Bilety na sobotnie spotkanie z Portugalią rozeszły się jak świeże bułeczki. Chętnych na nie było tak wielu, że gdyby na Stadionie Narodowym mogło zasiąść trzysta tysięcy widzów, to i tak każdy sektor pękałby w szwach. Magnesem, przyciągającym kibiców na trybuny, nie była jednak gra ich własnej reprezentacji. Ostatnimi czasy dużo ciekawiej prezentowała się bowiem ta cudza. I to nie tylko za sprawą Cristiano Ronaldo...
By zrozumieć, dlaczego Portugalia budzi takie emocje, wypada zacząć od końca – czyli finalizacji. W dwóch pierwszych meczach dywizji A Ligi Narodów to właśnie piłkarze Roberto Martineza byli tymi najbardziej bezwzględnymi pod bramką przeciwnika.
W starciach ze Szkocją i Chorwacją oddali łącznie czterdzieści strzałów, co było najlepszym wynikiem w rozgrywkach. Poza liczbą uderzeń najczęściej dopadali też do piłki w polu karnym rywala.
Choć na tak efektowne statystyki pracowała cała drużyna, to jeden zawodnik robił nieco więcej od pozostałych. Cristiano Ronaldo – wbrew upływającemu czasowi – pozostał królem pola karnego. We wspomnianych meczach zdobył dwie bramki, błyskawicznie wskakując na szczyt klasyfikacji strzelców.
W pozostałych zestawieniach wypadał zresztą niewiele gorzej. Pomimo zbliżającej się czterdziestki mógł równać się z piłkarzami młodszymi o dwie dekady. W liczbie strzałów ustępował jedynie Igorowi Matanoviciowi, a w liczbie kontaktów z piłką w polu karnym – Lamine Yamalowi. Obok Kaia Havertza generował za to najwyższy współczynnik goli oczekiwanych.
Przeciwko Szkocji i Chorwacji pokazał, że Martinez wciąż może na niego liczyć. I że choć czasy się zmieniają, to jego miejsce jest w ataku reprezentacji Portugalii. Tak jak senatora Wencla w komisjach.
Porównanie do granego przez Zbigniewa Zapasiewicza polityka nie jest zresztą bezzasadne. Cristiano Ronaldo, podobnie jak wspomniany Wencel, w swoich poczynaniach zależny był bowiem od decyzji "góry". Tę stanowił jednak nie tyle rząd, Komitet Centralny, czy nawet trener, ile boiskowy pion kreacji.
Zanim Ronaldo podjął jakąkolwiek decyzję w polu karnym, wcześniej w swoich głowach rozważali ją już Bruno Fernandes z Bernardo Silvą. To oni – niczym w przeboju Brygady Kryzys – wysyłali sygnał z centrali. Kapitanowi pozostawało tylko podpisać się pod narzuconą przez nich narracją.
W przeciwieństwie do czasów słusznie minionych, Ronaldo nie wychodził na takim układzie najgorzej. Podobnie zresztą jak cała reprezentacja Portugalii. Bruno i Bernardo nadawali ton wszystkim atakom, nie ograniczając się przy tym do samej kreacji.
Pomocnik Manchesteru United odpowiadał również za finalizację, a gracz Manchesteru City – za progresję. To od niego zaczynała się niemal każda portugalska akcja...
Piłkarze Roberto Martineza rozpoczynali mecze w ustawieniu 4-3-3, ale w fazie ataku przechodzili na "trójkę" z tyłu. Do dwóch stoperów – Rubena Diasa, Antonio Silvy lub Goncalo Inacio – dołączał zwykle defensywny pomocnik – Joao Palhinha bądź Vitinha.
Tuż przed nimi ustawiał się wspomniany już Bernardo, który wcielał się w rolę rozgrywającego. Krótko wymieniał podania, ściągając na siebie pressing przeciwnika. Z wykreowanego przez niego miejsca korzystali zwykle boczni obrońcy.
Nelson Semedo i Nuno Mendes przesuwali się do środka boiska, zapewniając w ten sposób przewagę w tym sektorze. Szerokość atakom nadawali wówczas dwaj skrzydłowi – Pedro Neto i Rafael Leao, a pozycje napastników okupowali Bruno Fernandes i Cristiano Ronaldo.
