Robert Karaś nigdy nie ma dość! Nie tak dawno cieszył się z pobicia rekordu świata w 10-krotnym Ironmanie (164 godzin, 14 minut i 2 sekundy), a w głowie ma kolejne wielkie pomysły. Chce, by usłyszał o nim cały świata. Zapewnia, że stać go na następne najlepsze wyniki w historii. Nie przerażają go ból i wielkie zmęczenie.
– Jak czuje się pan po tak morderczym wysiłku i ustanowieniu rekordu świata?
Robert Karaś: – Wszyscy skupiali się na moich stopach i odciskach, ale to nie był największy problem. Najbardziej dokuczało mi przeciążeniowe złamanie piszczela. Z tym będzie najgorzej. Mam kłopot w chodzeniu, lekkim treningu. Bardzo mocno go potrzebuję, chociaż niektórych może to dziwić. Organizm powinien powoli zwalniać, a nie nagle wyhamować. Jest to niebezpieczne dla zdrowia. Wierzę, że piszczel się szybko zrośnie. Na stopach są mocne otarcia. Zeszły mi dwa paznokcie. Na szczęście jest lato, mogę chodzić w klapkach. Za 4-5 tygodni będę mógł założyć buty biegowe. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne – jest dobrze. Mam uśmiech na twarzy. Jestem dumny z tego, czego dokonaliśmy. Na początku po ukończeniu rywalizacji potrzebowałem spokoju i wyciszenia. Najgorsze za mną.
– Jak wygląda proces regeneracji organizmu po takim wyczynie?
– Odpoczywam, ale jestem już po kilku treningach boksu. Robiłem tarcze na leżąco i siedząco. Raz nawet na jednej nodze. Chęci są. Bez sportu czuję, że nie funkcjonuję. To nie wyzwanie, a styl życia. Kocham to. Nie potrafiłbym leżeć w domu. Zawsze stosuję trening zastępczy. Na pewno będzie moja kolejna walka. Chcę zrobić dwa duże międzynarodowe projekty. Jeden w USA, drugi w Emiratach Arabskich. Chcę, by usłyszał o nas cały świat.
– Co robisz, żeby nie zwariować na trasie?
– Jeśli pojawia się ból fizyczny, psychika też cierpi. Wyścig dzielę na etapy. Nie da się wejść do wody i powiedzieć: dobra płynę 38 kilometrów. Najpierw robię 1900 metrów, wyobrażam sobie, że jest poniedziałek rano i mam tylko tyle do wykonania. Wypijam kubek z pożywieniem i robię kolejne okrążenie. Wtedy myślę, że jest poniedziałek wieczór, a ja mam do wykonania drugi trening. Cały tydzień z głowy to 14 jednostek treningowych. Potem zostaje od pokonania końcówka. Podobnie jest na rowerze i w trakcie biegu. Trzeba stoczyć "wojnę" w głowie, ale nie ma tego zbyt wiele. Jeśli stajesz na starcie wiesz, że dasz radę.
– Mówiłeś o wielkiej tęsknocie do najbliższych. Jak sobie z tym radziłeś?
– Gdy było źle chciałem zobaczyć najbliższych i do nich zadzwonić. Z Agnieszką (Włodarczyk – przyp. red.) spędzamy cały rok. Nawet, jeśli jestem na zgrupowaniach, to z nią i synem Milanem. Ominęły ich dwa wyścigi. Chodziło o względy bezpieczeństwa. W Meksyku była wojna gangów, a w Brazylii jest dużo porwań dzieci. Nie chcieliśmy ryzykować. Poza tym trenuję w domu na bieżni mechanicznej oraz na trenażerze kolarskim. Rodzinę zawsze mam przy sobie. Mogą w kilka sekund przyjść do pokoju, jeśli jest potrzeba. Jestem spełniony sportowo. Mam jednak dopiero 35 lat. W sporcie ultra to mało. Chcę podejmować się nowych, ciekawych wyzwań.
– Gdy biłeś rekord podzieliłeś Polskę na dwa obozy. Jedni cię kochają, drudzy niekoniecznie.
