| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Roman Jakuba od roku jest filarem obrony Puszczy Niepołomice, z którą wywalczył awans do PKO BP Ekstraklasy. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o kulisach rozwoju Puszczy, nastawieniu taktycznym i mentalnym, grze na Łotwie, akademii Szachtara Donieck, młodzieżowej Lidze Mistrzów i wspólnej grze z Mychajłem Mudrykiem. Zdradza również, co dały mu treningi u trenera z akademii Barcelony.
Kamil Rogólski, TVPSPORT.PL: – Gdy przeszedłeś z Valmiery do Puszczy Niepołomice, grającej jeszcze w pierwszej lidze, to czytałem różne opinie w ukraińskich mediach. Część ludzi była zaskoczona, że wybrałeś akurat Puszczę. Jak oceniasz swój transfer z perspektywy czasu?
Roman Jakuba, piłkarz Puszczy Niepołomice: – Po tytule mistrza Łotwy wiedziałem, że czas na zmiany. Chciałem spróbować sił w innym klubie i w innej lidze. Miałem jedną albo nawet dwie konkretne oferty, ale to nie były tak dobre ligi jak polska. Zadzwoniłem do swoich kolegów, którzy grają w polskiej pierwszej lidze i zapytałem jaki tam jest poziom. Odpowiedzieli, że to jest bardzo dobry poziom i miejsce, gdzie można się rozwinąć piłkarsko. Zainteresowałem się i chciałem przyjść do Puszczy, chciałem spróbować. Właśnie tak zostałem w Puszczy na wypożyczeniu.
– Czy możesz zdradzić, gdzie mogłeś jeszcze trafić?
– Jedna konkretna oferta była z Azerbejdżanu. Było jeszcze zainteresowanie z Danii i 2. Bundesligi. Ale oni nie byli przekonani. Chcieli mnie zobaczyć w treningu, analizować przez tydzień, dwa tygodnie i dopiero wtedy podjąć decyzję. A Puszcza była konkretna i ludzie w tym klubie postawili sprawę jasno, że chcą mnie już. Pomyślałem, że skoro chcą mnie już, to chcę trafić do Puszczy.
– Mecz, który postawił fundamenty pod Puszczę w Ekstraklasie, to półfinał barażów z Wisłą Kraków. Dużo ludzi nim żyło. Wisła musiała awansować, a wy mogliście. Jak wspominasz tamto spotkanie?
– To tylko pozytywne emocje. To był wielki mecz. Zawsze przed meczami jesteśmy ekstrawertyczni. Dużo rozmawiamy, nakręcamy się nawzajem. A przed starciem z Wisłą Kraków byliśmy spokojni. Dosłownie emanowaliśmy spokojem i każdy wierzył, że wygramy. Podczas odprawy trener Tułacz mówił, żebyśmy nie zaglądali do Internetu, nie sprawdzali komunikatorów. Żeby zostawić wszystko za sobą i skupić się tylko na meczu. Gdy wyszliśmy na boisko, byliśmy bardzo opanowani, pewni siebie i czuliśmy dobrą energię między sobą.
– Za Wisłą trenera Sobolewskiego ciągnęła się opinia drużyny niezbyt rozwiniętej taktycznie. Z kolei wy wypunktowaliście rywala jak wytrawny bokser. Jak wyglądał mecz z Wisłą pod względem taktycznym?
– Od strony taktycznej byliśmy super przygotowani. Sztab przedstawił nam szczegółową analizę Wisły i było dla nas jasne, jak będziemy się zachowywać od początku meczu, jak pressować. Wiadomo było, że nie zawsze będziemy w stanie utrzymywać Wisłę daleko od naszego pola karnego, więc mieliśmy przygotowane wszelkie detale gry w niskim pressingu, co nam bardzo pomogło, gdy Wisła była przy piłce. Pod wieloma względami był to niemalże perfekcyjny mecz z naszej strony. Czekaliśmy na swoje momenty jak na przykład stałe fragmenty. To wszystko ćwiczyliśmy na treningu i przyniosło skutek.
