dachau (pierwszy nazistowski obóz koncentracyjny) znajdującym się w niewielkiej odległości od Monachium.
Niedawno, a ściślej w tym roku, poznaliśmy nowe fakty ws. okoliczności zamachów, ale ten temat wraca od wielu lat. Trzeba przypomnieć, co działo się dokładnie dekadę temu. Pod koniec sierpnia 2012 Archiwa Izraela przedstawiły opinii publicznej dokumenty mające związek z zamachem w 1972. Dokument ujawnił napięcie wewnątrz rządu izraelskiego, któremu przewodziła wtedy Golda Meir, a temu niepokojowi towarzyszył zawód po działaniach niemieckich służb.
W izraelskim rządzie, na którego czele stał jeszcze Benjamin Netanjahu, był dylemat. Zastanawiano się bowiem, czy należy publikować tajne dokumenty. To niezdecydowanie wynikało z chęci uniknięcia napięć w relacjach izraelsko-niemieckich na poziomie władz państwowych. Ostatecznie zdecydowano się na tę publikację w dzienniku "Jedijot Achronot". Wynika z nich, że Golda Meir i członkowie jej rządu byli w tamtych tragicznych dniach pełni żalu do niemieckich służb. Utrzymywali, że te nie zrobiły w zasadzie nic, by uchronić sportowców przed śmiercią. To był pogląd prezentowany przez ówczesnego szefa Mosadu, Zwia Zamira. W jego ocenie niemieckie służby popełniły grzech zaniechania, nie przygotowując się dostatecznie na wypadek takich zdarzeń. Ponadto Zamir miał przeświadczenie, że organizatorzy igrzysk chcieli dokończyć rywalizację, nie zważając na nic, a sprawę postanowiono jak najszybciej zamknąć.
Inny z opublikowanych dokumentów każe sądzić, że gdy Izrael poprosił Niemców o pozwolenie na wysłanie elitarnego oddziału Sayeret Matkal w celu odbicia sportowców z rąk Czarnego Września, to władze RFN na to nie przystały. Niemcy uważali bowiem, że problem muszą rozwiązać wyłącznie służby niemieckie (zabito pięciu z ośmiu porywaczy).
Abstrahując od tych dokumentów, warto dodać, że Izrael miał żal do władz MKOI, gdy te odmówiły należytego upamiętnienia ofiar zamachu z Monachium podczas przypadających w czterdziestolecie tej tragedii IO w Londynie. Nie doszło do tego w takiej formie, jakiej oczekiwali Izraelczycy, niemniej MKOI upamiętnił tragicznie zmarłych, ponieważ ówczesny przewodniczący Jacques Rogge był uczestnikiem specjalnej uroczystości rocznicowej.
Chęć zadośćuczynienia
Po tym dzielącym opinię publiczną dokumencie sprzed 10 lat władze Niemiec i Izraela czyniły starania, by tragedia z IO nie ciążyła na stosunkach państw i nie stała się przeszkodą w powojennym pojednaniu. Deklaracje znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości pięć lat temu, gdy prezydenci Frank-Walter Steinmeier i Reuwer Riwlin otworzyli w Monachium muzeum, którego przesłanie jest jasne: właściwe upamiętnienie ofiar zamachu z 1972. Steinmeier przyznał, że brakowało tak potrzebnego miejsca i zbyt długo pamięć o ofiarach była w cieniu oprawców.
A z kolei Riwlin stwierdził, że rodziny ofiar i państwo Izrael czekali niemal 50 lat, ale w końcu nadszedł ten moment. Przestrzegł, by nie ustąpić w walce z ekstremizmem, bo do dziś są tacy, według których zamach jest czynem heroicznym. Muzeum usytuowano w pobliżu wioski olimpijskiej, co oczywiście ma wymiar symboliczny.
Anke Spitzer, wdowa po trenerze szermierki, który zginął w zamachu, zarzucała stale władzom niemieckim ukrywanie błędów i obciążanie odpowiedzialnością Izraela. Niemcy dążą jednak do tego, by czas wzajemnych pretensji skończył się na dobre.
