Timi Zajc wygrał sobotni konkurs lotów w Oberstdorfie. To jego piąty triumf w Pucharze Świata w karierze i piąty na mamucie. A czwarty na tym samym obiekcie w Niemczech. – Lubię tu latać – mówi krótko Słoweniec. Staraliśmy się jednak znaleźć bardziej konkretne wyjaśnienie tego fenomenu. To nie przesada, że ten naród ma latanie we krwi. A umożliwia to fakt, że to u nich leży Planica. Letalnica, która jest celem, warunkuje całe szkolenie techniki w ich kraju. – To jest narodowy model – wskazują eksperci.
Timi Zajc w sobotę na skoczni im. Heiniego Klopfera był absolutnie nie do pokonania. Najpierw uzyskał 222 metry, co pomimo obniżonej belki przez jury było drugą odległością 1. serii. W finale najazd obniżył mu już taktycznie trener Robert Hrgota. To oznaczało, że Słoweniec – chcąc otrzymać dodatkowe punkty za skrócony rozbieg – będzie musiał pofrunąć na co najmniej 95 procent rozmiaru skoczni. I to się udało, bo mistrzowi świata z Planicy zmierzono 233 m. Z tej samej, już pozostawionej niżej belki jeszcze dalej poszybował Johann Andre Forfang, ale obu panów różniło lądowanie. Zajc otrzymał od sędziów 56 pkt na 60 możliwych. Gdy Norwegowi przyznano za styl jedynie 47,5 pkt, było jasne, że tego dnia Hrgota i jego as latania odsłucha hymnu.
To tym milsze, że na trzecim stopniu podium tej samej melodii słuchał jeszcze Domen Prevc.
Timi Zajc wyrasta na lotnika wybitnego. Ale tak ma cała Słowenia
Obaj bohaterowie Słowenii kolejny raz potwierdzili, że loty są ich królestwem. Dość powiedzieć, że Zajc w PŚ 2024/25 był w TOP10 zawodów ledwie czterokrotnie, w tym najwyżej na piątej pozycji. Prevc radził sobie jeszcze słabiej: był raz dziewiąty, a po drodze do Oberstdorfu potrafił też trzykrotnie odpadać w kwalifikacjach.
Domen łącznie w PŚ uzbierał w karierze już 15 miejsc na podium, z czego liczba takich z mamutów wynosi sześć. A zwycięstwo ma takie jedno z sześciu w jego dorobku. Zajc tę statystykę ma jeszcze bardziej lotną. Z jego 14 podiów PŚ aż dziesięć to te dzięki lotom. Zwycięstw Timi ma pięć. Wszystkie zawody, które wygrał w tym cyklu, odbywały się na największych obiektach świata.
I teraz najlepsze: 4 z 5 wygranych Zajca to te z lotów w Oberstdorfie. Tak często wygrywał tu jeszcze wyłącznie Stefan Kraft, ale jego ogólny dorobek kariery jest nieporównywalnie większy.
Zajc nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie o sekret tego fenomenu:
– Bardzo lubię tę skocznię, mam tu fantastyczne wyniki. Końcówka zawodów w sobotę była bardzo zacięta, ale mój drugi skok był po prostu perfekcyjny – przyznał w pokonkursowej rozmowie z Horstem Nilgenem z FIS.
– Ale dlaczego wy jesteście jako nacja tak mocni na lotach? – dopytał rzecznik PŚ. W końcu przed nim byli m.in. tacy mistrzowie lotu jak Robert Kranjec czy Jurij Tepes. Ten ostatni, jak wyliczał na X statystyk Andrzej Żurawski (SkiExcel), aż 45,3 proc. wszystkich punktów wywalczył na mamutach. A Robert – 42,9 proc.
– Nie wiem, dlaczego. Może to wynika z nieco większej energii na progu? A na mniejszych skoczniach nam nieco tego poweru brakuje? Trudno powiedzieć – to cała analiza, którą usłyszeliśmy w odpowiedzi. Tymczasem sprawa z pewnością jest bardziej złożona.
Planica jest celem, marzeniem i snem. A oni mają tam wejście tylnymi drzwiami
Mit, że Słoweńcy po zakończonym sezonie PŚ nielegalnie i potajemnie masowo trenują loty na Letalnicy, można włożyć między bajki. To na obiektach tego typu jest zakazane przez FIS i – jak należy przypuszczać – byłoby surowo ukarane przez federację, gdyby tylko na jaw wyszły podobne dowody.
Jednak sama Planica jako miejsce istotne kulturowo dla Słoweńców z pewnością odgrywa znaczącą rolę w procesie szkolenia skoczków z tego państwa.
