{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Strzelectwo. Alessandra Perilli – pierwsza medalistka olimpijska z San Marino. "Czułam się bohaterką narodu"

Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio przez kilka dni reprezentacja San Marino w klasyfikacji medalowej znajdowała się nad Polską. Wszystko za sprawą Alessandry Perilli, która w strzeleckim trapie wywalczyła indywidualny brąz i srebro w mikstowej drużynie z Gian Marco Bertim. Były to pierwsze w historii medale jednego z najmniejszych państw świata. Do historii przeszła więc i Perilli. – Nagle stałam się bardzo rozpoznawana. I do dziś dostaję listy z gratulacjami z całego świata. Nigdy wcześniej nie rozdałam tylu autografów – opowiada w rozmowie z TVP Sport.
CZYTAJ TEŻ: Babcia z paletką. "Będę grała, dopóki sprawiam przyjemność innym"
Alessandra Perilli strzelała od piętnastego roku życia. I zawsze robiła to do ceramicznych rzutków, bo w San Marino znajduje się otwarta strzelnica, specjalizująca się właśnie w trapie. W centrum starego miasta jest i druga, ale dla... kuszników. A ci choć w San Marino są świetni, medalu olimpijskiego zdobyć nie mogą, bo kusznictwo to sport wybitnie niszowy i nieolimpijski. Perilli poza logicznymi przesłankami, miała też przesłanki rodzinne, bo jej tata, Claudio, był mistrzem Włoch w tej samej strzeleckiej konkurencji. Mama, Grazia, pochodziła z San Marino – i to dzięki niej Alessandra, jak również jej siostra, Arianna, zaczęła reprezentować najstarszą republikę świata. Republikę, która na medale olimpijskie czekała od... swojego pierwszego startu, w Rzymie w 1960 roku.
W pierwszy w historii krążek najważniejszej imprezy czterolecia Sanmaryńczycy mogli zacząć wierzyć od 2009 roku, gdy Perilli zaczęła odnosić sporego rozmiaru sukcesy. To wtedy zdobyła srebro mistrzostw Europy i brąz mistrzostw świata. Wyczyn powtórzyła rok później, na kolejnych mistrzostwach globu. W międzyczasie zajęła też drugie miejsce na igrzyskach małych państw Europy. Imprezą, na którą wszyscy czekali, były igrzyska olimpijskie w Londynie. Forma była – i awans do sześcioosobowego finału stał się faktem. W nim nie do zatrzymania była Jessica Rossi, która zestrzeliła 99 na 100 rzutków. Perilli oraz Zuzana Rehak-Stefecekova ze Słowacji i Delphine Reau z Francji trafiła w 93 krążki. Do wyłonienia medalistek potrzebna była dogrywka, rozgrywana na zasadzie nagłej śmierci.
Na zawsze strzelczyni zostały za to wspomnienia. – Strzelectwo to moje życie, to moja praca. Zdobycie medalu olimpijskiego to było coś najpiękniejszego w życiu. Gdy wróciłam do Europy, byliśmy eskortowani z lotniska przez policję, ugoszczono nas w sanmaryńskim parlamencie. Czuliśmy się jak bohaterzy narodowi. To były chwile, które zostaną w głowie na zawsze – podkreśla Perilli. Chwile te przerodziły się w dni, a nawet lata, bo do dziś nazwisko na nazwisko Perilli w San Marino reagują z wielkim entuzjazmem. A w niektórych barach kawę do dziś Alessandra pije za darmo. Tak jest w jej rodzinnej miejscowości, Borgo Maggiore. Traf chce, że właścicielem kawiarni jest... jeden z piłkarzy reprezentacji San Marino. A sportowcy muszą trzymać się razem. Choć na kanwie sukcesów Alessandry, w mikropaństwie jest ich coraz więcej.
– Strzelectwo u nas stało się znacznie bardziej popularne. I ja też odczuwam tego skutki. Medale zmienił moje życie. Do teraz dostaję listy z całego świata z gratulacjami czy prośbami o autografy. I jest to bardzo przyjemne – uśmiecha się Perilli. Choć na igrzyskach europejskich medalu nie zdobyła, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. – Cel na Paryż jest prosty: jeszcze poprawić wynik. A da się go poprawić tylko w jeden sposób – puszcza oko. Do kolekcji brakuje już tylko złotego medalu. Gdyby Perilli go zdobyła, za darmo w kraju miałaby więcej niż tylko kawę – to zagwarantował nam właściciel wspomnianego już baru.