Tradycja Sevilli sięga 125 lat wstecz. Trudno sobie nawet uzmysłowić, ile osób przez ten okres poświęciło swój czas, by andaluzyjski klub znalazł się ostatecznie na murawie Stadionu Narodowego i mógł zagrać w kolejnym finale Ligi Europy. Sevillistas są o krok od tego, aby zwieńczyć ten trud drugą obroną europejskiego trofeum.
25 stycznia 1890 roku, tego dnia przyszedł na świat Club de "Football" de Sevilla. Grupa brytyjskich rezydentów, popijając sobie piwo w lokalu, którego nazwa niestety nigdy nie ujrzy światła dziennego, założyła klub piłkarski. Zupełnie inne czasy – wystarczyło po prostu określić statut, wybrać władze stowarzyszenia i działać. Nie była nawet konieczna żadna rejestracja w księgach władz miasta (choć można było jej dokonać). Data ta czyni Sevillę drugim najstarszym klubem w Hiszpanii założonym z udziałem miejscowej ludności, a nie jedynie przez Brytyjczyków. Znamy ją natomiast z relacji uczestnika tych wydarzeń Isaíasa White’a Méndeza. Pół Anglika, pół Hiszpana, urodzonego w Sewilli, który tego dnia został sekretarzem klubu. Kapitanem drużyny wybrano szkockiego inżyniera Hugo MacColla, z zawodu specjalisty od projektowania silników parowych używanych na statkach. Największy splendor należy się jednak innemu Szkotowi — Edwardowi Farquharsonowi Johnstonowi, pierwszemu prezydentowi Sevilli FC. Czegóż się ten dżentelmen nie imał? Był brytyjskim wicekonsulem w Sewilli, współwłaścicielem i dyrektorem firmy McAndrews & Company Ltd. (zajmującej się transportem morskim), założycielem klubu wioślarskiego Sevilla Rowing Club, sportowcem, sędzią piłkarskim... Jeszcze po 1905 roku, gdy już nie zasiadał we władzach SFC (lecz pozostawał socio klubu), jego firma transportowała do stolicy Andaluzji piłki oraz stroje dla drużyny.
Oczywiście poza grupą zapaleńców niezbędne było również miejsce do gry. Jak to mówią: "potrzeba jest matką wynalazku" i dlatego też w centrum toru do wyścigów konnych wkopano dwie bramki, czyniąc tym samym Tablada Hippodrome pierwszym stadionem w mieście. Zgodnie z nazwą, obiekt ten zlokalizowany był w dzielnicy Tablada (obecnie dystrykt Los Remedios), znajdującej się na peryferiach ówczesnej Sewilli i położonej nieopodal rzeki Gwadalkiwir. Skoro większość członków Sevilli należała również do założonego piętnaście lat wcześniej klubu wioślarskiego, często korzystali oni z wodnej drogi transportu. W ten sposób strój używany przez wioślarzy – biała koszulka, białe spodenki i czarne getry – stał się z czasem zwyczajowym zestawem Sevillistas.
Wspomniany obiekt był też świadkiem pierwszego oficjalnego meczu piłki nożnej w Hiszpanii. Mówiąc ściślej, pierwszego udokumentowanego spotkania między klubami, które odbyło się na zasadach "association rulet", czyli zgodnie z ujednoliconymi regułami przedstawionymi przez Angielski Związek Piłki Nożnej, ówczesną wyrocznię w temacie przepisów. 8 marca 1890 roku przybył do Sewilli, na specjalne zaproszenie, najstarszy hiszpański klub, czyli Huelva Recreation Club, znany obecnie jako Recreativo Huelva. Historyczny pojedynek zakończył się wynikiem 2:0 dla Sevillistas, z kolei podczas rewanżu w Huelvie górą okazało się Recre (2:1). Przez kolejną dekadę kluby te spotykały się regularnie, chociażby rozgrywając tradycyjny mecz w okolicach Bożego Narodzenia.