– W pierwszej lidze mieliście łatkę drużyny, która dobrze broni i liczy na stałe fragmenty. Nawet po wygranej 4:1 z Wisłą Kraków były komentarze, że Puszcza nie ma nic do zaoferowania poza kontrami, stałymi fragmentami i brak wam polotu. Ale mam wrażenie, że krytykują was za to ci, którzy są sfrustrowani tym, że nie udało się was pokonać.
– Rozumiem wzburzenie kibiców Wisły, bo żyją tym klubem. Ja kibicowałem kiedyś Karpatom Lwów i dla mnie nie liczył się żaden inny klub. Te emocje są zrozumiałe. Ale powiem na naszą obronę, że w meczu z Wisłą normalnie graliśmy w piłkę. Murawa na stadionie Wisły była świetnie przygotowana i my też z tego korzystaliśmy. Nie był to antyfutbol i stwarzaliśmy sobie sytuacje. Nasze rozgrywanie piłki po odbiorze było na bardzo dobrym poziomie.
– Zaliczyliście twarde zderzenie z Ekstraklasą. Najpierw 2:3 z Widzewem, następnie 1:4 z Jagiellonią. Potem przez cały sierpień nie było meczu, w którym stracilibyście więcej niż jedną bramkę. Gdzie tkwił problem defensywy Puszczy na samym początku sezonu?
– Zawsze chcemy wygrywać i kontrolować mecz. Nie było jednej przyczyny. Na pewno rolę odegrały indywidualne błędy, ale takie się zdarzają. Początki bywają trudne. Najlepiej wychodzi nam obrona w kompakcie.
– Dla mnie Puszcza Niepołomice jest wybitnym przykładem jak taktycznie można niwelować swoje braki. Macie średnio ponad 16 fauli na mecz, najwięcej w lidze. Świetnie zbieracie drugie piłki. Dodatkowo szybko rozgrywacie na flanki i wykorzystujecie liczebną przewagę w strefie. Jak skomentujesz wasze nastawienie taktyczne w Ekstraklasie?
– Między taktyką w pierwszej lidze a taktyką w Ekstraklasie nic się nie zmieniło. Oczywiście są pewne niuanse, które trzeba było dostosować do nowych wymagań, ale taktyczne podstawy są nadal te same.
– Według statystyk, brakuje wam pojedynków w ofensywie i kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika.
– Można tak uznać. Ale powiem jeszcze raz, że nasza taktyka na przestrzeni rundy jesiennej nie przeszła żadnej rewolucji. Gramy z takim samym nastawieniem taktycznym. Gdy przygrywaliśmy, to komentatorzy mówili, że trzeba to zmienić, bo to za mało na Ekstraklasę. Potem w meczach z Wartą, Górnikiem, Widzewem i Jagiellonią zdobyliśmy dziesięć punktów, choć nic się nie zmieniło oprócz tego, że nie było już takich indywidualnych błędów jak w poprzednich meczach. Teraz wiemy, że tym sposobem jesteśmy w stanie punktować seriami i rewolucje nie mają sensu.
– Słuchałem wypowiedzi Patryka Brytana – waszego analityka i pomyślałem: wow. Ten człowiek naprawdę ma pojęcie. Według jego słów, ogląda nawet ligi w innych krajach, żeby szukać inspiracji. Załóżmy, że gracie z Górnikiem Zabrze. Podnosisz rękę i mówisz, że Yokota jest dobry. Co dalej?
– Przygotowanie jest na top poziomie. Mamy oczywiście szczegółowe przygotowanie do każdego rywala. Dzieli się ono na analizę grupową oraz indywidualną. Czyli najpierw całą grupą oglądamy przeciwnika i słuchamy analizy ich taktyki. Potem Patryk wysyła mi analizę napastnika rywala, gdy gram na stoperze. A właściwie wszystkich napastników w drużynie przeciwnika. Dostaję materiał mailem i sobie analizuję w domu. Zwracam uwagę na to, którą nogą lepiej gra, czy częściej schodzi na lewą stronę, czy na prawą. Dziękuję Patrykowi i całemu sztabowi za tak świetne przygotowanie. Zaczęliśmy ligę źle, ale gdy przywiązaliśmy dużą wagę do analizy indywidualnej, to przyniosło pozytywny rezultat.
