Sukces sportowy, sukces wizerunkowy, teraz tylko czekać na rachunek za igrzyska. XXXI letnie igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro zakończone. Minął karnawał wielkich światowych imprez trwający od 2013. Czas wrócić do szarego życia.
Sukces sportowy, bo Brazylia pierwszy raz w historii zdobyła siedem złotych medali olimpijskich, w tym w ukochanych sportach: męskiej siatkówce w hali i na plaży i w futbolu. Ten ostatni cieszy najbardziej, gdyż bardzo brakowało go do kolekcji globalnych trofeów. Maracana, karne, mecz przeciwko Niemcom, którzy od 1:7 sprzed dwóch lat byli przekleństwem. A 6,03 Thiago Braza w skoku o tyczce wprawiło kibiców w osłupienie, bo przecież Brazylia nie ma tradycji w tej dyscyplinie. Złoty medal w judo dziewczyny pochodzącej z faveli był potrzebny milionom mieszkańców, dla których igrzyska były nieosiągalne. Bogaci z południa wygrali w "swoim" żeglarstwie, pierwsze w historii złoto wpadło też w przeżywającym kryzys boksie. Wszyscy są szczęśliwi…
Brazylia okazała się lepsza niż przewidywał Goldman Sachs i anglosascy dziennikarze. Dawali pięć, a zdobyto siedem złotych. Tak dobrze podczas igrzysk nie wypadł jeszcze żaden południowoamerykański kraj! A do tego genialnie pokazali się wyjątkowi sportowcy. Wyczyny Michaela Phelpsa i Usaina Bolta przejdą do historii, będą wspominane przez dekady, a każdy ich supremację kojarzyć będzie też z "czasem Rio".
Jeszcze szczęśliwsi byli organizatorzy, bo obyło się bez ataków terrorystycznych, zapanowano nad bezpieczeństwem sportowców i turystów (pewnie, że zdarzały się napady i kradzieże, ale ten najsłynniejszy okazał się zmyślony przez rozkapryszonych Amerykanów). Transport publiczny wprawdzie jeszcze odbiegał od standardów amerykańskich, australijskich i zachodnioeuropejskich metropolii, ale i tak udało się dowieźć ludzi nową linią metra i nowymi tramwajami oraz korytarzem z Barry do lotniska międzynarodowego.
Pewnie z tych rozwiązań z czasem cieszyć się będą najbardziej mieszkańcy.
Obawy udało się rozwiać, uśmiech Brazylijczyków wygrał z niedociągnięciami, zresztą jak zwykle.
Po Światowych Dniach Młodzieży i Pucharze Konfederacji z 2013, po mundialu w 2014, minęły też igrzyska olimpijskie roku 2016, Rio przestaje być pępkiem świata i wraca do... no właśnie?
Czy Woody Allen kolejny film nakręci o nim, skoro był już o Paryżu, Rzymie i Barcelonie? Czy Quentin Tarantino przeniesie się do Brazylii skoro był już w Chinach i Japonii?
Na razie media spekulują na temat przyszłych światowych czempionatów, które można by zorganizować w kraju. Do wzięcia są m.in. mistrzostwa w siatkówce mężczyzn lub kobiet w 2022, koszykówce w 2023, lekkiej atletyce w 2023 lub 2025. Na razie potwierdzona jest piłkarska Copa America 2019, która skorzysta ze stadionów postawionych w związku z mundialem.
Nie tylko futbol
Rekord medalowy rekordem, ale jednak plany były ambitniejsze! Komitet olimpijski (COB) oczekiwał większej liczby medali. Jak podaje dziennik Extra, Brazylia miała jedną z najniższych progresji medalowych w zestawieniu igrzysk u siebie z igrzyskami ją poprzedzającymi (17 w Londynie, 19 w Rio). W historii igrzysk nowożytnych tylko Francja (1924), Finlandia (1952) i USA (1996) wypadły gorzej mając święto sportu u siebie.
Chociaż jak zauważył SporTV kibice wreszcie dostali mniej znane w kraju sporty, ale w najlepszym wykonaniu. I ten wątek szczególnie wart jest śledzenia w kontekście przyszłych igrzysk.
Estadao martwi się z kolei kończącymi się 31 grudnia programami finansowania sportowców i igrzysk przez państwowe firmy, mówiące teraz "radźcie sobie sami, szukajcie sponsorów". Zdaniem dziennika może to oznaczać utratę finansowania tych wszystkich niszowych dyscyplin, którym w Rio nie udało się przebić.
Cóż, prawa sportu, jak prawa rynku, są nieubłagane.
