| Czytelnia VIP

"The Great One". Liczby Wayne'a Gretzky'ego

Wayne Gretzky w barwach Edmonton Oilers (fot. Getty Images)
Wayne Gretzky w barwach Edmonton Oilers (fot. Getty Images)
Tomasz Sowa

Życie Wayne'a Gretzky'ego, podobnie jak sportowy żywot Michaela Jordana, można opisać za pomocą liczb. Pierwsza z nich, to 63. Tyle lat kończy 26 stycznia 2024 ten legendarny hokeista…

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
NHL: zwycięstwo Bruins w meczu na szczycie

Czytaj też

Hokeiści Boston Bruins (fot. Getty Images)

NHL: zwycięstwo Bruins w meczu na szczycie

"Czasami ludzie porównują mnie do Michaela, mówią, że jestem Jordanem hokeja i temu podobne bzdury. Wtedy chce mi się tylko śmiać. Nikt nie jest taki jak on. To nie skromność. To fakt" – tak prostował opinie.

A co, gdyby tak odwrócić szyk? Gdyby to Michaela Jordana nazwać "Waynem Gretzkym koszykówki"? Pewnie wielu twierdząco skinęłoby głową… 

NHL: zwycięstwo Bruins w meczu na szczycie

Czytaj też

Hokeiści Boston Bruins (fot. Getty Images)

NHL: zwycięstwo Bruins w meczu na szczycie

Niebywały wyczyn w NHL. Oilers pobili ponad 50-letni rekord!

Czytaj też

Hokeiści Edmonton Oilers zajmują szóste miejsce na Zachodzie (fot. Getty Images)

Niebywały wyczyn w NHL. Oilers pobili ponad 50-letni rekord!

1917 i Wieża Babel w krwioobiegu

Nazywał się Anont Gretzky. Mieszkał w Grodnie, które w czasie I wojny światowej okupowali Niemcy. Ich polityka była jasna. Zależało im głównie, by osłabić wpływy Polaków w okolicy. Za to Białorusinów i Litwinów tolerowali. Bo Grodno to była taka mała Wieża Babel. Po zakończeniu wojny zostało włączone do Polski. Ale Anont tego nie doczekał. Wyjechał do Kanady. Był rok 1917...

Motywy podróży za Ocean mogły mieć polityczny podtekst, bo rok 1917, to rok rewolucji październikowej. Ale chodziło też o ekonomię. O chleb i o lepsze jutro dla siebie i dzieci. To wszystko mieszkańcom tej części Europy dać miała Ameryka.

Niewiele wiadomo o pierwszych miesiącach życia podróżnika z Grodna na "ziemi obiecanej". Ba, źródła są sprzeczne nawet w kwestiach podstawowych! Według jednej relacji Anont podróżował z żoną Anną i synem Zinowiejem, którzy po pewnym czasie wrócili w rodzinne strony. Inne źródła twierdzą, że pojechał tam sam. Osiadł w Chicago, by po zakończeniu służby wojskowej przenieść się do Kanady. I tam, już po wojnie, poznał Marię. Są też tacy, którzy utrzymują, że do Ameryki wyjechał już z nią. Pewne jest, iż kobieta zamieszkiwała wcześniej w Podhajece. Dziś to ukraińskie miasto, ale sto lat temu było polskie. Maria miała mówić i po polsku i po ukraińsku. Razem zakupili dziesięciohektarową farmę w Canning w Ontario. Tam mieszkali i pracowali. A owocem ich miłości był Walter Gretzky, ojciec Wayne'a.

Pewnie nie byłoby takiego sporu o pochodzenie hokeisty, gdyby miał przeciętną karierę. Ale on stał się legendą! Wiadomo, że miał kanadyjski paszport, ale po jego sportowych dokonaniach odezwały się głosy z Europy Środkowo-Wschodniej, że… "i nasz ci on". Bo skoro jest możliwość utożsamiania się z taką postacią, to czemu nie?

