Nokautując Khalila Routree w walce wieczoru gali UFC 307, Alex Pereira po raz trzeci obronił mistrzowski tytuł dywizji półciężkiej. By tego dokonać, potrzebował zaledwie 175 dni, co jest nowym rekordem w ponad 30-letniej historii organizacji. Kariera MMA "Poatana" przypomina speedrun gier komputerowych – to, czego inni (nieliczni) dokonują latami, Brazylijczykowi zajmuje miesiące.
Kiedy przybył do UFC, wielu powątpiewało, czy będzie realnie bił się o najwyższe cele. A jeśli tak, to czy nie będzie to chwilowy angaż, do którego doszło w jednym celu – doprowadzenia do pojedynku z Israelem Adesanyą na zasadach MMA. Ówczesnego mistrza wagi średniej z Pereirą łączyła historia z czasów startów na zasadach kickboxingu. Brazylijczyk wygrał oba starcia, a gdy kilka lat później "Izzy" wspominał porażki, rzucił pogardliwymi słowami, bez których być może nigdy nie zobaczylibyśmy jego starego znajomego w UFC.
– Ogląda moje wszystkie walki. Za każdym razem, gdy wchodzę do oktagonu, gada coś w stylu "pokonałem go". Ja z kolei nigdy nie odpalam jego pojedynków. Koniec końców, nikt nie ma pojęcia, kim on jest. Gdy będę mistrzem UFC, gdy stanę się legendą, on będzie przesiadywał w pubie i wygadywał jakiś syf w stylu "kiedyś pokonałem tego gościa", starając się poderwać jakąś ćpunkę czy coś w tym stylu – mówił w 2020 roku ówczesny niepokonany na zasadach MMA mistrz wagi średniej organizacji.
Wywiad, który zapewne przeszedłby bez większego echa, spowodował "efekt motyla" – kilka tysięcy kilometrów dalej Pereira zobaczył tę wypowiedź, która zmotywowała go do tego, by Nowozelandczyk wziął odpowiedzialność za swoje słowa. Jeszcze w tym samym roku "Poatan" stoczył swoją dopiero trzecią – a zarazem pierwszą od czterech lat – walkę na zasadach MMA, nokautując Thomasa Powella na gali LFA. Rok później zakończył swoją bogatą karierę w Glory Kickboxing i trafił do UFC. Zaledwie rok i sześć dni po swoim pierwszym pojedynku w organizacji Dany White'a, Brazylijczyk stanął naprzeciwko swojego nemezis i w ostatniej rundzie znokautował go, zasiadając na tronie dywizji do 185 funtów. I choć w rewanżu to Nowozelandczyk był górą, fani do dziś śmieją się, że to on stał się zgorzkniałym facetem w pubie z własnej opowieści, nadmiernie celebrując jedyne zwycięstwo z czterech stoczonych pojedynków.
Wspomniany już wcześniej speedrun "Poatana" trwał. Trzymając się analogii z gier komputerowych – skoro jedna z misji głównych (zdobycie pasa wagi średniej) została już wykonana, po co przechodzić ją ponownie? Brazylijczyk obrał kolejny cel, którym był tytuł wyższej kategorii wagowej. Wygrana z Janem Błachowiczem niejednogłośną decyzją sędziów jeszcze nie zachwyciła (Polak do dziś nie zgadza się z werdyktem sędziów, choć można tu co najwyżej mówić o kontrowersji, nie kradzieży), lecz potem Pereira wrócił do brutalnego nokautowania przeciwników.
Sobotnia wygrana z Rountree była trzecią obroną zdobytego w listopadzie ubiegłego roku pasa wagi półciężkiej. Kolejnych pretendentów – Jamahala Hilla, Jiriego Prochazkę i wspomnianego Amerykanina – Brazylijczyk odprawił w odstępie 175 dni. Tym samym pobił rekord Rondy Rousey, która od grudnia 2013 roku do lipca 2014 pokonywała Mieshę Tate, Sarę McMann i Alexis Davis na przestrzeni 189 dni.
Zawodnik, który do UFC trafiał raczej jako ciekawostka ze względu na zaszłości z Adesanyą, jest obecnie twarzą organizacji. W momencie, gdy Conor McGregor oddaje się kolejnym życiowym uciechom i pozasportowym ekscesom, a kreowany przez UFC na jego następcę Sean O'Malley traci pas już przy drugiej obronie, Pereira stał się frontmanem świata MMA.
Budzący grozę potwornymi nokautami i aparycją, hipnotyzujący ikonicznymi wyjściami do oktagonu i kamienną twarzą zawodnik jest zupełnym przeciwieństwem kolorowych i krzykliwych zawodników typu wspomnianej dwójki. Paradoksalnie nawet jego nieznajomość języka angielskiego współgra z imidżem, dodając aury tajemniczości, która działa na fanów. Jednak to częstotliwość startów "Poatana" zadziwia i zachwyca fanów. W niespełna trzy lata Brazylijczyk stoczył dziesięć walk w UFC, co na mistrzowskim poziomie jest ewenementem. W czasach gdy czempioni dywizji wychodzą do klatki raz, maksymalnie dwa razy w roku, Pereira kładzie pas na szali kiedy tylko się da. – Mam 37 lat, chcę być aktywny. Nie mam zbyt wiele czasu – podkreśla.
