| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Stal Rzeszów jest jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu 1. ligi. Jeszcze niedawno walczyła o awans, a aktualnie jest na przedostatnim miejscu w tabeli. Latem dokonano rewolucji. Plan był taki, że zespół przejmie Jacek Magiera. Nic jednak z tego nie wyszło. – Pierwszym kandydatem na nowego trenera był Jacek Magiera i do końca czekaliśmy, żeby podpisać z nim kontrakt. Brak realizacji tego założenia sporo zmienił – stwierdził prezes klubu Rafał Kalisz.
Dominik Pasternak, TVPSPORT.PL: — Czy wasza wizja zakładała wywrócenie wszystkiego do góry nogami i jaki wpływ na to miało niepodpisanie kontraktu z Jackiem Magierą?
Rafał Kalisz, prezes Stali Rzeszów: — Wizja zakładała zmianę sztabu. Rozmowy z Danielem zaczęły się pod koniec roku. Pierwszym kandydatem na nowego trenera był Jacek Magiera i do końca czekaliśmy, żeby podpisać z nim kontrakt. Brak realizacji tego założenia sporo zmienił. Późniejsze odejścia zawodników nie były spowodowane naszą niechęcią do nich. Zawsze tłumaczę, że nigdy nie będę nikogo tutaj trzymał na siłę. To, co wydarzyło się latem, nie było planem A, ale mieliśmy jeszcze B i C, które teraz wdrażamy. Jedna rzecz pozostaje niezmienna — włączanie młodych zawodników do pierwszej drużyny. To jest klucz tego projektu. Już teraz zagrało czterech zawodników z akademii, a do końca sezonu będzie ich siedmiu lub ośmiu. Procentuje to zainteresowaniem zagranicznych klubów choćby Szymonem Kądziołką i Szymonem Łyczko. Dla mnie ważne jest to, by ich zatrzymać na przynajmniej rok, by oni budowali siebie i drużynę. Na bazie tego chcemy walczyć o awans.
— Miał pan żal do Jacka Magiery?
— Takie sytuacje się zdarzają. Piłka nożna jest nieprzewidywalna. Mam z nim bardzo dobry kontakt i niesamowicie go cenię. Uważam, że to jeden z najlepszych polskich trenerów. On pasuje do naszej wizji. Dostał możliwość rozwoju w wyższej lidze i skorzystał z tego. Jego rodzina lepiej czuje się we Wrocławiu, więc podjął męską decyzję.
— Gdy Jacek Magiera odejdzie ze Śląska Wrocław, znów będzie na radarze Stali Rzeszów?
— To zależy od rozwoju naszego projektu. Teraz trenerem jest Marek Zub, który ma podobne myślenie do Jacka. Przemawia za nim doświadczenie. Jest bardzo zaangażowany. W poprzednich klubach sporo stawiał na młodych zawodników i teraz to kontynuuje. Wierzę, że on jeszcze da nam dużo radości i będzie z nami na lata.
— Gdy Daniel Myśliwiec obejmował Stal Rzeszów, był wcześniej przygotowywany do tej roli w klubie partnerskim. Dlaczego nie poszliście tą drogą i nie wykreowaliście naturalnego następcy dla niego?
— Mamy kilku trenerów w zanadrzu, ale to nie jest ten moment, by dać im szansę w pierwszym zespole. Cały czas monitorujemy naszych szkoleniowców i niewykluczone, że jeszcze przyjdzie na nich czas.
— Macie jeszcze kluby partnerskie?
— Współpracujemy z różnymi klubami. Dużą uwagę zwracamy na drużynę rezerw, by przepływ zawodników między tym zespołem a pierwszym był regularny. Niebawem będę miał spotkanie z Michałem Świerczewskim, by pomyśleć nad współpracą. Mamy dobre relacje z Juventusem, do którego odszedł Patryk Mazur. Jesteśmy w kontakcie także z Cagliari. Sporo tego jest i nie ograniczamy się tylko do Polski.
— Dobrze zna się pan z Michałem Świerczewskim?
— Byłem ostatnio zaproszony do Sosnowca na mecz z Kopenhagą. Niestety, ale nieszczęśliwie przegrali. Poznaliśmy się przy okazji pucharowego meczu Stali z Rakowem.
— Rozmawiał pan z nimi na temat rozwoju Stali Rzeszów?
— Rozmawialiśmy kilka razy. Jadę do niego w przyszłym tygodniu i będziemy mieli okazję zamienić parę słów. Chcę poruszyć temat jeszcze większej współpracy pomiędzy naszymi klubami. On w Rakowie Częstochowa miał podobny plan do nas. Chciał budować mocną pierwszą drużynę i do tego akademię. W pewnym momencie trochę mu się to rozjechało. Akademia poszła w odstawkę, bo przyszły sukcesy. Dziś gra o najwyższe cele w Ekstraklasie i europejskich pucharach, ale czy Michał jest z tego w pełni zadowolony, to nie wiem. Mam jednak do niego ogromny szacunek za to, co już osiągnął.
