Bryan Fogel chciał pokazać, że można ośmieszyć testy antydopingowe. Nawiązał kontakt z Grigorijem Rodczenką, dyrektorem laboratorium w Moskwie. Satyryczny w zamyśle projekt szybko stał się czymś więcej i doprowadził do ujawnienia dopingowego procederu o bezprecedensowej skali...
"Ikar" – bo taki tytuł nosi film – miał być prowokacją. Reżyser – a przy okazji kolarz-amator – chciał pokazać, że sposobem można "oszukać" wszystkie testy dopingowe. Planował wziąć udział w jednym z najbardziej wymagających kolarskich wyścigów dla amatorów – Haute Route. Najpierw udało mu się go ukończyć na "czysto" na 14. miejscu. W kolejnym podejściu chciał sprawdzić, jaki wynik osiągnie z nielegalnym wspomaganiem. I co najważniejsze – czy możliwe będzie zmylenie antydopingowych kontroli.
Aby stworzyć odpowiedni plan, skontaktował się ze specjalistami. Don Caitlin – jeden z twórców pierwszych testów i założyciel laboratorium UCLA – odesłał filmowca do "zorientowanego w temacie" kolegi, którym okazał się Rodczenko.
Dlaczego Rosjanin zgodził się pomóc w szalonym pomyśle Fogela? Tego do końca nie wiadomo, jednak szybko okazało się, że wiedzę w temacie ma faktycznie ekspercką. Kuracja dopingowa zalecona przez niego obejmowała głównie zastrzyki z testosteronu. Szybko okazało się, że przynosi efekty – kolarz zaczął notować wyniki o 20 proc. lepsze niż rok wcześniej, gdy nie sięgał po niedozwolone wspomaganie.
Plan wydawał się spójny, jednak spalił na panewce. Fogel nie musiał nawet próbować oszukiwać testów, bo były wyrywkowe i ani razu nie został wylosowany do kontroli. O dziwo jego wyniki w Haute Route mimo nielegalnego wsparcia były słabsze niż te uzyskane przed rokiem "na czysto". Dlaczego? Po części ze względu na czynniki zewnętrzne (awaria sprzętu i udział w kraksie), jednak nie zdążył wnikliwie zająć się tematem, bo jego wspólnik Rodczenko szybko stał się bohaterem międzynarodowego skandalu.
Trailer filmu "Ikar":
W grudniu 2014 roku niemiecka telewizja ARD wyemitowała dokumentalny film, który po raz pierwszy odsłonił skalę dopingu w Rosji. Ujawniono w nim, że atleci wspomagają się od lat niedozwolonymi środkami, a w proceder zaangażowani są przedstawiciele najwyższych władz krajowych.
– Trener kazał nam trzymać "czyste" próbki moczu w lodówce na wypadek testów podczas treningów – opowiadała Julija Stepanowa, medalistka mistrzostw Europy na 800 metrów, którą zdyskwalifikowano w 2013 roku za przyjmowanie środków dopingujących. W filmie widać, jak jeden z opiekunów przekazuje jej Oxandrolon – steryd znajdujący się na liście substancji zakazanych przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl).
Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA) miała zdradzać przedstawicielom ministerstwa dane przyłapanych na dopingu sportowców. Jeśli złapano kogoś mało znanego, rezultat pozostawał pozytywny. Jeśli jednak pozytywny wynik dotyczył którejś z wielkich postaci rosyjskiego sportu, to badanie okazywało się... pomyłką.
– Trenerzy i specjaliści dają ci do zrozumienia, że twoje maksimum to za mało, by sięgać po medale. Potrzebujesz dodatkowej pomocy, którą jest oczywiście doping – tłumaczył Witalij Stepanow, mąż Julji, a wcześniej pracownik RUSADA, który pomagał przy tworzeniu dokumentu.
Rodczenko doping poznał za młodu. Jeszcze jako student brał udział w amatorskich biegach na długich dystansach. Regularnie wspomagał się stanozololem – zabronionym sterydem anabolicznym. Zastrzyki robiła mu... matka.
W jego karierze zawodowej nie brakowało zaskakujących zwrotów akcji. W 2006 roku został dyrektorem moskiewskiego laboratorium antydopingowego. Pięć lat później z siostrą Mariną został oskarżony o nielegalne dystrybuowanie środków dopingujących. Zarzuty wobec Rodczenki zostały wycofane, ale siostrę skazano na 1,5 roku więzienia.
Zainteresowany twierdzi, że od najgorszego uratował go... Władimir Putin. – Jedna decyzja zmieniła wszystko. Gdyby nie on, to byłbym skończony. Zostałem oczyszczony ze wszystkich zarzutów i postawiono przede mną jeden cel – stworzenie dopingowej machiny przed Soczi. Zimowe igrzyska w Vancouver w 2010 roku były blamażem, który odbił się echem na najwyższym szczeblu władz – tłumaczył Rodczenko.
Rosyjscy sportowcy wywalczyli w 2010 roku tylko 3 złote medale i w klasyfikacji medalowej zajęli 11. miejsce. Cztery lata później byli bezkonkurencyjni, a na najwyższym stopniu podium stawali aż 13 razy!