– Kolejna rzecz charakterystyczna dla Puszczy, to podania za linię obrony rywala. Złudzenie, czy wasz duży atut?
– Zdecydowanie duży atut, właściwie jeden z największych. Wynika to z tego, że dużo drużyn w Ekstraklasie gra przeciwko nam wysoko i tworzą się przestrzenie. Konsekwencja zdecydowanego pressingu, jaki stosują przeciwko nam nasi rywale. Ćwiczymy na treningu, żeby długie podanie było diagonalne albo od razu za plecy obrońców. Albo jeden nasz zawodnik ściąga obrońcę na siebie, a drugi wybiega za plecy. To trenujemy cały czas.
– W takim razie co było kluczowe, że w ostatnich czterech meczach (Warta, Górnik, Widzew, Jagiellonia) potrafiliście tak punktować, skoro – jak sam mówisz – taktycznie nic się nie zmieniło?
– Gdy byliśmy przybici brakiem punktów, to trener Tomasz Tułacz cały czas nastawiał nas na wiarę w siebie i podnosił nas na duchu. Trener, przede wszystkim, mówił nam, że mimo porażek musimy utrzymać dobrą atmosferę w drużynie. Musimy być konsekwentni i wyniki w końcu przyjdą, a bez dobrej atmosfery niczego nie będzie. Bez względu na wszystko, nadal tworzymy zespół. Wiara w siebie miała sprawić, że przyjdą wyniki i punkty do tabeli. W pewnym momencie, jak na pstryknięcie palcem, udało nam się wejść na właściwe tory.
– To jest bardzo ciekawe, bo odnoszę wrażenie, że przygotowanie mentalne w dyskusjach o piłce jest lekceważone, a czasami wręcz wyśmiewane jako niemerytoryczne. Z twoich słów wynika coś zupełnie innego.
– Trener Tułacz nam cały czas powtarza, że najważniejsza jest głowa. Kiedy biegniesz na maksa i w głowie masz już myśl, że więcej nie dasz rady, to ciało zwalnia. Ale jak nakręcisz się w głowie, że jeszcze pobiegniesz dziesięć metrów, jeszcze pięć metrów, to zrobisz to. A te dodatkowe pięć metrów może sprawić, że strzelisz gola lub umożliwisz to koledze.
– Jeszcze chciałbym zahaczyć o względy piłkarskie, bo z mojej perspektywy bardzo ważne jest to, że w obronie Puszczy wykreowały się trzy ważne postaci: ty, Mroziński i Craciun.
– Jestem skromnym człowiekiem i powiem, że to rezultat pracy całego zespołu. Gdy jest dobra atmosfera, to czasami istnieją zjawiska, z których widz nie zdaje sobie sprawy. To jest, przede wszystkim, asekuracja i wzajemna motywacja. Idziesz na wślizgu, a kolega ci krzyczy: dawaj, jeszcze! To daje strasznego kopa. Zatem to nie tylko ja, “Mroziu” czy Craciun. To praca całego zespołu.
– Trafiłeś do Polski z ligi łotewskiej. Gdy latem odbywają się eliminacje do fazy grupowej europejskich pucharów, polskie kluby grają z drużynami z takich krajów jak Łotwa. Są wtedy teoretyczne dyskusje, czy na przykład liga białoruska to poziom polskiej pierwszej ligi. Albo górna część tabeli na Białorusi to pierwsza liga, ale dolna to już poziom drugiej. A jak to jest w przypadku ligi łotewskiej? Masz porównanie.
