| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Artur Jędrzejczyk po triumfie w Superpucharze został najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii Legii Warszawa. – Nowi zawodnicy dają jakość, mamy silną drużynę. Wierzę, że będziemy walczyli o mistrzostwo Polski – zapewnia defensor po ograniu Rakowa Częstochowa.
Artur Jędrzejczyk stał się jedną z twarzy Legii Warszawa w ostatniej dekadzie. Doświadczony obrońca rozegrał już 346 meczów w barwach Wojskowych, co plasuje go na dziewiątym miejscu klubowej listy. Rekordzistą jest Lucjan Brychczy, który pojawiał się na boisku 452 razy. Na podium znajdują się także Jacek Zieliński (404) oraz Miroslav Radović (391).
Jędrzejczyk pobił rekord
Stołeczny klub rozpoczął sezon od wygranej w meczu o Superpuchar. Legia zdobyła trofeum po zwycięstwie w serii rzutów karnych, bo po 90 minutach był bezbramkowy remis. Triumf jest też istotny dla wspomnianego Jędrzejczyka, bo w ten sposób obrońca został najbardziej utytułowanym graczem w historii stołecznej drużyny.
35-latek ma na koncie sześć mistrzostw kraju (2013, 2016, 2017, 2018, 2020, 2021), a także cieszył się ze zdobycia sześciu Pucharów Polski (2011, 2012, 2013, 2016, 2018, 2023). Teraz w CV byłego reprezentanta Polski znalazł się pierwszy Superpuchar.
Jędrzejczyk wyprzedził na liście najbardziej utytułowanych zawodników Jakuba Rzeźniczaka (5 MP, 6 PP, 1 SP), a także Michała Kucharczyka (5 MP, 6 PP), Radovicia (4 MP, 6 PP, 1 SP) oraz Marka Jóźwiaka (4 MP, 4 PP, 2 SP, 1 Puchar Ligi).
– W klubie był już puchar, ale brakowało nam patery, więc w Częstochowie udało nam się ją zdobyć. Każde trofeum jest ważne. Stawiliśmy czoła temu wyzwaniu, choć możemy grać lepiej. Nikt w zespole nie mógł się do tej pory cieszyć z wygranej w Superpucharze w barwach Legii. Tyczy się to nawet Jędrzejczyka, który jest w Warszawie od lat, a tak długo musiał czekać na ten sukces – podkreślał Kosta Runjaic, szkoleniowiec Wojskowych.
Dla Legii to pierwszy wygrany Superpuchar od 2008 roku. Warszawianie czekali na triumf w tych rozgrywkach od 15 lat. Można było mówić o istnej klątwie stołecznej ekipy. Po drodze Wojskowi przegrali osiem meczów z rzędu. Sam Jędrzejczyk podkreśla, że mocno wierzył w odwrócenie złej passy. Obrońca opowiedział nam o swoich odczuciach po podniesieniu pamiątkowej patery w Częstochowie.
– Superpuchar zaczął się dla Legii kojarzyć z klątwą. Warszawski klub ma za sobą osiem porażek z rzędu, ale w Częstochowie udało się przełamać.
Artur Jędrzejczyk: – Dla mnie była to już szósta rywalizacja o Superpuchar i wreszcie udało się podnieść trofeum do góry. Przyznam się, że czułem od początku dnia, że wygramy. Na własnym terenie regularnie przegrywaliśmy, ale wiązałem nadzieję na zmiany z faktem, że rywalizowaliśmy na wyjeździe. Mocno czekałem na odwrócenie karty i cieszę się, że ograliśmy Raków. Zwycięstwo i podniesienie trofeum to fajne uczucie. Lata lecą i fajnie móc włożyć paterę do gabloty.
– Od razu po meczu w waszych dłoniach znalazło się wielkie trofeum z papieru czy plastiku. O co chodziło?
– To był nasz Superpuchar, który pojawił się już wcześniej w szatni. To był symbol, na którym wszyscy złożyli podpisy z wiarą, że uda nam się wywalczyć prawdziwą paterę. Cieszę się, że wierzyliśmy i finalnie sięgnęliśmy po trofeum. A ten symbol? Lekko się zniszczył i połamał, ale… wygląda jak sam mecz, ma w sobie cechy walki. Mimo wszystko fajnie to wygląda, więc wróciło z nami. do Warszawy i pewnie oprawimy je, może też powiesimy w szatni.
– Wygrana z Rakowem doda wiatru w skrzydła na początku sezonu?
– Od dłuższego czasu powtarzałem kolegom, że dobrze byłoby rozpocząć sezon od wygranej. To była szansa na pewną nowość, bo często w ostatnich latach pierwszy mecz rozgrywek kojarzył się z porażką czy stratą trofeum. Teraz wróciliśmy do Warszawy z Superpucharem i cieszę się z tego, bo to następne trofeum do kolekcji.
– Triumf w Superpucharze jest bardzo ważną informacją dla ciebie, bo… zostałeś najbardziej utytułowanym zawodnikiem Legii w historii!
– Dostałem informację, że trafiłem na pierwsze miejsce wśród najbardziej utytułowanych zawodników Legii. Strasznie mnie to cieszy. Miło być na podium, a co dopiero na pierwszym miejscu. Można się śmiać, że wykasowałem Jakuba Rzeźniczaka. Mówiąc jednak poważnie, to na te wszystkie mistrzostwa, krajowe puchary, a teraz i Superpuchar składa się ciężka praca przez lata. Nigdy nie miałem celu uczestniczenia w gonitwie, nigdy nie myślałem o tym szczycie, a to samo przyszło w związku z kolejnymi sezonami. Nie jest łatwo zdobywać trofea. To miłe, ale… może uda się poprawić ten wynik. Jeszcze trochę zamierzam być w Legii!
– Jesteś w Legii od lat i to paradoks, ale nie jest za dobrze na starcie sezonu? Wszystkie wydarzenia mają swoją prawidłową logikę.
– Sezon zaczął się solidnie. To wszystko jest powiązane z faktem, że dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy. Jednocześnie w drużynie jest fajna atmosfera. Do tego dochodzi kwestia sparingów, które tworzyły odpowiednie wrażenie, choć nikt nie patrzy specjalnie na wyniki meczów kontrolnych. Wciąż potrzeba nieco czasu, by się rozkręcić. Nowi zawodnicy dają jakość, mamy silną drużynę. Wierzę, że będziemy walczyli o mistrzostwo Polski.
– Jak zdrowie? Po jednej z sytuacji długo leżałeś na boisku i potrzebowałeś pomocy medyków.
– W jednej sytuacji zostałem przyblokowany przez gracza Rakowa. Doszło do stykówki, podkręciłem lekko staw skokowy. Wszystko będzie jednak dobrze! W niedzielę chcę pojawić się na treningu i szykować do kolejnych spotkań.
Następne