3 marca 2023 roku zaplanowano kinową premierę filmu "Creed III". Trzecia część filmowej serii o losach syna Apollo Creeda będzie zarazem dziewiątą rozgrywającą się w uniwersum Rocky'ego Balboy i pierwszą, w której na ekranie nie zobaczymy Sylvestra Stallone'a. Legendarny aktor nadal pozostaje jednak ważną częścią całego projektu, a do rewolucji doszło za jego przyzwoleniem.
Niewiele wytworów kultury popularnej zrobiło tak wiele dla popularyzacji boksu jak filmy o Rockym. W latach 1976-2006 ukazało się w sumie sześć części sagi. W każdej z nich w rolę głównego bohatera wcielił się Stallone. To on był również autorem scenariusza, od którego wszystko się zaczęło. Jego pomysł nie był może przesadnie oryginalny, ale w dość twórczy sposób połączył wiele wydarzeń, które faktycznie wydarzyły się w pięściarskim świecie.
Wymowne było już samo imię i nazwisko. Rocky Balboa był pięściarzem wagi ciężkiej o dość skromnych warunkach (sam Stallone mierzy 177 cm), który mógł się kojarzyć z legendarnym Rockym Marciano (49-0, 43 KO). Filmowy bohater posługiwał się pseudonimem "Włoski Ogier", który miał jednak zupełnie inny rodowód. Scenarzysta zakpił w ten sposób z własnego życiorysu – w 1970 roku zmuszony przez życie Stallone zagrał w filmie softporno "Przyjęcie u Kitty i Studa", gdzie jego bohater był znany właśnie pod tym pseudonimem.
Pomysł na filmowy scenariusz mistrzowskiej szansy dla skazywanego na porażkę przeciętniaka również podpowiedziało życie. W marcu 1975 roku Stallone oglądał walkę Muhammada Alego (45-2), który dopiero co w sensacyjnym stylu znokautował w Kinszasie George'a Foremana (40-0). W pierwszej walce w obronie odzyskanego tytułu "Największy" dał jednak szansę komuś, kto specjalnie na nią nie zasłużył.
„Worek z oczami” jako inspiracja
Chuck Wepner (31-9-2) nie był zawodnikiem ze ścisłej czołówki. Może dlatego zgodził się na to, by zarobić ponad 15 razy mniej od mistrza. Ali chciał się w ringu zabawić, ale szybko okazało się, że rywal jest w stanie przyjmować jego uderzenia. A w dziewiątej rundzie wszyscy byli w szoku – Wepner delikatnie nadepnął faworytowi na stopę i trafił go ciosem na korpus. Mistrz wylądował na deskach, a sędzia nieoczekiwanie zaczął liczyć.
Końcówka walki była już mało filmowa. Ali odzyskał inicjatywę i mocno porozbijał przeciwnika, który był znany tego, że często zalewał się krwią. Ostatecznie wygrał przed czasem w ostatniej 15. rundzie, ale Stallone widział wystarczająco dużo, by w jego głowie zrodził się pewien pomysł. Niespełna tydzień później miał już gotowy scenariusz, który ostatecznie stał się podstawą pierwszej części "Rocky'ego".
– Oglądanie tej walki było strasznym przeżyciem. Siedziałem w domu i nie mogłem się nadziwić tej krwiożerczej publiczności. Rywal Alego nie wyglądał nawet na pięściarza. Poruszał się niezgrabnie i nie miał żadnych umiejętności – był właściwie workiem treningowym z oczami. To było smutne, ale nagle wydarzyło się coś niesamowitego – opowiadał Stallone w 2018 roku w rozmowie z "GQ".
– Wepner powalił na deski nieśmiertelnego Alego. Momentalnie przestał być żartem i stał się kimś, z kim każdy oglądający mógł się identyfikować. "Tak, chciałbym tego dokonać! Chciałbym dokonać niemożliwego – nawet jeśli tylko na moment – i zostać za to docenionym”. Każdy mógł pomyśleć: "skoro tak nieutalentowany facet może powalić Muhammada Alego to czego mogę dokonać ja?". Oglądałem tę walkę i w pewnym momencie zrozumiałem, że to metafora i tu nie chodzi o boks. "Rocky" nigdy nie był o boksie – chodziło o osobisty triumf – dodał.