– Zauważyłem to już w Szwajcarii, gdy próbowałem bić rekord rok temu. Wiele osób śledzi moje poczynania. Potrafią budzić się w nocy, odpalić wyniki, Instagrama i sprawdzić, jak mi idzie. Cieszę się, że są takie emocje. Wiem, że jedni kibicują, inni nie, a jeszcze inni zastanawiają się czy to w ogóle zdrowe co robię. Niektórzy chcą, by mi się nie powiodło. To norma w życiu. Dla obozu, który myśli, że jest to niezdrowe powiem, że mam 35 lat, triathlon uprawiam od 19. roku życia. Świetnie się czuję. Są tylko mikrourazy. Nigdy nic mi nie było. Moja zdrowie jest w lepszym stanie niż osób, które w ogóle nie trenują. Dodają: "Robert, zobaczymy na starość". Na to też odpowiem za kilka lat. Gdy badałem stawy i kolana lekarz powiedział, że jest w szoku. Według niego nie widać, żebym coś trenował. Może mam taką genetykę.
– Często powtarzasz, że nie przykładasz wagi do jedzenia i pochłaniasz duże ilości fastfoodów. Na trasie jest podobnie?
– Większego burgera nie zjadłbym na trasie. Mogę go sobie jedynie wyobrazić. Zespół blenduje mi posiłki. Moje pożywienie smakuje jak... wymiociny. Wszystko jest ze sobą wymieszane i zalane wodą. Gdy mam już tego dość i potrzebuję gryźć, dostaję kawałek pizzy albo cheesburgera. Zaspokajałem psychikę, ślinianki. Nie da się nie jeść przez tydzień nic twardego. Tęskniłem za normalnym jedzeniem. Teraz bardziej doceniam posiłki. W ogóle wszystko bardziej się docenia: miłość, spokój, życie. Stanie w korku albo czekanie na kogoś to już nie kłopot. Mój start był formą terapii i medytacji.
– Uprawiasz sport niszowy?
– Tak. Po kilku wyścigach zrobiło się głośniej. Pojawia się więcej osób chętnych na double Ironmana. Limit uczestników to 50. Wszystko ze względu na bezpieczeństwo. Lekarze i sędziowie muszą mieć wszystko pod kontrolą. Listy startowe się zapełniają. Cieszę się, że pomogłem w promowaniu dyscypliny. Mogę to porównać do wejścia na Mount Everest czy przepłynięcia Morza Bałtyckiego wpław. Tego drugiego jeszcze nie udało się zrobić. Pokazujemy, jak można przełamywać bariery w biznesie czy życiu prywatnym. Cieszę się, że pomagam innym.
– W mediach pojawiają się pytania: "Czy Robert Karaś jest masochistą"? Jak się do tego odniesiesz?
– Sam dystans nie jest dla mnie przerażający. Przygotowuję się do niego codziennie. Nie byłem zmęczony. Nie miałem zakwasów. Mięśnie mnie nie bolały. Gdyby nie bardzo mała, kręta pętla, mogłem jechać na rowerze szybciej. Ważna była także strefa czasowa i warunki atmosferyczne: wilgotność na poziomie 94 procent. Musiałem hamować tempo. W biegu przeszkodziły kontuzje. Nie jestem "masochistą". Przez pewien czas chciałem rywalizować z bólem. Podszedłem w głupi sposób do wyścigu. Nie jestem na wysokim poziomie, jeśli chodzi o każdy filar. Mam formę, dobrze trenuję, średnio jem i... bardzo źle zabezpieczam się przed startem. Podchodzę do sprawy lekceważąco. Zapomniałem zabrać ze sobą m.in. sudocrem, nie posmarowałem stóp. Nie nałożyłem nakładek żelowych na palce. Pobiegłem w butach, w których powinienem przebiec tylko maraton, nie ponad 400 kilometrów. Wiedziałem o tym, ale myślałem, że sobie poradzę. Muszę okiełznać demony.
– Który moment był dla ciebie najtrudniejszy?