– Istnieją różnice. W lidze łotewskiej gra tylko dziesięć klubów. Moim zdaniem, pierwsze cztery drużyny z ligi łotewskiej to poziom Ekstraklasy. RFS, Ryga FC, FK Lipawa i Valmiera FC. Jeszcze jest taki klub jak FK Auda. Powiedzmy, że cztery lub pięć łotewskich klubów poradziłoby sobie w Ekstraklasie. Płacą tam bardzo dobre pieniądze, jest dobra infrastruktura, czyli warunki do grania i trenowania. Z kolei pozostałe pięć drużyn, to poziom nawet nie polskiej pierwszej ligi, tylko drugiej.
– Wyjazdy w lidze łotewskiej wyglądają czasami jak gra na jakimś boisku szkolnym. Domy dookoła i jedna mała trybuna zbita z desek. W Polsce nawet jak jedziesz na najmniejsze stadiony, to są kompletnie inne doznania.
– To prawda. Brakowało mi takiej aury jak na polskich stadionach, żeby poczuć atmosferę piłkarskiego święta. Tego brakuje lidze łotewskiej. W tych pięciu najgorszych klubach na Łotwie nie ma nic poza sztuczną murawą.
– To mi się kojarzy z tym, co powiedział mi kolega, który grał kiedyś w Sheriffie Tyraspol. Na ich stadionie jeszcze jest fajnie, ale wyjazdy w Mołdawii to jest umieralnia.
– (śmiech) Na Łotwie jest tak samo.
– Odnośnie twojego klubu – Valmiery, działaczom udało się zebrać ciekawą ekipę, w tym ciebie. Oglądając mecze Valmiery, trudno mi było zdefiniować taktykę. Wyglądało mi to na 4-3-3 z szybkimi skrzydłowymi. Słyszałem opinie, że Valmiera pod wodzą Jurgisa Kalnsa jest bardzo rozwinięta taktycznie. Jaka jest prawda?
– W Valmierze graliśmy super piłkę. Graliśmy szybko, krótkimi podaniami, co chwilę piłka była przerzucana z flanki na flankę. Wybiegasz do przodu, szukasz napastnika z piłką przy nodze, ale wysyłasz mu podanie po ziemi, a nie klasyczną lagę. Bardzo miło wspominam tamten czas. Graliśmy taką taktyką jak powiedziałeś, ale nie tylko. Mieliśmy jeszcze wyćwiczone ustawienie z trzema stoperami i wahadłowymi. Szóstka asekurowała, a boki grały wysoko. To wymyślił trener Kalns, który jest mocny taktycznie. Wcześniej był inny trener – Tamaz Pertia z Gruzji. On też był dobry, ale to trener Kalns był innowatorem. Dzięki jego pomysłom wygraliśmy ligę łotewską. Valmiera potrafiła grać trzema stoperami jako jedyna w lidze. Dziennikarze na Łotwie i trenerzy mówili w mediach, że to jest złe ustawienie. Słabo wystartowaliśmy i byliśmy na szóstym miejscu. Ale trener Kalns wierzył w swój pomysł i potem szliśmy jak burza.
– Z tego co mówisz kreuje się obraz łotewskiej Atalanty.
– To prawda. Dla młodych piłkarzy Valmiera FC jest top, jeśli chodzi o rozwój taktyczny. Klub stawia na młodych zawodników. Na dziesięć drużyn w lidze łotewskiej byliśmy drugą albo trzecią najmłodszą.
– Wtedy Ryga FC była dużym faworytem. Mają silnego sponsora i – jak na ligę łotewską – robią kozackie transfery, ale to wy byliście górą. Strzelaliście dużo goli i mieliście serię piętnastu zwycięstw z rzędu. To rewelacyjny wynik.
– To była najlepsza seria zwycięstw w lidze łotewskiej od 15 lat. Wcześniej zrobił to tylko Skonto Ryga.
– Z Valmiery znasz Daisuke Yokotę, który niedawno przeszedł z Górnika Zabrze do KAA Gent, czyli już poważnego europejskiego klubu. Czy już na Łotwie odznaczał się wielkim talentem?
