Igrzyska olimpijskie w Paryżu były pierwszymi od 96 lat, w których żaden polski skoczek lekkoatletyczny nie dostał się do finału. Od lipca szefem tego bloku w PZLA będzie Michał Tittinger. – To nie mogą być nasze realia, nasza normalność. Mamy za duże tradycje, aby to akceptować – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL.
MICHAŁ CHMIELEWSKI TVPSPORT.PL:– Ile razy polski lekkoatleta ustanawiał lub wyrównywał rekord świata w konkurencji skocznościowej?
MICHAŁ TITTINGER: – O rany.
– Przepraszam, musiałem. Dla porządku i kontekstu tej rozmowy.
– Podejmuję. No to tak: na pewno Józef Szmidt w trójskoku, na pewno Jacek Wszoła wzwyż, w tyczce mogliśmy też mieć…
– Sześć razy.
– Sześć. To jest wielka wartość.
– Szmidt, Wszoła, a do tego po dwa razy Władysław Kozakiewicz w tyczce i Elżbieta Krzesińska w skoku w dal.
– No tak, oczywiście.
– Znalazłem tę statystykę tylko po to, żeby tak samemu siebie przekonać, że to jest całkiem sporo. Że polskie skoki lekkoatletyczne to marka.
– A to wyłącznie rekordy, w dodatku te najważniejsze. A gdzie rekordy Europy, gdzie młodzieżowe, gdzie też te wszystkie medale najważniejszych imprez, włącznie z igrzyskami. Gdzie te wszystkie istotne role, jakie polscy skoczkowie po prostu odgrywali we wszelakich mistrzostwach. Ja nie mam wątpliwości, że to jest nie tyle marka, co chyba potęga.
– Nadal?
– Oczywiście wiadomo, że nawet Europa w pewnych zakresach nam ucieka. Patrzmy choćby na Włochów. Tak, oni mają możliwości związane z położeniem geograficznym itd., ale też system, który świetnie działa. Świetnie ich rozwija. Mattia Furlani – na pewno znasz. Jedzie na młodzieżową imprezę i wygrywa zarówno wzwyż, jak i w dal. Niesamowite. Jest Gianmarco Tamberi, ale za nim kolejni chłopcy na 2,20 m i więcej. Cała grupa idzie do seniorów, do dużego sportu. Na to się przyjemnie patrzy.
– Włosi to jest wyznacznik dla Polski?
– Ja chyba po prostu lubię ten kraj. Ale wyznaczników na pewno jest więcej, wiele szkół skoku, wiele krajów ma coś, czemu można by się przyglądać.
– Ale to chyba nie znaczy, że w polskiej szkole skakania wszystko jest złe?
– Absolutnie nie.
– Jednak przytoczę jeden cytat. Nedopsa, czyli profilu Athletics News z Twittera (obecnie X): W Paryżu wszyscy polscy lekkoatleci w skokach odpadli w eliminacjach. Pierwszy raz od 1928 roku. On boleśnie kontrastuje i z tymi rekordami, i z tymi medalami.
– To prawda. Złożyło się na to kilka czynników. Wiadomo, że nie można mówić, że zabrakło nam trochę szczęścia, ale tak naprawdę zabrakło nam szczęścia. Tylko z brzegu: Nikola Horowska skok na finał spaliła o milimetry. Norberta Kobielskiego zawieszono, mimo że był już powołany. Maria Żodzik, która mogła się liczyć w walce o medale, nie występowała na dużej scenie kilka ładnych lat i po przerwie, po zamieszaniu związanym ze zmianą obywatelstwa po prostu zapłaciła frycowe. I tak dalej. Natomiast zgadzam się, że to nie jest nasze miejsce w szeregu, ten ogólny obraz. Nikt nie był z tego powodu szczęśliwy.
– W Rzymie, w mistrzostwach Europy, gdzie odpadają choćby Amerykanie, też wróciliśmy na zero. Bez medali.
– Tam Kobielski w konkursie wzwyżowców miał medal na ziemi. Wystarczyło się schylić. Może jego też zaczarował teatr Tamberiego. On go zaczął już na stadionie rozgrzewkowym.
– No wziął i nam Polaka zaczarował.
– Tak, wiem. To tylko takie gadanie. Dla jasności: nie zamierzam udawać, że wszystko jest pięknie.
