Sobota, 16 czerwca 2012 roku. Na autostradzie A4 przed Wrocławiem sznur samochodów. Większość przyozdobiona flagami narodowymi. Ktoś rytmicznie wciska klakson. Inny krzyczy, że dziś to Polska wygra mecz. Sportowe święto...
Na tylnej kanapie samochodu siedzę z dziewczyną, a dziś już żoną. Czas ciągnie się niemiłosiernie. W końcu dojeżdżamy do centrum. Żegnamy znajomych. Odjeżdżają w kierunku Stadionu Miejskiego. Zdobyli bilety. My nie, została nam strefa kibica. Ale dobre i to! Wsiadamy do tramwaju, by dotrzeć na wrocławski rynek…
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polska wywalczyła tutaj Euro 2012. W samolocie bez Bońka
Dolny Śląsk żyje grą Polaków z Czechami. To trzeci mecz naszych na Euro. Mecz o wszystko. W spotkaniu otwarcia zremisowaliśmy z Grekami 1:1. W starciu z Rosją wynik był identyczny. Dziś, by myśleć o wyjściu z grupy A, trzeba wygrać. Jest jeszcze wiara w narodzie! Kibice zalali Wrocław. Wszędzie wymalowane twarze. Chóralne śpiewy – "Polskaaaa! Biało-Czerwoni", albo "Kto wygra mecz?! Polska! Kto? Polska! ". Musi być dobrze!
Około 20:30 w strefie kibica trudno o swobodę. Tłum nieprzejednany. Kwadrans później większość podnosi szaliki i śpiewa "Mazurka Dąbrowskiego". Na ogromnym telebimie pojawiają się kolejne twarze. Jest Przemysław Tytoń, bohater meczu z Grecją. Jest Jakub Błaszczykowski, strzelec gola z Rosją. Jest Robert Lewandowski, który otworzył Euro trafieniem z Grecją. Da się zauważyć, że piłkarze są skoncentrowani. Wiedzą, po co wyszli na trawę. Musi być dobrze!
Szkot Craig Thomson gwiżdże po raz pierwszy.
Polacy rozpoczynają. W 2. minucie Dariusz Dudka strzela przewrotką. Było blisko! Cztery minuty później kolejne szanse. Najpierw Obraniak trafia piłką w boczną siatkę. Później Błaszczykowskiego zatrzymuje Petr Cech. W 10. minucie Kuba atakuje środkiem. Z lewej strony obiega go Robert Lewandowski. Para z Dortmundu rozumie się bez słów. "Lewy" dostaje piłkę po prostopadłym podaniu w pole karne. Dobiega. Perfekcyjna "czeska uliczka". Kopie… Nic nie widzę, bo morze rąk w górze. Słyszę tylko komentarz Dariusza Szpakowskiego:
"Będzie okazja! Roobeeerrt! Aj, jak niewiele brakowało…". Gola nie ma. Jęk zawodu. Ale gramy bardzo ofensywnie. Musi być dobrze!
Szturm trwa. Do głosu dochodzą ci, których Jan Tomaszewski nazwał "farbowanymi lisami". Ludovic Obraniak strzela z wolnego. Niecelnie. Eugen Polanski posyła piłkę nad poprzeczką czeskiej bramki. Na koniec Sebastian Boenisch strzela zza szesnastki. Cech jest czujny. Nadal remis. Rywale dopiero w końcowych fragmentach pierwszej części poważnie zagrażają Tytoniowi. Ale i on nie daje się pokonać. Dominujemy. Gwizdek. Piłkarze schodzą do szatni.
A kibice zaczynają analizy. Żywe dyskusje. Mówią pozytywnie o grze naszych. Wybrańcy stolików ruszają po złocisty trunek. Wracają pół godziny później, bo długie kolejki. W papierowej "walizeczce" niosą po sześć kufli. Na zapas.
Szkot Craig Thomson gwiżdże. Druga połowa.
Role się odwracają. Teraz Czesi są lepsi. Z minuty na minutę okrzyki na wrocławskim rynku jakby cichsze. W 63. minucie popisuje się Tytoń. Pięć minut później znów łapie piłkę. Chyba kryzys w naszych szeregach. Ale przetrwamy. Musi być dobrze!
Nie jest. W 72. minucie Petr Jiracek wbiega w pole karne. Dopieszczone podanie, więc… trafia. Czesi prowadzą. W strefie kibica już cisza. Potrwa do końca meczu. Momentami przerywana, bo nasi próbują zmienić bieg wydarzeń. Nic z tego! Przegrywamy mecz. Odpadamy z turnieju jako współgospodarz. Nie tego się spodziewałem. Nie na to liczyłem. Zresztą, nie tylko ja twierdziłem, że musi być dobrze. Nie tylko ja miałem oczekiwania. Może zbyt wielkie?
