Przyszłość skoków ujawniona? Skoki w Punkt na Wielkiej Krokwi wzbudziły dyskusję

Piotr Żyła i Władimir Zografski z Team Schlierenzauer (fot. PAP)

Sara Kalisz

Sobotni konkurs Skoków w Punkt wzbudził sporo dyskusji. Na Wielkiej Krokwi nie liczyły się noty za styl ani przeliczniki za wiatr, a wyłącznie suma drużynowych odległości. Zawody wzbudziły wiele entuzjazmu i pytań, czy to przyszłość skoków narciarskich.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Skoki w Punkt były żartem ze sportu. I dobrze, o to chodziło [KOMENTARZ]

Czytaj też

Skoki w Punkt na Wielkiej Krokwi okazały się sukcesem. Nielogicznym, ale sukcesem (fot. Artur Bała, Getty)

Skoki w Punkt były żartem ze sportu. I dobrze, o to chodziło [KOMENTARZ]

Przyszłość skoków ujawniona? Skoki w Punkt na Wielkiej Krokwi wzbudziły dyskusję

Dopiero co zakończony sezon skoków narciarskich był dość trudny i to nie tylko z polskiej strony. Choć biało-czerwoni poza Pawłem Wąskiem nie osiągali oczekiwanych rezultatów, to i na podwórku międzynarodowym mówiło się dużo i źle – głównie przez aferę sprzętową, w którą zamieszani byli Norwegowie. Po tym, jak sprawa trafiła do mediów, część skoczków z tego kraju wykluczono z rywalizacji.

Wydawało się więc, że wszyscy potrzebują głębszego oddechu i odrobiny zabawy po sezonie. Zagwarantowały je zawody Skoki w Punkt, które w sobotę odbyły się w Zakopanem. Idea była prosta: skoczków różnych narodowości podzielono na drużyny prowadzone przez kapitanów będących legendami dyscypliny. W dwóch seriach członkowie teamów mieli za zadanie skoczyć równo 1000 m.

Ostatecznie Team Schmitt osiągnął 1000 m, podobnie jak Team Goldberger. Teamowi Thomasa Morgensterna do sukcesu zabrakło metra, Teamowi Małysza półtora metra, a zespół Gregora Schlierenzauera "wyskakał" 995,5 m.

– Najlepsza w tym wszystkim przede wszystkim była zabawa, szacowanie punktów, które musieli zdobyć zawodnicy... Strategia w ostatniej rundzie była bardzo trudna. 125 m najłatwiej można było skoczyć, ponieważ była czerwona linia, trzeba było tylko oszacować belkę. Jak Domen Prevc miał na nią siadać, powiedziałem: "Kurczę, dziesiąta, bo wieje z boku, z tyłu, troszeczkę z przodu w niektórych miejscach, a później szła "lufa", więc nie było możliwości go później wycofać – powiedział TVP SPORT Adam Małysz.

– To miała być zabawa i pokazanie, że bez przeliczników się da i można zrobić fajny event – podkreślił.

Domen Prevc uzyskał w zmaganiach nieoficjalny rekord Polski w długości skoku. Wylądował na 150,5 metra. – Zapytałem się go, dlaczego nie lądował na 140. metrze. Odpowiedział: "Wiedziałem, że mogę skoczyć rekord!" – roześmiał się najsłynniejszy polski skoczek w historii. Został również dopytany o kontynuację formuły zawodów. – Myślę, że nie w każdy weekend, ale warto takie zmagania przeprowadzać. Raz w roku spokojnie. Może zrobić trochę przerwy w zmaganiach Pucharu Świata? To dla zawodników rozluźnienie się i nabranie dystansu, ale też pokazanie czegoś, co wszyscy zrozumieją – zakończył.

– Co mi się najbardziej podobało? Atmosfera, zabawa i element rywalizacji. Pogoda nie była za bardzo do skakania, bo warunki były trudne. Przypuszczam, że gdyby był to Puchar Świata, to gdy momentami było 8 metrów, byłyby przerwy. Tu czekano aż wiatr zelżał do sześciu i jedziemy dalej. To było spoko. Też to, że można było sobie wybierać belki. Ja tam trochę popłynąłem, przeszarżowałem (śmiech). I tak było fajnie! – powiedział z kolei Piotr Żyła.

Skoki w Punkt były żartem ze sportu. I dobrze, o to chodziło [KOMENTARZ]