W Lake Placid w USA trwają mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym. W przeciwieństwie do biegaczy, skoczkowie mają tylko kategorię U20. – W zeszłym sezonie Pucharu Świata, jeśli ktoś stał na podium, mając 26 lat lub mniej, znajdował się w 25 procentach najmłodszych. Rośnie wiek wejścia w elitę – mówi statystyk Andrzej Żurawski. – Kategoria wiekowa w MŚJ mogłaby się zmienić – zgadza się Adam Małysz.
Drugi po Ahonenie! Mistrzowski sukces młodego Austriaka
Janne Ahonen w swojej autobiografii napisał, że w jego czasach zawodnik, który w ostatnim roku juniora bierze jeszcze udział w mistrzostwach w tej kategorii zamiast walczyć w Pucharze Świata, to najpewniej nic z niego nie będzie. Minęło 30 lat, a obraz dyscypliny zmienił się diametralnie. Do tej pory w PŚ konkurs dał radę wygrać tylko jeden zawodnik urodzony w XXI wieku – Daniel Tschofenig, który zrobił to dopiero tej zimy. Wciąż nie znalazł się nikt inny, kto jest młodszy niż 24 lata, komu udałaby się ta sztuka.
W MŚ juniorów, które właśnie trwają w Lake Placid, najlepszy ze zgłoszonych Tate Frantz zajmuje 20. lokatę w rankingu elity seniorów. To i tak wyjątek, bo większość jego rywali w ogóle nie powąchała tej rangi imprezy, co więcej – ledwo łapie się (a zwykle nie łapie) choćby do występów w drugiej lidze FIS.
Najlepszy skoczek narciarski bazuje na doświadczeniu. Historyczne przesunięcie
Słowem: od młodości Ahonena czasy się zmieniły. W szalony sposób. Jeszcze dekadę temu w Soczi sensacją był zdobywający medal Noriaki Kasai, a dziś mało kogo dziwi, że na podobnym poziomie potrafi fruwać np. Manuel Fettner – obecnie już 40-latek. W naszej kadrze wciąż utrzymują się Piotr Żyła czy Kamil Stoch, mimo że przed kilkoma laty emerytem nazywano Stefana Hulę – młodszego, gdy kończył karierę niż wiek, w którym są obecnie Piotr i Kamil. Jeszcze w 2013 roku wydarzeniem było, że w wieku 33 lat konkurs PŚ wygrał Jan Matura. Minęło trochę czasu i przedświąteczna dominacja Piusa Paschke, starszego niż wówczas Czech, była już przyjmowana jako rozkwit w sile wieku. A nie żadne ekscesy mastersa.
Podobne przykłady można mnożyć.
Skalę tego, jak bardzo wydłużyła się żywotność zawodników, doskonale pokazuje wykres, który na platformie X przedstawił statystyk Andrzej Żurawski – znany jako SkiExcel. Zresztą, gdy rozmawiamy o tym zjawisku, powtarza coś, co widać gołym okiem: że tak samo, jak dłużej na topie utrzymują się weterani, tak samo coraz trudniej do czołówki jest wskoczyć młodzieży.
– Wykres, który przedstawiłem, pokazuje, że starzenie się czołówki to nie tylko kilka nazwisk, które zawyżają średnią, ale trwałe przesunięcie całej struktury wiekowej. Równie znaczący co pojawienie się Kasaiego, Żyły czy Paschkego jest niemal całkowity zanik bardzo młodych podiumowiczów. Jeszcze na początku XXI w. mediana wieku podiumowicza oscylowała w okolicach 25 lat, czyli połowa z nich była młodsza. A w zeszłym sezonie? Jeśli ktoś miał 26 lat lub mniej, to znajdował się w 25 proc. najmłodszych, którzy osiągnęli poziom TOP3 konkursu elity. To bardzo duże przesunięcie – wskazuje Żurawski.