W 1905 roku poczyniono poważne kroki, żeby klub z amatorskiego przeistoczył się w nieco bardziej profesjonalną organizację, m.in. wybrano nowe władze, został on oficjalnie zarejestrowany oraz przyjęto kolory biały i czerwony za podstawowe barwy Sevilli. Uznaje się je również za nawiązanie do historii samego miasta. Sztandar w biało-czerwone pionowe pasy należeć miał do Króla Ferdynanda III Świętego, "Zdobywcy Andaluzji", gdy w 1248 roku wyzwolił Sewillę z rąk Maurów.
Wróg, a wróg! Ale swój, mój, nasz, na własnej krwi wyhodowany!
Rywalizacja Realu Betis i Sevilli trwa już od ponad wieku. Wszędzie tam, gdzie dwóm klubom z długoletnią tradycją przychodzi dzielić jedno miasto, dochodzi do niesnasek. Jednak wrogość między Beticos a Sevillistas ma niezwykle głębokie korzenie. Jest niczym walka między dwoma spokrewnionymi i skłóconymi ze sobą rodami, a oliwę dolewaną do ognia stanowi gorąca andaluzyjska krew.
Oba kluby były skazane na konflikt już od momentu powstania Realu Betis Balompie. W 1909 roku doszło bowiem do rozłamu w szeregach Sevillistas. Zdegradowani do rezerw i poróżnieni z władzami Sevilli bracia Manuel i Antonio Gutierrez założyli swój własny klub – Betis FC. Co ciekawe, trzeci z braci – Jose Gutierrez został natomiast prezydentem SFC. Betis FC po nadaniu mu zaszczytu dołączenia do klubów "Królewskich" pod patronatem króla Alfonsa XIII, połączył się z istniejącą od 1907 roku Sevillą Balompie, założoną przez studentów lokalnej politechniki. I tak powstała ekipa znanych nam dziś Beticos. Trudno było zatem oczekiwać, aby nowy twór cieszył się względami pośród Sevillistas, ze wzajemnością zresztą. Już pierwszym spotkaniom między tymi ekipami towarzyszyły ogromne emocje. Kilkukrotnie mecze przerywano, ponieważ kibice wbiegali na boisko, by razem z piłkarzami świętować zdobyte bramki, a także z powodu epitetów, którymi się obrzucano. Beticos nazywali swoich oponentów "bezami" (Los Merengues), natomiast Sevillistas odwdzięczali się przezwiskiem "ogórki" (Los Pepinos).
Pierwszymi dużymi rozgrywkami, w których brały udział wszystkie ważniejsze kluby z regionu, był Puchar Andaluzji, powstały w 1916 roku. Szybko też stał się areną starć między Sevillą a Betisem. Jednak to Los Blanquirojos wychodzili z tych pojedynków zwycięsko. Na dwadzieścia jeden rozegranych edycji wygrali osiemnaście, piętnaście razy podejmowali w finale zespół Los Verdiblancos i przegrali zaledwie raz. W tych rozgrywkach w 1918 roku doszło również do najdziwniejszego meczu między rywalami ze stolicy Andaluzji. Na dwa dni przed spotkaniem dowódca okręgu wojskowego wydał rozkaz zabraniający żołnierzom gry w piłkę nożną. Dwóch kluczowych zawodników Los Verdiblancos odbywało akurat służbę wojskową i mimo odwołania do samego króla Alfonsa XIII, nie otrzymali oni przepustek na rozegranie pojedynku w Pucharze Andaluzji. Na znak protestu Betis desygnował do gry drużynę młodzieżową, z którą bezlitośnie rozprawili się Sevillistas. 22:0, takim wynikiem zakończyło się to starcie. Oczywiście łomot ten kibice Los Blanquirojos przypominali Betiscos przez lata. Pikanterii temu wydarzeniu dodaje fakt, że wspomniana dwójka piłkarzy, po pewnym czasie, zasiliła szeregi Sevillistas.
Ponieważ rywalizacja na stałym lądzie nie wystarczała, od 1960 roku rozgrywane są również pojedynki „ósemek” pomiędzy sekcjami wioślarskimi obu klubów. Od lat widać wyraźny podział – na murawie rządzą zazwyczaj Sevillistas, na rzece Beticos. Łącznie ze 120 piłkarskich Derbi Sevillano rozegranych w ramach Primera i Segunda Division, Copa del Rey oraz w Lidze Europy 55 razy wygrała Sevilla, zaś 37-krotnie Betis.
