Życie piłkarza nie zawsze bywa usłane różami. Często trzeba walczyć z krytyką, a nawet hejtem. Przekonał się o tym Maciej Janowski, który przez długi czas nie mógł sobie z tym poradzić. – Zabrakło mi charakteru, żeby zrobić większą karierę. Nie radziłem sobie z hejtem. Straciłem radość z gry w piłkę, bo nawet gdy strzelałem, skupiałem się na tych niewykorzystanych sytuacjach – opowiada w II części rozmowy dla TVPSPORT.PL.
Maciej Jankowski w II części wywiadu dla TVPSPORT.PL.
Dominik Pasternak, TVPSPORT.PL: – Byłeś trudnym piłkarzem do prowadzenia?
Maciej Jankowski (były piłkarz m.in. Ruchu Chorzów i Wisły Kraków): – Na pewno nie najtrudniejszym i nie najłatwiejszym. Wiele zależało od trenera. Nie funkcjonowałem dobrze u szkoleniowców, którzy byli swego rodzaju dyktatorami. Wymagali bezwzględnej realizacji ich założeń, bo inaczej grozili zmianą. Wtedy stajesz się robotem i zakładnikiem takiego podejścia. Przestajesz myśleć i jesteś gorszym zawodnikiem. Ja nie mogłem sobie na to pozwolić i uciekałem od takiego podejścia.
– Wydaje mi się, że ty nigdy nie owijałeś w bawełnę. Gdy zmarnowałeś dogodną sytuację, w pomeczowej wypowiedzi nie szczędziłeś sobie gorzkich słów.
– Nigdy nie lubiłem zakłamywać rzeczywistości. Takie pudła zdarzają się najlepszym zawodnikom na świecie. Zbyt późno to zrozumiałem. Siedziały mi głowie te wszystkie błędy. To, co wyróżnia najlepszych, to umiejętność wyrzucenia z głowy negatywnych emocji.
– Przez podejście mentalne nie zrobiłeś większej kariery? Usłyszałem, że nie miałeś mocnego charakteru i takiego ognia, który pozwoliłby się przebić.
– I myślę, że to jest opinia trafiona w punkt. Za późno zrozumiałem pewne rzeczy. Po szybkim wskoczeniu do Ekstraklasy towarzyszyła mi radość i zadowolenie z tego, co jest. Przestałem być pazerny na osiąganie kolejnych sukcesów. Mogę też szczerze powiedzieć, że zabrakło mi charakteru, żeby zrobić większą karierę. Nie radziłem sobie z hejtem. Straciłem radość z gry w piłkę, bo nawet gdy strzelałem, skupiałem się na tych niewykorzystanych sytuacjach. Wiesz, czasami człowiek musi zdać sobie sprawę, że na jego miejscu chciałoby być tysiące innych. Ja miałem poczucie, że wszystko co złe, to moja wina. Dobijały mnie komentarze.
– Miałeś strach przed wyjściem na boisko?
– Myślę, że nie. Gdy wychodziłem na boisko, starałem się o tym zapominać. Ale później nie mogłem się na niczym skupić. I najgorsze, że miało to wpływ na moją rodzinę. Nie jesteś w stanie uwolnić głowy, gdy z tyłu masz myśl o tym, że znowu nie trafiłeś do bramki.
– Gdzie miałeś najtrudniejszy moment?
– W Piaście Gliwice. Przychodziłem do drużyny, gdy była na pierwszym miejscu. Nie mogłem odnaleźć się w tym klubie. Po czasie uważam, że niepotrzebnie odszedłem z Wisły Kraków. W tej drużynie czułem radość z gry w piłkę, mieliśmy fajny skład i dobrze to wyglądało. Sądzę, że mogłem tam dojrzeć do poważnej piłki, a za szybko uciekłem i straciłem tę szansę. Gdybym wtedy miał takie myślenie jak teraz, to mógłbym zrobić większą karierę.
– Ale później w tym Piaście szło już lepiej.
– Tak, po trudnym półroczu zacząłem lepiej wyglądać. Pojawiły się liczby. Odzyskałem radość z gry w piłkę. Grałem na “10”, więc na mojej ulubionej pozycji. Byłem z siebie zadowolony. W kolejnym sezonie wróciłem na “9” i wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Byłem osamotniony w ataku. Taktyka nie była dopasowana do mnie. Pojawiała się frustracja i nerwy, dlaczego to tak wygląda. To był mój koniec w Piaście.
– Zgodzisz się, że zabrakło w twojej karierze trenera, który patrzyłby bardziej szczegółowo na kwestie taktyczne?
– Chyba nie do końca, bo w pewnym momencie miałem tak zablokowaną głowę, że żaden trener by nie pomógł. Myślę, że problem był jeszcze inny. W Polsce za szybko rezygnuje się z zawodników, którzy mają za sobą słabe pół roku. Nie patrzy się, co pokazywali w przeszłości. Mitem jest też to, że starsi trenerzy byli słabsi taktycznie. Nie mogę powiedzieć złego słowa na Ireneusza Mamrota czy Waldemara Fornalika, z którymi pracowałem. To nie jest przypadek, że przez tyle utrzymywali się na najwyższym poziomie.
– Jak blisko było twojego transferu do Legii Warszawa?
