{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyka. Piotr Małachowski zamieszkał na Dominikanie. "Jeszcze pamiętam, jak wygląda śnieg"
Filip Kołodziejski /
Gdybym intensywniej poruszał się kilka tygodni, to byłaby szansa pobić rekord Dominikany – mówi nam Piotr Małachowski, który od kilku miesięcy mieszka na Karaibach. Medalista olimpijski nie ukrywa, że tęskni za Polską. Podjął się także nowych wyzwań i współpracuje z najlepszymi polskimi lekkoatletami. Więcej na ten temat opowiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Skrzyszowska z rekordem świata? Zaskakująca deklaracja trenera
Dwukrotny wicemistrz olimpijski po zakończeniu sportowej kariery przejął nowe obowiązki. Jego współpraca dotyczy startów lekkoatletów na mityngach w Polsce. Organizuje zawodnikom starty, negocjuje kontrakty przed zbliżającymi się zawodami w hali. Współpracuje między innymi z Ewą Swobodą, Justyną Święty-Ersetic, Michałem Haratykiem, Marcinem Krukowskim, Natalią Kaczmarek, czy Kajetanem Duszyńskim. Nad wszystkim czuwa również Marcin Rosengarten. Co ciekawe, Małachowski na co dzień przebywa na... Dominikanie. Znalazł jednak czas, by przez kilka minut poopowiadać, jak żyje mu się w nowej części świata.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Można już pana nazywać biznesmenem?
Piotr Małachowski: – Nigdy nim nie byłem i nigdy nie będę, bo nie mam do tego charakteru. Zawsze jednak będę chciał czynić dobro na korzyść innych zawodników. Dusza sportowca we mnie została. Robiłem to przez 25 lat. Nie potrafię o tym zapomnieć.
– Trudno było odnaleźć się w nowej rzeczywistości?
– Co chwile mam nowe wyzwania, problemy. Daję sobie radę na bieżąco. Nie jestem jeszcze w stu procentach przygotowany, by pomagać ludziom z topu w każdej sytuacji. Wspiera mnie Rosengarten. Jest ode mnie kilka poziomów wyżej. Mam się od kogo uczyć.
– Muszę zapytać o ostatnie miesiące i wyjazd na Dominikanę. Jak to jest wrócić do kraju po kilku miesiącach i zobaczyć śnieg?
– Spokojnie, nie było mnie tylko sześć miesięcy. Jeszcze pamiętam, jak wygląda śnieg. Nadal jestem Polakiem. Zawsze nim pozostanę. Chwilowo pomieszkuję na Karaibach. Czas pokaże, ile tam będziemy. Przyleciałem na dwa tygodnie pozałatwiać pewne sprawy zawodowe. Żona jest w kraju częściej – raz na dwa miesiące. Musi kontrolować pewne kwestie na bieżąco.
– Jak tam się funkcjonuje na co dzień?
– Znakomicie! Mamy więcej czasu dla siebie. Głowa jest spokojna. Nadrabiam czas z rodziną. Przez ostatnie lata nie było to takie oczywiste. Uczę się nowego języka, nowej kultury oraz funkcjonowania w innym środowisku. Syn chodzi do szkoły, a z żoną mamy więcej czasu dla siebie nawzajem. Mogę się nacieszyć spokojem. Nikt ode mnie niczego nie chce, nie wymaga. Jest dużo więcej luzu. Nie ma aż tylu telefonów i e-mali. Nareszcie odpoczywam.
Wyświetl ten post na Instagramie
Post udostępniony przez Piotr Małachowski (@piotrmalachowski)
– Bariera językowa komplikuje życie?
– Nie. Na miejscu jest wielu Polaków. Utrzymujemy z nimi kontakt. Jeśli coś się komuś dzieje – interweniujemy.
– Czegoś wam tam brakuje?