– Za 2024 policzyłem procent straty lidera polskich tabel do lidera światowych. Męski wzwyż – 4,65%. Męska tyczka – 7,03%. Żeński wzwyż – 7,15%. Żeński w dal – 7,90%. Żeński trójskok – 8,39%. Męski w dal oraz trójskok i żeńska tyczka były słabsze od świata o więcej niż 10 procent. Ale to są cyfry. A po ludzku, fachowym okiem? Która konkurencja twoim zdaniem ma teraz w Polsce najkrótszą drogę, żeby nawiązać walkę ze światem?
– Maria Żodzik, żeński skok wzwyż. Zimą przez chwilę była nawet liderką światowych tabel. Ten pierwszy start, który zanotowała w Katarze teraz w maju, też był bardzo dobry – 1,96 metra. To jeden z czołowych wyników na świecie. Tylko że jej musi dopisać zdrowie, to jej największy problem od pewnego czasu. Kontuzje, urazy… one naznaczają jej karierę. Natomiast jeżeli ona dostanie szansę oskakania się z czołówką, na dużych mityngach, gdy się do tego przyzwyczai – wtedy będzie dobrze. Ma gigantyczny potencjał. Potwierdza to już kilka jej konkursów na 1,95 m i więcej.
– Żodzik nie jest już natomiast juniorką, to rocznik 1997.
– Ale wyeksploatowanie organizmu na to nie wskazuje. Przed nią na pewno co najmniej jeden pełny cykl olimpijski.
– Idźmy dalej. Kto jeszcze daje tę nadzieję?
– Na pewno wskazałbym Annę Matuszewicz i Nikolę Horowską. Bezwzględnie. Na pewno to są dziewczyny z potencjałem na skoki w dal na odległość 7 metrów. W dodatku są jeszcze młode, rozwijające się, z mądrymi trenerami u boku. A poza tym? Nie przekreślałbym tyczkarzy. Wierzę, że jeszcze wysoko będzie skakał Piotr Lisek i że za jego plecami wyrosną następcy. Oni się pojawiają, choć na razie do pułapu – powiedzmy – 5,40-5,50 m. Stamtąd oczywiście jest jeszcze trochę do czołówki, ale to już jest poziom, na który warto zwracać uwagę. I cierpliwie czekać, dać im pracować. Byle w zdrowiu, bo jak pokazuje przykład Michała Gawendy, jego brak może wiele skomplikować. Mówiąc też o nich, nie można pominąć młodych tyczkarek. Widać, że tam coś drgnęło. Pomału, ale drgnęło. Zofia Gaborska ma na przykład wypełnione minimum na młodzieżowe ME i skok na 4,31 m. Maja Chamot skoczyła ostatnio 4,30 m. Drgnęło też u wzwyżowca Mateusza Kołodziejskiego. Jego ostatnie 2,24 m to nie byle co. Widać, że wraca.
– Wszyscy liczymy na tych, o których wspomniałeś. Wiemy, że to talenty. Niemniej nie da się zauważyć, że na dziś niemal wszyscy, w obojętnie jakiej konkurencji, reprezentują poziom o co najmniej krok za ścisłą elitą. Niektórzy o dwa kroki lub trzy. Jak to zmienić?
– Musimy te nasze cele i chęć zmiany podzielić na dwie części: krótkoterminowe, czyli szybką pomoc tym zawodnikom, których już mamy. To ci wymienieni i pewnie paru więcej. Ale jednocześnie moim zadaniem – i zadaniem całego środowiska – jest stworzenie komfortowych warunków dla kolejnego pokolenia. Przykład? Skoczek w dal Krzysztof Grochowski. Jest młody, ma kapitalne warunki fizyczne do tej konkurencji. Chodzi o to, żeby tę jego drogę do elity mu możliwie ułatwić. Bo jeśli mamy materiał, w dodatku w rękach dobrego trenera, to przypuszczalnie on do niej dotrze. Zadaniem PZLA, mnie jako trenera blokowego skoków w związku, jest identyfikacja jego potrzeb. A potem ich jak najefektywniejsza realizacja.
– Brzmi jak coś prostego.
– A okazuje się, że nie jest. Gdy rozmawiam z zagranicznymi trenerami i porównujemy, co oferuje PZLA i Polska z ich realiami, to my się naprawdę nie mamy czego wstydzić. A wręcz mamy czym chwalić. Dofinansowania, środki ministerialne, infrastruktura…
– A w Paryżu zero finałów.