Piłkarskie mistrzostwa Europy w 2012 roku były jedną z największych imprez sportowych organizowanych lub współorganizowanych przez Polskę. I to w historii. Szansą na wielopoziomowy rozwój. Oficjalnie, wespół z Ukrainą, dostaliśmy je w kwietniu 2007 roku. Ale sama idea i nasze starania są starsze. Zaczęło się wszystko w 2003 roku, kiedy szef federacji sąsiadów, Hryhorij Surkis, przedstawił pomysł zorganizowania czempionatu w swoim kraju. Nie był naiwny. Wiedział, że Ukraina samodzielnie może nie podołać wyzwaniu. Zwrócił się więc do polskich działaczy. A ci na tę propozycję przystali. Do prac włączyli się politycy, i to ci najwyższego szczebla. Do tego biznesmeni i lokalne samorządy.
Euforia nad Wisłą po decyzji UEFA była wielka. Budowano nowe drogi, a w miastach starających się o status gospodarzy powstawały stadiony. Choć pojawiały się także problemy. Z sześciu polskich miast-organizatorów: Warszawy, Wrocławia, Poznania, Gdańska, Krakowa i Chorzowa, trzeba było wykluczyć dwa. Padło na te ostatnie. Grzegorz Lato, ówczesny prezes PZPN, w autobiografii napisał tak:
"Po powrocie do Polski spotkałem się z pewnym ministrem. Przekazałem mu, jakie miasta w Polsce wytypowałem jako miejsca rozgrywania meczów podczas mistrzostw Europy. Polityk zbladł. – A gdzie Gdańsk? Nie żartuj, Grzegorz! Nie możesz pominąć Gdańska!. Nie był przestraszony. Był przerażony."
Lato, któremu rząd wprowadził wcześniej kuratora do federacji, chciał dokuczyć władzy. Cios za cios. Futbolowo-polityczna wojenka trwała w najlepsze. I nawet Euro nie było jej w stanie wyciszyć. Koniec końców, spór zawieszono. Obiekty przygotowano. Były piękne i nowoczesne.
Jako gospodarz mieliśmy zagwarantowany udział w turnieju. Trzeba było tylko przygotować drużynę i to zadanie powierzono Franciszkowi Smudzie. Kadra nie musiała bić się w eliminacjach. Rozgrywała więc mecze sparingowe. Przed startem finałów miała cztery i… nie przegrała! W lutym 2012 roku bezbramkowo zremisowaliśmy z Portugalią, później dwukrotnie wygraliśmy 1:0 – z Łotwą i Słowacją. A w próbie generalnej nie daliśmy szans Andorze (4:0). Wyniki, a także stosunkowo łatwa grupa, sprawiły, że balon był nadmuchany do granic wytrzymałości. Oczekiwania były gigantyczne.
Przed startem imprezy prezentowano elementy układanki. Stadiony, logo, maskotki Slavka i Slavko, oficjalną piłkę mistrzostw, Tango 12, stroje reprezentacji. Nasi kibice mogli też wybrać piosenkę, towarzyszkę kadry. Wybór był zaskakujący.
Grupa wokalna złożona z pań, zwąca się uroczo "Jarzębiną", zaprezentowała w ludowych strojach "Koko, koko Euro spoko". Przaśne, wpadające jednak w ucho wykonanie niespodziewanie zwyciężyło w głosowaniu telewidzów. Czy to był dowcip? Być może. Co bardziej poważni mówili wręcz o kpinie… Nie zmieniło to faktu, że nietuzinkowa melodia stała się jednym z wyróżników czempionatu.
8 czerwca 2012 roku na Stadionie Narodowym w Warszawie zasiadł komplet widzów, a miliony tkwiły przed telewizorami. Z kolei setki tysięcy oczekiwało triumfu w specjalnych strefach kibica. Największą otwarto w stolicy. A Polska grała z Grecją. Rywal wręcz wymarzony…
Nim zasiadłem, by przywołać Euro 2012, zapytałem na swojej stronie użytkowników, w większości żywo interesujących się sportem, jakie są dziś ich skojarzenia z tamtym turniejem. Wielu napisało, że pierwszymi są właśnie te z meczu otwarcia.
Kibic Mateusz: – Pamiętam gola "Lewego". I tę euforię. Wydawało się, że będziemy nie do zatrzymania!
Kibic Dawid: – To był pierwszy turniej, który przeżywałem świadomie. Nigdy nie zapomnę rzutu karnego obronionego przez Przemysława Tytonia. W moim rodzinnym domu siedziało wtedy chyba z piętnaście osób. Wszyscy krzyczeli z radości. Mam młodszego brata. Miał dziesięć miesięcy. Stał przy telewizorze i bardzo się tych ryków przestraszył.