O tym, że w Gretzkym płynie białoruska krew świat dowiedział się przy okazji spotkania z rodziną odnalezioną u naszego sąsiada. Rozmowy sfilmowano i puszczano w telewizji. A tata Walter przyznał już kiedyś, że rodzina pochodzi z... "Białej Rosji".

Jest w ich historii też ślad ukraiński, bo hokeista wyznał, że w rodzinie używało się właśnie tego języka. Rok temu pozował nawet do zdjęcia z flagą w kolorze żółtym i niebieskim. No i mamy jeszcze polski epizod…

W 1999 Wayne'a wprowadzono do Hockey Hall Of Fame. Na konferencji prasowej żartowano ze szkockiego pochodzenia pewnego członka tej galerii sław. Pewnie mówiono o kiltach i o tym, co Szkoci mają lub nie mają pod spodem. Wtedy Gretzky wypalił:

"Dziękuję Bogu, że jestem Polakiem".

A relacji o biało-czerwonych odcieniach jest więcej. W 1988 roku olimpijczycy gościli w kanadyjskim Calgary. Polscy dziennikarze, korzystając z okazji, starali się namówić Wayne'a na parę słów dla gazet. I redaktorowi Jerzemu Wykrocie się udało. W artykule, który opublikował potem w "Trybunie Robotniczej", zacytował słowa gracza:

"Ja tutaj już urodziłem się, ale w moich żyłach płynie częściowo polska krew i choć nie mówię w języku moich przodków, to o kraju wiem dużo".

Trochę dodała też aktorka Janet Jones, żona Wayne'a, zdradzając w jednym z wywiadów, że mąż pochodzi z Polski i że dzieli się dziedzictwem naszego kraju z potomstwem. Swoje trzy pensy mogliby jeszcze dorzucić Brytyjczycy, bo przecież mama hokeisty jest potomkinią ich generała. I pewnie każda ze stron ma trochę racji. Pochodzenie hokeisty jest przecież tak złożone, jak historia ziemi, z której przybyli jego przodkowie. 

Niebywały wyczyn w NHL. Oilers pobili ponad 50-letni rekord!

Czytaj też

Hokeiści Edmonton Oilers zajmują szóste miejsce na Zachodzie (fot. Getty Images)

Niebywały wyczyn w NHL. Oilers pobili ponad 50-letni rekord!

Są nie do powstrzymania. Śrubują rekord!

Czytaj też

Hokeiści Edmonton Oilers (fot. Getty)

Są nie do powstrzymania. Śrubują rekord!

1979 i ojciec-wizjoner

Walter miał osiemnaście lat, gdy przy pieczeniu kiełbasek poznał Phyllis Hockin. Przypadł piętnastolatce do gustu i... w 1960 złożyli małżeńską przysięgę. Rok później, 26 stycznia, na świat przyszedł Wayne Douglas Gretzky, pierworodny syn.

Papa Walter miał fioła na punkcie sportu. W czasach szkolnych trenował biegi szybkie i skoki. Nieźle mu szło. Bił szkolne rekordy. Kiedy poznał hokej na lodzie, to lekkoatletyka poszła w zapomnienie. Na tafli wielkiej kariery jednak nie zrobił, ale zaszczepił synowi miłość do hokeja. A co za tym szło? Gdy zdecydował się z żoną na zakup domu w Brantford, to szukał budynku na płaskiej działce. Dlaczego? Bo gdy temperatura po raz pierwszy spadła poniżej zera, to rozlał w ogrodzie wodę. I tak powstało prywatne lodowisko. Pierwsze, na którym pojawił się Wayne. Miał ledwie dwa i pół roku, gdy tata nauczył go jeździć na łyżwach. Razem sporo ćwiczyli, bo młody Gretzky był nieprzeciętnie sprawnym dzieckiem.