Losy tych dwóch ekip są ze sobą nierozerwalnie splecione, tak samo jak więzy krwi pomiędzy mieszkańcami miasta. Bardzo często na Los Verdiblancos i Los Blanquirojos dzieli się jedna rodzina, ale tylko w trakcie meczów. Od niedawna nawet wiceprezydent Sevilli – Jose Maria del Nido Carrasco (syn Jose Marii del Nido seniora, który przez ponad jedenaście lat pełnił funkcję prezydenta klubu) jest zięciem obecnego trenera Beticos, Pepe Mela.
Duma Nervion
Sevilla nosi również miano Orgullo de Nervion – "Dumy Nervion", od nazwy dzielnicy, gdzie klub ostatecznie znalazł swoją przystań po 38-letniej tułaczce po sześciu obiektach w innych częściach stolicy Andaluzji. W istocie jednak Sevilla jest chlubą całego miasta, jego wizytówką. Nie brak bowiem w samych symbolach klubu odwołania do miejsca pochodzenia. Najbardziej oczywista jest nazwa: "Jego matką była Sewilla i użyczyła mu swego imienia", jak śpiewają Sevillistas w "Hymnie Stulecia". Do tego możemy dodać biało-czerwone barwy i obecność trzech świętych: św. Izydora, św. Ferdynada (Król Kastylii i Leonu, "Zdobywcy Andaluzji") oraz św. Leandra, patronów miasta, w herbie Sevilli. Ponadto we wspomnianym hymnie usłyszymy również o La Giraldzie, dzwonnicy katedry, która strzeże miasta od dziewięciu wieków. "Presume orgullosa de ver al Sevilla en el Sanchez Pizjuan".
Największym skarbem w gablocie trofeów klubu jest z pewnością jedno, jedyne, mistrzostwo kraju wywalczone w sezonie 1945/46. Towarzyszą mu trzy puchary Copa del Rey z 1935, 1939 i 1948 roku. Po tym okresie sukcesów nastąpiło ponad 50 lat posuchy. Jeszcze ledwie dwie dekady temu klub był bliski bankructwa, piętnaście lat temu znalazł się z kolei na zapleczu La Liga. Wszystko to zmieniło się w XXI wieku. Sevilla wkroczyła w swój złoty okres i wbrew początkowym obawom nie dobiegł on jeszcze końca. Sevillistas mogą doświadczać swoistego deja vu. Mimo że w składzie ekipy Emery'ego nie ma już żadnego piłkarza pamiętającego sukcesy Wielkiej Sevilli, nawiązuje ona do największych triumfów klubu. Z pewności pomocne jest to, iż zespół odzyskał mentalność zwycięzców. Jeśli pamiętacie dramatyczny gol Palopa z Szachtarem i bramkę zdobytą przez M'Bię w doliczonym czasie półfinału z Valencią, wiecie zapewne w czym rzecz. Jeśli też przypomnicie sobie serie rzutów karnych, czy to z Espanyolem w Glasgow, gdy Palop wybronił trzy jedenastki, czy to z Betisem i Benficą, dostrzeżecie na czym polega fenomen tego klubu w ostatnich latach. Z rzeczy niezwykłych Sevilla uczyniła codzienność i nadal nie przestaje zaskakiwać.
Sevillistas mogą być dumni z wielkich tradycji, ze stanu rywalizacji z największym rywalem czy z sukcesów na arenie europejskiej. Ich chluba staje przed szansą by zostać jedynym klubem, który czterokrotnie sięgnął po Puchar UEFA/Ligę Europejską, w dodatku dwukrotnie z sukcesem broniąc tego trofeum. Bez wątpienia byłby to wspaniały prezent dla kibiców na 125-lecie istnienia Sevilli. W odpowiedzi natomiast usłyszelibyśmy zapewne przepiękny "Hymn Stulecia", który wstrząsnąłby posadami Stadionu Narodowego, odśpiewany z pasją, jak to zwykle ma miejsce na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan.
18:00
Athletic Bilbao/Manchester United