Na co dzień pracują jako mechanicy, kierowcy, mają swoje food trucki czy zarządzają studenckimi stołówkami. W weekend zamieniają się w piłkarzy, którzy reprezentują Polonię w Wielkiej Brytanii. I idzie im to coraz lepiej. The Eagle Football Club to polonijny klub piłkarski, który występuje w ligowych rozgrywkach w Anglii. Jego zawodnicy marzą, by kiedyś zaznać smaku gry w FA Cup. I by w końcu byli traktowani na równi z lokalsami. – Dawano nam dwa, trzy lata. Gramy już trzynaście, a nadal musimy mierzyć się z uprzedzeniami – przyznaje kapitan zespołu, Arek Jargieło.
Kluby zrzeszające mniejszości narodowe w mniejszych krajach potrafią awansować nawet do Ekstraklasy. Przykładem luksemburska Benfica czy gibraltarskie Boca Juniors. Anglia to jednak najtrudniejsze miejsce do tego, by z sukcesami rozwijać klub z założenia amatorski. Oni się nie poddają. The Eagle Football Club ma już 13 lat. I skupia przede wszystkim Polaków, którzy za chlebem wyjechali do Wielkiej Brytanii – a konkretnie w okolice Cambridge. Większość z nich w przeszłości kopała piłkę w niższych ligach. Niektórzy jednak wcale nie w takich niskich.
– Kiedyś grał u nas młodzieżowy reprezentant Polski, Marcin Byszewski. Mieliśmy chłopaka, który zaliczył epizod w Lechii Dzierżoniów. Aktualnie występuje u nas Mateusz Gretkowski, który swego czasu był testowany przez trenera Kubickiego w Olimpii Grudziądz, a także był w orbicie zainteresowań Arki Gdynia. Są też zagraniczni zawodnicy z ciekawą przeszłością. Jeden z nich, Kristaps Janens, z Metalurgsem Lipawa występował w eliminacjach europejskich pucharów. Ich życie potoczyło się tak, że wylądowali w UK. I trafili do nas – opowiada Arek Jargieło, kapitan drużyny, pełniący również rolę "marketingowca". Nikt nie opowie o klubie z taką pasją jak on.
Sam też próbował grać w Polsce, ale – jak sam przyznaje – marzenia zweryfikowała życiowa rzeczywistość. – Musiałem podjąć decyzję, czy idę bardziej w piłkę, czy w edukację. Wybrałem edukację, a następnie wyjazd zagraniczny. Ale od samego początku, gdy wylądowałem w Anglii, chodził za mną futbol – uśmiecha się. W ojczyźnie Premier League trudno się temu dziwić. Podobnie było z rodakami, których w Cambridge i okolicach jest wielu. Zamiast przesiadywać w pubach czy domach, skrzyknęli się więc i postanowili dołączyć do piłkarskich rozgrywek, nadzorowanych przez FA. Powiew poważnego grania! Saturday League w pełnej krasie! Nie mylić z Sunday League, bo tam to kompletna amatorka. A tu zawodnicy mają nawet kamizelki GPS i sprawdzają, ile przebiegli kilometrów. W której to lidze? Czasem ciężko to policzyć.
– Piramida rozgrywkowa w Wielkiej Brytanii jest mega skomplikowana, szczególnie na tych niższych szczeblach. Jeżeli chodzi o nasz poziom rozgrywkowy, to on jest dosyć ruchomy, bo zawsze zależy to od ilości drużyn, które przystąpią do rozgrywek. W tym momencie występujemy na piętnastym poziomie rozgrywkowym, używając takiej matematycznej nomenklatury. To tak jakbyśmy grali w klasie F – śmieje się Jargieło. Z punktu widzenia polskiego kibica egzotyka totalna. – To piętnasty poziom rozgrywkowy, ale bywają tu nawet dwadzieścia cztery poziomy – szybko dodaje. – Gdy rozmawiamy ze znajomymi z Polski to łapią za głowy, ale nie jest to żaden powód do wstydu, wręcz przeciwnie. I biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, z jakimi się tu musimy mierzyć, jako klub polonijny, to sam fakt, że istniejemy trzynaście lat – i udaje nam się przeskakiwać kolejne poziomy, to jest to powód do dumy i zadowolenia – podkreśla.
Klub to polonijny, ale i Anglicy byliby mile widziani. Z tym, że... są oni łakomym kąskiem. – Lokalsa jest bardzo ciężko zrekrutować, bo oni mają tutaj naprawdę piekielnie duży wybór. Ostatnio negocjowaliśmy z chłopakiem – i mówił, że rozmawia z pięcioma klubami. Na piętnastym poziomie! – przyznaje Jargieło. Być może obecność Anglików pomogłaby w przeprawach z władzami ligi. Nawet piętnasty szczebel podlega FA – Football Association. A to dość konserwatywna organizacja. – Gdy składaliśmy aplikację o dołączenie do rozgrywek, dawali nam dwa, trzy lata – bo tak zwykle kończą się takie projekty emigracyjne. My trochę zrobiliśmy im psikusa.
