Marek Zakrzewski jest jednym z głównych kandydatów do ustanowienia rekordu kraju w biegu na 100 metrów. Tomasz Czubak, trener utalentowanego 18-latka, jest przekonany, że młodzieniec dopiero się rozkręca. – Nie każdy ma przed sobą taką przyszłość – twierdzi.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że Marek to jeden z największych polskich talentów w ostatnich latach?
Tomasz Czubak: – Widać po osiąganych wynikach, że bez wrodzonego talentu trudno byłoby biegać tak szybko. To, co otrzymał od losu popiera ciężką pracą.
– "Praca" to słowo klucz?
– Może lekko się pochwalę, bo też mam udział w jego rozwoju, ale zmierzamy w dobrą stronę. Dogrywamy się. Czujemy się przy sobie komfortowo. Widać efekty współpracy.
– Dobra komunikacja na linii zawodnik-trener to połowa sukcesu?
– Marek daje mi znać, gdy coś nie gra. Zdaje sobie sprawę, że przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne. Wymieniamy się spostrzeżeniami. Analizujemy wspólnie poszczególne kwestie. To działa.
– Jak pan zareagował, gdy na tablicy wyników przy nazwisku Zakrzewski pojawił się rekordowy wynik 6.61 sekundy?
– Cieszyłem się z rekordu, ale dla mnie najważniejsze jest, by praca była wykonana jak najlepiej. Wiedziałem, że jeśli Marek spełni sto procent założeń będzie biegał szybko. Nie zakładałem, że aż tak szybko. Obstawiałem trochę wolniejszy czas. Ale tylko trochę! W końcu jest samotnym liderem na historycznej liście najszybszych juniorów w kraju. Wcześniej najwyższą pozycję dzielił z Łukaszem Chylą (w 2000 roku przebiegł 60 metrów w czasie 6.68 sekundy – przyp. red.).
– Stać go na ustanawianie kolejnych rekordów?
– Życie pokazało, że dla Marka nie ma barier. Liczę, że tak zostanie. Zdrowie mu dopisuje. Stać go na jeszcze szybsze bieganie.
– Marian Woronin zaciera ręce. Od 1984 roku czeka na poprawę najlepszego wyniku w Polsce na 100 metrów (10.00 s). Może już czas?
– Doskonale go rozumiem. Mój rekord kraju na 400 metrów (44,62 s) również nie został poprawiony od 1999 roku. To już 25 lat! Możemy tylko kibicować młodszym kolegom. Jeśli to się uda, wniosek będzie prosty: poziom sprintu w kraju wyraźnie wzrasta.
– Marek zaskoczył dziennikarzy dojrzałością. Ma jasno sprecyzowany cel. Wie, czego chce. To pomaga w jego szkoleniu?
– Fajnie, że wypowiada się ze spokojem. Wie, do czego dążymy. Trener Józef Lisowski mówił nam zawsze, że nie wychowuje nas na ministrantów. Sprinterzy muszą mieć trochę szaleństwa w sobie. Warto od czasu do czasu zaryzykować w trakcie ćwiczeń. Zawodnicy mają różne ekspresje.
– Zakrzewski potrafi być "drapieżny"?
– Tak, chociaż tego nie widać. Gdy przytrafi mu się słabszy wynik szybko umie zareagować. Nie poddaje się. Zdarzają się wolniejsze biegi, ale nikt nie panikuje. Wtedy pojawia się większa motywacja u zawodnika i trenera.
– Dojrzał przez ostatni rok?
– Widać to z miesiąca na miesiąc. Mówimy o światowych rezultatach, a nadal jest bardzo młody. Nie każdy 18-latek ma przed sobą taką przyszłość. Marek jest spokojny. Wie, że przed nim dużo nauki. Na bieżąco zbiera doświadczenie. Nadal uczy się sportu. Póki co, wszystko idzie jak po nitce. Należy jednak pamiętać, że w zawodowstwie zdarzają się kontuzje i trudniejsze chwile. Mam nadzieję, że takich momentów będzie jak najmniej. Oby ta radocha, którą ma z biegania trwała jak najdłużej.
– Jest dużo osób, które starają się wam pomagać w przygotowaniach?
– Pojawiają się doradcy. Podchodzimy do podpowiedzi z chłodną głową. Dobrze posłuchać doświadczonych osób, ale my wiemy, co robimy. Filtrujemy, analizujemy. Na koniec wybieramy najlepsze dla nas opcje.
– Pan już na dobre zakochał się w krótkim sprincie?
– Zaczynałem od krótkiego biegania. Jako junior młodszy rywalizowałem na 100 i 200 metrów. Potem pojawił się dystans jednego okrążenia. Cały czas poruszam się w otoczeniu bloku sprintów. Kochałem biegać 400 metrów. Kocham trenować zawodnika na 100 metrów. Nie mam kłopotu, by to łączyć.
– Marek też ma w planach wydłużanie dystansu?
– Jest w tej kwestii wiele pytań – trochę przeze mnie i moją przeszłość – ale na tę chwilę to niemożliwe. Nie będziemy niczego burzyć, bo wszystko działa jak należy.
– Na koniec podpytam jeszcze o sztafetę 4x400 metrów mężczyzn. Czego możemy się spodziewać?
– Będziemy mądrzejsi po startach na Bahamach w mistrzostwach świata sztafet. Jeśli panowie zdobędą kwalifikację olimpijską to i tak nie otrzymamy odpowiedzi na kluczowe pytania. Do igrzysk pozostaną ponad trzy miesiące. Nie ma co ukrywać, że w kadrze jest problem. Trzeba zbudować dobrą drużynę. Wierzę także w szybkie bieganie indywidualnie. Wszystko zweryfikują zmagania. Apetyt rośnie. Tym bardziej po sukcesach pań. Kibice liczą na pozycje medalowe. Nie będzie o to łatwo, ale jesteśmy dobrej myśli.