Cieszę się, że debiut w reprezentacji Polski mam za sobą. Teraz zrobię wszystko, by za trzy tygodnie znowu zjawić się w Polsce i zagrać lepiej – 23-letni pomocnik Los Angeles FC Mateusz Bogusz dzieli się wrażeniami z pierwszego występu w narodowym zespole.
Robert Błoński, TVP Sport: – Umawialiśmy się na tę rozmowę jeszcze przed początkiem wrześniowego zgrupowania przy okazji meczów Ligi Narodów, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Wreszcie możemy spokojnie rozmawiać.
Mateusz Bogusz (pomocnik reprezentacji Polski i Los Angeles FC): – Jestem słownym człowiekiem i, skoro obiecałem, że porozmawiamy, to kiedy mogłem swobodnie odebrać telefon, jestem do dyspozycji. Po meczu z Chorwacją była dosłownie chwila, żeby spędzić czas z najbliższymi, więc nie w głowie były mi wywiady. Moje podróże do Polski i z Polski odbywały się z różnymi z perturbacjami. Do Warszawy miałem lecieć z przesiadką w Chicago, ale samolot z Los Angeles opóźnił się o cztery godziny, więc przyleciałem bezpośrednim, nocnym lotem z Kalifornii. O wszystkim informowałem kierownika kadry, który przekazał informację selekcjonerowi. Jedyny i główny minus tego był taki, że spóźniłem się na pierwszy trening. Z kolei z powrotem była jakaś awaria, czekaliśmy na zmianę samolotu, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Staram się nie przejmować i nie denerwować kwestiami, na które nie mam wpływu. Najważniejsze, że jestem już u siebie na miejscu cały i zdrowy.
– Na zgrupowanie kadry leciałeś…
– …spokojny. Doczekałem się pierwszego powołania na które ciężko pracowałem od miesięcy. Cieszyłem się bardzo, obraz mąciła trochę świadomość tego opóźnienia, na które nie miałem wpływu. Treningów przed wylotem do Szkocji i tak mieliśmy niewiele, ledwie trzy, a mnie zabrakło na jednym z nich. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Zacząłem od drugiego dnia.
– Często bywasz w Polsce?
– Pierwszy raz w tym roku. Mieliśmy mieć urlopy w wakacje, ale w Leagues Cup doszliśmy do finału, w US Open Cup do półfinału i nie było kiedy przylecieć. Sezon MLS trwał. Wcześniej byłem w Polsce w sierpniu i grudniu ubiegłego roku, ale wtedy na wakacjach, a teraz przyjechałem z powodów sportowych. Jestem w USA tylko półtora roku, więc nie ma co narzekać na rzadkie wizyty w Polsce.
– Od wielu miesięcy prezentowałeś wysoką formę w klubie. Strzelałeś gole, asystowałeś – pytania o powołanie Mateusza Bogusza pojawiały się ciągle.
– Cierpliwie czekałem na decyzję selekcjonera. Ucieszyłem się, że ten moment nastąpił. Wiedziałem, że stanę przed dużą szansą zaprezentowania możliwości. Byłem podekscytowany treningami z kadrą, ale i tym, że wreszcie dostanę okazję pokazać się kibicom, którzy pewnie wiele o mnie słyszeli, ale nie wiem, ilu oglądało w telewizji. Nie leciałem do Polski w nieznane, wcześniej występowałem w młodzieżowych i juniorskich reprezentacjach Polski, więc znałem wielu zawodników. Niektórych nawet od 2017 roku.
– Jak pierwsze wrażenia?
– Debiut to spełnienie marzeń. Długo czekałem na ten moment.
– Od początku wiedziałeś, że w Szkocji powędrujesz na trybuny, a z Chorwacją zagrasz od pierwszej minuty?
– Nie. Dzień przed spotkaniem w Glasgow trener Michał Probierz powiedział, że na Wyspach nie gram, ale od razu dodał, żebym był spokojny, wytłumaczył, że za mną długa i daleka podróż i, żebym czekał na spotkanie w Osijeku. Zrozumiałem decyzję trenera, z nimi zawsze się trzeba zgadzać. To było moje pierwsze zgrupowanie z dorosłą reprezentacją, cieszyłem się że tam jestem i dosłownie chłonąłem każdą chwilę każdego dnia. A na szansę długo nie musiałem czekać, z Chorwacją zagrałem od początku.
– Podobno, jak śpiewała Anna Jantar, "najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto".
– Był trudny, na pewno. Nie spodziewałem się, że zagram od początku, ale informacja od selekcjonera tylko mnie ucieszyła i zmobilizowała. Byłem podekscytowany, choć graliśmy z silnym rywalem. Wiadomo, że odczucia po nim są mieszane – mam dużo więcej do zaoferowania, niestety jednak w tym spotkaniu koncentrowaliśmy się głównie na defensywie. A mój żywioł to gra do przodu. Teraz będzie już tylko lepiej.