— Chcecie zawęzić współpracę z Rakowem?
— Tak, chcielibyśmy wypożyczać zawodników w obie strony. Tak, by było to z korzyścią dla obu klubów. Podobnie jest z Wisłą Kraków i Jarkiem Królewskim. Jesteśmy w dobrych kontaktach. Współpracujemy. Dzięki temu trafił do nas Patryk Warczak, choć Motor Lublin przedstawił lepszą ofertę.
— Pojawiło się w Stali sporo zagranicznych zawodników. Było to spowodowane zbyt dużymi wymaganiami piłkarzy z Polski?
— Chcemy mieć w drużynie mega ambitnych zawodników. Przykład Sebastiana Thilla. Reprezentant Luksemburga. Okej, może nie jest to najmocniejsza kadra, ale występuje tam i zbiera doświadczenie. Grał w Lidze Mistrzów. Strzelał Realowi Madryt. Chcieliśmy mu dać kontrakt 1+1, podpisał na rok, bo wie, że szybko się tu odbuduje i będzie ważnym punktem tego zespołu. Tak samo Adler i Simcak. To piłkarze z najwyższego poziomu. Jeśli chcielibyśmy podobnych z Polski, musielibyśmy wyłożyć między 100 a 150 tysięcy pensji. To przepalanie pieniędzy. Co do graczy z Cosmosu Nowotaniec, to wypatrzyliśmy ich w niższej lidze. W treningu wyglądają naprawdę dobrze i widzimy w nich potencjał. Brakuje im czasami mentalu i zrozumienia gry w najważniejszych momentach. Potrzeba dać im czas.
— Dyrektor sportowy Jarosław Fojut mówił na konferencji, że jedynym zawodnikiem sprowadzonym latem i obserwowanym od dłuższego czasu był Patryk Warczak. Rozumiem, że reszta to po prostu na bazie krótkich obserwacji.
— Nie, Jarek po prostu powiedział, że Patryka obserwowaliśmy od półtora roku. Pozostali też byli analizowani. Mamy odpowiednie systemy, które podsuwają nam zawodników. Trener Zub musiał mieć półtora miesiąca, żeby poznać piłkarzy, których zastał na początku. Przeanalizowaliśmy, gdzie nam kogoś brakuje i później w krótkim czasie musieliśmy dokonać transferów.
— Nie za późno zabraliście się za te ruchy?
— Przez to, że nie doszło do szybszego zatrudnienia trenera, okienko szybciej nam się skończyło. Nie chcieliśmy zatrudniać zawodników, którzy nie pasowaliby nam do koncepcji. Poczekaliśmy do końca i uważam, że zrobiliśmy to dobrze. Co prawda ostatnie mecze tego nie potwierdzają, ale wierzę, że nadejdzie pozytywna zmiana.
— A co w razie spadku?
— Jesteśmy na tyle mocnym zespołem, że nie zakładamy spadku. Przed nami wiele meczów. Myślę, że prędzej zagramy o wyższe miejsca, niż o utrzymanie. Jeśli sprawdziłby się negatywny scenariusz, to na pewno nie zakończylibyśmy tego projektu. Fibrain nie wycofałby się z drużyny. Niech każdy kibic ma pewność, że nikt po ewentualnym spadku nie porzuci tego, co dotychczas zbudowaliśmy.
— To, jaką kadrę zastał Marek Zub, nie obarcza pionu sportowego?
— Trener sam chciał zweryfikować zawodników, których ma. Wyklarowało się, kto nie będzie dawał jakości. Oczywiście, mieliśmy dogranych kilku piłkarzy poza tym już podpisanymi. Bywały jednak różne historie. Jeden z nich nie wsiadł do samolotu, kolejny nie przyjechał. Może wynikało to z tego, że mierzyliśmy za wysoko, bo oni później trafili do najwyższych lig. Teraz mamy gotową drużynę i z meczu na mecz gra powinna wyglądać lepiej.
— Co w przypadku, gdy zimą odeszliby Szymon Łyczko i Szymon Kądziołka?
— Chcielibyśmy, żeby pograli u nas przynajmniej półtora roku. Osiągnęli z tym klubem jakiś sukces. Ewentualnie liczylibyśmy na współpracę np. z Rakowem, że w momencie, gdy chce kupić naszego zawodnika, to jeszcze pozwoli nam go wypożyczyć i rozwinąć. Ma to być robione na zdrowych zasadach.
– Patryk Mazur jest najdrożej sprzedanym piłkarzem w historii Stali Rzeszów?
— Tak. Poza tym mamy bonusy od kolejnych transferów i za grę w drużynach młodzieżowych. Do zarobienia jest nawet 1,5 mln euro.
— Nie sparzył się pan piłką nożną w ostatnich miesiącach?
— Nie. Jest trudna sytuacja geopolityczna i trzeba się z tym pogodzić. Ja jednak nadal mam w sobie pasję i chcę budować mocny klub w Rzeszowie.