| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lech Poznań, remisując 2:2 z GKS-em Katowice, zapewnił sobie przystąpienie do ostatniej kolejki PKO BP Ekstraklasy w roli lidera. Kiedy jednak podopieczni Rafała Góraka dwukrotnie obejmowali prowadzenie, kibicom strach zajrzał głęboko w oczy i wydawało się, że drużyna może doprowadzić ido największego rozczarowania od wielu lat. Kolejorz ostatecznie zdołał uciec spod topora, jednak udowodnił, że wciąż nie potrafi wystrzegać się prostych błędów.
Od kilku lat Lech konsekwentnie stawia na granie ofensywnej piłki, która polega na ciągłym podejmowaniu ryzyka. W większości sytuacji się ono opłaca, jednak czasem taka postawa doprowadza do popełniania kardynalnych błędów. Częste rozgrywanie akcji od tyłu wymaga wzorowej komunikacji oraz synchronizacji ruchów całej drużyny. Kiedy udaje się to robić, drużyna efektownie wychodzi spod pressingu i tworzy przewagę.
Czasem doprowadza to jednak do prostych strat, które na poziomie Ekstraklasy przeciwnicy wykorzystują z zimną krwią. Taka sytuacja miała miejsce w Radomiu, kiedy źle podał piłkę Wojciech Mońka, a także w Katowicach, gdzie w podobny sposób zachował się Michał Gurgul.
Ostatecznie wspomniane błędy nie doprowadziły do poważnych konsekwencji, ponieważ Lech przed ostatnią kolejką wciąż ma wszystko w swoich rękach, jednak wspomnianej nerwowości można było uniknąć.
Mimo prowadzenia w ligowej tabeli, Lech wciąż nie jest drużyną, na której można polegać. Wczorajszy mecz z GKS-em Katowice pokazał, że podopieczni Nielsa Frederiksena nadal zbyt łatwo dopuszczają rywala do klarownych sytuacji bramkowych i popełniają niewymuszone błędy. Gole strzelone przez gospodarzy zostały tak naprawdę podarowane przez błędy w defensywie oraz rozegraniu, które dość często przytrafiają się w rundzie wiosennej.
Jeśli Lech wygra za tydzień z Piastem, to zostanie mistrzem Polski mając na koncie 70 punktów, co przekłada się na średnie punktowanie 2,05 na mecz. W zeszłym sezonie Kolejorz świętowałby tytuł już kilka kolejek przed końcem sezonu, jednak poprzednie rozgrywki stanowiły pewne odstępstwo od normy. Bardziej miarodajne wydaje się porównanie do ostatnich pięciu sezonów i w tym zestawieniu obecny lider nie prezentuje się zbyt efektownie.
Tegoroczny triumfator będzie drugim najsłabszym pod względem punktowym mistrzem w ostatnich pięciu sezonach. Lepiej punktowała Legia prowadzona przez Czesława Michniewicza, Lech Macieja Skorży, a także Raków Częstochowa. Jeśli w obecnych rozgrywkach trafiłby się naprawdę silny lider, to Niebiesko-Biali mieliby problem z tym, aby walczyć do ostatniej kolejki o upragniony triumf.
W takim przypadku błędy popełniane w defensywie, a także nienajlepsza postawa drużyny na wyjazdach byłyby surowiej oceniane. Od mistrza Polski można oczekiwać nieco większej stabilizacji i dziś nie ulega wątpliwości, że Lech chcąc walczyć skutecznie na trzech frontach musi wzmocnić drużynę.
Wymieniając mankamenty Lecha trzeba pamiętać również o tym, że Niels Frederiksen zmaga się z niełatwą sytuacją kadrową. W momencie kiedy wypadł z powodu kontuzji Bartosz Salamon, w obronie musi grać 18-letni Wojciech Mońka. Wychowanek w kilku meczach pokazał się z solidnej strony, chociażby w meczu z Legią. Wczoraj zaliczył gorszy występ, jednak w jego wieku wahania formy są czymś normalnym.
Prawdziwe katusze Lech przeżywa w środku pola. W momencie kiedy z kontuzjami zmagają się piłkarze tacy jak Filip Jagiełło, Radosław Murawski oraz Gisli Thordarson, Frederiksen musi podejmować swoje decyzje wyłącznie przez pryzmat dostępności danych piłkarzy, a nie ich formy sportowej. W tej chwili jedynymi pomocnikami w kadrze są Antoni Kozubal oraz Afonso Sousa. Mimo że wspomniana dwójka wygląda solidnie i ciężko pracuje na dobre wyniki, to w środku pola widać pewną wyrwę.
