Polskie akcenty w Lidze Mistrzów nie ograniczają się jedynie do kilkunastu piłkarzy. Rodaków znajdziemy także w sztabach uczestników Champions League. Począwszy od tego sezonu za kwestie żywieniowe w Sparcie Praga odpowiada Filip Borys. – Spełniły się moje marzenia. Nadal czuję wielką ekscytację, że jesteśmy w tym miejscu – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Jakub Ptak, TVPSPORT.PL: – Twoje stanowisko w Sparcie to "nutricni specialista", czyli specjalista do spraw żywienia. Czym tak naprawdę się zajmujesz?
Filip Borys, dietetyk Sparty Praga: – To bardzo szeroka działka, bo wszystko, co wiąże się z jedzeniem i piciem w klubie, przechodzi przez moje ręce. Odpowiadam za całe planowanie żywienia w placówce, w hotelach i w trakcie podróży oraz za wszelkie protokoły regeneracyjne i indywidualne dla piłkarzy. Każdy zawodnik ma instrukcje, jak powinien przygotować się do meczu. Ustalam plany indywidualne, jeśli potrzeba na przykład wspomóc leczenie kontuzji czy poprawić sylwetkę. Dbam o suplementację, nawodnienie, odżywki. Zdarzy się nawet, że muszę coś upiec, ugotować jakieś drobne rzeczy. Tej pracy jest naprawdę bardzo dużo – zwłaszcza, gdy mamy tylko 72 godziny przerwy między meczami – dlatego planujemy powiększyć nasz zespół żywieniowy. Doszły mi więc obowiązki rekrutacyjne.
– Domyślam się, że ogarnięcie tylu zadań na wysokim poziomie i w tak krótkim czasie bywa ogromnym wyzwaniem.
– Zgadza się, ale to wyzwanie, do którego dąży każdy w zawodowym futbolu. Granie co trzy dni jest wyróżnieniem. Wprawdzie wymaga większego poświęcenia, mniej czasu spędzam w domu, ale daje super doświadczenie. Żeby podołać takim wyzwaniom, sztaby muszą być rozbudowane. Uważam, że dietetyk jest w tym wszystkim istotny, bo nie ma dużo czasu na trenowanie, więc przygotowania do meczu opierają się głównie na odpowiedniej regeneracji.
– Jak trafiłeś do Sparty?
– Po zakończeniu pracy w Legii zacząłem szukać nowych wyzwań poza Polską. Poszerzałem kompetencje, odbywając kilka kursów niezbędnych do pracy za granicą. Przez rok wysyłałem CV do różnych zespołów, gdzie akurat pojawiały się oferty. Tak natrafiłem na Spartę, gdzie przeszedłem klasyczny proces rekrutacyjny. Musiałem przygotować prezentację, przedstawić metodologię swojej pracy. Potem spotkałem się z pierwszym trenerem – wtedy był nim jeszcze Brian Priske (obecnie prowadzi Feyenoord, przyp. red.). Wszystko się udało i trafiłem w to niesamowite miejsce.
– To piękny czas dla Sparty, która po 19 latach przerwy znów gra w Lidze Mistrzów. Jak się pracuje w takim klubie?
– Traktowałem to jako podwójne wyróżnienie, że trafiłem do klubu, który znajduje się w tak fajnym momencie. Sparta zdobyła dwa mistrzostwa z rzędu, a potem spełniły się moje marzenia, bo nigdy nie miałem okazji brać udziału w Lidze Mistrzów. Nadal czuję wielką ekscytację, że jesteśmy w tym miejscu. Daję z siebie wszystko, aby ta praca, którą założyliśmy sobie jako sztab, była kontynuowana na jak najwyższym poziomie.
– Lubimy porównywać się piłkarsko z Czechami, a ty masz doskonałe spektrum dzięki pracy w Legii i Sparcie. Kto w tym porównaniu wypada korzystniej?
– Jestem szczęściarzem, że mogłem pracować w Warszawie i Pradze, ale ciężko porównywać te kluby. Legia i Sparta są największe w swoich krajach. Legia ma 15 tytułów mistrzowskich, Sparta – aż 38. Pod względem kibicowskim, Sparta nie ustępuje Legii. Naszych fanów głośno słychać zarówno na meczach domowych, jak i wyjazdowych. Jeśli chodzi o placówki treningowe, Legia Training Center to ogromny obiekt, natomiast Sparta mieści się na starym stadionie na Strahovie. Wydaje mi się, że ośrodek Sparty jest lepiej wyposażony, ale może przez te parę lat od mojego odejścia Legia zadbała o zaopatrzenie. Podobieństw jest mnóstwo, lecz Sparta znajduje się teraz w lepszym momencie i wygląda lepiej na scenie międzynarodowej, jeśli spojrzymy na to też pod względem historycznym.
