W poprzednich miesiącach powtarzałam, że chciałabym poprawić "życiówkę". Udało się. W tym sezonie powiem, że za rok chcę rekordu Polski – deklaruje Klaudia Kardasz w rozmowie z TVPSPORT.PL. Kulomiota tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu jest w życiowej dyspozycji.
Kardasz na prowadzenie wyszła już po pierwszej próbie, w której uzyskała 17.19. Później w każdej z mierzonych prób śrubowała swój rezultat. Żadnej innej zawodniczce nie udało się przekroczyć 17 metrów, więc już przed ostatnim pchnięciem była pewna obrony wywalczonego przed rokiem tytułu.
Na zakończenie konkursu popisała się fenomenalnym wynikiem. 18.52 to jej nowy rekord życiowy. Poprzedni, o 4 cm gorszy, ustanowiła w 2018 roku.
Klaudia Kardasz może już być właściwie pewna kwalifikacji na igrzyska. Minimum wynosi co prawda 18.80, ale Polka plasuje się na tyle wysoko w rankingu olimpijskim, że jej pozycja nie jest zagrożona.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Spodziewałaś się?
Klaudia Kardasz: – Trudno powiedzieć. Przez ostatnie dwa tygodnie nie. Wiedziałam jednak, że jestem w tym sezonie w formie i prędzej czy później pchnę taki wynik.
– Jak odebrałaś ten wynik "na gorąco"?
– Poprawiłam "życiówkę" po sześciu latach. Marzyłam o niej od dawna. Zeszło ze mnie ciśnienie. Wiem już, że nie mogę kończyć kariery. Jeszcze trochę pobędę w tym sporcie i wszystkich "pomczęczę".
– Często wspominałaś o końcu kariery, ale czy te myśli brałaś na poważnie?
– Chciałam powiedzieć "pas" już rok temu. Zostałam. Lekko odpuściłam. To pomogło. Nie chciałam wiecznie gonić za oczekiwaniami własnymi i kibiców.
– Jaka była pierwsza myśl po dużej radości?
– "W końcu!". Na chwilkę oszalałam z radości. Bardzo dobrze "smakuje" ten wynik. Będę go doceniam po trudnych latach. Namęczyłam się, by poprawić rekord kariery.
– Co zrobiłaś, gdy wróciłaś do pokoju i zostałaś sama?
– Zadzwoniłam do trenera. Przede mną jednak nadal dużo pracy. Jestem coraz bardziej świadoma swoich możliwości. Wiele dał mi poprzedni sezon. Nabrałam innej świadomości treningowej. Łatwiej wchodziło mi się w przygotowania do tego sezonu. Moje ciało dużo pamiętało. Zaczynałam z innego pułapu. Nie szukałam czegoś ekstra. Mam wypracowaną bazę.
– Masz większy luz?
– Zdecydowanie. Czuję, że dużo się zmieniło.
– W rekordowym pchnięciu wszystko wyszło idealnie?
– Są rezerwy. Osiągnęłam ten rezultat rano. Po południu jestem bardziej wypoczęta. Niby pchnięcie było trafione, ale nie czułam go do końca. Trener-mąż powiedział: "Może być. Jest spoko". On wie, że mam duży potencjał. Może być jeszcze lepiej. Chcę się ustabilizować na dobrym poziomie. Niepotrzebne jest pchanie raz 17 metrów, drugi raz 18,5 metra.
– Mówiąc wprost: przeżyłaś sportowy rollercoaster. Nadal bywa trudno?
– Jestem kobietą. Mam 28 lat. Robię się coraz starsza. Myśli odbiegają w stronę tworzenia rodziny. Nie chcę trenować, by pchać po 17 metrów. Teraz nastąpił przełom. Czemu by nie spróbować pchnąć jeszcze dalej.
– Dobry czas na bicie "życiówki".
– Rok olimpijski. Dobry prognostyk.
– Co w głowie siedzi przed kluczowymi startami?
– Jest luz. Nie stresuję się. Nie zamierzam tego robić. Gdy pojawiały się nerwy, nic z tego nie wychodziło. Teraz jest odmiana.
– Jak doszłaś do tego momentu?
– Dużo zawdzięczamy pracy z psychologiem – Dariuszem Nowickim. Jeszcze rok temu, w trakcie mistrzostw świata w Budapeszcie, zjadł mnie stres. Przywiozłam tam formę życia, a głowa popsuła wszystko. Wykonaliśmy dobrą robotę. Wiem, co mam robić. Jeżdżę na coraz więcej prestiżowych mityngów. Obyłam się z czołówką. Nie przeraża mnie rywalizacja z dziewczynami z topu. Idę krok po kroku. Dużo się zmieniło. I to na plus. Mam coraz lepszą pozycję w rankingu olimpijskiego.
– Co zmienił psycholog w twoim podejściu do życia?
– Uczę się panowania nad emocjami. Darek ma do tego odpowiednie "narzędzia". Nie będę wchodzić w szczegóły. Nie chcę pomagać konkurencji.
– I tak dopytam. Chodzi o rytuały?
– Nie. Bardziej chodzi o ćwiczenie oddechu. Koncentrację. Skupienie uwagi na jednym celu. Wykorzystuję do tego między innymi żonglowanie. Nie robię tego tylko i wyłącznie przed startem. Wprowadzam takie działania też podczas treningów. Adrenalina i tak, i tak się pojawi. Stres w tym sezonie jeszcze mną nie zawładnął. Póki co, płyną same pozytywy.
– Była nagroda od siebie dla siebie po wywalczeniu złota?
– Byłam na burgerze i... piwie bezalkoholowym. Najadłam się. Jestem szczęśliwa.
– Jak będą wyglądały kolejne tygodnie?
– Chcę mocniej potrenować, bo za mną dużo startów. Wystąpię w lipcu, ale jeszcze nie wiem gdzie. Później czas na igrzyska.
– A na nich rekord Polski?
– Oj... Rekord może za rok. W poprzednich miesiącach powtarzałam, że chciałabym poprawić "życiówkę". Udało się. W tym sezonie powiem, że za rok chcę rekordu Polski.