– Yokota to top piłkarz. Gdy trafiłem do Valmiery, on już tam był i na treningach był jednym z liderów. Decydował o wynikach i ciągnął drużynę do przodu. Wiedziałem, że zajdzie daleko.
– Jesteś wychowankiem Szachtara Donieck – ukraińskiego giganta. O akademii Szachtara krąży mnóstwo historii, nie zawsze pozytywnych. Niektórzy mówią, że to złota klatka, która zatrzymuje rozwój niektórych piłkarzy. Co o tym sądzisz? Czy ta akademia więcej ci dała, czy zabrała?
– Zdecydowanie więcej dała. Zanim trafiłem do akademii Szachtara, trenowałem w kilku lwowskich szkółkach. Szachtar to jest inny poziom, inna piłka, ogromny nacisk na kontrolę futbolówki. Trening mentalny, mnóstwo analiz indywidualnych, siłownia i bieganie. Top poziom wszystkiego. Nauczyłem się tam mnóstwo niuansów taktycznych – jak ustawiać się do przeciwnika, jak umiejętnie zakładać pressing, żeby zamykać rywalowi kierunki. Na przykład gdy jest lewonożny, zamykasz mu kierunek, żeby szedł do prawej nogi. Takie detale. Byłem w Szachtarze U-19, potem U-21 i nawet trenowałem z pierwszą drużyną. Rzeczywiście jest takie zjawisko, że Szachtar chce trzymać u siebie wszystkich piłkarzy i nie rozumie, że czasami może odpuścić jakiegoś piłkarza za malutkie pieniądze, żeby ten zawodnik się rozwijał. Szachtar trzyma takiego gracza do końca, aż zatrzymuje się rozwój. Nie ma takiego naturalnego przeskoku na wyższy poziom. Prosisz już tych wszystkich kierowników – odpuść mnie już. A oni nie chcą i nakłaniają, żeby podpisać nowy kontrakt jeszcze na dwa lata, jeszcze na trzy i zobaczymy. A jeśli podpiszesz, to już koniec. Były wypożyczenia do FC Mariupol, który był praktycznie Szachtarem B, ale też nie chciałbyś tam iść. Każdy wolał iść do innej drużyny.
– Niejednokrotnie sobie myślałem, że wypożyczenie do Mariupola było niewychowawcze. Kornijenko sobie tam poradził i Bondarenko. Reszta przeciętniała. Matwijenko był wypożyczony do Karpat Lwów, przyszedł dużo lepszy piłkarz. Mudryk do Arsenała Kijów i Desny Czernihów. Dzięki temu nabrał taktycznej ogłady.
– Jak przychodzisz do Karpat Lwów z Szachtara na wypożyczenie, to poważają cię już na wejściu. Do Mariupola nikt nie chciał iść, bo w Mariupolu pośród kilkunastu innych wypożyczonych piłkarzy byłeś taki sam. W klubie spoza systemu Szachtara mogłeś się wyróżnić. Ten aspekt czynił ogromną różnicę.
– Potem Szachtar grał w lidze z rezerwami Mariupola, bo kilkunastu wypożyczonych piłkarzy nie mogło grać przeciwko "klubowi matce". To robienie sobie żartów z rywalizacji. O ile sama klauzula jest dla mnie OK, to jednak możliwość umieszczenia na wypożyczeniu kilkunastu piłkarzy w kadrze ligowego rywala trąci już patologią.
– Właśnie wtedy pojawia się największy problem. Szachtar nie potrzebuje piłkarza, ale nie chce go wypuścić.
– Gdy byłeś Szachtarze Donieck U-19, waszym trenerem został Andres Carrasco. W latach 1999-2011 trener w legendarnej La Masii, czyli akademii FC Barcelona. Ile w tym było PR-u, a ile wartości merytorycznej?