– Przeczytałem w jednym z wywiadów z dietetykiem sportowym, że najważniejsze w tej pracy jest zdobyć zaufanie zawodnika. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
– To prawda. Jeżeli drużyna cię nie kupi, ciężko jest zrealizować założenia. Możesz próbować mówić, ale bez zaufania u zawodnika trudno cokolwiek wyegzekwować. Do niektórych piłkarzy dociera się dłużej, do części zaś trafia się od razu. Ważne jednak, żeby cała drużyna wierzyła w to, co chcesz przekazać.
– Jak to wygląda w praktyce? Zdarzają się jeszcze zawodnicy, którzy myślą: gadaj sobie co chcesz, ja będę jadł i pił, na co mam ochotę?
– Tak jak powiedziałem, wszystko opiera się na zaufaniu. Czasem trzeba je zbudować, co wymaga czasu. Ja chyba jestem szczęściarzem, bo w Sparcie z każdym zawodnikiem znalazłem wspólny język. Jesteśmy w stanie znaleźć rozwiązanie, które jest dobre i z jego, i z mojej perspektywy. Oczywiście, w przeszłości bywało, że piłkarze słuchali, przytakiwali, ale potem wychodzili z takiego założenia: 12 lat gram w piłkę, wiem, co mam robić, więc nawet nie chcę próbować, żeby robić coś lepiej. Niemniej to też jest zrozumiałe. Jeśli osiągnęli wysoki poziom na określonych zachowaniach, nie zawsze te nawyki muszą być złe. Trzeba też przekładać chęci na zamiary, bo nie wszystko jest do zrealizowania dla każdego.
– Masz również doświadczenie ze współpracą z klubami z niższych lig. Czy piłkarze ze szczebla półzawodowego i amatorskiego również są chłonni porad dietetycznych?
– Problem w niższych ligach jest taki, że polskie kluby nie oferują za bardzo pomocy dietetyka, bo to kolejna osoba do zatrudnienia. Bardzo nad tym ubolewam, bo cierpią na tym szczególnie młodzi zawodnicy. Fajnie byłoby, gdyby edukacja żywieniowa w naszym kraju stała na wyższym poziomie.
Miałem ostatnio przyjemność spotkać się z dietetykiem, który współpracował w Birmingham z Jude’em Bellinghamem. Powiedział, że już jako 16-latek był pod względem fizycznym gotowy na seniorską piłkę. Uważam, że edukacja żywieniowa, analiza sposobu żywienia i wykluczanie powielanych błędów mogłaby być bardzo skuteczna w tym aspekcie dla młodych graczy.
– Co sądzisz o zaglądaniu piłkarzom w talerze, zwłaszcza w wolnym czasie? Bardzo szeroko w mediach społecznościowych komentowane są zdjęcia, gdy piłkarz zajada się kebabem czy innym niezbyt zdrowym jedzeniem, a do tego zapija to piwem.
– Trzeba też pamiętać, że zazwyczaj takie rzeczy pojawiają się, gdy w klubie nie ma wyników. Kiedy Manchester City zdobył mistrzostwo, Jack Grealish świętował tak bardzo, że przez cztery dni chodził w tym samym ubraniu i nikt nie robił z tego problemu. Tu ważna jest świadomość piłkarska. Ja jestem zdania, że w diecie piłkarza jest czas na typowy czeski obiad. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy można to zrobić. Kiedy gramy co trzy dni, musimy stawiać wszystko na jedną kartę. Trzeba się pod tym względem pilnować, bo czas na regenerację ulega skróceniu. Podczas dłuższej przerwy, jak choćby ta reprezentacyjna, jeden taki posiłek nie zaburzy procesu treningowego, a wręcz może dobrze podziałać dla głowy. Najważniejszy jest timing i ilość.
Kiedy mecz: 27 listopada (środa), godzina 21:00
Gdzie oglądać: od 19:45 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV, od 20:55 w TVP 1
Kto skomentuje: Jacek Laskowski, Marcin Żewłakow
Prowadzący studio: Mateusz Borek
Goście/eksperci: Artur Wichniarek, Michał Zachodny
Reporter: Hubert Bugaj (mecz Bologna – Lille)