Australijskie piłkarki włączając się w walkę o medale mistrzostw świata rozkochały rodzimych kibiców. Ci bili rekordy oglądalności, wymuszając zmiany w ligowych harmonogramach i programach telewizyjnych. "Matilda Mania" dosięgnęła co trzeciego mieszkańca kraju, który jeszcze dwie dekady temu kobiecy futbol kojarzył głównie z... nagimi zdjęciami.
"NINJA WARRIOR" NA IGRZYSKACH OLIMPIJSKICH. CO NA TO ZAWODNICY?
Zorganizowanie mistrzostw świata w Australii i Nowej Zelandii zdawało się być pomysłem nieco niedorzecznym. Akurat w momencie, gdy poprzedni mundial sprowadził na trybuny francuskich stadionów rzeszę fanów, a finał Euro 2022 wypełnił Wembley, dyscyplinę odsunięto od Europy najdalej jak to tylko możliwe. A mimo to osiągnięto sukces. Duża w tym zasługa reprezentacji Australii, która po raz pierwszy w historii realnie walczyła o medale.
Jej ćwierćfinałowy mecz z Francją oglądało średnio 4,17 miliona widzów. To dla tamtejszej telewizji najlepszy wynik osiągnięty przez wydarzenie sportowe od biegu Cathy Freeman w finale igrzysk w Sydney. Spotkanie zakończyło się szaloną serią rzutów karnych, które przed ekranami śledziło już przeszło 7,2 miliona Australijczyków. Niemal 30 procent populacji kraju.
Kraju, w którym kobieca piłka nie miała łatwych początków.
MATILDA, CZYLI IMIĘ... PO KANGURZE
Puchar Oceanii w kobiecej piłce ma historię dłuższą niż mistrzostwa świata. Australijki początkowo odgrywały w nim jednak co najwyżej drugoplanową rolę. Zdecydowanie silniejsze były Nowozelandki, które dominację na kontynencie utrzymały aż do pierwszego mundialu.
Dla Australii ważnym momentem był przełom roku 1993 i 1994. Sydney zostało wybrane na gospodarza igrzysk, a piłka nożna kobiet stała się jedną z nowych dyscyplin w ich programie (zadebiutowała w Atlancie w 1996 roku). Pojawiły się więc fundusze na przygotowania. A wraz z nimi nieco lepsze wyniki.
Reprezentacja walczyła o kwalifikację na duży turniej, by zadebiutować na światowej arenie jeszcze przed imprezą docelową. Równolegle w gabinetach toczyły się rozmowy na temat zwiększenia świadomości społecznej o... istnieniu kadry piłkarek. Skoro do mężczyzn bardziej niż "reprezentacja Australii" przylgnęło określenie "Socceroos", stwierdzono, że panie też potrzebują przydomka.
Sharon Young uważa, że już podczas eliminacji pierwszych mistrzostw świata, tych w 1991 roku, zawodniczki same nazywały się "Matyldami". Inspiracją miało być imię maskotki Igrzysk Wspólnoty Narodów z 1982 roku – sympatycznej kangurzycy. W powszechnym obiegu funkcjonowało jednak określenie "Soccerettes". "Matyldy" pojawiły się później. Jak? Oficjalnie tę nazwę po raz pierwszy zaproponował w 1993 roku zespół Petera Hugga, ówczesnego prezesa Australijskiego Związku Piłki Nożnej Kobiet, i jego współpracowników.
Podczas burzy mózgów pojawiło się jeszcze kilka propozycji: "Soccertoos", "Blue Flyers", "Waratahs" czy "Lorikeets". Ostateczny głos oddano kibicom, co w tamtych czasach było zabiegiem niespotykanym. W 1994 roku za pośrednictwem telewizji SBS zorganizowano głosowanie. I to właśnie poprzez nie, całkiem demokratycznie, wybrano "Matyldy". Kojarzące się nie tylko z kangurzycą, ale i chociażby pieśnią "Waltzing Matilda", będącej czymś w rodzaju zastępczego hymnu narodowego.
– Prawdę mówiąc pomysł z głosowaniem był jedynie po to, żeby zyskać rozgłos. W innym przypadku w żadnej telewizji nie byłoby mowy o piłce nożnej kobiet – przyznał po latach Tom Sermanni, ówczesny selekcjoner, w rozmowie z "ABC".