– A w Paryżu zero finałów.
– Więc jeszcze raz: dlaczego zostaliśmy w tyle?
– Pewnie dlatego również, że w którymś momencie przespaliśmy rozwój technologiczny. Czyli ten wyścig zbrojeń, gdzie sport zaczął wykorzystywać w dużym wymiarze nowinki technologiczne. To moja obserwacja. Bo przecież też mamy do dyspozycji Instytut Sportu ze swoim zapleczem naukowym. Musimy się otworzyć jako kadra trenerska na to, co dziś oferuje świat. Wykorzystywać to. To nie tak, że nikt tego nie robi. Jednak uważam, że można skuteczniej. Wydajniej. To jest nasz, tak myślę, nie w pełni wykorzystany potencjał.
– Nie każdego trenera tak łatwo namówi się na komputery, wykresy, jakieś badania i konferencje.
– Wiem. Ale też wiem, że wielu już się na to otwiera i to bardzo cieszy. Są organizowane ciekawe konferencje, zagraniczni specjaliści chcą dzielić się tą wiedzą. My sami mamy do dyspozycji akademię trenerską, z której można korzystać, tam są prezentowane bardzo ciekawe wykłady. Sztuka trenerska to jest też umiejętność rozmawiania, podpytywania, obserwowania. Przy każdej okazji. Nie możemy się tego wstydzić. Zawsze warto podejść i poprosić o wskazówkę, niezależnie od CV i wieku. Dla mnie jako trenera to jest największą wartością – czerpanie z doświadczeń tych trenerów doświadczonych, starszych. Tych, którzy są najlepsi.
– Jak ocenisz nasz potencjał trenerski?
– Jest duży. W skokach pula szkoleniowców nie jest może duża, nie taka jak w biegach. Jednak to fachowcy. Doświadczeni.
– A współpracują między sobą?
– To na pewno jest kwestia do usprawnienia.
– Nie zrzucam tego oczywiście na same środowisko skoków, niemniej o polskich grupach treningowych nierzadko słyszę: więcej rywalizują niż sobie pomagają. Nie ma jednej, ogólnej platformy wymiany myśli. Jeśli jest, to symboliczna, okazjonalna.
– To jest jedno z moich głównych założeń, które chcę spróbować wprowadzić: w jakimś stopniu ujednolicić plan szkoleniowy, choćby najpierw to miało oznaczać tylko organizację wspólnych zgrupowań. Już samo to wiele by wniosło. To jest bardzo ważne, jeżeli chcemy jako nacja pójść naprzód i np. kreować nowe elity trenerskie. Zgadzam się, że zostało to nieco zaniedbane. Ale uważam, że współpraca powinna przebiegać też w innym stopniu. Jednym z moich pomysłów jest stworzenie mapy geograficznej szkoleniowców – takiej, która pozwoli kierować do nich talenty, jakie zidentyfikujemy. Żebyśmy ich nie tracili, te powinny być nadzorowane, być w naszej bazie, pod okiem. Zamysł jest taki, aby topowi trenerzy interesowali się zawodnikami z ich regionu, rozmawiali też z ich klubowymi opiekunami. Im szybciej zawodnik otrzyma odpowiednią opiekę trenerską – adekwatną do konkurencji, którą chce rozwijać – tym większa szansa na wykorzystanie drzemiącego w nim potencjału. Czekanie na zmianę barw klubowych i przeprowadzkę do dobrego trenera w momencie, gdy zawodnik idzie na studia, to najczęściej jest już za późno.
– To teraz na drugą nóżkę: a jacy są obecnie zawodnicy? Może nam po prostu ubyło liczbowo kandydatów na mistrzów? A może młode pokolenie dziś potrzebuje i oczekuje czegoś innego niż jeszcze 20-30 lat temu?
– Z pewnością chciałoby, żeby sport, na który się decydują, był atrakcyjny. I to jest pewien kłopot do przezwyciężenia. Świetnie, że istnieje program Lekkoatletyka Dla Każdego, bo to kopalnia kandydatów na sportowców, potężne narzędzie. Jednak mam wrażenie, że konkurencje techniczne są w nim niewystarczająco eksponowane.
– Smutny, ale trend. Grand Slam Track, czyli cykl mityngów Michaela Johnsona, też ich do siebie wpuszcza.