– Gdy przyszedł do nas Carrasco, było wielkie wow. Tak się złożyło, że obaj trafiliśmy do drużyny U-19 mniej więcej w tym samym czasie. Już wcześniej treningi w akademii Szachtara robiły na mnie wrażenie, ale gdy przyszedł Carrasco, to był top poziom. Ja pierwszy raz widziałem takie treningi.
– Czym one się charakteryzowały?
– Carrasco był profesjonalistą w każdym calu. Szósta rano, a on już był na bazie. O siódmej mieliśmy śniadanie, a on już czekał na miejscu i sprawdzał obecność. W drużynie była dyscyplina. Dyscyplina, to też wielkie zaangażowanie w trening. Jak Carrasco zauważy, że odpuszczasz, to nie trenujesz wcale. Druga rzecz, Carrasco żyje piłką i to da się wyczuć na odległość. Trzeba było odnosić się z szacunkiem do kolegów. Jakaś “krzywa” odzywka i Carrasco już brał cię na celownik. A z takich kwestii czysto piłkarskich, pierwszy raz widziałem takie zróżnicowanie taktyczne. Jak graliśmy na przykład z rówieśnikami z Dynama Kijów, to mieliśmy bardzo szczegółowy plan co do pressingu. Gdy graliśmy z Worskłą Połtawa, to graliśmy już całkowicie inaczej. Na przykład średni pressing, łapiemy przeciwnika na wykroku i atakujemy z piłką. Takich rzeczy nauczyłem się od Carrasco. Mieliśmy też ćwiczenia na technikę, których wcześniej nie znałem. Na treningach u Carrasco trzeba było myśleć szybciej. Bardzo duży nacisk był na technikę podań. Mógłbym o tym opowiadać bardzo długo.
– W tamtym czasie dyrektorem akademii Szachtara był Jorge Raffo. Były dyrektor filii akademii Barcelony w Argentynie i dyrektor akademii Boca Juniors.
– Piłkarz akademii Szachtara czuł wsparcie Jorge. Był obecny, obserwował wszystkich we wszystkich rocznikach. Była pauza, wtedy Raffo podchodził do każdego z osobna i dawał wskazówki – ty powinieneś robić to, a ty tamto. Wtedy było jasne, że trzeba to robić na maksa. Od niego biła taka pozytywna energia. Miał duży zapał i wykrzykiwał: dawaj jeszcze, brawo, teraz spróbuj tak! Zanim przyszedł Jorge Raffo, to akademia Dynama uchodziła za najlepszą w Ukrainie. Szachtar był zawsze na drugim miejscu. Po przyjściu Raffo Szachtar wygrał mistrzostwo we wszystkich rocznikach od U-14 począwszy.
– W Polsce przy okazji każdego wielkiego turnieju toczy się debata nad brakiem umiejętności technicznych polskich piłkarzy. Dominująca opinia jest taka, że reprezentacja Polski może grać tylko z kontry, bo atak pozycyjny nie jest dla nas. Z kolei gdy ktoś mnie pyta o młodzieżowe reprezentacje Ukrainy, to macie tam piłkarzy, którzy z piłką mnóstwo potrafią i przyjmują ją na klej.
– Tak właśnie jest, bo u nas od lat jest silny akcent na technikę. W Szachtarze chcieli w nas zaszczepić najlepszy mental. Ty już sam musisz mieć w sobie tę chęć i poczucie, żeby zostać po treningu i ćwiczyć dodatkowo technikę. Nikt ci nie musi tego mówić. Dużo chłopaków zostawało. Połowa drużyny robiła jeszcze dodatkowe ćwiczenia, choć mogli jechać do domu. Nawet jak trening podstawowy był ciężki, to zostawaliśmy i mieliśmy gierki zespołowe na małej przestrzeni.
– Jak wspominasz młodzieżową Ligę Mistrzów? Czasami lubię zabłądzić na Transfermarkcie i zobaczyć, kto z kim grał. Josko Gvardiol – dziś Manchester City. Amadou Onana – filar Evertonu. Pierre Kalulu – Milan. Cherki i Caqueret – Lyon. Felix Nmecha – Borussia Dortmund. Grałeś przeciwko nim wszystkim.
