Był jednym z najlepszych przyjmujących w historii polskiej siatkówki. Otrzymywał wiele nagród, triumfował w rozgrywkach klubowych. Jednak z różnych powodów nie dane mu było zdobyć medalu z reprezentacją seniorów. 24 lipca 2017 roku Dawid Murek obchodzi 40. urodziny i zapowiada rychły koniec kariery.
– Rafał Bała: Gdzie obchodzi pan 40. urodziny?
– Dawid Murek: Zawsze staram się celebrować takie ważne momenty w życiu w rodzinnym gronie, ewentualnie jeszcze w grupie najbliższych przyjaciół. Ten, kto mnie zna, wie, że nie lubię hucznych imprez. W końcu czterdziestolatek musi być poważną osobą...
– Niektórzy mówią, że życie zaczyna się po czterdziestce. W pańskim przypadku będzie podobnie?
– Chyba nie. W każdym razie nie nastawiam się na jakieś radykalne zmiany. Niektórzy postanawiają, że w tym wieku coś ze sobą zrobią, zaczną ćwiczyć itd. Ja treningi mam na co dzień, więc akurat takich postanowień robił nie będę. Mam natomiast świadomość czterdziestu lat na karku. Mój organizm to odczuwa, trzeba się po prostu zwijać z profesjonalnego sportu.
– Kapcie, kanapa i telewizja z serialami chyba raczej panu nie grożą?
– Sam jeszcze nie wiem, co będę robił po zakończeniu kariery. Muszę przyznać, że jestem domatorem. Spokój, kanapa, telewizor, coś dobrego do zjedzenia – najlepiej się w takich sytuacjach relaksuję i wyciszam. Nie potrzebuję dalekich wyjazdów.
– Pochodzi pan z Międzyrzecza, ale pański dom jest w Częstochowie. To tam osiądzie pan na stałe, po zakończeniu kariery?
– Taki jest plan, ale nigdy nie wiadomo, gdzie człowieka rzuci los. Na razie po każdym sezonie ligowym wracamy z rodziną do Częstochowy i tu mieszkamy. Jednak nie można też wykluczyć, że wrócę w rodzinne strony. W Międzyrzeczu mieszka moja mama, rodzina ze strony żony. Często ich odwiedzamy. Nie można zapominać, skąd się pochodzi. Ale od lat moje serce należy do Częstochowy, bo przecież wiele lat tu grałem i mieszkałem.
– Wróćmy jednak do Międzyrzecza. To tam rozpoczęła się pańska przygoda ze sportem. Chyba tak jak w przypadku większości dzieci, czyli od piłki nożnej.
– To prawda. Jako dzieciak spędzałem dużo czasu na podwórku, graliśmy z kolegami. Mnie zawsze ciągnęło do strzelania goli, więc później – gdy grałem już w klubie – dostawałem zazwyczaj zadania ofensywne. Zespół prowadził mój wujek i muszę przyznać, że różnie bywało z moimi treningami. Często je opuszczałem, ale grałem na takim poziomie, że i tak miałem miejsce w składzie.
– Zdarza się panu jeszcze pograć w nogę?
– Oczywiście. W Częstochowie mamy taki dzień, w którym spotykamy się w starej hali Polonii i kopiemy sobie ze znajomymi. Zawsze czekam na ten moment. Piłka pozostała w moim sercu.
– W futbolu ciągnęło pan zawsze do przodu, natomiast w siatkówce był pan najbardziej ceniony za umiejętności defensywne, czyli obronę i przede wszystkim przyjęcie zagrywki.
– To naturalne. Wzorowałem się na najlepszych na tej pozycji siatkarzach, czyli Holendrze Ronie Zwerwerze i Włochu Samuele Papim. Podpatrywałem ich i starałem się później powtarzać ich ruchy na parkiecie. Myślę, że nawet nieźle mi to wychodziło.
– A propos Papiego – on sportowa karierę zakończył dopiero kilka tygodni temu. Ma 44 lata. Jeszcze panu do niego trochę brakuje.
– Słyszałem o tym. To duży wyczyn, na pewno należy mu się duży szacunek. Nie każdemu jest dane grać w siatkówkę tak długo. Trzeba trochę wyrzeczeń i akceptacji rodziny. Coś kosztem czegoś.
– Wspominaliśmy Papiego, ale przecież i w Polsce byli zawodnicy, którzy grali w siatkówkę dłużej od pana. Wystarczy wspomnieć Krzysztofa Stelmacha, który kończył karierę jako 41-latek, czy Krzysztofa Wójcika, który mając 40 lat zadebiutował w reprezentacji Polski!