"Ojciec mój nie był zawodowym trenerem hokeja, chociaż się na tym znał, pracował jako technik-informatyk. Tłumaczył mi zawsze, że moje gorsze od innych warunki fizyczne (183 cm wzrostu i 7l kg wagi) wcale nie są przeszkodą w wielkiej karierze. Wpajał mi, że mam się nie bać wyższych i silniejszych ode mnie, sprytem ich ogrywać" – mówił Wayne w 1988.

Podstawowe szkolenie taty miało trzy fundamentalne założenia. Po pierwsze, chłopak miał jeździć po lodzie tak, jakby urodził się z łyżwami na stopach. Po drugie kij miał stać się różdżką, która zaczaruje krążek. A po trzecie, w czasie gry miał mieć oczy dookoła głowy. I czas pokazał, że uczeń odrobił te wszystkie lekcje celująco.

Gretzky junior zagrał pierwszy mecz, mając raptem pięć lat. Sześć wiosen później notował już pierwsze rekordy. Często wyjeżdżał na lód, by grać ze starszymi. Rówieśnicy, nawet ci najlepsi, zwyczajnie nie dawali mu rady.

W 1975 trafił do młodzieżowego zespołu Toronto Nationals, gdzie dowodził talentu. Brylował w statystykach. Trzy lata później wyjechał na mistrzostwa świata juniorów. Znów był najmłodszy, ale został królem strzelców. Wybrano go też do turniejowej Drużyny Gwiazd. Niestety, do NHL nie mógł trafić. I to nie dlatego, że go nie chciano. Przeszkodą były przepisy, które nie pozwalały na podpisanie kontraktu zawodnikowi poniżej osiemnastego roku życia. Ale już w World Hockey Association takich przeszkód nie było. Zgłosili się z Indianapolis Racers i Wayne przez osiem miesięcy grał w ich koszulce.

To z Racers wiąże się też premierowy wielki transfer Gretzky'ego. Właściciel klubu, Nelson Skalbania, dostrzegł, że ma skarb i zaoferował osobisty kontrakt, dzięki któremu przy sprzedaży do innej drużyny mógł dostać sporą kwotę. Młodzian to podpisał. Los jednak bywa przewrotny. Liga WHA traciła na znaczeniu, więc Skalbania, ratując nadszarpnięty budżet, sprzedał Wayne'a właścicielowi Edmonton Oilers za cenę niższą niż zakładał.

26 stycznia roku 1979 Gretzky skończył osiemnaście lat i parafował kontrakt z klubem NHL. Klubem, dla którego potem stał się kimś więcej, niż tylko sportowcem. Był to bowiem dzień, który zmienił jego życie. A może i dzieje hokeja?

Są nie do powstrzymania. Śrubują rekord!

Czytaj też

Hokeiści Edmonton Oilers (fot. Getty)

Są nie do powstrzymania. Śrubują rekord!

NHL: dziewięć goli w Dallas, dogrywka w Minnesocie

Czytaj też

Hokeiści z Wild i Flyers mają za sobą bardzo emocjonujące spotkanie (fot. Getty)

NHL: dziewięć goli w Dallas, dogrywka w Minnesocie

99 i pogoń za idolem

Pierwsze dni w Edmonton wiązały się z formalnościami. Jedną z nich było wybranie numeru, z którym miał grać. Chciał dostać bluzę z 9, jak jego idol, Gordie Howe. Ale klubowi wyjadacze byli przeciw. Koszulka taka była już zajęta i… święta. Młokos nie powinien w niej grać. Najpierw wziął więc numer 19. Potem była 14. Aż zauważył, że są grający z powtarzającymi się cyframi. A to 77, a to 88. Poszedł więc do trenera i zapytał, czy mógłby grać z numerem 99. Szkoleniowiec się zgodził. I tak zostało do końca kariery.

"To jest mój talizman i za nic w świecie się z nim nie rozstanę. Z numerem 9 grał niegdyś Gordon Howe. Gdy przyszedłem do klubu, chciałem włożyć dres z tym numerem. Okazało się, że jest zajęty. Trener wówczas powiedział mi: będziesz podwójnym Howem" – relacjonował rozmowę parę lat później.

