| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Po meczu z GKS Bełchatów, w którym strzelił cztery gole, Kamil Wilczek ma na koncie już 20 trafień w tym sezonie. Zmierzający po koronę króla strzelców napastnik udzielił wywiadu SPORT.TVP.PL. Zdradził w nim, czy w grupie spadkowej łatwiej strzela się gole, czy sędziowie rzeczywiście pomagają Legii, gdzie mógłby poznać Roberta Lewandowskiego i czego życzy Kamilowi Glikowi…
Radosław Przybysz, SPORT.TVP.PL: – Mogę już nazywać pana królem strzelców Ekstraklasy?
Kamil Wilczek: – Jeszcze nie... Przecież zostały jeszcze cztery kolejki i chociaż jest to dla mnie wielka rzecz, to podchodzę do tego tytułu ze spokojem. Fajnie by było, gdyby udało się dowieść prowadzenie do końca. Będę wyczekiwał tej chwili.
– Chociaż Bełchatów to nie Real Madryt, to po ostatnim meczu nie mógł pan uniknąć porównań do Roberta Lewandowskiego. Znacie się osobiście?
– Nie, nie mieliśmy okazji się poznać.
– To może dobrą okazją ku temu byłoby powołanie do reprezentacji Polski? Strzelca 20 ligowych goli nie da się nie wymieniać w gronie kandydatów do gry w kadrze.
– Reprezentacja to marzenia każdego chłopaka, który gra w piłkę. Robię wszystko żeby spodobać się selekcjonerowi Nawałce, ale na koniec to i tak od niego zależy, do kogo trafi powołanie. Spokojnie. Jeżeli trener uzna, że jestem gotowy, to powoła mnie do kadry. Jeśli nie – będę robił wszystko, żeby się w niej znaleźć.
– Po pana popisie z Bełchatowem spotkałem się z opiniami, że jest panu łatwiej strzelać gole, bo Piast gra w grupie spadkowej i za rywali ma słabsze zespoły.
– Przecież to nie moja wina, że Ekstraklasa jest podzielona na grupy. Z drugiej strony, Legii w rundzie zasadniczej też strzeliłem trzy gole. Czasem nawet lepiej gra się z teoretycznie mocniejszymi zespołami, bo grają one otwartą piłkę i zostawiają więcej miejsca. To nie ma znaczenia, czy grasz w grupie mistrzowskiej, czy w spadkowej. Trzy Legii, cztery Bełchatowowi… Jak masz strzelić, to strzelisz. Chodzi o to, żeby wykorzystać nadarzające się okazje. Ja akurat we wtorek wykorzystałem większość. Przynajmniej w drugiej połowie, bo w pierwszej nie chciało wpaść.
– Trener Radoslav Latal miał nawet do pana pretensje o niewykorzystane okazje. Po czterech zdobytych bramkach!
– Rzeczywiście, miałem na początku takie okazje, które muszę wykorzystywać, jeśli chcę rzeczywiście walczyć o króla strzelców i pomagać drużynie. Po to jestem, dlatego pretensje trenera były słuszne.
– Jak się panu współpracuje z trenerem Latalem? Lepiej czy gorzej niż z poprzednikiem, ekscentrycznym Angelem Perezem Garcią?
– Na pewno są to zupełnie inne osoby. Wymagają czegoś innego, na czym innym się skupiają. Ale i z jednym, i z drugim dobrze mi się pracowało. Dobrze się rozumieliśmy i do obu nie mam żadnych zarzutów. Widać to na boisku.
– Zimą był pan bliski przejścia do angielskiego Boltonu Wanderers. Dlaczego ostatecznie nie doszło do transferu?
– Anglicy spodziewali się innej kwoty odstępnego. Mieli swoje limity i nie mogli zaoferować pieniędzy, których za mnie zażądano. Co mi pozostało? Spakować się i wrócić do Turcji na obóz Piasta.
– Latem wygasa panu kontrakt. Gdzie będziemy pana oglądać w następnym sezonie?
– Postanowiłem sobie, że do końca rozgrywek nie będę się wypowiadał na temat mojej przyszłości. Skupiam się na pozostałych czterech meczach w barwach Piasta. Obecnie to nie jest czas i miejsce na analizowanie, dla kogo będę grał.
– Ale bardziej Ekstraklasa czy jednak wyjazd za granicę? Z jednej strony mówiło się o ofercie Lechii Gdańsk, z drugiej – pan sam wspominał coś o Chinach.
– To też zostało źle zinterpretowane. W rozmowie z dziennikarzami powiedziałem tylko, że pytałem się znajomego o kierunek chiński. On mi opowiedział o życiu tam i tyle. Nie byłem nigdy bliski przejścia tam. Ktoś źle to zrozumiał, przekręcił i poszło. Z Lechii też nie mam żadnych sygnałów. Tematu nie ma. Widać wyraźnie, że poziom Ekstraklasy wzrasta, ale z drugiej strony moim marzeniem jest wyjazd i spróbowanie swoich sił w innej lidze.
– Niewielu kibiców pamięta jednak, że ma pan już za sobą krótki okres Hiszpanii. Blisko dekadę temu stawiał pan tam pierwsze kroki w dorosłej piłce razem z Kamilem Glikiem. Nie żal trochę, że wasze kariery potoczyły się tak różnie? Że on jest dziś w Turynie, a pan w Gliwicach?
– Nie, nie mam zamiaru rozpamiętywać tego, co nie wyszło. Życzę jak najlepiej Kamilowi. Jest dzisiaj jednym z najlepszych obrońców w Europie i cieszę się, że miałem przyjemność z nim grać. I obym jeszcze kiedyś miał taką okazję. A sam… Czego mam żałować? Mój rozwój zahamował czas spędzony w Zagłębiu Lubin i brak gry. Ale czasu się nie cofnie. Trzeba patrzeć przed siebie i tylko z takim nastawieniem przeć w przód.
– Nie mogę nie odnieść się do meczu, o którym mówi dziś cała Polska i rzutu karnego niesłusznie przyznanego Legii. Czy grając na Łazienkowskiej rzeczywiście odniósł pan wrażenie, że sędziowie pomagają stołecznej drużynie?
– Rzeczywiście, krąży taka opinia, ale ja nigdy nie zostałem skrzywdzony w Warszawie. Nie mogę narzekać na pracę arbitrów w meczach z Legią.
– A widziałby pan dla siebie miejsce w ataku Legii albo Lecha?
– Jak tam będę, to wtedy panu powiem.