Nie wszędzie w Wielkiej Brytanii imigranci są najmilej widziani. Objawia się to także w rozgrywkach. Psikusa zawodnikom The Eagle FC robią czasem i sędziowie. – Najgorsi są ci starsi – zaznacza kapitan drużyny. – Nie wiem, z czego to wynika, ale jest im zdecydowanie łatwiej wyciągnąć kartkę dla naszego zawodnika, czy odgwizdać spalonego przeciwko nam, aniżeli rywalom. Musimy mierzyć się z uprzedzeniami – i to też na poziomie związkowym – dodaje. I przytacza przykład. – Kiedyś zorientowaliśmy się, że w drużynie rywali gra nieuprawniony zawodnik. Mieliśmy galerię meczową, na której był uwieczniony jego występ. Odnaleźliśmy jego profil na Facebooku. Połączyliśmy kropki. Jasne było, że wystąpił w spotkaniu pomimo zawieszenia za czerwoną kartkę. Rozpatrzyli nasz protest po siedmiu miesiącach, gdy ruszyły kolejne rozgrywki. Pomimo niezbitych dowodów! Gdy ktoś zgłosił takie zażalenie na nas – co więcej, niesłuszne – to w tydzień byli w stanie dociec wszystkiego.
A jak jest z przeciwnymi drużynami? – Oczywiście, są ekipy, które traktują nas jak kolejnego rywala. Bez zbędnych złośliwości. Niestety u większości fakt, że jesteśmy grupą w głównej mierze złożonej z Polaków, wyzwala dodatkową agresję. Zdarzały się odzywki, żebyśmy wynosili się z Anglii, zdarzały brutalne faule i docinki po nich. Widać inną motywację, gdy rywale grają z nami, a gdy grają z kimś innym – zauważa Jargieło. A przecież niższe ligi angielskie dla zbyt delikatnych chłopców nie są. – Oczywiście, że są drużyny takie, jak nasza, które starają się grać piłką, ale spora część to klasyczne "kick and rush" – atletyka, motoryka, dużo biegania. Bardzo dużo biegania. Ten pressing może nie jest jakiś mega zorganizowany, ale często zmusza do błędów. Miałem jakieś wyobrażenie polskiego grania amatorskiego. Ale gdy zagrałem po raz pierwszy w Anglii, zastanawiałem się, co tu się dzieje?! – śmieje się Arek.
– Zdarzają się chłopy po dwa metry, sto dwadzieścia kilo wagi – i weź tu walcz z takimi drwalami. Bardzo trudno się przeciwstawić takiej sile, agresji czy wręcz brutalności. Można siłą, ale po co? – zastanawia się. Pytany o to, co jest najgorsze w agresywnych drużynach, odpowiada bez wahania. – Obrońcy, którzy totalnie nie kalkulują. Sytuacja zero-jedynkowa: albo wybiją piłkę, albo połamią zawodnika. To jest 50:50. A przecież chłopaki pracują, więc ciężkie lub przewlekłe kontuzje absolutnie nie wchodzą w grę. Trzeba zarabiać na życie.
A zawodnicy zarabiają na nie w różnorakich miejscach. Rozpiętość zajęć jest bardzo szeroka. Od mechaników, przez kierowców samochodów dostawczych, pracowników marketów czy prowadzących food trucki bądź stołówki uniwersyteckie. Potem wszyscy spotykają się w jednym miejscu. Na boisku. By potrenować w tygodniu – i zagrać mecz w sobotę. – Mam wrażenie, że wcześniej w naszej okolicy nie było czegoś, co mogłoby spajać Polonię. A teraz mamy grono bardzo zaangażowanych zawodników i wiernych kibiców, którzy za nami jeżdżą, wspierają nas. Odwdzięczamy się dobrą postawą na boisku, organizujemy jakieś imprezy, nagrody z gadżetami, robimy grille, dbamy o zacieśnianie tych więzów. Atmosfera jest naprawdę rodzinna. Krzewimy naszą kulturę i naprawdę chcemy, żeby było o nas słychać, żeby była świadomość, że jest takie miejsce w Anglii, że jest taki polonijny klub The Eagle FC, który nie tylko rywalizuje sportowo, ale jest również miejscem dla każdego Polaka na Wyspach – podkreśla Jargieło.
13 lat klubowej tradycji cieszy go tym bardziej, że w przeszłości był już moment zwątpienia. – Byliśmy bardzo blisko rozwiązania klubu i takie pospolite ruszenie swoistego kręgosłupa klubowego sprawiło, że udało się ten kryzys przetrwać. Teraz mamy pozytywną, wspierającą się grupę chłopaków, która ma wspólny cel – dobre wyniki sportowe. To nie zawsze podoba się lokalsom. The Eagle FC prowadzi w tabeli rozgrywek i jest na dobrej drodze do awansu na 14. poziom rozgrywkowy. Później jeszcze trzy i będzie można dokonać czegoś naprawdę dużego. Od jedenastego szczebla można zgłaszać się do rund przedwstępnych Pucharu Anglii. A to marzenie Orłów. – Na razie poziom ligowy jeszcze nas w tym blokuje. Możemy grać w lokalnych pucharach, organizowanych przez poszczególne podokręgi, ale to nie to samo. Polski zespół w FA Cup to byłoby coś! – przekonuje Jargieło.
By marzenie się spełniło, potrzebny jest nie tylko awans, ale i kolejne wzmocnienia. Pozaboiskowe wsparcie zespołu jest również mile widziane. Tym bardziej, że średnia wieku zespołu rośnie. – Trzon drużyny nadal stanowią jej założyciele. I bardzo chcemy to zmienić, bo młodsi przecież nie będziemy. Ogłaszamy nabory przed każdym sezonem, sami namawiamy zawodników przez social media. Mobilizujemy się, żeby przekazywać informacje w pracy, gdzieś wśród znajomych. Ja to się śmieję, że my oprócz tego, że gramy w piłkę i jakoś to wszystko organizujemy, to też pełnimy funkcję skautów, bo wypatrujemy piłkarzy prawie wszędzie – uśmiecha się dumny przedstawiciel The Eagle FC. Klubu, któremu nikt nie dawał szans na przetrwanie – na boisku i poza nim. Klubu, któremu nikt nie zabroni marzyć.