I jeszcze dygresja, bo z tym numerem wiąże się też wydarzenie bezprecedensowe. Gdy po karierze Gretzky zawiesił łyżwy na kołku, to władze ligi NHL zdecydowały się zastrzec numer 99. W hołdzie. I na wieki. Owszem, wcześniej kluby zastrzegały numery wybitnych graczy, ale nigdy nie zrobiły tak władze ligi. 99 i Wayne to był ten pierwszy raz. Już nikt i nigdy nie zagra w NHL z numerem 99 na plecach…

Nie byłoby tej magii liczb, gdyby nie Howe. Wayne był nim oczarowany. Od dziecka marzył, by grać tak jak on. I bić rekordy jak on! Gordie zaczynał ligowe boje w 1946, też mając osiemnaście lat. W NHL grał przez 26 sezonów, ślizgając się po tafli nawet po pięćdziesiątce! W 1767 spotkaniach (rekord niepobity) strzelił 801 goli, a asystował aż 1049 razy. Uzbierał 1850 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Było kogo gonić! Ale… miał go też kto gonić!

Gretzky zaczął w NHL od razu z "wysokiego C". Po pierwszym sezonie w Oilers został uznany za najbardziej wartościowego zawodnika ligi. Kolejne lata to poprawianie starych i śrubowanie nowych rekordów. I tak na przykład w drugim sezonie pobił rekord asyst i punktów. W kolejnym zdobył 50 bramek w 39 grach, potem strzelił najwięcej goli w sezonie. Z roku na rok padały kolejne bariery, które łamał. Cztery razy podnosił Puchar Stanleya. Aż w końcu przyszedł 15 października 1989. Wayne miał zmierzyć się z rekordem idola. Bo to Howe prowadził dotąd w klasyfikacji punktowej, czyli sumie bramek i asyst. W Edmonton grał już w barwach Los Angeles Kings, ale i tak wspierały go wypełnione po brzegi trybuny.

Na jednym z krzesełek usiadł Gordie. Dobrze znał tego chłopaka, który gonił legendę. Mimo różnicy wieku zdążyli bowiem razem wyjść na taflę. W sezonie 1979/80 podawali sobie krążek, występując w jednym zespole w tradycyjnym meczu gwiazd, zwanym "All Stars". Mistrz miał wtedy 52 lata, a Wayne – 18. Dzieliło ich jeszcze wiele, ale w październiku 1989 staruszek Howe wiedział, że nadszedł ten czas, że uczeń dogoni mistrza. W 4. minucie Gretzky miał asystę. Rekord wyrównany! Potem dołożył jeszcze dwa gole i tak został samodzielnym liderem. Po kończącej mecz syrenie rozpoczęło się święto. Wayne dostał kwiaty, puchar i owację na stojąco. Była nawet runda honorowa.

61-letni Howe nie krył radości, że ten rekord poprawił akurat Gretzky. Nazywał go "najlepszym hokeistą w historii". On potrzebował 26 lat, by pochwali się takimi liczbami. A Wayne? O piętnaście mniej! Nic więc dziwnego, że tak o nim mówił: "Nie ma powodów zastanawiać się, który z nas jest lepszy. Wayne jest jedyny w swoim rodzaju i niech zostanie królem królów". Idol docenił naśladowcę. A ten w 1994 pobił jego kolejny, wielki rekord. Strzelił gola nr 802 w NHL. Miał więc o jednego więcej niż Howe…

NHL: dziewięć goli w Dallas, dogrywka w Minnesocie

Czytaj też

Hokeiści z Wild i Flyers mają za sobą bardzo emocjonujące spotkanie (fot. Getty)