– Jako związek bylibyśmy idiotami, a co najmniej ryzykantami, gdybyśmy przekazali wszystko w ręce publiczności. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie prowadzi się takiego głosowania, jeśli od początku nie wie się, która z opcji wygra. Nic nie zostało sfałszowane, tylko dobrze poprowadzone. Jeśli chcesz, by twoja opcja zwyciężyła, wystarczy, że otoczysz ją kilkoma odpowiednio głupimi alternatywami – dorzucił Hugg.
NAGI KALENDARZ I JAPOŃSKA PASTA DO ZĘBÓW
W 1991 roku Australijki przegrały awans na mundial z Nowozelandkami. Cztery lata później w eliminacjach, będących jednocześnie kolejnym Pucharem Oceanii, zdołały się zrewanżować. W bezpośrednim dwumeczu padł co prawda remis (1:0 i 1:2), ale "Matyldy" wygrały turniej i uzyskały awans dzięki korzystniejszemu bilansowi bramkowemu z outsiderkami z Papui Nowej Gwinei.
Poleciały więc do Szwecji, gdzie zostały boleśnie zweryfikowane przez najlepsze reprezentacje świata. Przegrały wszystkie mecze grupowe: 0:5 z Dunkami, 2:4 z Chinkami i 1:4 z Amerykankami. Zostały sklasyfikowane na ostatnim miejscu, co przekreśliło ich szanse na olimpijski debiut w Atlancie. Całe siły, zarówno sportowe, jak i marketingowe, zostały skierowane więc na igrzyska w Sydney.
Trzeba było zrobić coś, by będąca wciąż bez sukcesów drużyna zaczęła przykuwać uwagę. Wtedy pojawiła się idea: kalendarz ze zdjęciami piłkarek reprezentacji. Nagimi zdjęciami. Nie wiadomo, kto wpadł na ten pomysł. Najprawdopodobniej zarządowi przedstawił go Warren Fisher, dyrektor generalny związku.
– Byłam sceptycznie nastawiona. Czułam się niekomfortowo z całą tą koncepcją wykorzystania seksu do marketingu. Przekonywali mnie, że wielu sportowców się rozbiera. Ale zazwyczaj jest tak, że robią to osoby znane, by uzyskać większą promocję. My to odwracaliśmy: robiliśmy to, żeby uzyskać rozpoznawalność – opowiadała dziennikarzom "ABC" Heather Reid, ówczesna członkini zarządu związku.
Ostatecznie pomysł został zaakceptowany pod trzema warunkami: każda z zawodniczek mogła zrezygnować w dowolnym momencie (i tak właśnie zrobiła Sacha Wainwright, która nie wzięła udziału w projekcie); sesja była nadzorowana przez wiceprezeskę związku Marię Berry, by nikt nie wykraczał poza to, na co się umówiono, a dodatkowo to piłkarki miały mieć ostatnie słowo w sprawie tego, które z fotografii zostaną wybrane do publikacji.
– Mając takie wytyczne spodziewałam się czegoś, co będzie bardzo gustowne, artystyczne. Tymczasem efekt był szokujący – opowiada Reid. Piłkarki pozowały odważnie, wręcz wyzywająco. Na kwietniowej karcie Alison Forman i Sharon Black pojawiły się razem, jako para. Viralem stały się zdjęcia Amy Duggan (Taylor) z okładki czy Tracie McGovern ze środka. Ta ostatnia w momencie publikacji miała 21 lat.
– Nie żałuję. Nikt nas do niczego nie zmuszał, tylko kilka feministek mówiło później, że się sprzedałyśmy. Świetnie się bawiłam, a niezręcznie było jedynie przy zdjęciu grupowym. Wszystkie miałyśmy na sobie okrycia, a później zrzuciłyśmy je, sfotografowano nas i musiałyśmy jakoś się wygramolić, żeby je znowu założyć – opowiadała w niedawnym wywiadzie dla "BBC". Jeszcze młodsza była Alicia Ferguson-Cook. Gdy kalendarz wychodził do sprzedaży miała 18 lat. W trakcie sesji była niepełnoletnia. Musiała przyjść z pisemną zgodą rodziców.
