Kibice lekkiej atletyki kojarzą Karola Hoffmanna z trójskokiem. Polak w 2016 roku został wicemistrzem Europy w Amsterdamie. Karierę uprzykrzały mu jednak długotrwałe kontuzje. Teraz zaczął drugie "sportowe życie". Opowiedział o tym w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Życie pisze różne scenariusze. Przekonał się o tym polski trójskoczek, który musiał radzić sobie z wieloma zdrowotnymi dolegliwościami. Wprawdzie w 2016 roku cieszył się z wywalczenia srebrnego medalu mistrzostw Europy, ale tamtym sukcesie przyszły gorsze czasy. Poważne kontuzje, długie przerwy w startach, próby powrotu na najwyższy poziom. To ostatnie nie wyszło, dlatego kilka miesięcy temu postanowił odłożyć kolce na półkę. Co robi teraz? – Od grudnia pracuję w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Pomagam przy organizacji zagranicznych zgrupowań. Gdybym chciał się uwolnić w pełni od sportu, na pewno nie skorzystałbym z tej oferty. Nie da się odciąć od tego środowiska. Non stop mam do czynienia z zawodnikami. Od dwóch lat szukam nowej drogi. Nie wiem, gdzie się widzę za 5-10 lat. Teraz zaczęło się "drugie sportowe życie" – tłumaczy w rozmowie z TVPSPORT.PL.
"Człowiek w takim momencie ma ochotę się poddać" – mówi polski lekkoatleta
Polak po urazie ścięgna Achillesa czekał na następny start ponad rok. Jak wspomina tamte chwile?
– Bywały trudniejsze momenty w moim życiu niż samo czekanie. Na przykład te już po powrocie. Na kolejny występ czekałem 372 dni, ale nie przeszkadzał mi okres rekonwalescencji i przygotowań. Był nawet przyjemny. Po zakończeniu pierwszego sezonu uświadomiłem sobie jednak, że spadłem 2-3 poziomy niżej. To było najgorsze. Miałem bardzo długą drogę, żeby wrócić do wysokiego poziomu, a i tak nie udało się tego dokonać – dodał.
Był tenis i... pianino. Teraz młody talent marzy o złocie IO!
– Człowiek w takim momencie ma ochotę się poddać. W grę wchodzi walka z samym sobą. Wielokrotnie powtarzałem żonie, że na mnie już pora. Mimo wszystko nadal próbowałem. Przez trzy lata. Nie umiałem odpuścić. Korzystałem z pomocy psychologa, ale nie tylko wtedy, bo przez całą karierę. Pomagali mi: Martyna Nowak, Jan Blecharz, Grzegorz Więcław. Nie jest to już temat tabu. Każdy powinien korzystać z pomocy specjalisty. To trochę forma treningu – kontynuował srebrny medalista mistrzostw Europy.
Czy Polak w tym trudnym momencie życia znalazł pozytywy? – Ostatnie lata pokazały, że jestem upartym człowiekiem. Potrafię przy niepowodzeniach zagryźć zęby. W chwilę straciłem wszystko. To był bardzo drastyczny moment w życiu. Ważne, że blisko mnie była żona, trener i inni. To naprawdę trudny moment. Nie jest łatwo o tym mówić. To, że człowiek mierzy się z poważnymi problemami, nie oznacza, iż będzie się dzielił wszystkimi odczuciami z resztą – oznajmił.
Jak rysuje się przyszłość trójskoku?
Na polskim podwórku brakuje młodzieży, która mogłaby powalczyć jak równy z równym z najlepszymi trójskoczkami Europy i świata. Na pokładzie pozostał... 36-letni Adrian Świderski. To legenda kadry, ale i on na pewno chciałby mieć rywali na wyższym poziomie. – Brakuje młodzieży. Cały czas czekamy na zawodników. Powoli odzywają się młodzieżowcy i juniorzy. Dobrze by było, żeby przekraczali linię 16 metrów. Myślę, że minie jeszcze chwila, by pojawił się ktoś warty uwagi. Nie zastanawiałem się, jak można rozwiązać ten problem – podsumowuje Hoffmann.
Niezwykła ambicja. Dobiegła ostatnia w strugach deszczu [WIDEO]
Czy nasz rozmówca ma plan, by pomagać najmłodszym i tym bardziej doświadczonym również na stadionach?
– Mamy na tyle doświadczonych reprezentantów, że nie potrzebują ode mnie mentalnego wsparcia. Służę pomocą od strony biurowej. Na początku praca za biurkiem była trudna, ale z miesiąca na miesiąc było coraz lepiej. Dzień pracy to 8 godzin. Pozostaje czas na to, by się ruszać. Nie ciągnęło mnie, żeby zostać na przykład trenerem. Dobry szkoleniowiec musi mieć łatwość w przekazywaniu wiedzy. Sam jestem bardzo temperamentny. Nie widzę się w takiej roli – zakończył.