Piotr Małachowski przed finałem Natalii Kaczmarek w Rzymie mówił: wiem coś, o czym wy nie wiecie. Ojciec Natalii zaciskał na trybunach flagę. A trener Marek Rożej patrzył na międzyczasy. Po biegu, w którym Polka zdobyła mistrzostwo Europy i ustanowiła rekord Polski, na chłodno pokazał dane z systemu. – Ona nawet pierwszą setkę miała najszybszą. Wszystko jest już możliwe.
Korespondencja z Rzymu
Wszyscy zainteresowani losami polskiej kadry lekkoatletów byli w poniedziałek albo na stadionie w Rzymie, albo przed telewizorami. Wszyscy, którzy wiedzieli o ostatnich treningach Natalii Kaczmarek przed tymi mistrzostwami Europy, nie spekulowali o kolorach medali, tylko o cyferkach, jakie pokaże zegar przy mecie. Jednak gdy tam po finiszu wyświetliło się 48.98 sekundy, nawet Konrad Bukowiecki – narzeczony królowej, a prywatnie bardzo wielki chłop – tańczył na trybunach w objęciach przyjaciół i ukrywał twarz w dłoniach.
Bo nadzieje sprzed tego finału były czymś innym niż dowód tego, że to wreszcie się stało.
Natalia Kaczmarek mistrzynią Europy. Rekord Ireny Szewińskiej wreszcie pękł
– Macie jakieś pytania? – Kaczmarek po biegu sama przyszła z pytaniem do dziennikarzy.
– W końcu przestaniecie pytać o ten rekord Polski – dokończył za nią, w zupełnie innym miejscu Stadio Olimpico, trener Marek Rożej. A jego zawodniczka, której w poniedziałek udało się przebić 48-letnie osiągnięcie Ireny Szewińskiej, na specjalnej tablicy dla medalistów przygotowanej przez TVP Sport potwierdziła jego przemyślenia. To zadanie z listy wyzwań właśnie zostało zamknięte.
Bukowiecki przed Rzymem też to przewidział. To on, co zostało zresztą zacytowane w naszym studio, ogłosił, że jego przyszła żona w Paryżu – owszem – poprawi ten rekord, ale już nie Szewińskiej, lecz własny. Zna ją całkiem nieźle. Nie pomylił się. A mimo to chyba nawet rozpłakał, kiedy kilkanaście tysięcy ludzi na tym kolosie ogłaszało już między sobą, że właśnie zobaczyło najlepszy moment tych ME.
Bo faktycznie, ten moment trudno będzie przebić. Nawet w kraju, który w roli gospodarza idzie tutaj od złota do złota i na co dzień jest zajęty śpiewaniem raczej własnego hymnu niż słuchania pozostałych.
Na to, co widzieliśmy na oczy, byliśmy przygotowywani. Z wnętrza ekipy, która szykuje Kaczmarek do najważniejszej imprezy czterolecia, raz na jakiś czas wychodziły pozytywne przecieki. Sama przecież napisała przed Rzymem na Instagramie, że w jednym z ostatnich treningów udało jej się poprawić życiówkę. Nie padło w tym wpisie jednak, o jaką chodzi. Nie padło, jaka konkretnie to jest życiówka ani o ile zbita.
Piotr Małachowski, mistrz dysku, a obecnie współpracownik agencji menedżerskiej, w której jest Natalia, powiedział tylko:
– Ja wiedziałem coś, czego wy nie wiedzieliście, tylko nie bardzo mogłem powiedzieć publicznie. Żeby nie zapeszać.
Kaczmarek natomiast z zapeszaniem nie miała żadnego problemu. W końcu gdy na dzień przed startem imprezy robiliśmy program zapowiadający, była u nas gościem. I tam już mówiła wprost, po co tutaj przyjechała. Nie mówiła tylko, że rekord Polski; że jej życiówka zostaną zbite naraz aż o tyle.