NHL: dziewięć goli w Dallas, dogrywka w Minnesocie

Problemy obrońców Pucharu Stanleya. Złapali zadyszkę

Czytaj też

Hokeiści Vegas Golden Knights przegrali z Colorado Avalanche (fot. Getty Images)

Problemy obrońców Pucharu Stanleya. Złapali zadyszkę

15 milionów i łzy w Edmonton

Los Angeles może kojarzyć się z przepychem. Gwiazdy kina i sportowcy chcą tam mieszkać. Wayne nie chciał. 9 sierpnia 1988 roku w serwisach informacyjnych Kanady pojawiła się jednak wiadomość, że Gretzky opuszcza Edmonton Oilers i za 15 milionów dolarów przechodzi do Los Angeles Kings. "Szok", tak najczęściej mówili o tym kibice.

Przez dekadę gry "Wspaniałego" (ang. "The Great One") miasto stało się hokejową potęgą. Wayne zapewnił mu pierwsze strony gazet, zdobywając cztery Puchary Stanleya w pięć lat. Sektory hali zapełniały się w komplecie i to nie z powodu dość niskich cen biletów. Lud łaknął wirtuoza. Kochał go. I pewnie dlatego rozstanie z nim było tak ciężkie.

Wieść o przenosinach Gretzky'ego do Stanów Zjednoczonych wzburzyła nawet polityków. Rzecz jasna protestował burmistrz, Laurence Decore, bo miasto traciło ambasadora. Ale sprawa trafiła nawet do ogólnokrajowej debaty. Przewodniczący niższej izby parlamentu, Nelson Riis, wprost zażądał, by transfer zablokował kanadyjski rząd.

W lipcu 1988 hokeista wziął ślub. Gwiazdorskie małżeństwa często bywają nieudane, ale to Wayne'a z Janet Jones takim nie jest, bo para wiedzie wspólne życie do dziś. Doczekała też potomstwa. Wesele podobno było królewskie, a pierścionek ofiarowany przez Gretzky’ego świeżo poślubionej małżonce kosztował ponoć 200 tysięcy dolarów. A ceremonia weselna, transmitowana w telewizji, kosztowała milion dolarów. Był też potem miesiąc miodowy. I to wtedy zadzwonił telefon…

Po drugiej stronie słuchawki odezwał się Bruce McNall, właściciel "Królów" z Los Angeles. Pieniędzy dorobił się na aukcjach antycznych monet i postanowił zainwestować w sport. Jako świetny marketingowiec czuł biznes, dlatego przedstawił tę ofertę transferu. Chciał, by w Mieście Aniołów była kolejna wielka drużyna. Niezależna od tej koszykarskiej. Przyciągająca kibiców, mająca sportowców z pierwszych stron gazet. I – co nie dziwne – w związku z tym transferem liczył na wielkie zyski. Wayne nie chciał załatwiać sprawy na łączach. Zastrzegł, że jego ewentualne przenosiny będą możliwe tylko, jeśli Kings wezmą razem z nim Marty'ego McSorleya i Mike'a Krushelnyski'ego. Sam nie gwarantował trofeów w tak wtedy słabej drużynie.

O zamiarach McNalla wiedział wcześniej Walter Gretzky. Nie chciał niepokoić syna, walczącego o kolejny sukces w NHL. Papa pilotował od początku karierę. A Wayne mu ufał. Do tego stopnia, że w Los Angeles czekali z podpisem umowy, aż Walter dojedzie do miasta. I tu ciekawostka. Na miejsce dotarł później, bo przebywał w Polsce, biorąc udział w pielgrzymce papieża Jana Pawła II.

Następnie przyszedł czas na dziennikarzy. Była konferencja prasowa. Przeszła do historii hokeja. Kto wie, może i historii sportu? Gretzky usiadł za stołem. Strzelały flesze aparatów, a światła kamer raziły jego niebieskie oczy. Tak zaczął:

"Żałuję, że odchodzę z Edmonton. Podziwiam fanów. Od lat ich szanuję, ale…".