Najnowsze fakty - sprawa "Tony'ego"
W sierpniu dziennik "Die Welt" podał, że światło dzienne ujrzały policyjne akta na temat zamachu z 1972. Teraz można dowiedzieć się, co śledczy mogli wtedy wiedzieć o planie ataku terrorystycznego.
Jeden z zamachowców próbował skontaktować się ze zwykłą niemiecką rodziną. Przed atakiem terrorystycznym, w sierpniu 1972, w "Sueddeutsche Zeitung" zamieszczono ogłoszenie o treści: "Poszukuję mieszkania z rodziną. Tel. 595627 (Tony)". Wtedy to było normalne, nikt niczego nie mógł podejrzewać. Zbliżały się przecież igrzyska. Zainteresowanie zawodami wyrażało wielu kibiców, a gdzieś trzeba było ich lokować...
Bilety szybko wyprzedano, choć igrzyska były na kilkunastu obiektach. Aby doszło do, jak to określano, "wesołych igrzysk", poluzowano jednak rygory. Nad wszystkim czuwała jedynie "służba stewardów" w jasnoniebieskich mundurach. Policja nie została zaangażowana. Dążono do tego, by nie było obaw o bezpieczeństwo, a radość zastąpiła lęki przybyłych.
Rzeczony "Tony" miał paszport ze zmienionymi personaliami. Podawał się za Hamida Kartouta, który miał urodzić się 3 października 1942 roku w Damaszku. Nie ma wątpliwości, że tożsamość tego człowieka sfałszowano, aczkolwiek wiek najpewniej się zgadzał i był to 30-latek. To jemu powierzono zadanie przygotowania ataku terrorystycznego. Historię tego człowieka poznaliśmy, gdy otwarto archiwa państwowe Bawarii, które długo kryły akta policyjne ws. zamachu. Podjęto przełomową decyzję ws. pewnej teczki. Mowa tu o teczce "München PP 1342" zawierającej kilkaset arkuszy z wynikami śledztwa. Dokument, który ujrzał światło dzienne, pierwotnie miał być utajniony do lat 40 XXI wieku. Jednak zdecydowano inaczej. Akta były w komendzie policji w Monachium i w Urzędzie Policji Kryminalnej Bawarii. Władze wezwały do poszukiwań w 40. rocznicę zamachu, czyli 10 lat temu. Odnaleziono je w... piwnicy, w... schowku z przyborami do sprzątania.
Córka właścicieli hotelu w centrum Monachium, w którym zamieszkał "Tony", pracowała w recepcji. To między innymi jej zeznania okazały się bardzo przydatne. Kobieta była od początku podejrzliwa wobec "Tony'ego". Zdziwiło ją, że w paszporcie widniało, iż urodził się w Damaszku, a on twierdził, że jest... Algierczykiem. A jak do tego doszło, że jej świadectwo miało tak duże znaczenie? "Tony" chciał zawrzeć bliższą znajomość z kobietą. Ona nawet wpisała mu swój numer do jego książeczki adresowej, co okazało się pomocne w śledztwie i pozwoliło zidentyfikować mężczyznę.
Policja sprawdzała też połączenia telefoniczne z pokoju hotelowego i powoli zbliżała się do końcowych ustaleń. Obecnie niektórzy mają żal do recepcjonistki, że nie poinformowała odpowiednich organów o podejrzeniach ws. przyszłego zamachowca. Teraz jednak łatwo się to mówi, ale wtedy trudno było przypuszczać, że może dojść do najgorszego. Gudrun G. zeznawała tydzień po zamachu i wtedy zidentyfikowała "Tony'ego" – był na zdjęciu i pięciu martwych terrorystów.
Tyle wiemy teraz. Pojawiały i wciąż pojawiają inicjatywy mające na celu poprawienie relacji niemiecko-izraelskich po zamachu z 1972. Widać też troskę o pamięć i wyjaśnienie szczegółów tragicznych zdarzeń. Nikt ich nie lekceważy.