W takim ustawieniu Portugalczycy rozgrywali większość ataków. I wychodziło im to nie najgorzej – w dwóch pierwszych meczach zanotowali najwyższe posiadanie piłki w dywizji A Ligi Narodów. Obok Chorwatów wymienili też najwięcej podań, a obok Niemców dograli najwięcej piłek w pole karne.
Z Polską z pewnością zagrają tak samo. Ofensywne ustawienie 3-3-4, przechodzące nawet w 3-1-6 (po podłączeniu się bocznych obrońców do ataku), faworyzuje ich bowiem w starciu z drużyną grającą systemem 3-5-2 (5-3-2 w obronie).
Rozciągający linię obrony skrzydłowi i wąsko ustawieni boczni obrońcy zapewniają im przewagę w centralnej strefie boiska. Gdy Polacy będą bronić jej pięcioma piłkarzami – dwoma napastnikami i trzema środkowymi pomocnikami – to Portugalczycy atakować będą sześcioma.
Budowanie ataków od bramki nie będzie stanowiło więc dla nich większego problemu. Dopóki któryś z polskich środkowych obrońców nie wyjdzie z linii obrony, by wspomóc kolegów, to Portugalczycy zawsze będą mieli wolnego gracza...
A jeśli nawet zdecyduje się zrobić krok do przodu, to zostawi partnerów w sytuacji 1 na 1. To błyskawicznie wykorzystają portugalscy boczni obrońcy, którzy wbiegną w linie ataku. Z czterech napastników zrobi się wtedy sześciu.
Piłkarze Martineza zyskają więc bez względu na to, jaką decyzję podejmie polski obrońca. Dzięki taktycznej świadomości będą mogli wykorzystać zarówno jedną, jak i drugą okoliczność. By się im przeciwstawić, Probierz będzie musiał sporo pogłówkować...
Zwłaszcza że budowanie ataków będzie dopiero preludium do tego, co na Stadionie Narodowym postarają się zaprezentować Portugalczycy. Jeśli przeciwko Polsce zagrają tak, jak w dwóch poprzednich meczach, to polscy wahadłowi będą mieli mnóstwo pracy.
Piłkarze Martineza większość akcji rozgrywają flankami – głównie prawą. Poza skrzydłowym i bocznym obrońcą do kombinacji dołączają zwykle Bernardo Silva i pół-prawy stoper. Po kilku podaniach do boku schodzi też Bruno Fernandes.
W takiej konfiguracji Portugalczycy krótko wymieniają piłkę, nieustannie rotując. Gra z klepki i płynne przejścia z jednej pozycji na drugą zmuszają przeciwników do przesunięcia bliżej swojego lewego skrzydła, przy równoczesnym odsłonięciu drugiej flanki...
Gracze Martineza wiedzą, jak to wykorzystać. Po lewej stronie zostawiają szeroko ustawionych Nuno Mendesa i Rafaela Leao, do których kierują piłki. Czy to za sprawą długiego podania Bruno Fernandesa, czy podłączenia pół-lewego stopera – zwykle Rubena Diasa.
Leao i Mendes w sytuacjach 2 na 2 nie mają sobie równych. Obaj dysponują znakomitą szybkością i świetnym dryblingiem. Pierwszy z nich ustawia się zwykle szeroko przy linii, skąd schodzi do środka i szuka kopnięć na bramkę. Drugi nierzadko atakuje za to "półprzestrzenią", skąd posyła celne dośrodkowania.
W dwóch tegorocznych spotkaniach Ligi Narodów zaliczył już dwie asysty i jedną asystę drugiego stopnia. Obok Bruno Fernandesa posłał też najwięcej dośrodkowań w zespole...
Mendes nie był liderem w tej statystyce tylko z jednego względu – Bruno wykonywał też większość stałych fragmentów. Z gry "wrzucał" jednak równie ochoczo. Głównie dlatego, że rywale prędzej czy później mieli już dość pojedynków na swoim prawym skrzydle.
Gdy więc Portugalczycy po raz kolejny starali się zmusić ich do przesunięcia w lewo, ci robili to bardziej zachowawczo – pozostawiając asekurację po stronie Leao i Mendesa. Dodatkowy zawodnik na prawym skrzydle oznaczał jednak jednego mniej na lewym.