Uznawana przez lata za największego mamuta skocznia to miejsce kultu i namacalne marzenie każdego, kto w Słowenii zabiera się za trening skoków. Jest odnośnikiem i celem, a w przypadku młodzieży dopiero wchodzącej do międzynarodowej stawki – okazją, żeby w tej konkurencji spróbować się szybciej od konkurentów z innych krajów. Otóż o ile np. w Niemczech skład przedskoczków stanowi raczej międzynarodowe gremium, to już w Słowenii na listę trafiają niemal wyłącznie lokalni reprezentanci. Często to już juniorzy. Mając każdego roku pięć dni na sprawdzenie się z tak dużymi prędkościami, niejako poza restrykcjami FIS, wchodzą do tego świata wcześnie i mają na koncie więcej prób na mamutach od innych. Na testach skoczni, które w Planicy zwykle odbywają się w środy, lista uczestników nierzadko przekracza nawet 20 osób. Formalnie rzecz ujmując, oni tam służą dobru zawodów elity; pracują dla organizatorów PŚ. A w praktyce tylnymi drzwiami dostępują możliwości treningu i obycia z tak ekstremalnym wyzwaniem. Uczą się tego, jak sobie z tym radzić. Łapią odpowiednie czucie, nabierają odwagi. I spełniają marzenia.
– Dostać się tam? Marzenie, ale to hermetyczne środowisko. Wielu już próbowało i wielu to się nie udawało – przyznawał Wiktor Pękala, przedskaczący w ten weekend w Oberstdorfie.
Słoweński narodowy model skoku. Taki akurat pod loty
– Nie ma uczucia lepszego niż lot przed własną publicznością na największej skoczni świata. To jest nieopisywalne. To jest cel sam w sobie, odkąd pamiętam, że uprawiam skoki – podkreślał przed laty Robert Kranjec, który 6 z 7 konkursów PŚ wygrał na mamutach. A ten jedyny na skoczni dużej miał miejsce w lotnej Ruce.
Skuteczność w lataniu z pewnością wynika z szalonego głodu latania, być może większego niż inni. Z tej dzikiej fascynacji, którą słychać, gdy mówią o mamutach. Słoweńcy, którzy od dziecka chcą latać, z racji ducha Letalnicy od dekad są szkoleni tak, aby ich technika pozwalała być skutecznym w tym elemencie. To coś a la narodowy model skoku – z nastawieniem raczej na niską wagę ciała (nierzadko proporcjonalnie jeszcze niższą niż konkurenci) i fazę lotu, a nie odbicie, które zawodników z tego państwa nigdy przesadnie nie wyróżniało. Mówi o tym zresztą sam Zajc. Gdyby sprawdzić prędkości najazdowe, on i koledzy nie mają też się zanadto czym poszczycić. To raczej środek stawki. Nie szkodzi. Nadrabiają gdzie indziej. W powietrzu.
Te detale, które dają tak dużą przewagę Prevcowi i Zajcowi w obecnych skokach, dobrze od strony technicznej analizuje trener Sławomir Hankus:
– Słoweńcy od lat bazują na skakaniu bardzo aktywnym w pozycji najazdowej. Jeżdżą nisko, z wypchniętym kolanem. Nie skaczą do przodu, nie kładą się, normalnie się podnoszą i unoszą energię. Ale skaczą bardzo płasko. To im daje szybkość nad bulą, dosłownie ją ścinają, żeby w drugiej fazie dzięki zachowanej szybkości wręcz odciągać się od zeskoku. W sobotę Forfang od razu nad bulę wyleciał wysoko. A Słoweńcy? Umiarkowanie, ale w ogóle nie tracili prędkości. To jest skok na tzw. ścinanie buli. To jest skok taki, jak w wingsuicie – płasko, ale z ciągłym poszukiwaniem prędkości. To jest słoweńska specyficzna technika. Nie ma takiej nikt inny – wskazuje szkoleniowiec SMS Szczyrk.
Hankus zgadza się, że to jest narodowy model szkolenia. Taki, który jest widoczny też w Niemczech, Austrii, Norwegii, za to nie ma u nas.
– To widać szczególnie w tym, jak Słoweńcy skaczą imitacje na sucho, na ręce. Oni, gdy są złapani, jako jedyni wyciągają nogi jeszcze ponad biodra. Są ekstremalnie przeciągnięci, składają się w literę U, przeginają wręcz kręgosłup. Na skoczni tego nie powtórzysz, jednak nawet namiastka tego daje potem przewagę. Bo dzięki temu prowadzą narty płasko tak jak nikt inny. To jest ślizganie się po powietrzu. To daje efekt, ale najlepszy, kiedy wieje pod narty – wskazuje.
Jednak zdaniem eksperta szkolenie techniki "pod Letalnicę" sięga jeszcze szerzej. A dowodem tego jest skocznia 125-metrowa w Planicy, która – okiem nie tylko Hankusa – jest wyprofilowana jak mini mamut. Zapewne nieprzypadkowo ma unikatowy charakter.
– Tam, żeby skakać po 140 m, należy bardzo szybko przelecieć nad bulą. A gdy się zastawisz, masz ekstremalną wysokość nad bulą i nic nie zyskasz na dole. Tam trzeba iść bardzo szybko w przód. I to jest ich pierwsze poletko, to jest mamut w wersji testowej. I tam, co ciekawe, jeździ się prawie 100 km/h na progu. Dlatego gdy oskakani tam juniorzy potem idą na loty, to różnica jest niewielka. A inni przeżywają szok i potrzebują czasu, żeby się do tego przyzwyczaić – kończy.