Warto zwrócić uwagę, że gospodarze zachwycili się sukcesami nieznanego szerszej publiczności kajakarza (Isquierdoz został pierwszym Brazylijczykiem z trzema medalami podczas jednych igrzysk). Piłka ręczna wreszcie wyjdzie ze szkolnych i uniwersyteckich salek, bo zarówno panowie jak i panie dzielnie stawiali opór najlepszym. Turniej był widowiskowy i niezwykle zacięty. Gra twarda. Brazylia została przez szczypiorniaka oczarowana. Acz poczekamy jak zareagują telewizje i czy rozgrywki krajowe i zagraniczne wreszcie trafią do programów transmisji totalnie zdominowanych przez piłkę nożną.
Media są zachwycone dobrą prasą. Te same tytuły (głównie z Anglii i USA), które straszyły wirusem Zika, przestępczością i chaosem teraz chwalą. Największą aferą igrzysk okazała się zmyślona przez amerykańskich pływaków nocna napaść lokalnych policjantów. Wspaniałe recenzje zebrały ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk. Bez londyńskiego rozdęcia, bez megalomanii Pekinu. Po prostu, kolorowo, widowiskowo i ze smakiem. Chapeu bas! Nawet "New York Times" napisał, że "Rio po igrzyskach się odrodziło". A wiemy, że Woody Allen czyta NYT, więc może jednak kolejny film w dawnej stolicy?
Rachunek proszę!
No dobrze, obiad był wyborny, obsługa sympatyczna, orkiestra zagrała na medal, ale teraz trzeba zapłacić rachunek. COB, czyli brazylijski komitet olimpijski założył, że znajdą się w pierwszej dziesiątce medalistów. Nie udało się, mimo rekordu złotych medali. "Tak dobrze, ale jednak źle" – komentuje założenia COB dziennik Estado do Sao Paulo.
W podobnym tonie komentują sprawę Folha i O Globo.
SportTV podsumowuje: "Brazylia wreszcie zrozumiała, że trzeba inwestować w projekty sportowe. Budować centra treningowe i korzystać z najlepszych trenerów ze świata. Koniec z geniuszami, którzy osiągają sukcesy wbrew okolicznościom, tak jak było w przypadku Gustavo Kuertena, który wygrywał chociaż w kraju nie było gdzie i z kim trenować.
Sęk w tym, że rekordowa liczba trenerów z zagranicy, rekord wydatków na przygotowania sportowców trzeba doliczyć do wydatków na areny i infrastrukturę, co pospołu dało już ok 40 mld złotych. A przecież nie zostały dodane koszty ponoszone przez armię, która wciągnęła na listę płac 1/3 olimpijczyków. No i tzw. macierz niezbędnych wydatków była już pięć razy korygowana, zawsze w górę!
Czy zatem Brazylii się opłaciło?".
Financial Times jeszcze przed ostatnim weekendem igrzysk przekonywał, że z nimi jest jak z inwestycją w miejsce, gdzie ludzie spędzają urlop. Jeśli dobrze będą się bawić to polecą innym i fama zrobi swoje. Może to i prawda, bo Rio wydało tak dużo na reaktywację Zatoki Ganabara, tak pięknie wyglądało w telewizyjnym okienku, że niejednego kibica z drogiej, skórzanej kanapy skusi urokami. Sęk w tym, że podatnik płaci za to promocyjne show w sytuacji kiedy gospodarka jest w zastoju, bezrobocie rośnie, inflacja pozostaje wysoka, a odsetki od kart kredytowych przekraczają w niektórych bankach 100 procent rocznie!
No i zapomnieć nie można, iż przed nami jeszcze paraolimpiada i dopiero po niej obraz kosztów imprezy będzie pełny.
Prefekt miasta mówił przed imprezą, że Rio 2016 to "stracona szansa" dla regionu, ale zaraz po nich jako jeden z pierwszych trąbił o sukcesie. Trochę stracona też dla sportu, bo działaczom nie udało się wprowadzić do programu igrzysk bardzo popularnych w tym kraju sportów, takich jak futsal i piłka plażowa, które mogłyby niedługo dać trochę więcej medali do kolekcji.
Impreza świetna, wszystkim się podobała, tylko czy po opłaceniu rachunków nie zrobi nam się niedobrze – pytają realiści, przez niektórych przezywani malkontentami.
Sukces był jeszcze jeden – polityczny. Pełniący obowiązki prezydenta, nie wybrany przez społeczeństwo, Michel Temer nie pojawiał się na arenach olimpijskich. Tak jakby go nie było. Podobnie objętej impeachementem Dilmy Rousseff. I to była chyba największa wygrana igrzysk, bo "wojna na górze" zeszła do głębokiego podziemia.
Bartłomiej Rabij