I na tym "ale" stanęło. Głos mu się załamał. Poprawiał blond czuprynę. Przecierał oczy. Brał głębokie wdechy...

"Obiecałem sobie, że tak nie będzie. Przyszedł czas, by…" – podjął jeszcze jedną próbę. Ale jej nie wytrzymał. Wstał i usiadł z tyłu. W sali rozległy się brawa. A on płakał. Razem z nim łzy roniło Edmonton.

"Największą gwiazdę kanadyjskiego hokeja sprzedano Los Angeles za 15 milionów dolarów. Nikt nie wierzył, że to możliwe. To tak, jakby oddać premiera innemu państwu" – mówili wtajemniczeni.

Załamani kibice szukali winnych. Pytań było bez liku. Kto dopuścił do tego transferu? Komu na nim zależało? Co dalej z drużyną? Na pierwszy ogień, nawet dosłownie, poszedł właściciel Oilers, Pocklington. Przez osiem tygodni był atakowany, uznany za winnego. Spalono jego kukłę. A on bronił się, mówiąc o kłopotach finansowych. O tanich wejściówkach. Niewspółmiernie tanich do spektaklu, który gwarantował zespół hokejowy i jego lider. Gretzky chciał też podwyżki, bo jak na swój status, to dużo nie zarabiał. Pocklington nie mógł mu więcej zagwarantować. Bo z czego? I to wtedy do gry wkroczył McNall...

Swoje przeżyła też małżonka Wayne’a. Oskarżano ją nawet o kradzież. Najpierw serca ich gracza, a potem spektakli marzeń. A ona pracowała przecież w Hollywood. Grała w popularnych filmach i nie chciała z tego rezygnować. Wayne to rozumiał dobrze. Bo kochał ją bardziej niż Edmonton.

Gretzky zebrał burzę. Określano go "zdrajcą". Potem, gdy emocje opadły, Wayne już w barwach nowej drużyny przyjechał na mecz do Edmonton. Pierwszy raz po przeprowadzce. Siedemnaście tysięcy ludzi wstało z miejsc i przez cztery minuty oklaskiwało idola. Piękny to był powrót. Godzien króla. Po meczu Wayne wziął mikrofon i powiedział:

"Nadal jestem dumny z bycia Kanadyjczykiem. Nie opuściłem swojego kraju. Przeniosłem się, bo zostałem sprzedany. Taka jest moja praca. Ale jestem Kanadyjczykiem do szpiku kości. Mam nadzieję, że to zrozumiecie".

Zrozumieli. Przed areną w Edmonton stoi dziś jego posąg.

Problemy obrońców Pucharu Stanleya. Złapali zadyszkę

Czytaj też

Hokeiści Vegas Golden Knights przegrali z Colorado Avalanche (fot. Getty Images)

Problemy obrońców Pucharu Stanleya. Złapali zadyszkę

NHL: Owieczkin pobije rekord Gretzky'ego?

Czytaj też

Aleksandr Owieczkin (fot. Getty)

NHL: Owieczkin pobije rekord Gretzky'ego?

1999 – Król mówi pass

Nowojorska Medison Square Garden była świadkiem wielkich wydarzeń. 18 kwietnia 1999 roku gościła bodaj najważniejsze z nich. Hokejowy boss, ikona, idol kończył sportową karierę.

"Najwyższy czas odejść. Czuję się zmęczony jak nigdy, psychicznie i fizycznie" – mówił Wayne do smutnego tłumu w sektorach i milionów przed telewizorami. A oni prosili, by jeszcze został. Pozostał, ale... nieugięty. Hokej przecież się zmieniał. Wysiłek wystarczający jeszcze dekadę wcześniej, był już za mały, by utrzymać formę. 38 lat na karku. Organizm przestał nadążać za pięknym umysłem…

Po przeprowadzce do Los Angeles poprawiał kolejne rekordy. Statystyczne drabiny drżały, a on osiągał coraz wyższe szczeble. Indywidualne osiągnięcia nie szły już jednak w parze z drużynowymi. "Królowie" nie zdobyli Pucharu Stanleya.