– Mówiłem kiedyś, że dopóki siatkówka będzie mi sprawiała przyjemność, będę grał. I tego się trzymam. Chociaż zdaję sobie sprawę, że jestem na ostatniej prostej i ten sezon może być już moim ostatnim. Koniec kariery zapowiadam już od trzech lat. Siadam w domu, zastanawiam się, co dalej ze sobą robić i nagle... dzwoni telefon z dobrą propozycją. Ciężko mi wtedy odmówić, bo nie czuję się jeszcze wypalony. A i fizycznie nie jest chyba najgorzej.
– Rozumiem, że nie chodzi panu o pieniądze, bo po tak bogatej karierze jest pan raczej zabezpieczony finansowo.
– To prawda, pieniądze nie są priorytetem. Podejmuję decyzję na tak, bo wciąż jestem siatkarskim pasjonatem. Kiedy poczuję, że to się kończy, na pewno będę umiał powiedzieć: stop.
– Zdaje pan sobie sprawę, że po zakończeniu kariery przez Pawła Zagumnego, Krzysztofa Ignaczaka i ostatnio Roberta Szczerbaniuka jest pan ostatnim grającym siatkarzem z ekipy mistrzów świata juniorów z 1997 roku?
– Rzeczywiście. Czasem ze znajomymi wspominamy stare, dobre czasy. Cieszę się, że wielu chłopakom z drużyny trenera Irka Mazura się udało. Okazuje się, że ja jeszcze daję radę i próbuję walczyć. Niestety, nie wszystkim moim kolegom było dane tak długo grać. Głównie ze względów zdrowotnych. Przez te 20 lat były jakieś drobne marzenia, które udało się zrealizować.
– To juniorskie mistrzostwo świata było przełomowym momentem w waszych karierach?
– Tak, to chyba najważniejsza chwila. Juniorskie sukcesy nas wywindowały, od tego zaczęły się wielkie kariery. Ale z czasem seniorska kadra była najważniejsza i o sukcesach z wieku nastolatka zapominaliśmy. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że w czasach juniorskich wykonaliśmy ogromną pracę. Każdy z nas wie, ile kosztowało to sił i zdrowia. Później w karierze seniorskiej gdzieś to wszystko się odbijało, ale na pewno nie żałujemy.
– Złoto mistrzostw świata juniorów wisi w pańskim domu na honorowym miejscu?
– Oczywiście. Mam w domu taką "ściankę chwały". Juniorskie medale są tam najważniejsze. Czasem siadam w pokoju, patrzę na nie i wspomnienia wracają. Kiedy odwiedzają nas znajomi, opowiadam różne historie związane z tymi trofeami. To bardzo miłe, zawsze fajnie wspomina się takie chwile.
– Żałuje pan, że jako junior nie znalazł się w kadrze na igrzyska olimpijskie 1996 w Atlancie? Wtedy trener Wiktor Krebok ze złotej juniorskiej drużyny wziął Pawła Zagumnego i Piotra Gruszkę.
– Szczerze mówiąc, po tych wszystkich latach nachodzi mnie taka refleksja, że szkoda tych igrzysk. Miałem nadzieję, że mi się uda. Byłem młody, ale na treningach nie czułem się dużo gorszy od starszych chłopaków. Ale to była decyzja trenera, trzeba ją zawsze uszanować.
– Na igrzyska i tak pan pojechał, ale 8 lat później, do Aten.
– Na pewno każdy sportowiec marzy o olimpijskim występie. Nie wszystkim dane jest startować w takiej imprezie, a mnie się udało.
– Co ciekawe, startował pan wtedy właściwie u siebie, bo przecież 4 sezony spędził pan w lidze greckiej, w Panathinaikosie Ateny.
– Można tak powiedzieć. Jadąc wtedy z kadra do Grecji czułem się jak u siebie w domu. Znałem te tereny i wiedziałem, jaka panuje atmosfera na meczach. Oczywiście w trakcie igrzysk było spokojniej niż w podczas spotkań ligowych. Tam kibice naprawdę są fanatyczni.
– Spotkały pana jakieś ekstremalne sytuacje z udziałem fanów?
– Pamiętam pierwszy wyjazdowy mecz w lidze, kiedy pojechałem z drużyną autokarem kilka ulic dalej do AEK Ateny. Żona z córką zasiadły na trybunach i naprawdę się przestraszyły, kiedy zobaczyły, że kibice jednego klubu nacierają na sympatyków drugiego zespołu. Rożne przedmioty leciały na parkiet. To była norma. Ale nie zraziłem się tym i zostaliśmy w Grecji aż 4 lata. Ogólnie ludzie byli tam przyjaźni.
– Był pan wtedy w szczytowej formie. Nie miał pan obaw przed wyjazdem do Aten?