Śledząc pozostałe kategorie wagowe, takie podejście jest rzadkością. Przyjrzyjmy się częstotliwości startów pozostałych mistrzów od 2023 roku:
Waga musza: Alexandre Pantoja – trzy pojedynki – lipiec 2023 (sięgnięcie po pas), grudzień 2023 (pierwsza obrona), maj 2024 (druga obrona)
Waga kogucia: Merab Dwaliszwili – trzy pojedynki – marzec 2023, luty 2024, wrzesień 2024 (sięgnięcie po pas)
Waga piórkowa: Ilia Topuria – dwa pojedynki i trzeci zaplanowany – czerwiec 2023, luty 2024 (sięgnięcie po pas), październik 2024 (pierwsza obrona)
Waga lekka: Islam Machaczew – trzy pojedynki – luty 2023 (pierwsza obrona), październik 2023 (druga obrona), czerwiec 2024 (trzecia obrona)
Waga półśrednia: Belal Muhammad – dwa pojedynki – maj 2023, czerwiec 2024 (sięgnięcie po pas)
Waga średnia: Dricus Du Plessis – cztery pojedynki – marzec 2023, lipiec 2023, styczeń 2024 (sięgnięcie po pas), sierpień 2024 (pierwsza obrona)
Waga półciężka: Alex Pereira – sześć pojedynków – kwiecień 2023 (utrata pasa wagi średniej), lipiec 2023, listopad 2023 (sięgnięcie po pas), marzec 2024 (pierwsza obrona), czerwiec 2024 (druga obrona), październik 2024 (trzecia obrona)
Waga ciężka: Jon Jones – jeden pojedynek i drugi zaplanowany – marzec 2023 (sięgnięcie po pas), listopad 2024 (pierwsza obrona)
Waga słomkowa kobiet: Weili Zhang – dwa pojedynki – sierpień 2023 (pierwsza obrona), kwiecień 2024 (druga obrona)
Waga musza kobiet: Valentina Szewczenko – trzy pojedynki – marzec 2023 (utrata pasa), wrzesień 2023, wrzesień 2024 (odzyskanie pasa)
Waga kogucia kobiet: Juliana Pena – jeden pojedynek – październik 2024 (zdobycie pasa)
Aktywność Pereiry może zawstydzić wielu czołowych zawodników i zawodniczek. Poza wiekiem, który sam zainteresowany przytacza jako jeden z czynników, drugim z pewnością może być fakt, że ma za sobą lata startów w kickboxingu, gdzie walczy się zdecydowanie częściej.
W ciągu ostatnich jedenastu miesięcy "Poatan" był headlinerem gali w legendarnej Madison Square Garden (po raz drugi w karierze, czym nie może pochwalić się żaden inny zawodnik MMA), wystąpił w walce wieczoru jubileuszowej UFC 300 i zdecydował się w ostatniej chwili wskoczyć na kartę walk czerwcowej UFC 303, gdy z powodu kontuzji z walki z Michaelem Chandlerem musiał wycofać się McGregor, a UFC potrzebowało innej gwiazdy do przyciągnięcia widzów.
Sam zawodnik zdał sobie chyba sprawę z tego, że narzucił sobie szalone tempo. Po sobotnim zwycięstwie zapowiedział, że potrzebuje teraz dłuższej przerwy... pytanie, co to w jego wypadku oznacza. Dotychczas najdłuższe okresy pomiędzy jego kolejnymi startami wynosiły pięć miesięcy. Rodzi się też pytanie, co jeszcze czeka Brazylijczyka.
Kolejnym rywalem będzie zapewne Magomed Ankalajew... o ile 26 października wygra z Aleksandarem Rakiciem. Według wielu zapasy Rosjanina mogą okazać się kryptonitem "Poatana". Jeśli tak się nie stanie, w dywizji półciężkiej może zacząć brakować nazwisk godnych walki o pas w najbliższym czasie.
Wielu fanów chciałoby zobaczyć migrację Pereiry do wagi ciężkiej i starcie z Jonem Jonesem lub Tomem Aspinallem. Sam zainteresowany nie wyklucza takiego ruchu i nie będzie przesadą stwierdzenie, że jego potencjalna walka o pas królewskiej dywizji byłaby jedną z największych w historii UFC. Żaden zawodnik w dziejach organizacji nie sięgał po mistrzostwo trzech kategorii wagowych. Kto wie, czy nie będzie to ostatnia misja w grze pt. "Droga na Mount Rushmore MMA" Alexa Pereiry.