Pomysł na kalendarz okazał się być marketingowym strzałem w "dziesiątkę". Jeszcze przed rozpoczęciem druku zwiększono liczbę zamówień z planowanych 5000 do 45000 egzemplarzy. Wszystkie rozeszły się w kilkanaście dni. Nagie ciała australijskich piłkarek zyskały sławę nie tylko krajową, ale i zagraniczną. "Matyldy" zostały zaproszone do udziału w japońskiej reklamie pasty do zębów. Wystąpiły w niej – a jakże – również bez ubrań.
To wszystko przełożyło się na nagły wzrost frekwencji na trybunach. Na przedolimpijski mecz towarzyski Australijek z Chinkami przyszło ponad 10 tysięcy osób. "Matyldy" zaczęły przenikać do wielkiego świata. Były zapraszane przez polityków i ludzi showbiznesu, występowały w kampaniach społecznych, zajmowały honorowe miejsca podczas spotkań AFL, czyli największej ligi popularnego w kraju futbolu australijskiego. Krótkotrwale pojawiły się też pieniądze.
Nie wiadomo dokładnie, jaki zysk przyniósł kalendarz. Dziennikarze "ABC" odnotowali jednak, że: "Raport AWSA wykazał, że dochody ze źródeł pozarządowych w sezonie 1999/2000 przekroczyły 800 tysięcy dolarów. To ponad dwukrotność kwoty z poprzedniego roku". Piłkarkom wypłacono na tyle duże pensje, że McGovern mogła spłacić resztę kredytu na samochód, a kilka z jej koleżanek zrezygnowało na jakiś czas z dodatkowej pracy. Dodatkowym grantem były niewielkie kwoty za japońską reklamę (podobno 100 tysięcy dolarów do podziału) i... pudełko pasty do zębów dla każdej z zaangażowanych.
Finansowe "eldorado" było chwilowe. Po igrzyskach w Sydney rząd zmniejszył finansowanie dla piłki kobiecej z 1,1 do 0,6 miliona dolarów.
OD ZERA DO BOHATEREK
W dalszym okresie postawiono już na rozwój czysto sportowy. Od 2007 roku "Matyldy" regularnie wychodzą z grupy na mistrzostwach świata. Długo nie potrafiły jednak przebić się ponad poziom ćwierćfinału. Podobnie było na igrzyskach olimpijskich. Dopiero w Tokio (2021) doszły do strefy medalowej. Po porażkach ze Szwecją (0:1) i USA (3:4) skończyły jednak na czwartym miejscu.
Przez lata całą popularność dyscypliny w kraju dźwigała na swoich barkach Samantha Kerr. – Przed tegorocznym mundialem zawodniczki z kadry nie były rozpoznawalne. Wszystkie poza Kerr, no ją zna tu absolutnie każdy. Ona jako pierwsza wyjechała do Europy, żeby grać w dużym klubie. Jest jedną z najlepiej, o ile nie najlepiej opłacaną piłkarką. To ikona. Australijczycy lubią robić otoczkę wokół takich postaci – mówi Patrycja Salwa, trenerka pracująca na Antypodach.
Napastniczka Chelsea ma dar przyciągania. W 2021 i 2022 roku zajmowała trzecie miejsce w plebiscycie Złotej Piłki. Nawet mimo to, że mundial rozpoczynała z kontuzją i na boisku pojawiła się dopiero w czwartym meczu, była jedną z kluczowych postaci kadry. Stała się drogowskazem dla młodszych koleżanek. Przykładem, że z krańców świata nie tak daleko do wielkiej piłki.
Przez jej absencję w fazie grupowej Australijki zyskały też nowe liderki: Stephanie Catley, Hayley Raso, Katrinę-Lee Gorry, Caitlin Foord czy Mackenzie Arnold. Zespół, który rozpoczął turniej dwoma słabymi spotkaniami, rozkręcał się z każdym kopnięciem piłki. I zyskiwał coraz to większą liczbę sympatyków.
– Tu jest taki mental. Ludzie lubią uprawiać sport, wychodzić całymi rodzinami. A przy tym Australijczycy tacy są, że gdy dzieje się coś ciekawego, szybko łapią bakcyla. Tak było też w tym przypadku. Nastąpiło totalne szaleństwo. Nagle seniorzy chodzą w czapkach "Matildas", dorośli i dzieci rozmawiają na ulicach o ich grze – relacjonuje Salwa.