Menedżer zatańczył, a trener wyciągnął statystyki. Kulisy chwały w Rzymie
Dlatego kiedy tuż po wieczornej sesji trybuny przenosiły się na ceremonie dekoracji (chwilę wcześniej medal odbierała też Ewa Swoboda), to z polskiego obozu byli wszyscy najważniejsi. Menedżer Marcin Rosengarten tańczył. Konrad robił zdjęcia trzęsącą się ręką. Trener Aleksander Matusiński – ten sam, który uczynił z naszej sztafety potęgę – stał posągowo i chłonął moment. A rodzina Kaczmarków, z ojcem i siostrami Natalii na czele, próbowała ukrywać łzy. Tata powiedział, że próbę wytrzymałości miał przed rokiem w Budapeszcie, tylko że do takich chwil nie da się do końca przyzwyczaić. Alicja, która z Natalią od niedawna trenuje, już po wszystkim: że z emocji niełatwo było jej w ogóle zasnąć.
– Jej tor, przed Adeleke, a za Klaver, ułożył się idealnie, żeby gonić – zaczepiliśmy później Rożeja. W końcu Lieke zwykle zaczynała dość mocno, więc powinna nadawać tempo na pierwszych dwustu metrach. Rashidat, doganiając Polkę przy wyjściu z drugiego łuku, zmusiła do walki i jeszcze mocniejszego finiszu.
– No, z Adeleke to jest prawda, ułożyło się. Ale Klaver? Przecież dzisiaj Klaver nic jej nie pomogła. Nic! – odpowiedział szkoleniowiec i wyjął telefon. W systemie pomiaru czasów, który miał odpalony nawet w trakcie dekoracji, zaczął wyczytywać: – pierwsze 100? Najszybsza Natala, co się wcześniej nie zdarzało. Drugie 100? Najszybsza Natala. Dopiero łuk, minimalnie, lepiej zrobiła Adeleke!
– Trenerze, i tak późno Trener wyciągnął te liczby. Wszyscy czekaliśmy na tę analizę! – śmiała się z niego Małgorzata Hołub-Kowalik. Mistrzyni olimpijska z Tokio też stała pod sceną. To ona w naszym studio powiedziała po transmisji: – ja zostaję. Takie dekoracje, po takim osiągnięciu, widzi się być może raz w życiu.
Aż do pojawienia się następnej Szewińskiej. To znaczy Kaczmarek. Bo w poniedziałek przyszło nowe, Pani Ireno i wielka szkoda, że nie mogła już Pani tego zobaczyć.
Medal olimpijski w Paryżu nie jest żadnym tabu. Pompowanie balonika? Żadne
Małgorzata, mówiąc o wydarzeniu jednym na całe życie, ma rację w kontekście rekordu. On jest już pobity, ten temat Kaczmarek ma już z głowy. Niemniej, dekoracje, na które warto przyjść, mogą się zdarzyć jeszcze w tym sezonie. W Paryżu, który w tej ekipie nie jest żadnym tematem tabu. Statystyk Tomasz Spodenkiewicz (popularny Nedops z Twittera) przypomniał, że w Europie żadna kobieta nie biegała szybciej od 1996 roku. Po finale przy wyniku 48.98 na zegarach wyświetliły się oznaczenia rekordu państwa, życiówki, a jednocześnie WL – najlepszego w tym roku wyniku na świecie, choć tu panuje mała nieścisłość. Chwilę wcześniej bowiem lepszy czas w USA zanotowała płotkarka Sydney McLaughlin-Levrone – 48.75 s. A w ten sam weekend w mistrzostwach NCAA Nickishy Pryce z Jamajki zmierzono 48.89 s, czyli minimalnie lepiej od Polki.
– Najprawdopodobniej jednak Sydney będzie w Paryżu biegała tylko na płotkach, tak jak Femke Bol. A Pryce miała szczyt formy szykowany na teraz i do sierpnia, podobnie jak wielu innych asów z NCAA, po prostu może tego nie dowieźć – przewiduje Spodenkiewicz.
Inna sprawa, że gdyby dowiozła, Natalia może ją równie dobrze pokonać.
10 czerwca na Stadio Olimpico oficjalnie doszło do zmiany. To, co było do tej pory marzeniem, staje się celem. Medal olimpijski, po który od lat idzie duet Kaczmarek-Rożej i całe ich otoczenie, sam się nie wywalczy. To już jednak jasne, że Polka ma pełen arsenał atutów, aby po niego sięgnąć.
– Żeby tylko zdrowie było – podsumowuje Rożej.
Następne