– Był temat tego transferu, ale trudno powiedzieć, jak blisko do podpisu. Nie podobał mi się sposób przeprowadzania tego transferu. Nie chcę wchodzić już w szczegóły. Możliwe też, że nie byłem gotowy mentalnie na taki transfer. Nie narzekam jednak na to, co się wydarzyło. Trafiłem potem do Wisły i wciąż miałem szansę na zagraniczny transfer.
– Okres w Wiśle oceniasz pozytywnie?
– Bardzo się tam rozwinąłem. Tam byli świetni zawodnicy. Mogłem się od nich dużo nauczyć. Mieliśmy bardzo fajną ekipę. Paweł Brożek, Rafał Boguski, Łukasz Garguła czy Maciej Sadlok. Super szatnia i świetne wspomnienia.
– Współpraca z trenerem Kazimierzem Moskalem dużo ci dała?
– Bardzo dużo. On zwracał uwagę na najmniejsze detale. Mam wrażenie, że teraz trenerzy już tak nie robią. Wiem, że to może śmieszne, ale dawał wskazówki z podstawowych rzeczy jak przyjęcie, podanie, czy kontrola piłki. Trenerzy teraz zapominają, że bez tego ciężko wdrażać zaawansowane rzeczy. Co z tego, że zaplanujesz taktykę, jak zawodnik nie potrafi celnie podać piłki. Trener Moskal potrafił wpajać nam te rzeczy. Miałem u niego też trudny moment. Przydarzyło się też wtedy zwolnienie trenera. Miałem żal, że to też moja wina, bo nie wykorzystałem kilku sytuacji.
– Oglądałeś swoje mecze?
– Do pewnego momentu tak.
– To było zamartwianie się, czy chłodna analiza?
– Raczej chłodna analiza, pomagało mi to. Ale w pewnym momencie przestałem to robić.
– Jak zacząłeś radzić sobie z hejtem?
– Przede wszystkim przestałem czytać negatywne komentarze. Dojrzałość przyszła z wiekiem. Złapałem wtedy spokój. Uświadomiłem sobie, że większość osób pisząca te komentarze nic nie osiągnęła w swoim życiu. Pomijam fakt, że ja niewiele osiągnąłem, ale oni już w ogóle i tylko wylewają frustrację. Wtedy wdrożyłem podejście, które mam do dziś, czyli że mogą mnie oceniać tylko ludzie, którzy osiągnęli więcej ode mnie.
– Czyli to mit, że piłkarze nie czytają komentarzy.
– Myślę, że tak. Choć oczywiście każdy jest inny. Podejrzewam, że szczególnie młodzi zwracają uwagę na to, co się o nich pisze.
– Dlatego mówiłeś, że nie chciałbyś, żeby twój syn, gdybyś go miał, został piłkarzem?
– Tak, bo wbrew pozorom to ciężki kawałek chleba. Trzeba mierzyć się z presją, szczególnie w Polsce, a chciałbym mu tego oszczędzić.
– Umiałbyś żyć bez piłki?
– Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo piłka od zawsze u mnie była i dalej jest. Gdybym nie był zawodowcem, to i tak pewnie kopałbym gdzieś amatorsko. Ale sądzę, że poradziłbym sobie bez zawodowej piłki. Znalazłbym plan na życie i go realizował.
– Pytam o to życie bez piłki, bo słyszałem, że ty chciałeś kończyć karierę już w Piaście Gliwice (śmiech).
– Dokładnie tak było (śmiech). Najciekawsze jest to, że im byłem bliżej tego faktycznego końca kariery, to coraz bardziej nie chciałem do tego dopuścić. W Wieczystej odzyskałem radość z grania. Gdyby była opcja, to chętnie powalczyłbym o kolejne sukcesy w tym klubie. Rozumiem jednak decyzje prezesa.
– Kto by nie chciał grać w Wieczystej...
– Wbrew pozorom była tam presja. Może nie kibiców, ale właściciela. Nie ma drugiego takiego w Polsce. Tam musi być cały czas rywalizacja, bo nie wiesz czy za chwilę na twoje miejsce nie przyjdzie jakaś gwiazda. To było bardzo przyjemne miejsce do grania, ale nikt nie miał podejścia na zasadzie, że łatwa kasa i można się obijać. Wszyscy wiedzieli, że trzeba ciężko pracować, by utrzymać się w tym klubie.
– Na stare piłkarskie lata przynajmniej uniknąłeś jakichś nieprzyjemności z kibicami.
– Zdecydowanie, mniej nerwów. Pamiętam, że będąc w Piaście, Kosta Wasiljew pokazał, jak radzić sobie z takimi sytuacjami. Podeszliśmy pod sektor, wszyscy oczywiście nabuzowani po porażce. Lecą wyzwiska i nagle Kosta ściągnął koszulkę, rzucił w jednego kibica i mówi mu: “masz, weź to i pokaż, jak się gra”. Kibica zamurowało i po chwili oddał tę koszulkę.
– Teraz Mazovia Mińsk Mazowiecki. To ostatni etap w karierze?
– Trudno już mówić o karierze. Szukałem klubu w okolicach Warszawy, by być z rodziną. Póki mam siłę, to chcę pomóc drużynie w walce o awans. Dodatkowo chcę rozwijać się w trenowaniu młodych piłkarzy. Myślę, że teraz w moim życiu czas na stabilizację.
Następne