– Duży był przeskok z MLS i młodzieżówki do kadry seniorów z Robertem Lewandowskim, Piotrem Zielińskim i resztą kadrowiczów?
– Nie był duży, ale w klubie trenuje się inaczej, na wszystko jest więcej czasu. W kadrze wszystko podporządkowane i przygotowane jest pod konkretnego rywala. Ale i tak widać było wysoką jakość poszczególnych zawodników. W meczu fizycznie czułem się dobrze, sporo biegałem, tylko za dużo piłki nie mieliśmy. Nie mogłem za dużo pokazać, trudno było drużynie. Ale, tak jak powiedziałeś, ten pierwszy krok był najtrudniejszy, cieszę się z otrzymanej szansy. Zobaczymy, co dalej.
– W kadrze następuje wymiana pokoleniowa. Z zawodników z pola po trzydziestce są tylko Piotr Zieliński i Robert Lewandowski.
– Widać, że drużyna jest odmładzana, ale Nicola Zalewski czy Kuba Kamiński są w tym zespole od kilku lat, mają obycie i orientację, a ja dopiero się przywitałem.
– Byłeś gotowy jechać z kadrą na czerwcowe EURO, bo już wtedy prezentowałeś wysoką dyspozycję w klubie?
– Skoro selekcjoner mnie nie powołał, to chyba nie. Nie ma co gdybać, choć oczywiście na wezwanie bym się stawił i zrobił wszystko, by pomóc zespołowi. Ale zostałem w Stanach i, jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kiedy kadra szykowała się do EURO, a potem grała w Niemczech, ja miałem niezłe lato w Stanach i dzięki temu teraz zadebiutowałem w kadrze.
– Skąd twoja wysoka forma w tym roku: 36 meczów, 17 goli, 7 asyst?
– Z ciężkiej pracy, którą wykonuję. Forma nie przyszła na jeden, dwa mecze, tylko od początku sezonu zasuwałem i są efekty. LAFC gra ofensywnie, do przodu, mamy silną drużynę, kreujemy i stwarzamy okazje, można się pokazać. Ważne jest, by uwierzyć w siebie, nie myśleć, co będzie kiedyś, tylko skupić na tym, co tu i teraz. Koncentruję się na tym, by każdy mecz zagrać jak najlepiej, by od początku w nim uczestniczyć, a nie tylko znaleźć się na murawie. Cieszę się tym, co jest.
– Jak zostałeś przyjęty w kadrze?
– Młodych znałem, więc było trochę łatwiej, starszych poznałem dopiero teraz, ale przyjęli mnie świetnie. Czułem się swobodnie, nie bałem się odezwać albo kogoś wysłuchać. Przed debiutem dostałem od chłopaków ogromne wsparcie, aż byłem pozytywnie zaskoczony.
– Z Robertem Lewandowskim była okazja porozmawiać?
– Jasne. Jak on coś mówi, trzeba go słuchać i to robić. Jest niesamowitym piłkarzem.
– Komu dedykujesz pierwszy występ w kadrze?
– Wszystkim, dzięki którym znalazłem się na murawie w Osijeku w koszulce z orzełkiem, kiedy grali hymny. Rodzice, babcie i dziadkowie, trenerzy klubowi – każdy dołożył cegiełkę do tego wyjątkowego dla mnie wydarzenia, jakim był debiut. Ciężko wymienić wszystkich, zainteresowani wiedzą o kim mówię.
– Bliscy byli w Osijeku?
– Tata, dziewczyna, mój menedżer przyjechali – daleko nie mieli, sześć godzin samochodem, więc dotarli. Jechali w ciemno, bo nie wiedzieli, ile i czy w ogóle będę grał, ale ryzyko się opłaciło. Co ciekawe, w Szkocji nie było nikogo. Jakby przeczuwali, co się zdarzy. Koszulkę z debiutu zachowałem, po meczu dałem ją tacie.
– Wróciłeś do Stanów zadowolony?
– Tylko z występu, ale wiem, że i mnie i zespół stać na więcej. Jeszcze pokażemy potencjał. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że – każdego indywidualnie oraz nas jako drużynę – stać na więcej. To nie był nasz najlepszy występ, będziemy dążyć do tego, by było lepiej. Osobiście nie uważam, że zagrałem jakoś wyjątkowo słabo, nie było okazji kreowania szans z przodu, ale tak ułożyło się spotkanie. Graliśmy trudny mecz z trzecim zespołem świata na jego terenie. A gola straciliśmy po stałym fragmencie. Teraz zrobię wszystko, by za trzy tygodnie znowu zjawić się w Polsce i zagrać lepiej.
– W nocy z soboty na niedzielę gracie wyjątkowy mecz – derby z Los Angeles Galaxy, liderem Konferencji Zachodniej, do którego tracicie cztery punkty, ale rozegraliście o dwa mecze mniej.
– Gramy o jak najwyższe cele i jak najlepsze miejsce przed play offami.