Kornelia Lesiewicz wraca do rywalizacji po kilkunastu trudnych miesiącach. Jest jedną z najbardziej perspektywicznych biegaczek na dystansie 400 metrów w kraju, ale w ostatnim czasie zmagała się z kłopotami. – Przez chwilę straciłam wiarę w to, że nadaję się do biegania. Na szczęście treningi idą bardzo dobrze. Trener jest zadowolony. Wierzy we mnie bardziej niż ja w siebie – mówi wprost.
Po znakomitym początku seniorskiej kariery przyszedł moment zawieszenia. Lesiewicz potrzebowała nowego bodźca, bo jej osiągnięcia niespodziewanie wyhamowały po rozpoczęciu współpracy z trenerem Zbigniewem Królem.
Postanowiła zmienić szkoleniowca. Ostatecznie wybór padł na trenera Aleksandra Matusińskiego, który od lat świętuje medalowe zdobycze z najszybszymi 400-metrówkami. Polka planuje powrót na bieżnię, ale w tym momencie doskwierają jej problemy zdrowotne. Mimo kłopotów nie zamierza odpuszczać.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dawno nie było cię w mediach. Co słychać?
Kornelia Lesiewicz: – Szykuję się do powrotu na dłużej. Chcę częściej pojawiać się na bieżniach. Byłam zdrowa, ale teraz jest trochę gorzej. Planuję jednak spróbować sił i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
– Co dolega?
– Cały czas mam problem z mięśniem dwugłowym. Skomplikowało mi to przygotowania. Nie poddaję się. Ostatnio byłam w Portugalii, ale przez cały pobyt nie zrobiłam żadnego treningu w kolcach. W styczniu w RPA udało się pobiec w takim obuwiu tylko 2-3 razy. Mogę powiedzieć wprost: ćwiczyłam na 65-70 procent. Nie tak to sobie wyobrażałam.
– To uraz, który powrócił?
– Na to wychodzi. Po raz kolejny się odnowił. Po powrocie do Polski byłam u trzech ortopedów. Zgodnie potwierdzili, że wszystko jest w porządku. Nikt nie widzi czegoś niepokojącego. Być może to głębszy problem, bo ból nie ustał.
– Jak czujesz się psychicznie?
– Jest mi trudno. Nie zawsze sobie z tym radzę. Walczę wewnątrz. Jednak chcę trenować, biegać, sprawdzać siebie. Lubię to, co robię. Bardzo mocno wierzy we mnie rodzina. To główny czynnik motywujący. Mimo przeciwności cieszę się, że wykonałam znaczny progres – w porównaniu z tym, co działo się w poprzednich miesiącach. Bardzo poprawiłam się, jeśli chodzi o szybkość. W 2023 roku – nawet w jednym procencie – nie biegałam tak, jak to ma miejsce teraz.
– Korzystasz z porad psychologa?
– Są dostępni w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, ale z mojej strony nie jest to długoterminowa współpraca. Gdy mam potrzebę – rozmawiam.
– Po nieudanej przygodzie u trenera Zbigniewa Króla trafiłaś pod skrzydła Aleksandra Matusińskiego. Co się zmieniło?
– Praca u Matusińskiego jest zupełnie inna. Na początku było ciężko. Starałam się bardzo dużo dawać z siebie. Dobrze, że miałam czas, by odpocząć w trakcie wakacji. Zregenerowałam organizm. Robiłam specjalne ćwiczenia, by ominąć kontuzje. Niestety, nie udało się, ale już w listopadzie i grudniu zorientowałam się, że 2024 rok może być udany. Tego się trzymam. Jestem w dużo lepszej pozycji niż przed dwoma laty.
– Na co dzień współpracujesz również z mistrzynią olimpijską – Justyną Święty-Ersetic. Jak wygląda ta relacja?
– Dobrze się dogadujemy. Od czasu do czasu biegamy razem na treningach. Świetna opcja, szczególnie dla mnie. To osoba, na której mogę się wzorować. Justyna ma ogromne doświadczenie. Jest na bieżni od kilkunastu lat. Wie, z czym wiążą się trudy przygotowań. Też zmagała się z kontuzjami. Zawsze mogę liczyć na rozmowę. Niekiedy podpytam ją o niektóre kwestie. Dużo się od niej uczę. To znakomita sparingpartnerka.
– Miałaś problem z tym, że kibice i eksperci określili cię mianem wielkiego talentu i następczyni mistrzyń?
– To bardzo miłe. Wcześniej nie miałam z tym problemu. Gorzej, gdy nie wszystko poszło po mojej myśli, a dużo osób nagle zmieniło perspektywę. Większość nie analizuje, jak mogę czuć się w trudnym momencie. Oceny w moim kierunku bywają surowe. Przez to samemu można się negatywnie nakręcić. W głowie pojawiają się pytania typu: "A może oni mają jednak rację? Może się nie nadaję". Z drugiej strony, to w ogóle nie musi być prawda...
– Spotkałaś się z dużą krytyką?
– Nie. Jednak kibice często nie rozumieją, że gorsze momenty w sporcie są nieodłącznym elementem. Od razu nas skreślają. Osoba, w tak młodym wieku jak ja, potrzebuje więcej czasu na odbudowę. Przez chwilę straciłam wiarę w to, że nadaję się do biegania. Na szczęście treningi idą bardzo dobrze. Trener jest ze mnie zadowolony. Wierzy we mnie bardziej niż ja w siebie.
– To mocne stwierdzenie, tym bardziej, że masz już w dorobku medale międzynarodowych imprez...
– Zapomniałam o tym, co było kiedyś. Staram się działać na bieżąco. Poprzednie dwa sezony było bardzo trudne. Dlatego pojawiły się złe myśli. Daję sobie chwilę spokoju, ale nie rezygnuję. Bardzo szybko odbudowałam się szybkościowo. Jestem w lekkim szoku, bo przez ból musiałam się stopować i nie wykonywałam treningów w pełni. Na tę chwilę zdarza się bić "życiówki" albo biegać na takim samym poziomie, gdy prezentowałam się najlepiej w karierze. To mnie motywuje. Perspektywa jest dobra. Chociaż trudno biega się z dyskomfortem i niepewnością. Ciągle mam z tyłu głowy, że może mi coś "strzelić" w nodze i będzie potrzebna przerwa. Oby tak nie było.
– Jakie masz cele na kolejne miesiące?
– Chcę być po prostu w pełni zdrowa. Po halowych mistrzostwach Polski planuję wrócić do rodzinnego domu, do Gorzowa Wielkopolskiego. Tam będę chodzić na zabiegi regeneracyjne. Zadbam bardziej o strefę regeneracyjną.
– Nadal czujesz się częścią sztafety 4x400 metrów?
– Zależy od sezonu. Gdy dobrze biegam tak się dzieje. Jeśli wyniki są słabsze mogę jedynie wcielić się w rolę motywatorki dla pozostałych dziewczyn. Kibicuję im i wspieram w każdym momencie.