Zarówno w meczu z Legią jak i GKS-em, Lech przegrał walkę o środek pola, a przeciwnik w łatwy sposób przeprowadzał swoje ataki za pomocą kontrataków. Wspomniane braki kadrowe sprawiają, że w wielu momentach Kolejorzowi brakuje odpowiedniej płynności w grze. Godny docenienia jest jednak fakt, że obecny lider w obliczu tak trudnej sytuacji zdrowotnej zdołał zdobyć 17 punktów w ostatnich siedmiu meczach. W tym momencie poznaniacy są najlepiej punktującą drużyną na finiszu sezonu.
Wszystkie wspomniane braki Lech próbuje nadrabiać jakością indywidualną piłkarzy takich jak Afonso Sousa, Ali Gholizadeh czy Mikael Ishak. Kluczowy okazuje się również charakter. Wczoraj po straconej bramce na 1:2 drużyna ciągle napierała na przeciwnika, wierząc w to, że prędzej czy później taka postawa doprowadzi do wyrównania. We wcześniejszych spotkaniach wyjazdowych zespół prowadzony przez Nielsa Frederiksena nie potrafił odwrócić wyniku spotkania, kiedy tracił pierwszy bramkę.
Piłkarze celebrowali remis z GKS-em jak prawdziwe zwycięstwo. Sam szkoleniowiec przyznał po zakończeniu spotkania, że liczy się tylko to, że Lech znajduje się na pierwszym miejscu w ligowej tabeli. Jego drużyna udowodniła, że potrafi przetrwać najbardziej wymagający moment sezonu, w którym presja potrafi wybijać zawodników z odpowiedniego rytmu.
Bohaterem okazał się Mario Gonzalez, który wcześniej był uznawany za kompletny niewypał. Wczoraj jednak Hiszpan poczuł odpowiedzialność za zespół i często szukał pojedynków. Jeśli Lech zostanie mistrzem Polski, to jego trafienie przeciwko GKS-owi zostanie zapamiętane przez kibiców z Wielkopolski.
Lech dwukrotnie odwracając wynik meczu udowodnił, że nie istnieje przeciwność losu, która byłaby w stanie go zniszczyć i jest to cecha charakterystyczna dla zespołów, które sięgają po trofea.
Lech w obecnym sezonie nie punktuje tak dobrze jak w 2010 oraz 2022 roku, kiedy sięgał po mistrzostwo. Porównując te drużyny trzeba jednak pamiętać o tym, że Maciej Skorża miał do dyspozycji prawie dwie równorzędne jedenastki. Wtedy Joela Pereirę mógł zmieniać Tomasz Kędziora, a zmiennikiem Joao Amarala był Dani Ramirez, z kolei za Radosława Murawskiego czy Jespera Karlstroema mógł wskoczyć Pedro Tiba.
W tamtych rozgrywkach Lech dysponował jedną z najlepszych kadr w ostatnich latach w Ekstraklasie, jednak nawet wtedy kibice przeżywali wiele chwil zwątpienia. Jeśli w ostatniej kolejce Kolejorz wygra z Piastem, Frederiksen skończy sezon mając na koncie tylko cztery punkty mniej niż wspominana z nostalgią drużyna Macieja Skorży.
Biorąc pod uwagę fakt, z jakich nazwisk może dziś korzystać duński szkoleniowiec, zasługuje on na jeszcze większe uznanie. Frederiksen może przejść do historii jako pierwszy zagraniczny trener, który poprowadzi Lecha do mistrzostwa Polski. Jeśli w przyszłym tygodniu Poznań będzie świętował zdobycie tytułu, to Frederiksen zostanie zapamiętany jako bohater. 54-latek objął drużynę w ekstremalnie trudnym momencie i błyskawicznie zdołał wydobyć z niej to, co najlepsze.
Początek meczu Lech Poznań – Piast Gliwice w sobotę o godzinie 17:30. W tym samym czasie Raków Częstochowa podejmie na własnym stadionie Widzew Łódź. Drugie z tych spotkań będziemy transmitować na antenach Telewizji Polskiej.