Najważniejsi ludzie w filmowych wytwórniach byli początkowo zainteresowani jego pomysłem, ale szybko pojawił się zasadniczy problem. Stallone od początku stworzył scenariusz... myśląc o sobie w roli głównej. Branżowi specjaliści pukali się w głowę - aby przedsięwzięcie mogło zakończyć się sukcesem potrzebna była gwiazda. Proponowano nawet Roberta Redforda, ale twórca był nieprzejednany. Jakiekolwiek kompromisy nie wchodziły w grę – za żadne pieniądze.
Upór nieznanego aktora ostatecznie spodobał się Irwinowi Winklerowi i Robertowi Chartoffowi. Producenci przekonali wytwórnię United Artists do zainwestowania w film, ale musieli dopłacić do całego przedsięwzięcia brakującą kwotę z własnej kieszeni. Całość zrobiono mocno po kosztach i bez specjalnej wiary w wielki sukces. Stallone w jednej z ról obsadził... swojego psa Butkusa. Wcześniej sprzedał ukochanego czworonoga za 50 dolarów, bo nie było go stać na jego utrzymanie.
W cieniu „Największego”
Reszta jest historią. Pierwsza część "Rocky'ego" zwróciła się z ponad 200-krotną przebitką (!) i została pierwszą produkcją poświęconą sportowi, która zdobyła Oscara w kategorii dla najlepszego filmu. Aktor wcielający się w główną rolę spełnił marzenie i został jedną z największych gwiazd Hollywood. W trakcie kolejnych trzech dekad dzieło doczekało się licznych kontynuacji.
Z czasem trudno było nie dostrzec pewnej prawidłowości. Po pierwsze – Stallone wyraźnie obniżył loty. W kolejnych częściach zużył chyba wszystkie znane kinowe motywy. Ringowa zemsta za śmierć przyjaciela, pożegnanie żony, rewanż na buńczucznym wychowanku – sztampa stała się nieodłączną częścią całego cyklu. Pojawiły się nawet wątki polityczno-społeczne – rywalizację Rocky'ego z napakowanym sterydami Iwanem Drago wpisywano w zimnowojenne realia.
W 2006 roku wydawało się, że Stallone powiedział już wszystko. Film "Rocky Balboa" – szósty w serii – znów nawiązywał do wydarzenia z życia Muhammada Alego. "Największy" pod koniec lat sześćdziesiątych wziął udział w nietypowym projekcie. Komputerowa symulacja miała wyłonić najlepszego zawodnika w historii wagi ciężkiej. Na potrzeby przedsięwzięcia Ali stoczył nawet pozorowaną walkę z Rockym Marciano. Były mistrz wciągnął brzuch i założył tupecik, ale choć potraktował sprawę niezwykle ambitnie to wszyscy spodziewali się jednego finału.
Komputer uznał jednak inaczej. Marciano miał wygrać finałową walkę z Alim przez nokaut w końcowych rundach – taki scenariusz pokazano w amerykańskich kinach. Gniew "Największego" próbowano załagodzić alternatywnym zakończeniem pokazanym w Europie, w którym to on wygrywał przed czasem. Stallone przedstawił podobny projekt w filmie, który kończył się powrotem do ringu ponad 50-letniego Rocky'ego na walkę z urzędującym mistrzem.
Pomysłodawca cyklu od początku marzył o jak największym realizmie. Podczas zdjęć nie korzystał z pomocy kaskaderów i zachęcał do tego pozostałych. Z dzisiejszej perspektywy pewnie trochę trudno w to uwierzyć, bo pojedynki z udziałem Rocky'ego nie przypominają prawdziwych walk na solidnym poziomie. Pięściarze biją się cios za cios, ale nie znają nawet podstaw defensywy.
Mimo to w filmowej serii łatwo wskazać postacie i wydarzenia inspirowane prawdziwym boksem. Zauważył to zresztą sam Muhammad Ali. W 1977 roku zaskoczył Stallone’a na scenie podczas ceremonii wręczania Oscarów. – Ukradłeś mój scenariusz! To ja jestem Apollo Creedem. Widziałem ten film, ukradłeś mój scenariusz! – krzyczał pozorując walkę z aktorem.
"Największy" pogroził tylko palcem, jednak Chuck Wepner pozwał scenarzystę i próbował wykazać przed sądem, że dozwolona granica inspiracji została przekroczona. W 2003 roku sprawa odbiła się szerokim echem – były pięściarz domagał się 15 milionów dolarów, ale ostatecznie dogadał się ze Stallonem, którym zapewne zapłacił mniej. Nie wiadomo ile pomysłodawca zarobił na całej filmowej sadze, ale po latach przekonywał, że... o wiele za mało.