– Młodzieżową Ligę Mistrzów pamiętam doskonale. To wspaniałe czasy w moim życiu. Wejście na ten poziom zawdzięczam trenerowi Carrasco, bo wcześniej młodzieżową Ligę Mistrzów oglądałem tylko w TV. Gdy grasz z młodzieżówką Karpat Lwów albo Worskły Połtawa, a potem wyjdziesz na Manchester City albo Atalantę, to jest tak kolosalna różnica, że trudno to opisać. Jest tam bardzo duża intensywność. Fizycznie zawsze byłem dobrze przygotowany do meczu, ale jak grałem z Atalantą na wyjeździe, to już w 25. minucie patrzyłem błagalnie na zegar i myślałem: Boże, kiedy to się skończy (śmiech). W młodzieżowej Lidze Mistrzów piłkarze są świetnie przygotowani do pojedynków. W krajowych rozgrywkach byłem przygotowany, że przeciwnik wchodzi w pojedynek, ale przyciśnięty gra do tyłu. W młodzieżowej Lidze Mistrzów bierze piłkę i idzie sam na dwóch, na trzech i niczym się nie przejmuje. Jemu to wychodzi z dużym spokojem. W młodzieżówkach często jest tak, że trenerzy krzyczą: nie kiwaj! Bezpiecznie graj! A w meczach z Manchesterem City lub Atalantą było coś odwrotnego. Piłkarz grał na dużym ryzyku. Jeśli mu nie wyszło, to zza linii trener krzyczał: dawaj jeszcze raz! No i piłkarz próbował drugi, trzeci raz, aż strzelił bramkę. Zdobyłem w tych rozgrywkach ogromne doświadczenie.
– Do tej pory myślałem, że młodzieżową Ligę Mistrzów traktuje się z przymrużeniem oka.
– Bardzo dobrze, że takie rozgrywki są. Przylatujesz na mecz z Manchesterem City U-19, patrzysz na ich ogromną bazę treningową i myślisz: kurde, chcę tutaj kiedyś być. W innych miastach też było fajnie, ale baza treningowa Manchesteru City robi przytłaczające wrażenie. Najlepsze warunki, jakie można sobie wyobrazić. Dostajesz wtedy mocnego pozytywnego kopa, że jak będziesz ciężko pracował, to może kiedyś podpiszesz tu kontrakt, i że to wszystko jest do zdobycia.
– Jeszcze odnośnie rywali. Czy gdybym ci powiedział w 2018 roku, że Josko Gvardiol będzie jednym z najlepszych obrońców świata, to przyznałbyś rację, czy on aż tak się w oczy nie rzucał?
– Powiem ci szczerze, że nie. Bardzo rzadko jest tak, że grasz przeciwko komuś i myślisz, że za dwa lata może być na wysokim poziomie. W meczach Szachtar – Dinamo Zagrzeb Gvardiol robił więcej błędów niż ja. W młodzieżówce poziom jest wyrównany i przy wsparciu trenerów możesz się rozwinąć na top poziom. Dlatego nie myślałem o Gvardiolu ani o innych rywalach na zasadzie przepowiadania im wielkiej przyszłości.
– Jednak muszę cię zapytać o innego piłkarza, którego akurat doskonale znasz zarówno z Szachtara i młodzieżowej reprezentacji Ukrainy. Mychajło Mudryk. Gdy przechodził do Chelsea, mówił o nim świat. Jaki to jest piłkarz i człowiek?