– Z różnych stron słyszałem głosy, że niepotrzebnie jadę do ligi greckiej, że nie będę się tam rozwijał, albo nawet się cofnę. Nie przejmowałem się tym, bo znałem swoją wartość. Wiedziałem, że gra w tej lidze mi nie zaszkodzi. Czułem, że to dobry moment na wyjazd.
– Później spędził pan sezon w Modenie. Spełniło się kolejne marzenie, tym razem o grze w lidze włoskiej.
– Tak, ale Włochy nie były dla mnie priorytetem. Inaczej nie wybrałbym wcześniej Grecji. W Modenie spędziłem rok. Chciałem zostać, ale przyszedł tam nowy trener i nie widział mnie w składzie. Nie było sensu zostawać i wróciłem do Polski.
– Espadon Szczecin jest pańskim dziewiątym klubem. Jak na 22 sezony na ligowych parkietach to nie jest wielki wyczyn...
– Zawsze starałem się zagrzać gdzieś miejsce na dłużej. Czasem się udawało, czasem nie. Ale nie traktowałem swojej kariery jako okazji do objazdu Polski, czy Europy. Szanowałem swoje kluby i ciężko mi się było z nimi rozstawać.
– Tak łatwo się pan wzrusza? Kiedy te emocje były największe?
– Trudno powiedzieć, ale na pewno mecze w Katowickim "Spodku" miały szczególny wymiar. Serducho biło szybciej, kiedy wchodziło się do tej hali. Zawsze będę to najmilej wspominał.
– Ale chyba nie ten słynny mecz kwalifikacji olimpijskich z 2000 roku, kiedy w czwartym secie prowadziliście z Jugosławią 23:17, by roztrwonić tę przewagę i stracić szansę na awans do igrzysk? Po latach potrafi pan już powiedzieć, co się wtedy z wami stało?
– Takich rzeczy nie chce się pamiętać, bo to bardzo boli. Ale czasami w gronie przyjaciół wspominamy ten przedziwny set. Wciąż nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Pamiętam tylko, że oczywiście po meczu nie zatrzymałem się przy kibicach, uciekłem do szatni. Wolałem to przeżywać w samotności. Taki po prostu byłem. Dziś wiem, że to błąd, bo kibicom też należy się od sportowców czas, autograf, zdjęcie. Ja emocje tłumiłem w szatni.
– W 2000 roku nie pojechał pan na igrzyska z braku kwalifikacji, a w 2006 roku opuścił pan mistrzostwa świata z innego powodu. Chodziło o kontuzję?
– Tak, miałem naciągnięty mięsień czworogłowy, nie było sensu oszukiwać siebie i kolegów z drużyny. Wolałem zostać w kraju i się wyleczyć.
– Później żałował pan patrząc, jak koledzy zdobywają wicemistrzostwo świata?
– Siedziałem w domu, oglądałem chłopaków w telewizji i ściskałem za nich kciuki. Ale nie czułem żalu, bo dziś z czystym sumieniem mogę przyznać, że podjąłem dobra decyzję. Tak naprawdę nie wiadomo, co by się stało z moją nogą, gdybym poleciał do Japonii. Może kariera skończyłaby się wcześniej. A tymczasem rozmawiam z panem jako czterdziestoletni, czynny siatkarz.
– Wielu trenerów przewinęło się przez sztab reprezentacji za pańskich czasów. Był Ireneusz Mazur, Ryszard Bosek, Stanisław Gościniak, Waldemar Wspaniały, czy Raul Lozano. A na początku powoływał pana nawet słynny Hubert Wagner. Do któregoś z nich czuje pan szczególny sentyment?
– Trudno powiedzieć, nie ma sensu nikogo wyróżniać. Każdy miał inne podejście i warsztat. Po prostu wychodziłem na boisko i robiłem swoje. Dla mnie bardzo istotny był orzełek na piersi – nieważne, z którym trenerem na ławce.
– Dla wielu sportowców jest pan przykładem tego, że po ciężkiej kontuzji można wrócić na boisko. Mówię oczywiście o urazie z grudnia 2009 roku, kiedy w meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, spadł pan na stopę Michała Ruciaka, zrywając więzadła i łamiąc nogę.
– To były dramatyczne chwile. Przez 10 dni leżałem w szpitalu, wpatrywałem się w sufit i przez głowę przechodziła mi myśl: nie zagram już w siatkówkę. Ale tliła się nadzieja, chciałem spróbować. Lekarze pytali, czy na pewno będę miał siłę, żeby wrócić do sportu. Odpowiedziałem: tak. Postanowili więc zrobić wszystko, żeby postawić mnie na nogi. Długo towarzyszyły mi kule, 9 miesięcy spędziłem na rehabilitacji.
– Kiedy sanitariusze wywozili pana z hali do szpitala podniósł pan rękę i wyciągnął kciuk. To miał być gest podziękowania dla kibiców, którzy skandowali: Dawid! Dawid!
– Z tego co pamiętam, nie czułem wtedy wielkiego bólu. Bardziej przeraził mnie widok wykrzywionej nogi. Kibice dodali mi otuchy.
– Po latach noga się zrosła, ale lekarze musieli dołożyć panu kilka elementów.
– To prawda. Mam kawałek kości na śrubach oraz tytanową płytkę. Kostka nie jest w stu procentach sprawna.
– I pewnie reaguje na zmiany pogody?
– Za każdym razem. A dodatkowo źle znosi długie podróże na ligowe mecze, jakie mamy, wyjeżdżając ze Szczecina. Ale muszę się przyzwyczaić.
– A kiedy przechodzi pan kontrolę na lotnisku włącza się alarm bezpieczeństwa?
– Obawiałem się tego, ale kiedyś gdzieś leciałem i obyło się bez takiego alarmu.
– Kiedyś pan i pańscy koledzy byliście najlepszymi juniorami świata. Dziś znów mamy sukces w tej kategorii wiekowej. Nie musi się pan bać o następców.
– Trzeba się cieszyć, że na młodzieżowych imprezach jesteśmy najlepsi. To fajne sukcesy, ale chciałbym potwierdzenia tego w seniorach. Mnie pod tym względem się nie udało, więc trzymam kciuki za dzisiejszą młodzież.
– A propos młodzieży – w Meksyku pańska córka Natalia, która jest kapitanem reprezentacji Polski juniorek, poprowadziła biało-czerwone do szóstego miejsca w mistrzostwach świata.
– Oglądałem te mecze, zarywałem noce. Dziewczyny miały nadzieję, że uda im się pokonać Turcję i zagrać w półfinale. Ale wyszło inaczej. I tak osiągnęły sukces, wychodząc z grupy. Udowodniły, że mamy ciekawą młodzież również w kategorii dziewcząt.
– 2017 rok jest ważny w rodzinie Murków. Pan kończy 40 lat, a córka Natalia za kilka tygodni będzie obchodziła osiemnaste urodziny.
– Cieszę się, że ona zaczyna grę w Orlen Lidze, we Wrocławiu, a ja będę jeszcze grał w Espadonie. Oboje spędzimy ten rok na ekstraklasowych parkietach. Tym samym spełni się jedno z moich marzeń.
– Natalia pewnie chciała sprawić panu urodzinowy prezent, przywożąc medal z Meksyku. A pan ma już dla niej niespodziankę na osiemnastkę?
– Zastanowimy się z żoną, co na tę okazje przygotować. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa i spełniona. Żeby wróciła z Meksyku zadowolona.
– Nie trzeba się specjalnie przypatrywać jej grze, żeby stwierdzić podobieństwo do pana. Te same ruchy na boisku, to samo składanie się do przyjęcia.
– Sporo osób zwraca mi na to uwagę. Nawet sama Natalia, oglądając siebie i filmiki z moimi meczami, stwierdziła, że rusza się na parkiecie podobnie do mnie. Dobrze, że jej kariera rozwija się w dobrym kierunku.
– Kiedy przyjeżdża ze szkoły do domu odbijacie razem piłkę?
– Oczywiście. Wyciąga mnie przed dom i przebijamy przez bramę wjazdową.
– 41. urodziny może Pan już obchodzić jako były siatkarz. Co wtedy?
– Szczerze? Nie wiem, czy to będzie kierunek trenerski, menedżerski, działaczowski? Trudno powiedzieć. Uszanuję to, co przyniesie mi los. W każdym frazie będę kibicował córce, żeby nazwisko Murek jak najdłużej przetrwało w siatkówce.
Rozmawiał Rafał Bała
Redakcja Sportowa Polskiego Radia
***
Dawid Murek – urodzony 24 lipca 1977 roku w Międzyrzeczu. Mistrz Europy juniorów z 1996 roku i mistrz świata juniorów z 1997. Później był kluczowym przyjmującym dorosłej reprezentacji. W sumie rozegrał 277 meczów w drużynie narodowej – ostatni w 2008 roku. Trzykrotny mistrz Polski z AZS Częstochowa i mistrz Grecji z Panathinaikosem Ateny. Obecnie zawodnik Espadonu Szczecin.
TRWA 0 - 2
Holandia
3 - 0
Serbia
0 - 3
Japonia
2 - 3
Brazylia
1 - 3
USA
2 - 3
Chiny
0 - 3
Turcja
3 - 2
Kanada
3 - 0
Belgia
1 - 3
Serbia
21:00
Niemcy
0:30
USA
6:30
Francja
10:20
Brazylia
15:00
Serbia
18:30
Turcja
21:00
Dominikana
0:30
Chiny
6:30
Bułgaria
10:20
Polska
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1019 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.