Po czerwonej kartce pokazanej Wojciechowi Szczęsnemu życie wykreowało narodowego bohatera, Tytonia, za którym stała "ściana naszych pragnień". Z nim w bramce nic ponoć nie mogło nam się stać! Emocje od początku były wielkie. Pierwszy remis dawał nadzieje. Mecz z Rosją je przedłużył. Jakub Błaszczykowski strzelił pięknego gola. I ta jego niezapomniana zadziorność wypisana na twarzy... A potem 90 minut z Czechami… I wszystko umarło.
Później Michał Listkiewicz, nie gryząc się w język, mówił na potrzeby "Super Expressu":
– Brak samokrytyki to cecha ludzi bez klasy. Smuda bredzi, że "ludzie na ulicy gratulują mu występu reprezentacji na Euro", a były pryncypał Grzegorz Lato twierdzi, że "jego prezesura była wspaniała i wszystko ponownie zrobiłby tak samo!". Słowo "przepraszam" warto czasem z siebie wydusić. Sam to zrobiłem, odchodząc z PZPN, i odwiedzając stadiony, czuję, że ludzie to doceniają.
W innych grupach też toczono zażarte boje. Szczególnie mocna była grupa B z Niemcami, Portugalią, Danią i Holandią. Ale to w grupie C znalazły się dwie najważniejsze reprezentacje turnieju – Hiszpanie i Włosi. Z grupy D awansowali Anglicy i Francuzi. Odpadli Szwedzi i Ukraińcy. Gospodarze mistrzostw furory więc nie zrobili...
Trudno szukać rewelacji turnieju, skoro w ćwierćfinałach grały tuzy futbolu. Hiszpanie byli ówczesną potęgą, bronili tytułu z 2008 roku. Prezentowali futbol i widowiskowy, i skuteczny. Zachwycali. Można więc potraktować ich jako rewelację, wszak jako pierwsi w historii dwa razy z rzędu zdobyli mistrzostwo.
Weźmy też pod lupę piłkarzy. Tu zadanie jest prostsze. Na polskich i ukraińskich boiskach błysnął 22-letni wówczas Włoch. Nazywał się Mario Balotelli i zapowiadał się na wielką gwiazdę. W meczu o finał, z Niemcami, strzelił przecudnego gola, a jego radość na grafikach i w memach do dziś przywołują użytkownicy sieci. Mario zdjął trykot, napiął mięśnie klatki piersiowej i zastygł w bezruchu. Jak posąg. W kolejnych latach dryfował jednak po futbolowych morzach. Często tonął. Nigdy jednak nie spoczął na dnie, czego dowodem było powołanie do reprezentacji Włoch w 2022. Szkoda, że wielki talent wykorzystał tylko częściowo…
Łukasz Rodacki, prowadzi na co dzień profil facebookowy "Duch Sportu" i pisze o włoskim futbolu. Tak wspomina tamtą imprezę: – Euro 2012 pod względem czysto sportowym stało na bardzo wysokim poziomie. W swoim absolutnym piku znajdowała się reprezentacja Hiszpanii, a niezwykle mocne drużyny przysłali Włosi, Niemcy, czy Portugalczycy. Ci ostatni zresztą fantastycznie postawili się zwycięskim Hiszpanom w półfinale. Drugi półfinałowy mecz Włochów z Niemcami był prawdopodobnie najlepszy w całym turnieju. Cesare Prandelli zdołał odbudować Italię po nieudanych Mistrzostwach Świata w RPA i stworzył zespół groźny dla każdego. Włosi, co oczywiste, byli świetnie ułożeni w obronie, ale potrafili też zaimponować w ofensywie. Pirlo, Marchisio, Montolivo czy De Rossi znakomicie radzili sobie w rozegraniu piłki zarówno na mniejszej, jak i na większej przestrzeni.
Przed 2012 obraz Polski i Ukrainy w Europie pozytywny nie był. Włosi mówili nawet, że futbolowe święto przyznano biednym... gigantom. Narzekali na brak porządnych stadionów i dróg. Sugerowali, by UEFA od razu przeniosła mistrzostwa na Półwysep Apeniński i do Francji. A Anglicy w bulwarówkach czytali o złych warunkach, jakie czekają ich reprezentantów. Spoglądali pełni trwogi na zdjęcia starych toalet na stadionie krakowskiego Hutnika. I kręcili z niedowierzaniem głowami. Do jakiego zaścianka pojadą chłopcy? Najmocniej ostrzegał gospodarzy Sol Campbell, były gracz Arsenalu. – Nie jedźcie tam, bo wrócicie w trumnie! – grzmiał w BBC.
