W środę świat polskiego boksu pogrążył się w żałobie z powodu śmierci Grzegorza Skrzecza – wybitnego pięściarza, medalisty mistrzostw świata i Europy, a także olimpijczyka z Moskwy. Talent miał jednak nie tylko do boksu, bo udzielał się też aktorsko i prężnie działał w biznesie. W sierpniu skończyłby 66 lat.
"W USA rządził Al Capone, na Żeraniu – Skrzeczowie" – opowiadał mi Grzegorz Skrzecz w pierwszym wspólnym wywiadzie z bratem Pawłem, który ukazał się w albumie "Herosi polskiego boksu". Bliźniacy wspominali, że od najmłodszych lat swoją posturą wzbudzali respekt, a rówieśników przerastali o dwie głowy. Nikt nie był w stanie im podskoczyć i wszyscy się ich bali. Gdy po szkole podstawowej trafili do Zasadniczej Szkoły Zawodowej Zakładów Elektronicznych "Warel", dyrektor natychmiast ich rozdzielił. W jego opini, byli jaki odbezpieczone granaty.
Swoją energię postanowili wyładować w sali bokserskiej. Grzegorz był młodszy od Pawła o 45 minut, ale to on jako pierwszy zapisał się na treningi. Zrobił to wbrew mamie, a na dodatek namówił brata, bo sądził że łatwiej będzie ją przekonać. Niestety, było zupełnie odwrotnie, a mama kategorycznie zabroniła im uprawiać boks. Liczyli się z jej zdaniem. Wiedzieli, że łączenie pracy z samotnym wychowywaniem krnąbrnych bliźniaków, delikatnie mówiąc, nie jest prostym zadaniem.
Wtedy do akcji wkroczył trener Wieńczysław Kosinow z Gwardii Warszawa, który uratował – jak się później okazało – ich wspaniałe, pełne sukcesów kariery.
"Gdyby nie najukochańszy dziadek Kosinow, bo tak go nazywaliśmy, to na pewno nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Nieraz dostawało się od niego cięgi skakanką, ale później całowaliśmy go i nosiliśmy na rękach (...) Dziadek Kosinow spotkał się za naszymi plecami z mamą i obiecał jej, że on zajmie się naszym wychowaniem i szkołą, a ona niech pilnuje domu. My o niczym nie wiedzieliśmy" – wspominał Grzegorz. Bracia, już po śmierci "Dziadka", zdali matury i pokończyli kursy trenerskie. Dotrzymali danego mu słowa. A mamie obiecali, że nigdy nie będą przeciw sobie walczyć, dlatego boksowali w różnych kategoriach wagowych (Grzegorz w ciężkiej, a Paweł w półciężkiej).
Szybko przyszły pierwsze sukcesy, ale również i pierwsze rozczarowania. W pierwszej walce jako senior w wieku 19 lat w meczu Polska – USA w Warszawie, przegrał z Lindellem Holmesem, bratem słynnego Larry'ego. Sędzia przerwał pojedynek już w pierwszej rundzie, a Skrzecz tak przejął się tą porażką, że chciał nawet rzucić boks. Taki pomysł szybko wybiła mu z głowy... mama, która mocno wjechała młodemu pięściarzowi na ambicję. "Zrobiło mi się wstyd i szybko wróciłem na salę" – mówił.
Wrócił z przytupem. W 1979 roku wywalczył mistrzostwo Polski w wadze ciężkiej, a rok później obronił tytuł (łącznie wywalczył pięć złotych medali MP, bo triumfował jeszcze w latach: 1981, 1982 i 1984), a następnie pojechał na igrzyska olimpijskie w Moskwie. W rywalizacji w wadze ciężkiej dotarł do ćwierćfinału, gdzie na jego drodze stanął wybitny Teofilo Stevenson, który miał już wtedy na koncie dwa złote medale IO (z 1972 i 1976 roku). Kubańczyk wygrał przez nokaut w 3. rundzie i sięgnął później po trzecie złoto igrzysk w karierze.
Stoczył łącznie 236 pojedynków. 204 wygrał, poniósł 31 porażek i raz zremisował. Po zakończeniu kariery jeszcze przez jakiś czas pozostał przy sporcie. Trenował juniorów Gwardii Warszawa, później szkolił także kanadyjskich pięściarzy (m.in. byłego mistrza świata juniorów Kirka Johnsona). Tęsknił jednak za Polską i po półrocznym pobycie za Oceanem wrócił na swój ukochany Żerań.
"Odszedłem od sportu, zająłem się zarabianiem pieniędzy i otworzyłem firmę ochroniarską. Chroniliśmy ważne osobistości, koronowane głowy" – opowiadał. Był m.in. szefem ochrony warszawskich kasyn, zabezpieczał także m.in. imprezy z udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego. Ochraniał także piłkarzy reprezentacji Polski podczas zgrupowań w Warszawie.
Miał również spory dryg do aktorstwa. Występował w takich serialach jak m.in.: "Miodowe lata", "Pierwsza miłość", "Ojciec Mateusz", czy "Policjanci i policjantki". Zagrał również epizodyczne role w filmach Olafa Lubaszenki: "Sztos", "Poranek kojota", czy "Chłopaki nie płaczą". W tej ostatniej produkcji Skrzecz wcielił się w rolę policjanta Władzia i zagrał w scenie, która stała się kultowa: