| Piłka ręczna / ORLEN Superliga
Piłkarze ręczni Zepter KPR Legionowo zagrają w kolejnym sezonie w ORLEN Superlidze. Sukcesem zakończyły się negocjacje ws. fuzji z Unią Tarnów (z klubu wycofał się główny sponsor – Grupa Azoty). Prezes Dominik Brinovec zdradza, jak wyglądały te rozmowy, dlaczego chciał uniknąć walki o "dziką kartę" oraz jakie planuje transfery.
Damian Pechman, TVP Sport: – Zaskakujące zakończenie historii "Kto zastąpi Unię Tarnów w Superlidze?". Jak do tego doszło?
Dominik Brinovec, prezes Zepter KPR Legionowo: – W piątek miałem wizytę u notariusza, a w sobotę podpisaliśmy stosowne dokumenty. Czeka nas jeszcze ciąg dalszy procesu licencyjnego, ale nie powinno to zająć więcej niż kilka dni. To kwestia uzupełnienia brakujących sprawozdań, związanych z przejęciem przez nas zobowiązań Unii Tarnów. Superliga raz jeszcze dokładnie zweryfikuje, czy nas będzie na to stać. Muszę tutaj też podkreślić, że kontakt i podejście władz Superligi do tego tematu było od początku bardzo profesjonalne.
– Kiedy podjął pan rozmowy z działaczami z Tarnowa?
– Trudno mi wskazać konkretny dzień. Klub z Tarnowa walczył do samego końca, tam nikt nie zrezygnował i się nie poddał. Działacze szukali sponsora tytularnego i kto wie, czy gdyby mieli więcej czasu, to czy finał tej historii nie byłby inny. Oni naprawdę chcieli utrzymać piłkę ręczną w tym mieście. Gdyby im nie zależało, gdyby nie chcieli walczyć, to ogłosiliby już wcześniej upadłość, a wówczas zawodnicy nie mieliby żadnych szans, aby odzyskać zaległe pieniądze.
– Miał pan wielu konkurentów w negocjacjach z Unią?
– Mogę tylko spekulować, ponieważ nikt inny, poza naszym klubem, nie informował opinii publicznej, że walczy o miejsce w Superlidze. Byłem zdziwiony, gdy czytałem wywiad z prezesem Stali Mielec, w którym zapewniał, że nie interesowała go ani fuzja, ani "dzika karta", ponieważ głosy, które do mnie docierały, były inne. Słyszałem też o Zamościu, gdzie na przykład zastanawiano się, jak przygotować halę w przypadku awansu. Wiedziałem jedno – nie mogę dopuścić do postępowania o "dziką kartę". Czułem, że wtedy mógłbym przegrać tę rywalizację.
– W wymiarze finansowym? Że doszłoby do licytacji i ktoś by pana przebił?
– Dokładnie tak. Nie znam możliwości finansowych pozostałych klubów, z którymi mielibyśmy walczyć o "dziką kartę". Ale na pewno Stal Mielec i prezes Roman Kowalik mają większe doświadczenie. Może podjęliby większe ryzyko? Ja wiedziałem, że mogę wydać tyle i tyle pieniędzy. Raczej nie podjąłbym ryzyka, aby przebić rywali na przykład o 50 tysięcy złotych, których teraz nie mam i musiałbym dopiero szukać.
– Wygrał pan nie tylko licencję na grę w Superlidze, ale również czas.
– Bardzo mi zależało, aby sytuacja wyjaśniła się jak najszybciej. Postępowanie o "dziką kartę" mogłoby to wszystko mocno wydłużyć. Tak naprawdę do 30 czerwca nie można byłoby rozpocząć tej procedury, ponieważ byłoby to niezgodne z postępowaniem licencyjnym. Do tego dnia Grupa Azoty Unia Tarnów była pełnoprawnym uczestnikiem ORLEN Superligi. Dopiero 1 lipca, w przypadku negatywnej decyzji ws. Tarnowa, władze ligi mogłyby oficjalnie rozpocząć proces ubiegania się o "dziką kartę". Całość, do momentu wyłonienia zwycięzcy, mogłaby zająć nawet 2-3 tygodnie. Obecne rozwiązanie, w którym doszliśmy do porozumienia z klubem z Tarnowa, jest lepsze dla wszystkich stron. Także dla mojej drużyny. Zawodnicy czekali w blokach startowych, bo nie wiedzieli, czy przygotowania do nowego sezonu rozpoczną 12 lipca i będą nadal rywalizować w Superlidze, czy dopiero na początku sierpnia i zagrają w Lidze Centralnej. Cieszę się, że mogłem im już teraz zakomunikować radosną nowinę. Dzięki temu będą mieli większy komfort w przygotowaniach do nowego sezonu.
– Jak dokładnie przebiegały negocjacje z Unią? Zwykle sprzedający chce otrzymać więcej, a kupujący zapłacić mniej.
– Przedstawicielom klubu z Tarnowa zależało, aby zobowiązania, które powstały po odejściu sponsora tytularnego, trafiły do zawodników. Po drugiej stronie byłem ja i wiedziałem, jakie mam dokładnie możliwości finansowe i na co mogę sobie pozwolić w negocjacjach. Musieliśmy znaleźć złoty środek, aby z jednej strony zabezpieczyć interesy zawodników, a z drugiej, aby było mnie na to stać. Niezbędna była równowaga. Nie jesteśmy przecież najbogatszym ośrodkiem w Superlidze.
– Bez wsparcia sponsorów i władz miasta byłoby trudno usiąść do negocjacji...
– To prawda. Wyszedłem z założenia, że zawodnicy, klub i miasto zasługują na to, aby pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Los dał nam drugą szansę i postanowiliśmy podjąć walkę i spróbować z tej szansy skorzystać. To nie była decyzja podjęta w jedną minutę czy nawet jednego dnia. To było wiele rozmów ze sponsorami i przede wszystkim z prezydentem miasta, panem Bogdanem Kiełbasińskim. Zwróciłem uwagę, że byłby to pierwszy raz od 13 lat, gdy Legionowo nie miałoby swojej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej, a były przecież czasy, gdy zarówno siatkarki, jak i piłkarze ręczni grali w elicie. Cieszę się, że nam się udało. To świetna wiadomość dla miasta i dla kibiców. Występy w Superlidze to prestiż. Transmisje w telewizji, dużo większe zainteresowanie mediów i do tego możliwość zobaczenia na żywo najlepszych zawodników na świecie.
– Jest szansa, że pod względem sportowym spiszecie się lepiej?
– Przyznaję, że zderzyliśmy się z rzeczywistością, ale cały czas notowaliśmy progres. Staraliśmy się rozwijać, grać fajną piłkę ręczną. Proszę zwrócić uwagę, że rzadko przegrywaliśmy mecze różnicą kilkunastu bramek. Naszą postawę potrafili docenić także rywale, którzy chwalili za zaangażowanie w meczach. To było dla mnie bardzo ważne – niezależnie od klasy przeciwnika, drużyna zawsze podejmowała walkę. Nie odpuszczała nawet w meczach z Orlen Wisłą Płock czy Industrią Kielce. Myślę, że do nowego sezonu przystąpimy z większym doświadczeniem, będziemy zespołem silniejszym, udało nam się wzmocnić na newralgicznych pozycjach. Pojawi się w drużynie dwóch nowych, młodych i utalentowanych rozgrywających oraz jeden obrotowy. Też młody, ale już z doświadczeniem w Superlidze. Wiem, że to sport, ale wierzę, że kolejny sezon przyniesie nam więcej zwycięstw i lepsze miejsce w tabeli.
– Ostatni miesiąc był dla pana bardzo wyczerpujący.
– Nie tylko ostatni miesiąc, ale cały ostatni rok był dla mnie bardzo trudny i bardzo wyczerpujący. Wiele mnie jednak nauczył, zdobyłem bezcenne doświadczenie. Wierzę, że najgorsze za nami i przyszłość klubu będzie wyglądała, pod względem sportowym, w jaśniejszych barwach. Na razie ciągle do mnie nie dociera, że będziemy grać w Superlidze. Uwierzę chyba dopiero, gdy zobaczę terminarz, a w nim "Zepter KPR Legionowo".
– Mówi pan o wyczerpaniu, trudnym roku w swoim życiu, a ja widzę prezesa klubu z niesamowitą energią i głową pełną pomysłów.
– Dziękuję, ale ostatni rok był dla mnie naprawdę trudny. Co do pomysłów, to rzeczywiście nigdy mi ich nie brakuje. Jestem też bardzo ambitny. Pamiętam, że już kilka lat temu wymarzyłem sobie, by Legionowo zagrało w Superlidze. Udało nam się nawet awansować, ale nie udało się spiąć budżetu, który był wymagany przez władze rozgrywek. Teraz kolejny sezon zagramy w elicie, ale ja chciałbym więcej i więcej. Marzą mi się w Legionowie europejskie puchary. Szalone? A kto wierzył 20 lat temu, gdy Bertus Servaas mówił, że marzy o sukcesie Kielc w Lidze Mistrzów? Albo gdy Bogdan Kmiecik wspominał 5-6 lat temu, że jego Górnik osiągnie kiedyś fajny wynik w Europie? Nikt. Ich przykłady są dla mnie budujące. Warto mieć marzenia, a jeśli do tego dołoży się ciężką pracę, to naprawdę można wiele osiągnąć. Mocno w to wierzę!
19 - 25
Zepter KPR Legionowo