I w Anglii słowa te brano na poważnie. "Ojcowie futbolu" nie sprzedali więc całej, przydzielonej im przez UEFA, puli biletów.
A potem rozpoczęło się Euro. Okazało się, że nasze stadiony były nowocześniejsze od tych włoskich. A Polacy to ludzie mili i fanatyków z innych krajów ugościć potrafią. No, może poza Rosjanami, z którymi przy okazji drugiego meczu starli się na warszawskich ulicach. Był to jednak przypadek odosobniony. Po ulicach jeździły samochody, których lusterka zdobyły biało-czerwone nasadki. Sporo fanów wywieszało flagi na balkonach. Dziś prawie każdy pamięta, gdzie, z kim i co robił, gdy "Lewy" strzelał gola Grekom. Dla entuzjasty to obrazki na całe życie…
Szczególną sympatią cieszyli się nad Wisłą, Wartą i Odrą Irlandczycy. Może gracze z Zielonej Wyspy nie prezentowali kunsztu na murawie, ale za to ci ich kibice…
Bartosz Bolesławski, prowadzący stronę "Irlandzki futbol": – Piłkarze szybko odpadli, ale kibice zaprezentowali się wspaniale. Irlandię i Polskę wiele łączy. To kraje o silnej tradycji katolickiej, które przez wiele lat swojej historii musiały walczyć o niepodległość. Poza tym, po naszym wejściu do Unii Europejskiej tysiące Polaków wyjechało na Zieloną Wyspę, w roku 2012 było nas tam grubo ponad 100 tysięcy. Irlandczycy więc dobrze rozumieli się z Polakami i byli u nas bardzo ciepło przyjmowani.
– Szczególnie pamiętnym momentem była końcówka meczu z Hiszpanią. Irlandia przegrywała 0:4 i właśnie definitywnie traciła szanse na wyjście z grupy. Tymczasem irlandzcy kibice na stadionie w Gdańsku zaintonowali pieśń "The Fields of Athenry", która odnosi się do czasów wielkiego głodu w Irlandii w połowie XIX wieku i jest nieoficjalnym hymnem fanów. Wspaniały chóralny śpiew, podczas gdy drużyna wyraźnie przegrywała, stał się symbolem oddanego kibica, wspierającego swoją drużynę bez względu na wynik – dodaje.
Polacy prezentowali się równie efektownie. Głośny doping na stadionach. Setki tysięcy gardeł w strefach kibica. Radość po bramkach. Smutek po porażkach. A do tego przyśpiewki. Choćby ta z meczu Irlandczyków, gdy Polacy zaśpiewali "Ogórek, ogórek, ogórek, zielony ma garniturek". Futbol łączył. I takie właśnie obrazki poszły w świat...
Marcin Mendelski, prowadzi na Facebooku stronę "Nieobiektywny kibic": – Euro 2012 miało wprowadzić powiew świeżości do polskiego futbolu. Wspominam tamten czas z nostalgią, głównie ze względu na atmosferę panującą w Poznaniu i innych miastach-gospodarzach turnieju finałowego. Kibice w przeciwieństwie do Biało-Czerwonych nie zawiedli i byli najlepszymi ambasadorami Polski na Starym Kontynencie. Znosili porażki ekipy Smudy z godnością, bawiąc się w rytmie "Koko, Euro spoko".
W czerwcu 2012 rok upadł mit, jakoby między Odrą a Bugiem mieszkały w drewnianych, pokrytych strzechą chałupach, bandy szowinistów i rasistów. Po Euro 2012 o Polsce pisano pochlebnie. Piłkarze wspominali, że żegnano ich jak swoich. Kibice przekonywali, że atmosfera była niezwykła. I że wrócą do Polski.
Mistrzem Europy zostali Hiszpanie. W finale gładko ograli Włochów (4:0). Gdy emocje i kurz po wielkich bojach już opadły pozostały wspomnienia. Turniej zbliżył też dwa narody, które mają niełatwą, wspólną historię.
W nocy, z 12 na 13 czerwca, wracałem do domu. Trochę debatowaliśmy. Zastanawialiśmy się choćby, co by było, gdyby... Z jednej strony byłem smutny, bo sen szybko się skończył. Ale z drugiej, nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyję podobną ekscytację sportowym wydarzeniem, jak wtedy, na wrocławskim rynku. Wśród rzesz podobnych do mnie.
***
Dwa lata później, z Donbas Areny w Doniecku, na której rozgrywano mecze Euro 2012, uciekali piłkarze Szachtara. Spadły bomby. Rozpoczęła się wojna, która w lutym 2022 przeraziła świat. Ukraińcy walczą z Rosjanami. Nie na boisku, ale ostrą bronią. Piłka zeszła na dalszy plan…
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.