Wygrany przez Polaków turniej eliminacji mistrzostw Europy był debiutem Stephane'a Antigi w roli selekcjonera. – W kadrze obserwujemy bardzo ciekawą sytuację. Zespół sam wytwarza dystans na linii zawodnik – trener – zauważył, w rozmowie ze SPORT.TVP.PL, Ireneusz Mazur, szkoleniowiec biało-czerwonych w latach 1998-2000.
SPORT.TVP.PL: – Polacy z kompletem punktów wygrali turniej we Wrocławiu. Antiga pierwszy egzamin zdał bardzo dobrze?
Ireneusz Mazur: – Turniej należy uznać za udany. Polacy pokazali sporo dobrej gry. Wystarczy spojrzeć na inne grupy, aby zauważyć, że kłopoty na tym etapie przytrafiły się choćby, uznawanej za faworyta, Holandii. Antiga ich uniknął. Wszystko poszło dość gładko. Można powiedzieć, że ma nasz nowy trener ma szczęśliwą rękę.
– Wydaje się, że Antidze pomaga boiskowa znajomość z zawodnikami.
– Zdecydowanie. Obserwujemy bardzo ciekawą sytuację. Zespół sam wytwarza dystans na linii zawodnik – trener. Zazwyczaj bywa odwrotnie i szkoleniowiec, aby zyskać odpowiedni posłuch musi działać arbitralnie. Zachowanie chłopaków świadczy o ich wysokim profesjonalizmie. Stephane był przecież dotąd dla nich kolegą z zespołu, albo rywalem zza siatki.
– Które elementy w grze Polaków wyglądały we Wrocławiu najlepiej?
– Bardzo dobrze graliśmy zagrywką, szczególnie w dwóch pierwszych meczach. Trzeba też pochwalić nasz blok, choć sukces w tym elemencie wynikał właśnie z dobrych serwisów. W pozostałych elementach zdarzały się kłopoty, ale tylko przejściowe. Dysponujemy potencjałem, który pozwala jednym elementem przykryć inny – nieco słabszy. Dobrze było to widać w meczu ze Słowenią, który był bardzo pożytecznym sprawdzianem.
– Słoweńcy mogą u siebie sprawić Polakom poważniejsze problemy? Czy turniej w Lublanie będzie raczej formalnością?
– To będzie podobny poziom trudności, jak we Wrocławiu. Z jednej strony Polacy będą tam grali bez presji, która towarzyszy im w meczach u siebie. Liczę, więc, że pokażą sporo swobody na boisku. Z drugiej, Słoweńcy mają po swojej stronie atut parkietu. W ich składzie znajduje się też kilka nazwisk uznanych w Europie, jak Mitja Gasparini czy Alen Pajenk. Na pewno to rywal ze zdecydowanie wyżej półki niż Łotwa i Macedonia.
– Marcin Możdżonek spotkania z tymi ostatnimi nazwał "sparingami z publicznością". Dobrze, że na tym etapie sezonu graliśmy z tak słabymi zespołami?
– Nie nazywałbym tych meczów sparingami. Łotysze i Macedończycy nie byli w stanie podjąć z nami walki, ale Słoweńców już postraszyli. Jedno jest jednak pewne. To byli dla nas, ze względu na poziom sportowy, najlepsi rywale na początek.
– Wydaje się, że kluczową postacią kadry staje się Mariusz Wlazły? To zawodnik niezbędny dla biało-czerwonych?
– Mariusz zaprezentował się bardzo dobrze. Widać, że jego obecność pomaga innym zawodnikom. Wyróżniłbym też Karola Kłosa czy libero Pawła Zatorskiego. Nie nazywałbym jednak Mariusza niezbędnym dla kadry. Nie ma ludzi niezastąpionych. Reprezentacja grała bez niego cztery lata i było ją stać w tym czasie na sukcesy.
– Brakuje panu w obecnej kadrze Zbigniewa Bartmana?
– Dość często słyszę głosy pytające o Zbyszka. Nie mi to oceniać. Taki był wybór sztabu szkoleniowego. Trenerzy decydują i biorą na siebie odpowiedzialność.
0 - 3
USA
1 - 3
USA
0 - 3
Niemcy
2 - 3
Słowenia
3 - 0
Egipt
3 - 1
Argentyna