Gracze Martineza raz jeszcze potrafili to wykorzystać. Dzięki rotacjom znajdowali przestrzeń do tego, by swobodnie dośrodkować w pole karne. Zwykle robili to Bruno Fernandes lub lewonożny Pedro Neto.
Jako że z jednej flanki dośrodkowywali w dwa różne sposoby – dochodzący i odchodzący do bramki – to nie ma się co dziwić, że uciekali się do tego tak często. W dwóch dotychczasowych meczach robili to najczęściej w dywizji A Ligi Narodów.
Gdy udawało im się dograć na głowę Cristiano Ronaldo, to ten wiedział już, co z tym zrobić. Gdy rywale wybijali jednak piłkę z pola karnego, to piłkarze Martineza – po przechwycie – szukali kopnięć z dystansu. W ich liczbie – głównie za sprawą Fernandesa – również byli najlepsi na kontynencie.
Co gorsza, dla zawodników Probierza, Portugalczycy nie tylko przeprowadzali składne ataki, ale i radzili sobie w defensywie. Obok Duńczyków, Włochów i Niemców dopuszczali rywali do najmniejszej liczby sytuacji podbramkowych, a obok Chorwatów tracili średnio najmniej piłek na mecz...
Gdy jednak im się to przytrafiało, to błyskawicznie odzyskiwali posiadanie. Po stracie stosowali kontrpressing, a obronę własnej bramki zaczynali pod polem karnym przeciwnika. Żadna drużyna w dywizji A Ligi Narodów nie wywierała na rywalach takiej presji...
Polacy powinni wziąć sobie to do serca. W dwóch dotychczasowych meczach – ze Szkocją i Chorwacją – nie potrafili bowiem zbudować zbyt wielu składnych ataków. A w sobotę może być im o to jeszcze trudniej.
Jak dotąd biało-czerwoni – z piłką przy nodze – byli jedną z najgorszych reprezentacji. Spośród wszystkich drużyn występujących w dywizji A to oni dogrywali najmniej piłek w ostatnią tercję boiska i w pole karne. Obok Izraelczyków i Bośniaków najrzadziej też dośrodkowywali. Przeciwko Portugalii najpewniej nie poprawią tych statystyk.
By w sobotę osiągnąć korzystny rezultat, będą zmuszeni odmienić nie tylko grę w ataku, ale i w obronie. W tegorocznej edycji Ligi Narodów – obok Szkotów, Bośniaków i Izraelczyków – dopuszczali rywali do największej liczby sytuacji strzeleckich.
Spośród wszystkich ekip stoczyli też najwięcej pojedynków defensywnych i najczęściej faulowali. Jednym słowem – byli wymarzonymi przeciwnikami dla graczy Martineza...
Czy to potwierdzi się na murawie Stadionu Narodowego? Czy Probierz znajdzie sposób na kreatywnych Portugalczyków i – po raz pierwszy za swojej kadencji – pokona rywala ze światowej czołówki? To okaże się już w sobotni wieczór. Transmisja meczu Polska – Portugalia w Telewizji Polskiej.
Nasze studio ruszy już na ponad dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem, o 18:30. Transmisja w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, smart TV i hBBTV. Mecz będzie można oglądać także na antenie TVP 1. Kto go skomentuje? Dariusz Szpakowski oraz były piłkarz portugalskiego FC Porto – Grzegorz Mielcarski. Studio poprowadzi Mateusz Borek, a ekspertami będą Jakub Wawrzyniak, Janusz Michallik, Andrzej Juskowiak i Robert Podoliński.
Czytaj także: Licznik wciąż bije. Lewandowski czeka na takiego gola od 11 godzin
Dwa dni później pokażemy hit między Niemcami a Holandią. A we wtorek 15 października tym razem transmisja starcia z Chorwacją na PGE Narodowym.
Kiedy mecz: 12 października (sobota), godzina 20:45
Gdzie oglądać: od 18:30 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV, od 20:25 w TVP 1
Komentatorzy: Dariusz Szpakowski, Grzegorz Mielcarski
Prowadzący studio: Mateusz Borek
Reporterzy: Hubert Bugaj, Maja Strzelczyk, Kacper Tomczyk
Goście/eksperci: Jakub Wawrzyniak, Janusz Michallik, Andrzej Juskowiak oraz Robert Podoliński (analiza)