Małysz się zgadza: junior mógłby być do 23 lat. Już raz przesuwali kategorię
Żurawski dodaje, że jego badanie, choć traktuje wyłącznie o miejscach na podium, identyczne wnioski przyniosłoby, gdyby przyjąć TOP10 konkursów czy dowolny inny przedział lokat. Przykładowo: średnia wieku skoczków TOP10 klasyfikacji końcowej sezonu w sezonie 1993/94 wynosiła 23,5 roku. A poprzedniej zimy to było już 29 lat. Więcej dowodów pokoleniowej rewolucji świetnie zebrała w artykule dziennikarka Onetu Natalia Żaczek.
Krótko mówiąc: obecnie skaczącym w MŚ w Lake Placid juniorom U20 jest dziś niewspółmiernie trudniej zaistnieć w elicie niż przed laty. Są po prostu słabsi, mniej wykształceni do tego sportu niż byli dwie, trzy czy cztery dekady temu.
– To może okres juniora, ten okres ochronny, powinien być wydłużony, np. do 23 lat, tak jak jest w biegach? – pytaliśmy ostatnio w programie 3. Seria prezesa PZN Adama Małysza.
– Jestem podobnego zdania. Wiek juniora się wydłużył – odpowiedział.
Czy to fanaberia? Absolutnie nie. Bo jedno takie przesunięcie wieku w kategorii juniora już obserwowaliśmy, w dodatku nie były to tzw. czasy historyczne, lecz XXI wiek. Aż do 2006 roku hasło junior oznaczało w skokach narciarskich zawodników do 18. roku życia. Wówczas zdecydowano o wydłużeniu tego wieku o dwa lata – do kategorii U20. Cały proces trwał dwa sezony, bo zimą 2007 roku MŚ juniorów odbyły się dla kat. U19 i dopiero w kolejnej zimie impreza zyskała charakterystykę obowiązującą do teraz. Efekt krótkofalowy był taki, że rocznik 1988 aż trzykrotnie był ostatnim łapiącym się na MŚJ. Długofalowo pomysł chwycił, tylko że od tamtej rewolucji granica wieku jeszcze się przesunęła.
Dla polskiego szkolenia to byłby ratunek. Wychodzą ze szkół i przepadają
Jak na taki pomysł zareagowałby świat – nie wiadomo. Jednak w polskich realiach to właśnie wyjście z wieku juniora, który akurat zbiega się z opuszczeniem szkół (zwykle mistrzostwa sportowego), jest najbardziej problematyczny w rozwoju nowych nazwisk dla kadry.
– Kończy wiek juniora, kończy szkołę, a potem zderza się ze ścianą, która nazywa się życie. Robiliśmy ostatnio analizę naszych wychowanków, z których 90 proc. najlepsze rezultaty osiągało w ostatnim roku SMS lub rok później. A potem przepadali. Bo trener za tobą tak nie chodzi, bo układasz sprawy prywatne, nie masz tego reżimu dnia itd. – wskazuje Sławomir Hankus, trener w SMS Szczyrk.
Szkoleniowiec – podobnie jak Małysz – zgadza się, że wydłużenie tego okresu ochronnego byłoby na rękę naszym zawodnikom. Bo gdyby kategoria objęła zawodników do 23. roku życia, ci w latach kluczowych do adaptacji z dorosłym sportem zyskaliby trochę spokoju. A ta adaptacja, jak się okazuje przynajmniej na naszym podwórku, przebiega teraz dość brutalnie. A przykład stanowią choćby Marcin Wróbel, Jan Habdas, Tomasz Pilch czy Kacper Juroszek.
Zupełnie inną sprawą byłby poziom zawodów U23, który po prostu byłby wyższy. Z drugiej strony – a to jest jakieś zagrożenie – zmniejszyłyby się w takich zawodach szanse outsiderów. Z kolei, gdyby tak jak w biegach na MŚ przeprowadzić konkurs i dla juniorów, i dla młodzieżowców, w tej starszej kategorii nie uzbierałoby się tylu skoczków. Bo znów mógłby powstać trend: jeśli tam startujesz w takim wieku, to znak, że nic z ciebie nie będzie.
Niemniej, Kubackiemu czy Paschke też pewnie tak mówili, gdy mieli po 23 lata. Obaj na szczęście byli cierpliwi. Obaj na szczęście tego nie słuchali.