– Nie jestem właścicielem tej serii. Tak naprawdę w wielu kluczowych kwestiach nie mam nic do powiedzenia. Nigdy na to nie naciskałem, a w 2006 przy ostatniej części „Rocky’ego” byłem w zbyt słabej pozycji, by cokolwiek zmienić – tłumaczył po latach magazynowi "Variety".
Saga nowej generacji
W tamtym momencie wydawało się zresztą, że seria dotarła do naturalnego końca. Stallone już wcześniej myślał o uśmierceniu swojego bohatera. W piątej części Balboa miał zginąć podczas ulicznej walki ze swoim wychowankiem, w którego wcielił się Tommy Morrison (48-3-1, 42 KO). W 2013 roku nieoczekiwanie pojawił się kolejny przełom – pomysłodawca serii dał się namówić na oddanie kontroli operacyjnej, ale wciąż miał pozostać ważną częścią fabuły.
Tak powstał "Creed" – pierwsza część cyklu z kompletnie nowym tytułem i bohaterem. Rocky opiekował się w niej Adonisem – synem Apollo Creeda, tragicznie zmarłego przyjaciela z pierwszych części serii. Za projekt odpowiadał Ryan Coogler – młody amerykański reżyser i uznany twórca kina niezależnego. W główną rolę wcielił się Michael B. Jordan, który został obsadzony jako syn Creeda.
Film zebrał znakomite recenzje, a Stallone został nawet nominowany do Oscara jako aktor drugoplanowy. W 2018 roku miała premierę kontynuacja – "Creed II". Osią fabuły była rywalizacja syna Creeda z synem Iwana Drago. Dzięki temu do serii wrócił Dolph Lundgren – odtwórca roli sowieckiego mistrza, który podczas kręcenia czwartej części "Rocky'ego" prawie wysłał Stallone'a na tamten świat. Zgodnie z instrukcjami Sylvestra panowie zaczęli się bić bez udawania, a po jednym z ciosów Lundgrena jego rywal był hospitalizowany cztery dni.
Druga część "Creeda" nie zebrała aż tak ciepłych recenzji, ale i tak była kasowym hitem. Przy budżecie wynoszącym 50 milionów dolarów przyniosła ponad 200 milionów dolarów zysków. Szybko pojawiły się plotki o kolejnej odsłonie. Stallone snuł wizję sięgnięcia do kolejnego rodzinnego wątku – w roli syna Clubbera Langa (rywal Rocky'ego z trzeciej części) chciał obsadzić... Deontaya Wildera (43-2-1, 42 KO) – byłego mistrza świata wagi ciężkiej.
W październiku 2022 roku wszystko wreszcie stało się jasne. Pierwsza zapowiedź filmu "Creed III" przyniosła jednak zaskoczenie. Stallone po raz pierwszy nie wystąpi jako aktor – pozostanie jednak producentem. Debiut w roli reżysera zaliczy za to Michael B. Jordan, który znów wcieli się w rolę Adonisa Creeda. Osią fabuły będzie jego rywalizacja z kolegą z czasów młodości, który spędził kilkanaście lat w więzieniu – w tę rolę wcieli się będący ostatnio na fali Jonathan Majors.
W obsadzie znów nie zabraknie gwiazd boksu – wystąpią między innymi Saul "Canelo" Alvarez i Tony Bellew. Nieobecność Stallone'a nie jest niespodzianką – sam aktor potwierdził to już w kwietniu 2021 roku. Nie można wykluczyć, że podstarzały Rocky jeszcze pojawi się na ekranie. Aktor i scenarzysta opowiadał o pomyśle na inny film, gdzie znów mógłby wykorzystać kliszę mistrz – uczeń.
– Rocky spotyka młodego, gniewnego chłopaka, który utknął w Stanach Zjednoczonych gdy przyleciał odwiedzić siostrę i został nielegalnym imigrantem. Balboa wciąga go do swojego życia i rozpoczynają niesamowitą przygodę, która zabiera nich w okolice południowej granicy – opowiadał Stallone. Na giełdzie pomysłów jest także prequel – serialowa saga miałaby przybliżyć wydarzenia sprzed pierwszej części "Rocky'ego".
Bez względu na okoliczności, marzec 2023 roku przyniesie jednak spory przełom. Być może w ten sposób narodzi się nowe uniwersum, które zacznie żyć swoim życiem niezależnie od pomysłów Sylvestra Stallone'a. Boks na pewno może na tym tylko zyskać, a Deontay Wilder jako syn Clubbera Langa to przecież pomysł, do którego w każdej chwili można wrócić...