Reprezentacja Polski do lat 17 rozpoczęła zmagania na juniorskim mundialu w Indonezji od porażki z Japonią 0:1 (0:0). To nie był dzień biało-czerwonych, którzy zwłaszcza w drugiej połowie wyglądali niekorzystnie pod względem fizycznym. – Źle weszliśmy w ten turniej, nie tylko piłkarsko, ale też wychowawczo. Wiemy, że przed spotkaniem kilku chłopaków nie czuło się rewelacyjnie i to było widać na boisku – podkreśla ekspert TVP Sport Rafał Ulatowski.
To nie tak miało wyglądać. Biało-czerwoni rozpoczęli zmagania w MŚ U17 od porażki. Już pierwsza połowa zapowiadała, że Polaków czeka bardzo trudne zadanie. W ataku Japończyków szalał Aren Inoue, który co chwilę nękał naszą defensywę, a raz trafił w słupek. Podopieczni Marcina Włodarskiego też mieli swoje sytuacje strzeleckie – najbliżej gola byli Karol Borys, który uderzył zbyt wysoko nad bramką, a także Jakub Krzyżanowski, który zamiast egoistycznie wykończyć sytuację z bramkarzem, szukał podaniem Daniela Mikołajewskiego.
Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowie można było zauważyć, że Polacy mają problemy fizyczne. Gdy była ku temu okazja, kilku z nich podpierało się i łapało oddech. Warunki klimatyczne, wysoka wilgotność, a także rzęsisty deszcz utrudniały grę. Gdy po blisko 20-minutowej przerwie związanej z ulewą wrócili na murawę, w ich grze nie było widać poprawy. Rewelacyjnie spisujący się między słupkami Michał Matys w końcu skapitulował po efektownym strzale Rento Takaoki. Japonia dowiozła zwycięstwo do końca, a Polacy, którzy przez aferę alkoholową muszą rywalizować w okrojonym składzie, otworzyli turniej porażką.
– Trzeba uczciwie powiedzieć, że Japonia zasłużenie wygrała, bo stworzyła więcej klarownych sytuacji, szczególnie w drugiej połowie. Komplementujemy Michała Matysa, a to znaczy, że miał co robić. Można tylko gdybać, co by było, gdyby Karol Borys czy Jakub Krzyżanowski wykorzystali swoje sytuacje. Druga połowa toczyła się pod dyktando Japończyków. Warunki klimatyczne nie pomagały obu drużynom, ale nasi rywale odnaleźli się w nich lepiej – ocenia Ulatowski.
Następne
– Źle weszliśmy w ten turniej, nie tylko piłkarsko, ale też wychowawczo. Wiemy, że przed spotkaniem kilku chłopaków nie czuło się rewelacyjnie, mieli zatrucie pokarmowe i to było widać na boisku. To nie była ta reprezentacja, która tak dobrze grała na mistrzostwach Europy. Być może klasa przeciwnika była lepsza niż tych, z którymi mierzyliśmy się na Węgrzech. To jeszcze nie jest koniec świata, ale trudno będzie się podnieść po czymś takim. Piłka ma to do siebie, że zaskakuje, nigdy nie można nikogo skreślać. Mimo, że wszyscy mówią, że Senegal jest silniejszy fizycznie, że chłopcy zmierzą się z mężczyznami, czekam z niecierpliwością na wtorek – dodaje Ulatowski i zwraca uwagę na brak głębi składu.
– Inaczej byłoby gdyby był Tomczyk, Wolski. Wtedy byłaby większa rywalizacja, a środkowy obrońca Michał Gurgul nie musiałby wchodzić na lewe wahadło. Głębia składu liczy się w takich momentach i nie chodzi tylko o mecze, ale o treningi. Jeżeli zostało nas czternastu, to pewnych rzeczy nie przetrenujemy, tak jak będziemy chcieli przetrenować. Z drugiej strony sami zaprowadziliśmy do takiego czegoś poprzez nieodpowiedzialne zachowanie wykluczonych zawodników. Tutaj nie ma na kogo innego zrzucać winy.
Gdzie więc szukać nadziei w następnych spotkaniach z mistrzem Afryki, Senegalem i zawsze groźną Argentyną? – Chciałbym, żeby trener Włodarski nie schodził z obranej drogi, żeby się nie załamał i wspierał swoich zawodników. Podejmując taką decyzję o odesłaniu czterech graczy wiedział, że nie będzie łatwo. Nie narzeka, zaakceptował ten fakt. Upatruję nadziei w tym, że nie było dziś kontuzji, która wykluczyłaby kogoś z gry, oraz w tym, że Mateusz Skoczylas będzie miał kolejne minuty na swoim koncie i będzie grał w większym wymiarze czasu. Jego wejście pod koniec spotkania ożywiło naszą grę. Na takich rezerwowych będziemy liczyć. Być może lepszym wyborem na Senegal będzie Igor Brzyski, który jest silniejszy i wyższy niż Maks Sznaucner.
Ulatowski wciąż wierzy w wysoki potencjał polskiej kadry. – To zespół wciąż o ogromnych umiejętnościach. Być może debiutancka trema zniknie. Chłopcy wiedzą, że drugie spotkanie może być spotkaniem "o być albo nie być" w turnieju. Pojedynkując się z kimś silniejszym można sprawić olbrzymią niespodziankę – puentuje.
Następne spotkanie reprezentanci Polski rozegrają we wtorek 14 listopada. Rywalami biało-czerwonych będą mistrzowie Afryki, Senegalczycy. Studio od 9:30 w TVP SPORT, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV oraz HbbTV. Pierwszy gwizdek o 10:00.