– Byłem już w akademii Szachtara, gdy Mychajło Mudryk dołączył do nas z FC Dnipro. Praktycznie graliśmy ze sobą pięć lat, bo jesteśmy z tego samego rocznika. Przyszedł do nas taki młody, jeszcze niepozorny, ale umiejętności już miał na top. Jego szybkość i technika były już na takim poziomie, że czuć było dużą różnicę między nim a resztą. Już wtedy można było powiedzieć, że ma wszystko, żeby grać na top poziomie. Jedynym jego mankamentem było to, że nie garnął się do gry w defensywie. Nie policzę ile razy krzyczałem do niego: Misza, Misza, defensywa! A on: spokojnie, spokojnie. Daj mi piłkę, a ja sam wszystko zrobię (śmiech). Ale już całkiem poważnie powiem, że Mudryk to na tysiąc procent talent. On ciężko pracuje. Po treningach zostawał na dwie godziny, żeby ćwiczyć z piłką indywidualnie i jeszcze godzinę na siłowni. Wiesz jak to czasami jest z wielkimi talentami. Mają talent, więc nie muszą pracować. Tymczasem Mudryk pracował za trzech i to go doprowadziło do Chelsea, to jest tylko jego zasługa. Tak to się miało ułożyć.
– Szybkość Mudryka jest niesamowita. Jak grał w Lidze Mistrzów 2022/2023, był oficjalnie najszybszym piłkarzem rozgrywek obok Ousmane Dembele.
– Mudryk był szybki od początku, ale potem to jeszcze poprawił. Mieliśmy w Szachtarze takiego wiekowego trenera, który kiedyś był lekkoatletą i pracował nad szybkością zawodników. On jeszcze Mudryka dodatkowo rozwinął.
– Nie ma co ukrywać, że w Chelsea jest krytykowany i jest zakładnikiem ogromnej kwoty, jaką za niego zapłacono.
– Trudno mi powiedzieć. Chelsea to już inne wymagania niż Szachtar. W Szachtarze zrobił jedną rzecz i to już wystarczyło. W Chelsea musi zrobić na boisku jeszcze drugą i trzecią. Myślę, że krok po kroku i sobie poradzi. Premier League to najlepsza liga świata i Mudryk potrzebuje czasu. Ciężko pracuje i mu się powiedzie, wierzę w to.
– Moim zdaniem, Mudryk to jaskrawy przykład piłkarza, który potrzebuje wsparcia trenera, żeby rozwinąć skrzydła. W Szachtarze nie był faworytem ani Fonseki, ani Castro. Aż przyszedł De Zerbi i dał Mudrykowi ogromny kredyt zaufania. W Chelsea Mudryk ma już czwartego trenera, jeśli wliczymy Bruno Saltora, który stery objął tymczasowo.
– To zdecydowanie prawda. Mudryk to piłkarz, który musi czuć wsparcie trenera. Za czasów Fonseki i Castro Mudryk trenował z pierwszą drużyną, ale tak naprawdę żaden z tych trenerów go nie chciał. Żaden. Fonseca powiedział wprost Mudrykowi, żeby trenował z kadrą U-21. Nie chciał go widzieć na treningach z pierwszą drużyną.
– A jaka jest twoja przyszłość? Teraz jesteś piłkarzem Puszczy Niepołomice wypożyczonym z Valmiery FC. Puszcza ma opcję wykupu. Zakulisowo wiem, że jest tobą duże zainteresowanie. Legia Warszawa, Zagłębie Lubin, kluby z Niemiec. Jaka jest prawda?
– Jest duże zainteresowanie, ale ja tylko wykonuję swoją robotę na boisku i trenuję na maksa. Kiedy ktoś do mnie pisze, daję numer do mojego agenta i skupiam się na grze. Nawet powiedziałem swojemu agentowi, żeby nie zdradzał mi nazw, tylko poinformował mnie, gdy będzie oficjalna oferta.
– Może zrobimy tak. Ja ci wymienię nazwy klubów w kontekście zainteresowania, a ty mi powiesz tak lub nie.
– OK.
– VfB Stuttgart. Prawda?
– Tak.
– FC Augsburg. Prawda?
– Tak.
Roman Jakuba – urodzony 2001 roku piłkarz grający na pozycji obrońcy w Puszczy Niepołomice. Młodzieżowy reprezentant Ukrainy, mistrz Łotwy z 2022 roku w barwach Valmiery FC. Wychowanek Szachtara Donieck.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.