Przygoda Fernando Santosa w reprezentacji Polski dobiegła końca. Słynny trener, który doprowadził Portugalię do mistrzostwa Europy, przyniósł nam więcej powodów do wstydu niż radości. Do 68-latka można mieć wiele zarzutów. Wyszczególniliśmy siedem z nich.
Brak pomysłu
To może i wyświechtany frazes, ale spytajmy zatem: jaki styl prezentowała reprezentacja Fernando Santosa? Paulo Sousa zachęcał piłkarzy do gry piłką i ofensywnego podejścia. Czesław Michniewicz preferował zupełnie inną grę, niemniej stawiał na solidną defensywę. Teraz brakuje i jednego, i drugiego.
Obrona kadry "przeciekała" nader często. Do ostatniego zgrupowania regularnie zmieniało się wyjściowe zestawienie, zmieniała się również liczebność bloku defensywnego. W ataku natomiast – zwłaszcza we wrześniowych spotkaniach – preferowano zbyt proste i czytelne rozwiązania. Nasz wachlarz zagrań ograniczał się niemal wyłącznie do dośrodkowań i długich piłek za linię obrony. Umiejętności indywidualne piłkarzy nie wystarczą, jeśli nie ma konkretnego pomysłu na grę. Dobitnie pokazał to mecz z Albanią.
Zobacz też: Santos jak Michniewicz. Bez ładu, składu i sensu
Brak reakcji na wydarzenia boiskowe
Dobrego pięściarza poznaje się po tym, że nawet gdy wyląduje na deskach, potrafi wstać i znów podjąć równorzędną walkę. Gdy kadra Santosa otrzymała cios, nie była w stanie wyprowadzić żadnej odpowiedzi. Jakby tego było mało, nadstawiała się do kolejnych uderzeń…
Mecz z Czechami był błyskawicznym nokautem. Polacy zdołali wtedy trafić do siatki, ale dopiero w samej końcówce, gdy rywale byli już niemal pewni zwycięstwa. Bramka stracona na początku drugiej połowy przeciwko Mołdawii totalnie rozsypała nasz zespół. Tak samo było w Tiranie – do momentu gola dla Albanii gra Polaków rokowała jeszcze jakieś nadzieje. Po niej nie oddaliśmy żadnego celnego strzału.
Nieumiejętność stworzenia drużyny
Piłkarze oraz trener jak mantrę powtarzali, że atmosfera w kadrze jest świetna. Istnieje jednak sporo przesłanek, by nie do końca im w to wierzyć. Od początku kadencji Santosa wciąż rozdrapywane są rany mundialowej afery premiowej. Wprawdzie Portugalczyk nie miał z nią nic wspólnego, ale nie zdołał zdusić tego tematu w zarodku.
Kadencja 68-latka będzie też zapamiętana z tego, że w jej trakcie udzielony został jeden z najgłośniejszych wywiadów piłkarskich ostatnich lat. Robert Lewandowski zarzucił reprezentacji brak charakteru, co oburzyło część zawodnikow. Krytyka ostatnich poczynań kadry jest uzasadniona. Jedyną reakcją Santosa na nią była prośba, żeby krytykować tylko jego. Znamienny jest też fakt, że żaden piłkarz nie stanął w obronie selekcjonera, natomiast często przebijały się słowa o braku pomysłu na grę.
Brak nowych postaci
Na początku pracy w Polsce Santos złożył kilka obietnic. Jedną z nich było odmłodzenie kadry i rzeczywiście, na początku selekcjoner podjął taką próbę, pomijając w powołaniach Glika, Krychowiaka i Grosickiego. Gdy jednak nadeszła trwoga, przypomniał sobie o dwóch piłkarzach z tego tercetu. Nie były to udane powroty, ale Santos nie znalazł nikogo w zamian. Zamiast nowego otwarcia, mieliśmy odgrzewane kotlety.
Zobacz też: "Chcę zostawić po sobie spuściznę". U Santosa ściema goni ściemę
Michniewicz w ciągu niespełna roku – choć przy większej liczbie meczów – dał szansę sześciu debiutantom. Obecny selekcjoner nie powiększył liczby reprezentantów o choćby jednego gracza. Tylko Michał Karbownik i Paweł Wszołek nie otrzymali powołania od poprzedniego trenera. Samo zaproszenie Bena Ledermana i Adriana Benedyczaka to stanowczo zbyt mało, żeby mówić o wymianie pokoleniowej.
Język ciała
Po Santosie w polskim internecie na pewno pozostaną… memy. Trzeba przyznać, że mimika i gestykulacja selekcjonera Polaków jest nie do podrobienia. Niestety, idealnie wpisują się w wyniki i atmosferę wokół reprezentacji. Kręcenie głową, ciche pomruki, spuszczanie oczu, znudzona mina czy tzw. facepalm – takie zachowania na konferencji prasowej nie poprawiają wizerunku drużyny narodowej w kryzysie. Ci, którzy znają Santosa, mówili: on taki po prostu jest. My natomiast odpowiadamy przysłowiem: jak cię widzą, tak cię piszą.
Małe zaangażowanie w polski futbol
Kolejna niezrealizowana obietnica. Piotr Kamieniecki z TVPSPORT.PL policzył, że w ciągu niespełna dziewięciu miesięcy kadencji Santos był obecny na 12 meczach w Polsce (nie licząc rzecz jasna gier jego reprezentacji). Większość z nich to finały krajowych rozgrywek lub spotkania polskich klubów w europejskich pucharach. Po raz ostatni na meczu PKO Ekstraklasy był… w marcu.
A miało być tak pięknie. Zaangażowanie w działanie reprezentacji młodzieżowych, stworzenie podstaw do budowy nowej kadry w przyszłości, dołączenie do sztabu szkoleniowca z Polski (to akurat stało się faktem) – w skrócie, z Santosem mieliśmy zrobić wielki krok w przód. Tymczasem w ostatnich miesiącach cofnęliśmy się. Zamiast wspomagać polski futbol, Portugalczyk zastanawiająco często… przebywał na urlopie.
Łowca "rekordów"
Santos zapisał się w historii z kilku powodów. Był pierwszym mistrzem Europy na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski, otrzymał również najwyższe do tej pory uposażenie. Kolejne rekordy za kadencji Portugalczyka trafiły natomiast… do księgi wstydu. Z Czechami straciliśmy najszybszy dublet w historii. Mołdawia wygrała z nami po raz pierwszy, natomiast biało-czerwoni nigdy nie przegrali z tak nisko notowaną drużyną w rankingu FIFA. W Albanii do teraz cieszą się zaś z pierwszego od… 70 lat triumfu z Polską.