Gdy wybuchła afera, lekarz znalazł się na cenzurowanym. Fogel skorzystał z okazji i zmienił plan. Mając zaufanie Rodczenki, stał się jego powiernikiem i adwokatem. Zaprosił go do Stanów Zjednoczonych i doradzał przy kolejnych działaniach. Rosjanin zdecydował się na spowiedź przed kamerą. I to właśnie te fragmenty "Ikara" są najmocniejszą stroną filmu.
To rosyjski lekarz stał za publikacją "The New York Times", która wstrząsnęła światem sportu w maju 2016 roku. Zabronione środki podczas igrzysk w Soczi miało brać piętnastu z 33 medalistów, jednak skala dopingowego procederu była niewyobrażalna.
Rodczenko ze szczegółami opisał system podmiany próbek moczu, w który zaangażowani byli pracownicy RUSADY oraz... rosyjskich służb specjalnych (FSB). Ci drudzy zostali zatrudnieni w budynku laboratorium "na lewo" jako konserwatorzy i mieli dostęp do wszystkich pomieszczeń. Butelki z próbkami miały być opróżniane, a potem zastępowane pobranymi kilka miesięcy wcześniej. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, Rodczenko stworzył... wielką bazę "czystych" próbek moczu, które w budynku obok tylko czekały na właściwy moment. Wykorzystywano dziurę w ścianie, która "udawała" gniazdko elektryczne.
Podmieniliśmy w ten sposób nawet sto próbek. Ludzie cieszyli się z medali, a my cały czas podmienialiśmy próbki z moczem.
Konsekwencją rewelacji rosyjskiego lekarza był 323-stronicowy raport Dicka Pounda, który potwierdził prawdziwość tez. Rosjanie mieli ponadto płacić działaczom IAAF za tuszowanie kolejnych wpadek dopingowych – łączna kwota miała wynieść kilkanaście milionów euro. Rodczenko po igrzyskach w Soczi został nagrodzony przez Putina prestiżowym "Orderem Przyjaźni".
Po wybuchu skandalu stał się w ojczyźnie persona non-grata. Wyleciał do Stanów Zjednoczonych w ostatnim możliwym momencie. Jego żonie i dzieciom zabrano paszporty. Lekarz cały czas bał się o życie i musiał skorzystać z amerykańskiego programu ochrony świadków.
Miał się czego obawiać. W lutym 2016 roku – trzy miesiące po ujawnieniu wielkiego skandalu dopingowego – w wieku 52 lat zmarł nagle były szef rosyjskiej agencji antydopingowej, Nikita Kamajew. Jako przyczynę zgonu podano zawał serca, jednak Rodczenko jest przekonany, że sprawa miała drugie dno. Jego kolega nigdy nie miał problemów z sercem. – Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiałem o co toczy się gra – powiedział Fogelowi przed kamerą.
Według Rodczenki doping w Rosji był sterowany przez najwyższe władze państwowe. On i Kamajew mieli składać raporty przed Witalijem Mutką, który od 2008 roku kieruje resortem sportu. W 2016 roku – w uznaniu zasług – został awansowany do rangi wicepremiera.
Zeznania Rodczenki potwierdził również raport kanadyjskiego prawnika Richarda McLarena, który powstał na zlecenie Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Wynikało z niego, że ponad 1000 rosyjskich zawodników było zamieszanych w doping w latach 2011-15. Zarzuty ukrywania pozytywnych wyników testów dotyczyły przedstawicieli ponad 30 dyscyplin.
Według McLarena systemowe tuszowanie wpadek miało miejsce przy okazji letnich igrzysk w Londynie w 2012 roku, zimowych w Soczi dwa lata później oraz lekkoatletycznych mistrzostw świata 2013. Sprawa dotyczyła także sportowców niepełnosprawnych.
W efekcie zamieszania w listopadzie 2015 roku Rosja została tymczasowo zawieszona w prawach członka Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). WADA rekomendowała później MKOl wykluczenie z igrzysk w Brazylii wszystkich rosyjskich sportowców. Na takie rozwiązanie organizacja się nie zdecydowała, a decyzję pozostawiła poszczególnym światowym federacjom. W Rio nie wystąpili wszyscy lekkoatleci oraz ciężarowcy, a także część wioślarzy, kolarzy i zapaśników – ponad 100 potencjalnych olimpijczyków.
Władimir Putin szybko zmienił zdanie. Lekarza, którego niedawno nagrodził orderem, zaczął publicznie nazywać "człowiekiem o reputacji skandalisty". Podważał nawet jego stan psychiczny, dopatrując się początków schizofrenii, która miała zostać zdiagnozowana tuż przed procesem siostry, jeszcze w 2011 roku.
"Ikar" uzupełnia doniesienia dziennikarzy oraz oficjalne raporty – pokazuje ludzi w rosyjskim procederze dopingowym. To portret jednego z głównych odpowiedzialnych. Jedyne, czego brakuje w tej filmowej historii, to szczęśliwe zakończenie. Rodczenko wciąż żyje w strachu o życie i nie może spotkać się rodziną. A doping pozostaje jedną z największych plag sportu. Skoro zorganizowanie wieloaspektowego procesu ze wsparciem władz państwowych było możliwe w Rosji, to jaką możemy mieć pewność, że nie dzieje się tak w innych krajach?
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart