Mija 27 lat od srebrnego medalu piłkarskiej reprezentacji Polski podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie. Zawodnicy do dziś żałują, że nie przywieźli z Hiszpanii złota. – Najpierw była wściekłość. Potem się cieszyliśmy, a teraz czuję smutek. Z każdym rokiem boli coraz bardziej – ocenia Dariusz Adamczuk, uczestnik turnieju. Olimpijski finał z 1992 roku we wtorek 20 sierpnia od godz. 20:05 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji. W studiu Retro TVP Sport o spotkaniu opowie Wojciech Kowalczyk.
Przed rozpoczęciem zmagań mało kto traktował reprezentację Polski poważnie. Zawodnicy też nie wierzyli, że historia może potoczyć się tak wspaniale. – Mówiłem im w samolocie, że lecimy po złote krążki. Patrzyli na mnie jak na opętanego. Później uwierzyli, bo grali fantastyczną piłkę – wspominał często Janusz Wójcik, selekcjoner reprezentacji olimpijskiej.
– Zaczęliśmy myśleć o medalach dopiero po fazie grupowej. Przed igrzyskami nie sądziliśmy, że jesteśmy w stanie tego dokonać. Miejsce na podium wydawało się nierealne. Sprawiliśmy sobie miłą niespodziankę – dodaje Marek Bajor, obrońca.
Polacy pokazali, że nie można ich lekceważyć. Najpierw pokonali Kuwejt (2:0), a potem rozgromili Włochów (3:0). Na koniec zmagań w fazie grupowej zremisowali ze Stanami Zjednoczonymi (2:2).
– Mieliśmy siłę uderzeniową. Andrzej Juskowiak nie bez powodu został królem strzelców. Wojtek Kowalczyk był w fantastycznej formie. Nasza ofensywa sprawiała kłopoty dosłownie każdemu. Rzucaliśmy się na przeciwników – wyjaśnia Andrzej Kobylański, który pełnił rolę skrzydłowego.
– To był nasz pierwszy wielki turniej w karierze, ale nie zdarzyło się, by atmosfera piłkarskiego święta komuś powiązała nogi. Czuliśmy się mocni. Pełne trybuny nakręcały chłopców. Podobało nam się, że tylu ogląda nasze spotkania. Motywacji nam nie brakowało. Do dziś mam przed oczyma Włochów. Przyjechali pewni siebie. Wyszli z autokaru, każdy miał walkmana, słuchawki na uszach, a na nosach ciemne okulary. Wyglądali jak cwaniaczki, które mają w kieszeni zwycięstwo. Totalnie wyluzowani mistrzowie Europy. Część występowała już w Serie A. Nam włączyła się dodatkowa wola zwycięstwa. Kiedy ich ograliśmy, zaczęliśmy myśleć, że jesteśmy w stanie zawojować świat – przekonuje Adamczuk.
Taktyka układała się sama
Przed wyjazdem do Hiszpanii zawodnicy głośno nie narzekali, choć działacze PZPN, delikatnie mówiąc, niespecjalnie martwili się o kadrę olimpijską. Piłkarze długo nie mogli uzyskać informacji o premiach, pojawiały się też problemy z transportem i sprzętem.
– W PZPN chcieli byśmy grali w strojach Admirala. Wójcik zrobił taki numer, że podał im złe dane. Według rozpiski trenera Kowalczyk był bramkarzem. Wójcik pokazał te koszulki działaczom i zapytał, jak mamy w tym grać. A ten sprzęt to był szajs, koszulki sięgały do pępka. Wstyd się było pokazać. Potem Wójcik z Andrzejem Grajewskim zamówili wszystko w Adidasie. Wyglądaliśmy lepiej niż pierwsza reprezentacja – przypomniał w rozmowie ze SPORT.TVP.PL gracz tamtej drużyny, Ryszard Staniek.
Selekcjoner dbał, by zespół w podobnym składzie mógł przebywać ze sobą już kilka lat wcześniej. Podczas regularnych zgrupowań stworzono kolektyw. W ostatnich tygodniach przed igrzyskami Wójcik "dokręcił śrubę". Treningi były bardzo wymagające, reprezentanci kończyli je wycieńczeni.
– Ćwiczyliśmy też taktykę, ale większość zagrań wychodziła w trakcie meczów. Graliśmy dość spontanicznie – wyjaśnia Kobylański.
– Przez cały turniej byliśmy niesamowicie motywowani. Kiedy doszliśmy do finału, trener nie musiał już nic mówić. Każdy rozumiał, że mamy złote medale do podniesienia z boiska. "Tłumaczył" w szatni, jak dobrym zespołem jesteśmy i co mamy zrobić tym Hiszpanom. Mówił, byśmy się nie bali i ich zniszczyli. Oczywiście wszystko opisywał nieparlamentarnymi słowami – uśmiecha się Bajor.
Finał z faworytem
W finale na Polaków czekali Hiszpanie, faworyci i gospodarze igrzysk. Do tego spotkania nie stracili choćby gola. Na Camp Nou przyszło aż 95 tysięcy widzów. Zawodnicy, którzy byli w kadrze olimpijskiej Janusza Wójcika, wspominają że takiej wrzawy nigdy wcześniej nie słyszeli.
– Nieprawdopodobny tumult, nie słyszeliśmy własnych słów. Większość z nas pierwszy raz grała przy tak licznej publiczności. Krzyki trenera z ławki nie dochodziły do znajdujących się na boisku. My, rezerwowi, nie słyszeliśmy, co próbował przekazać, a co dopiero reszta chłopców. Nawet nie reagowali – mówi Bajor.
Nagle na stadionie zapanowała cisza. Wojciech Kowalczyk odebrał piłkę obrońcy i pokonał hiszpańskiego bramkarza. – Nie sądzili, że Polacy będą w stanie strzelić gola, a tu grają z nimi bez kompleksów, prowadzą... Kibiców zamurowało – śmieje się Bajor.
– Byli w szoku. Dopiero po przerwie się obudzili. Chyba wzięli sobie zimne prysznice, bo potem szybko zdobyli dwie bramki. Niestety, ta końcówka:.. Grzesiu Mielcarski już kończył rozgrzewkę, miał postraszyć ich w dogrywce, ale nagle padł kuriozalny gol. Wszyscy rzuciliśmy się na trawę z rozpaczy – kręci głową Adamczuk, który w tamtym spotkaniu nie mógł wystąpić ze względu na żółte kartki.
Coraz większy żal?
– Do dziś nie mogę o tym zapomnieć. Z każdym rokiem boli coraz bardziej. Hiszpanie wiedzieli, co może się wydarzyć w dogrywce. Żałuję też, że nie mogłem wystąpić w finale. Wcześniej byłem podstawowym zawodnikiem. Niestety, w najważniejszym momencie musiałem pauzować – dodaje Adamczuk.
– Trudno będzie o tym zapomnieć. Temat finału z Barcelony często wraca, kiedy spotykamy się z kolegami – mówi Bajor.
Choć nie zdobyli złota, to ich nazwiska zostały zapamiętane przez menedżerów i trenerów zagranicznych klubów. Kilku z ich po igrzyskach wyjechało z Polski. – Po turnieju otrzymałem dwie propozycje: od 1. FC Koeln oraz Galatasaray. Wolałem jechać do Niemiec. Żałuję natomiast, że nie udało się nam osiągnąć czegokolwiek z pierwszą reprezentacją. Po igrzyskach każdy zastanawiał się, dlaczego nie można wszystkich powołać. To nie było możliwe, ponieważ każdy obrał inną drogę i nie wszyscy regularnie grali w klubach – kończy Kobylański.
Polska – Hiszpania 2:3 (1:0)
Kowalczyk 44, Staniek 76 – Abelardo 65, Kiko 72, 90
Polska: Kłak – Jałocha (55. Świerczewski), Łapiński, Koźmiński, Wałdoch, Gęsior, Brzęczek, Juskowiak, Staniek, Kobylański, Kowalczyk
Hiszpania: Toni – Ferrer, Lasa Goicoechea (51. Amavisca), Solozabal, Loprez Martinez, Enrique, Guardiola, Abelardo, Berges, Kiko, Alfonso