– Były dwie takie chwile. Pierwszy: chodziło o mosznę, na którą miałem zabieg. W ogóle to przed startem zachorowałem na bielactwo. W niektórych miejscach nie mam pigmentu. Te miejsca są bardzo wrażliwe, tym bardziej na małym siodełku przez setki kilometrów. Gdy zacząłem biec, znowu napłynęły tam płyny i krew. Po 28 kilometrach stanąłem. Lekarz z Argentyny poradził, by obłożyć to miejsce lodem. Ponownie zrobiłem to po kolejnych 40 kilometrach. Pomogło. Przez to wszystko straciłem 8 godzin. Przed rokiem w Szwajcarii popełniliśmy błąd wzywając organizatora i kończąc. Poradziłbym sobie.
Druga: chodziło o złamanie piszczela. Pękła bardzo duża część. Nie chciałem walczyć z kolejnym bólem. Powiedziałem stop, ale moi przyjaciele poprosili, żebym skończył całość nawet idąc w klapkach. Zrobiłem to dla nich. Nie chciałem się niszczyć. Palce miałem zdarte do mięsa. Czułem, że rulonik skóry się oderwał i miałem "żywe mięso". Do mety miałem... 390 kilometrów. To było przerażające. Miałem pokonać dystans Gdańsk-Warszawa z rozwaloną nogą. Układ nerwowy był wykończony.
– Tym razem na trasie też miałeś halucynacje?
– Miałem je w Szwajcarii, Meksyku, a teraz w Brazylii. Teraz pojawiły się już po 16 godzinach wysiłku. Być może za późno byliśmy na miejscu, a wcześniej zachorowałem na lotnisku w Polsce. Miałem gorączkę, przyjmowałem antybiotyk. Wypłukałem się. Każda kropla na okularach zamieniała się w gadającego "potworka". Musiałem je wyrzucić. Wlewałem do oczu wodę z lodem. Nie mogłem zbyt długo patrzeć na kłębki trawy albo inne punkty, bo też zamieniały się w coś dziwnego. Wystarczyło 45 minut drzemki i po kłopocie. Mam nauczkę, by wcześniej pojawiać się na miejscu. Nie 5 dni przed.
– Gdzie są twoje granice?
– Najdłuższym oficjalnym wyścigiem jest 20-krotny Ironman. Chciałem wziąć w nim udział w sierpniu, ale kontuzja nogi mnie wykluczy. Dystans jest na luzie do ogarnięcia. Nie boję się. Jestem gotowy. Jeśli dojrzeję i dobrze się przygotowuję, to stanę na starcie. Jeśli nie, nie ma sensu. Nie dałbym rady cierpieć dwa razy dłużej. Nie wyrzucam tego pomysłu z głowy. Jeśli jest się na coś gotowym psychicznie i mentalnie to trzeba próbować. Będę coraz starszy. Jestem w stanie ogarnąć ten dystans w 330 godzin, a rekord świata wynosi około 438 godzin.
– Czujesz się ambasadorem polskiego sportu?
– Trudne pytanie. Myślę, że tak. Dużo osób mówi, że to co robię nie jest promowaniem sportu, ale dla mnie to łącznie trzech dyscyplin. Promuję triathlon.
– Wspomniałeś w rozmowie z Maciejem Turskim, że kiedyś trzeba będzie bić rekordy świata o minuty. Byłbyś w stanie zakończyć te zmagania wcześniej?
– Jeśli ten start byłby w Europie na pętli, która ma cztery zakręty, a nie wywijasy, to mógłbym pokonać ten dystans... dobę szybciej. Nie wiem, kiedy pojawi się osoba, która mogłaby pobić rekord.
– Jak, na ten moment, wyglądają twoje relacje z Adrianem Kosterą? Zapowiedział, że chce pobić Rekord Guinessa i przebiec dystans łącznie większy niż obwód kuli ziemskiej.
– Każdy może pobić rekord. Realnie patrząc, wątpię, by Adrian poradził sobie z moim rekordem na trasie 10-krotnego Ironmana. Jest wiele osób, które są silniejsze od niego. Nie będę mu umniejszał. Ma swój styl życia. Niech robi co chce. Nie jestem jego kibicem. Jeśli ktoś mi dogryza, nie darzę go sympatią. Mimo wszystko za nowy projekt trzymam kciuki. Gryzę się w język. Tyle.
* wypowiedzi pochodzą z konferencji prasowej, która miała miejsce na PGE Narodowym w Warszawie
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.