– Jedzenia! Nie jest tak smaczne jak u nas. Tęsknię za nim, ale na szczęście znaleźliśmy polską knajpę i raz na jakiś czas do niej jedziemy, żeby zjeść pierogi lub inne polskie potrawy. Niektóre produkty są tańsze, inne droższe. Dominikana to wyspa, dlatego niemal wszystko musi zostać na nią dostarczone. Tańsze są kurczaki, jajka, produkty spożywcze. Droższy natomiast prąd i samochody. Ceny mieszkań, wynajmu nieruchomości są porównywalne do tych u nas.
– Na Dominikanie rzuca się dyskiem?
– Aż 54 metry, haha. Gdybym intensywniej poruszał się kilka tygodni, to byłaby szansa pobić rekord. Ale już wyprzedzam kolejne pytanie: nie, nie chcę być trenerem.
– Tomasz Majewski mówił mi, że trudno odnaleźć się w normalnym funkcjonowaniu, gdy przez lata było się sportowcem, który miał zaplanowany każdą minutę dnia. Pan miał podobnie?
– Miałem z tym problem. Jako sportowiec budziłem się i zaplanowany był każdy dzień, miesiąc czy rok. Musiałem odnaleźć się w nowej rzeczywistości, czyli: praca w domu, szkoła syna, wspólne odrabianie prac domowych. Już się wbiłem w te realia. Więcej majsterkuję w domu. Na początku nie było łatwo, ale koniec końców nie jest to przecież "mission impossible".
– Jak teraz spędza pan czas?
– Najpierw jem śniadanie. Następnie odprowadzamy syna do szkoły. Potem nadrabiam braki w pracy zdalnej. Z żoną mamy czas pójść na spacer, na zakupy. Uczymy się języka hiszpańskiego. Na Dominikanie nie ma ciągłego pędu. Nikomu się nie spieszy. Żyje się spokojniej. Poznajemy nowy kraj, jego kulturę i kolejne zakątki. Jestem zadowolony z życia w tej części świata.
– Tęskni pan za sportem i śledzi poczynania młodszych rywali w rzucie dyskiem?
– Pozostaję na bieżąco. Jest kilku zawodników z wysokiej półki na czele z Kristjanem Cehem, Danielem Stahlem i Mykolasem Alekną. Oni mogą zamieszać w światowej czołówce. Trzeba jednak zachować cierpliwość. Wiem doskonale, że nie zawsze to, co jest w tabelach ma przełożenie na najważniejsze imprezy. W gronie Polaków mamy młodego Oskara Stachnika. Nadal startuje Robert Urbanek. Liczę, że powalczą o kwalifikacje do kluczowych zawodów. Fajnie byłoby widzieć, że polski dysk nadal stanowi o europejskiej sile.
– Jest pan spokojny o przyszłość polskiej lekkiej atletyki?
– Jest optymizm. Dużo osób się odblokowało. Mamy młodych i zdolnych zawodników. Wróciliśmy do kraju z czternastoma medalami mistrzostw Europy. To naprawdę robi wrażenie. Czekam, aż ze Stambułu i Budapesztu również przywieziemy zadowalającą liczbę medali.
– Na koniec zapytam o to, jak podchodzi pan do kwestii dopuszczania do startów sportowców z Rosji i Białorusi. Za naszą wschodnią granicą nadal trwa intensywna wymiana ognia...
– Zawodnicy z Rosji i Białorusi nie mają prawa startów. Bądźmy fair dla reszty. Nie można łamać przepisów. Jeśli ktoś wpada na dopingu, też nie ma prawa reprezentowania kraju. Źle się dzieje, a najważniejsze jest dobro ludzi. Ten temat leży mi na sercu. Na początku wojny wzięliśmy kilka rodzin z Ukrainy pod dach. Wiem, jak reagują. Najgorzej mają dzieci. Potrafiły wymiotować ze stresu, chociaż były setki kilometrów od placu wojny. Nie możemy akceptować zła, które się dzieje. Wierzę, że świat szybko wróci do normalności.
Wyświetl ten post na Instagramie
Post udostępniony przez Piotr Małachowski (@piotrmalachowski)