– To coś niesamowitego, że mogę być częścią tego. Nigdy nie czułam takiej atmosfery, no, może na Premier League. Ostatnio w Melbourne zapełnił się stadion. Ludzie oglądali mecz na telebimie. Niesamowite – dodaje.
Ze względu na liczbę osób zainteresowanych meczami Australijek "Channel 7" podjął decyzję o przeorganizowaniu ramówki tak, by serwis informacyjny się z nimi nie pokrywał. Liga futbolu australijskiego była natomiast zmuszona do przesunięcia jednego ze spotkań.
W hicie kolejki Carlton Blues mierzyli się z Melbourne Demons. Organizatorzy zaprosili kibiców na trybuny znacznie wcześniej. Zadeklarowali, że wyświetlą na telebimach ćwierćfinał Australia – Francja z zastrzeżeniem, że niezależnie od wyniku, po 90 minutach zainteresowanie zostanie przerzucone na footie. Nic z tego. Gdy przed dogrywką obraz został wyłączony, spotkało się to ze zdecydowaną reakcją publiczności. Liczba osób, jaka wolała emocjonować się dogrywką, a później szalonymi rzutami karnymi niż meczem futbolu australijskiego spowodowała, że ten rozpoczął się z opóźnieniem.
– One są teraz tam, gdzie my chciałyśmy, żeby znalazła się kobieca piłka w Australii. To, że nie osiągnęłyśmy tego my, a dopiero kolejne pokolenie, nie zmienia faktu, że jesteśmy dumne i szczęśliwe – przyznała Ferguson-Cook w rozmowie z "BBC". – One nie muszą już biegać po krwawych wydmach, mogą skupić się na piłce. Mają to, czego zawsze chciałyśmy – dodała.
JAK TRWAŁY JEST SUKCES?
Australijki wyszły z grupy, demolując w ostatnim meczu mistrzynie olimpijskie z Kanady 4:0. Następnie pewnie ograły Danię (2:0), a Francję wyeliminowały po rzutach karnych. Liczyły się w walce o medale. Dopiero w półfinale zostały pokonane przez Angielki (1:3), a następnie przegrały starcie o brąz ze Szwedkami.
– Boję się, że po mistrzostwach świata zainteresowanie szybko ucichnie. Piłkarki zyskały sławę, z pewnością będą miały większe wsparcie kibiców podczas kolejnych turniejów. Ale żeby zbudować coś więcej, potrzeba działań federacji. I nie chodzi o to, żeby pompować teraz pieniądze w "Matyldy", a przeznaczyć je na rozwój. Na takie podstawowe rzeczy – mówi Salwa.
– Największą bolączką jest to, że piłka nożna w Australii jest sportem sezonowym. Dzieciaki grają pół roku w piłkę, a drugie pół w krykiet, do którego zresztą dostosowane jest większość boisk. Czasami do piłki wracają, a czasami nie. Nic w tym dziwnego, bo jest kilka innych, bardziej popularnych tu dyscyplin – opowiada polska trenerka.
– Sama liga trwa tylko siedem miesięcy. To za krótko. Dopiero ostatnio pojawiły się głosy, żeby wydłużyć sezon. Przydałyby się też większe pieniądze, bo póki co z samej gry raczej nie da się wyżyć. Żeby osiągnąć coś w piłce, trzeba w wieku 15 lat wylecieć do Europy – dodaje. I podsumowuje: – Wszystko kręci się wokół infrastruktury i systemu rozgrywek. Jeśli sukces ma być trwały, te rzeczy muszą się zmienić.
"Matilda Mania", która wybuchła nagle podczas mundialu, już dała kobiecej piłce w Australii więcej niż rozbierana sesja z przełomu wieków. O utrzymanie zainteresowania będzie jednak jeszcze trudniej niż wtedy. Przy niedoskonałości rodzimych rozgrywek, nadzieją na to może być liga angielska. W końcu poza Kerr (Chelsea) występują w niej już także Mary Fowler, Hayley Raso, Alanna Kennedy (Manchester City), Steph Catley, Caitlin Foord (Arsenal), Mackenzie Arnold (West Ham United), Kyah Simon (Tottenham), Clare Wheeler (Everton) i Courtney Nevin (Leicester).
17:45
FC Twente
17:45
Anderlecht
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (938 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Przetwarzamy Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.