Po raz pierwszy od sezonu 2018/19 Barcelona sięgnie po tytuł mistrzowski w La Liga. I zapewniła to sobie na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. To wszystko w sezonie, w którym nie obyło się bez krytyki trenera i piłkarzy, jak i bez problemów wokół klubu – zarówno z długami, rejestracją graczy, jak i dźwigniami finansowymi. Wrażenia artystyczne zeszły jednak na bok. Wszak na końcu liczy się tytuł.
767 milionów euro. Tyle Barcelona uzyskała za uruchomienie wszelkich dźwigni finansowych, które pomogły spiąć budżet na sezon 2022/23. Sprzedaż 25 procent praw telewizyjnych firmie inwestycyjnej, 25 procent udziałów Barca Studios firmie Socios.com. Zmiana nazwy z legendarnego Camp Nou na Spotify Camp Nou. Wszystko po to, by pieniądze dostać na już. By zarejestrować piłkarzy, sprowadzonych w letnim zaciągu. A tych było wielu. I wiele spośród transferów uznawanych było za wielkie. Po pierwsze: Robert Lewandowski. Do tego Raphinha, Jules Kounde, Franck Kessie, Andreas Christensen, Hector Bellerin, Marcos Alonso.
Pensje przyciągały tak, jak marka klubu. Tyle, że zaczęły się problemy… z rejestracją nowo pozyskanych zawodników. I na to brakowało bowiem funduszy. Jeszcze w meczu otwierającym sezon, z Rayo Vallecano, zagrać nie mógł choćby Jules Kounde. Barcelona wciąż próbowała wypchnąć z klubu zarabiających bajońskie sumy Frenkiego de Jonga czy Memphisa Depaya, ale nieskutecznie. Obaj, przynajmniej do zimy, pozostali w stolicy Katalonii. De Jong został do teraz, Depaya w styczniu sprzedano do Atletico.
Pierwszy mecz, z Rayo, był zimnym prysznicem. 0:0 po bezbarwnej grze rodziło wątpliwości, czy Xaviemu uda zgrać się drużynę. Siedem kolejnych zwycięstw, w tym sześć bez straty gola wyglądało już okazale, ale mecz z Realem Madryt Barcelona już przegrała. Źle było też w Lidze Mistrzów, gdzie w grupie z Interem, Benfiką i Viktorią Pilzno Duma Katalonii radziła sobie tylko z Czechami. 2022 rok zamknięty został na smutno.
Brak obecności w 1/8 finału LM oznaczał straty finansowe, na które Barcelona w obecnej sytuacji nie mogła sobie pozwolić. Ale na boisku okazało się, że pozwolić musi. Trzecie miejsce w grupie oznaczało spadek do Ligi Europy. I tam Barca długo nie zabawiła, odpadając za pierwszym dwumeczem, z Manchesterem United. Wtedy zastanawiano się nad przyszłością Xaviego. Broniła go liga, w której choć czasem bez wielkiego stylu, ale punktował lepiej niż Real Madryt. Znacznie lepiej. I to pomimo tego, że z szatni dochodziły sygnały, że niektórzy gracze nie lubią spędzać razem czasu na boisku. Tak miało być z Lewandowskim i Ferranem Torresem.
Wydarzenia z boiska w marcu zostały przyćmione sensacyjnymi doniesieniami "El Mundo". Według doniesień gazety , były arbiter i wiceprzewodniczący Komitetu Technicznego Sędziów, Jose Maria Enriquez Negreira, w latach 2016-2018 dostawał od FC Barcelona pieniądze. 77-latek otrzymywał wynagrodzenie za pośrednictwem swojej firmy DASNIL 95 SL. W sumie miał otrzymać 1,6 miliona euro za tzw. raporty techniczne i doradztwo.
Sprawą zainteresowała się prokuratura, ponieważ w rozliczeniach podatkowych 77-latka, skarbówka znalazła nieprawidłowości. Z kolei sam zainteresowany nie potrafił przedstawić żadnego dokumentu świadczącego, że współpracował z Barcą. Kilka klubów z La Ligi przedstawiło swoje stanowisko w tej sprawie w specjalnych oświadczeniach. Głos zabrał także prezes ligi hiszpańskiej, Javier Tebas, który sugerował, że Joan Laporta powinien podać się do dymisji.
To nie nastało, ba, działacze Barcelony tłumaczyli zachowania… próbą samoobrony przed faworyzowaniem Realu Madryt. Sam prezydent Katalończyków uważał, że klub jest obiektem "wściekłych ataków", będących próbą zrujnowania jego reputacji. Wątpliwej, dodać trzeba. W zamian Laporta próbował zrujnować reputację Realu. – Należy pamiętać, że przez ostatnich siedem dekad większość przewodniczących Komitetu Technicznego Sędziów to byli członkowie, zawodnicy czy dyrektorzy Realu. Od 70 lat sprawiedliwość na boisku wymierzali ludzie związani z Realem! To, że teraz ten klub mówi, że czuje się skrzywdzony, wydaje mi się bezprecedensowym przykładem z cynizmu. Wierzę, że proces ich zdemaskuje i ustawi na swoim miejscu – powiedział 60-letni działacz. I naraził się na ripostę Królewskich. Ripostę mocną i nawiązującą do czasów generała Francisco Franco, który był… honorowym partnerem klubu.
Mimo tylu wydarzeń okołoboiskowych Duma Katalonii przynajmniej w lidze zachowała spokój i już po meczu z Espanyolem zapewniła sobie mistrzostwo Hiszpanii. Choć sceptycy zauważą, że najwięcej w tym sezonie miała wyników pasujących do Atletico Madryt, czyli 1:0. Mistrz jest jednak mistrz. Pytanie tylko, jak długo po świętowaniu tytułu utrzyma się spokój. Tym bardziej, że z klubu odejdzie dyrektor do spraw futbolu, Mateu Alemany, a więc ktoś znacznie bardziej profesjonalny niż Laporta. Finanse z gumy nie są, a odgonione na chwile czarne chmury znów mogą zawisnąć nad klubem. Choć nikt popijając szampana po meczu nie będzie o tym myślał.