– I temu należy przeciwdziałać. Chciałbym, aby rozwój młodego lekkoatlety był bardziej wszechstronny, bo tylko tak wydobędziemy perełki. Nie każdy musi biegać na 60 metrów czy skakać w dal. Jest więcej opcji i należy je pokazywać dzieciom. Cieszy mnie więc, że na Nestle Cup teraz w regulaminie stoi zapis, że zawodnik musi mieć przynajmniej dwie inne konkurencje niż ta, w której nominalnie startuje. Tego typu inicjatyw musi być jak najwięcej. Fantastyczne jest to, co ze swoją fundacją robi Monika Pyrek – organizuje niemal masowe zawody dla tyczkarzy na różnych szczeblach. Trójskok może nie, bo tu specjalizacja następuje później, ale taki skok wzwyż? Powinien skopiować to rozwiązanie dla siebie. Już rozmawiamy w środowisku, żeby w ośrodkach, gdzie się go szkoli najmocniej, stworzyć coś w rodzaju takiej ligi. Na początek.
– Tyle o dzieciach. A o dojrzalszych, względnie już ukształtowanych zawodnikach?
– Im po prostu przydałyby się mityngi w Polsce, gdzie mogą się pokazać i np. zbudować ranking.
– Przecież są takie mityngi.
– I tak, i nie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Przed chwilą mieliśmy Memoriał Kusocińskiego. Ze skoków w programie znalazł się żeński w dal i męska tyczka. I tyle. Na Memoriale Szewińskiej była męska tyczka. I wszystko. Przepraszam, ale tak skokom nie pomożemy. Chcąc mieć te konkurencje na poziomie, musimy po pierwsze je pokazywać. A po drugie, stwarzać dla kadrowiczów szanse, żeby u siebie, w dogodnych warunkach mogli walczyć o minima, o punkty do rankingów. Żeby mieli blisko na start. I żeby pokazywali się kibicom – starszym i być może tym, którzy dopiero rozważają wysłanie dzieci na jakiś sport. Coś, czego kibic nie widzi, jakby nie istnieje. To będę chciał zmienić. Oczywiście, to nie tak, że zupełnie nie ma gdzie występować. Jednak Kusociński i Szewińska to jedne z najważniejszych imprez w Polsce.
– Trenerze, miałeś spokój w Rzeszowie. Jest grupa, są talenty, stadion wam budują. Słowem: miłe życie. Co cię popchnęło, żeby iść do PZLA i przejąć cały blok?
– Odpowiedziałem na głosy, które przychodziły do mnie, twierdząc, że się nadaję. I że powinienem. Że trzeba coś zmienić, odświeżyć. Przemyślałem to długo i stwierdziłem, że zgłoszę się do konkursu. I go wygrałem.
– To nie jest chyba prosta praca?
– Przekonamy się, bo funkcję formalnie obejmę w lipcu. Niemniej, chcę spróbować. Choć ambicje mam dużo większe, to jako trener mam już jakieś tam sukcesy. Na co dzień pracuję w Podkarpackiej Federacji Sportu, gdzie od półtorej dekady jestem kierownikiem wyszkolenia – od akrobatyki po żeglarstwo, we wszystkich kategoriach wiekowych. Współpracuję z ministerstwem, nie gubię się w papierkologii. Te sprawy są mi dość bliskie. To pewnie przyda się na stanowisku w PZLA. Ale sądzę, że tu najważniejsza i tak będzie zdolność do rozmowy, do komunikacji. Do jasnych komunikatów, do prowadzenia otwartego dialogu. To jest styl, w jakim chciałbym prowadzić ten blok. Wydaje mi się, że to są rzeczy, które potrafię robić.
– Co chciałbyś osiągnąć z polskimi skokami w tej kadencji?
– Chciałbym, żebyśmy na jej podsumowanie rozmawiali o tym, że polscy skoczkowie byli w finałach. Że walczyli o medale, o życiówki. I że byli zauważalni, bo tylko tak do wzwyżu, w dal, tyczki czy trójskoku przyjdą następni. Ale przede wszystkim liczę, że blok skoków będzie jedną, dużą grupą, a nie zbiorem indywidualności i ośrodków. I moja jest w tym głowa, żeby do tego doprowadzić.
– Nie tylko tych skoków jesteś fanem, prawda?
– Tak.
– Zaczęliśmy od trudnego, na trudnym skończmy. Małysz czy Stoch?
– Małysz. Jesteśmy rówieśnikami.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1019 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.