Drużynę Wayne'a określano mianem "objazdowego cyrku". Choć zdawał się być skromnym i rozsądnym facetem wzbudzał nieracjonalne, wręcz szalone zainteresowanie. Zapanowała moda na mecze Kings, ich poczynania oglądali na żywo wielcy amerykańskiego showbiznesu. I te światy mieszały się w błyskawicznym tempie. Hokej stał się bowiem komercyjnym produktem.

Po Los Angeles przyszło mu grać w "Niebieskich" z Saint Louis. A później, już na koniec, w Nowym Jorku. Wszędzie ujmował kibiców naturalnością, mimo statusu, jaki miał w USA i Kanadzie. Na tafli nikt nie grał inteligentniej niż on. Miał ten szósty zmysł, który pomagał mu przewidywać ruchy rywali. Trener Edmonton Oilers, Glen Sather, dobrze go poznał. Tak o nim mówił:

"Był inteligentniejszy od innych zawodników. W czasie, gdy oni zużywali całą energię, próbując zgrzytać zębami, on po prostu jeździł na łyżwach. Krążył i analizował”.

Nigdy nie chciał marnować szans, które dawał mu los. Powiedział kiedyś: "Pudłujesz 100% nieoddanych strzałów". A do tego cechowała go wytrzymałość. Mógł jeździć po lodzie w tę i we w tę, bez grymasu zmęczenia. I jeszcze spryt, pozwalający ogrywać większych i silniejszych od siebie. To były cechy wypracowane z ojcem w dzieciństwie na tamtej przydomowej tafli, od której wszystko się zaczęło…

NHL: Owieczkin pobije rekord Gretzky'ego?

Czytaj też

Aleksandr Owieczkin (fot. Getty)

NHL: Owieczkin pobije rekord Gretzky'ego?

Gretzky na ustach wszystkich. Wielki wyczyn hokeisty
fot. Getty
Gretzky na ustach wszystkich. Wielki wyczyn hokeisty

Najnowsze
Krajowy dominator chce czegoś więcej w Grand Prix [WYWIAD]
tylko u nas
Krajowy dominator chce czegoś więcej w Grand Prix [WYWIAD]
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
| Motorowe / Żużel 
Dominik Kubera, Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek z trenerem Rafałem Dobruckim (fot. Getty).
Były trener chwali reprezentanta. Wskazuje najmocniejszą cechę
Bartosz Mrozek udowadnia, że może zrobić interesującą karierę (fot. Getty)
tylko u nas
Były trener chwali reprezentanta. Wskazuje najmocniejszą cechę
Radosław Laudański
Radosław Laudański
Szef Światowej Agencji Antydopingowej: Iga Świątek była bez winy [WIDEO]
Witold Bańka (fot. TVP SPORT)
Szef Światowej Agencji Antydopingowej: Iga Świątek była bez winy [WIDEO]
| Inne 
Jedenaste mistrzostwo świata! Tytuł odzyskany
Tessa Janecke (fot. Getty)
Jedenaste mistrzostwo świata! Tytuł odzyskany
| Hokej 
Świątek już w pierwszym meczu może trafić na swoją pogromczynię!
Iga Świątek (fot. Getty)
Świątek już w pierwszym meczu może trafić na swoją pogromczynię!
| Tenis / WTA (kobiety) 
Cudowny gol w doliczonym czasie gry uratował Real! [WIDEO]
Federico Valverde dał zwycięstwo Realowi w meczu z Athletikiem Bilbao (fot. Getty Images)
Cudowny gol w doliczonym czasie gry uratował Real! [WIDEO]
| Piłka nożna / Hiszpania 
Sportowy wieczór (20.04.2025)
Sportowy wieczór (20.04.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (20.04.2025)
| Sportowy wieczór 
Do góry