Stali uczestnicy cyklu Grand Prix – Maciej Janowski i Przemysław Pawlicki – byli gośćmi studia SPORT.TVP.PL. Biało-czerwoni będą jednymi z kluczowych postaci zmagań o tytuł indywidualnego mistrza świata. W rozmowie z Hubertem Błaszczykiem opowiedzieli o przygotowaniach do sezonu, przewidywaniach przed startem PGE Ekstraligi oraz celach w Grand Prix.
Za żużlowcami trudny okres przygotowań. Zawodnicy starali się jednak go urozmaicić. Oprócz tradycyjnych zajęć w hali, postawili na sporty ekstremalne. Formę szlifowali na motocrossie i snowboardzie. Podczas zgrupowania kadry Marek Cieślak przykładał dużą wagę do zajęć na nartach biegowych. Był też czas na eksperymenty. Janowski spróbował nawet... morsowania.
– Na motocrossie byliśmy w Hiszpanii. Planowaliśmy wyjazd do Włoch, gdzie była wcześniej nasza baza. Niestety, śnieg zasypał ulubiony tor, dlatego pojechaliśmy do Girony, oddalonej o kilkanaście kilometrów od Barcelony. Chyba wrócimy tam za rok, bo było świetnie i ciepło – przyznał "Magic".
U Janowskiego pasja do motocrossu nie przygasła nawet po ubiegłorocznych perypetiach. Wrocławianin złamał obojczyk podczas przygotowań we Włoszech. Ekspresowa rehabilitacja sprawiła, że po pięciu tygodniach wrócił do treningów.
– To był nieszczęśliwy wypadek. Równie dobrze mógł zdarzyć się w hali, gdzie robimy różne ćwiczenia, przy których można doznać urazów. Nie można zrzucać wszystkiego na motocross. Jest to kontuzjogenny sport, ale dzięki tym motocyklom możemy być lepszymi zawodnikami. Nie wyobrażam sobie przygotowań do sezonu bez tego elementu – wytłumaczył.
Liga za pasem
Ligowa inauguracja zbliża się wielkimi krokami. Nie wiadomo jednak czy dojdzie do skutku. Wszystko przez pogodę, która nie rozpieszcza żużlowców. Okazji do ścigania spod taśmy było dotychczas jak na lekarstwo – Nie martwimy się tym, bo mamy komputery i gramy w gry. Tam też można potrenować jazdę w kontakcie – śmieje się Pawlicki, który w nadchodzącym sezonie będzie reprezentował barwy MRGARDEN GKM Grudziądz.
– Doszliśmy do wniosku, że w moim przypadku korzyść przyniesie zmiana na grudziądzki tor. Od początku wychowywałem się na torach przyczepnych, a na twardych jeździłem mniej. Z jazd w Grudziądzu wyniosę bardzo wiele. Innym czynnikiem, który mnie przyciągnął była młoda i ambitna drużyna. GKM jest co roku coraz wyżej w tabeli – – tłumaczył przenosiny z Gorzowa Wielkopolskiego.
Zmian nie było u Janowskiego, który poza dwuletnim epizodem w Tarnowie jest wierny barwom wrocławskiej Betard Sparty. W przerwie zimowej chciało go pozyskać kilka klubów, ale ich starania z góry były skazane na porażkę.
– Zapytania były, ale dużo wcześniej podjąłem decyzję, że nigdzie się nie wybieram. Jestem z Wrocławia i chcę jeździć dla swoich kibiców. Nie było potrzeby szukania niczego innego – powiedział.
Za zespołem ze stolicy Dolnego Śląska bardzo udany sezon. Drużyna przyciągała komplety na nowy Stadion Olimpijski, a żużlowcy byli o krok od wywalczenia złotego medalu drużynowych mistrzostw Polski. Na drodze do tytułu stanęła im Fogo Unia Leszno, która w biegach nominowanych wyrwała zwycięstwo Betard Sparcie. 26-latek zapewnia, że to już przeszłość.
– Tyle rzeczy dzieje się w sezonie, że gdyby miało to siedzieć w głowie to nie starczyłoby zimy. Nie ma co myśleć o nieudanych rzeczach. Finał był pięknym uwieńczeniem sezonu. Cieszę się, że mogłem być częścią widowiska. Musi być przegrany i wygrany, w tamtym roku, to moja drużyna musiała uznać wyższość rywali. Mam nadzieję, że z biegiem czasu odwrócimy te role – przyznał.
Marzenie Pawlickiego
Za nieco ponad miesiąc rozpocznie się rywalizacja o tytuł indywidualnego mistrza świata. W cyklu Grand Prix Polskę reprezentować będą Bartosz Zmarzlik, Patryk Dudek, Janowski i Przemysław Pawlicki. Dla tego ostatniego będzie to debiut w roli stałego uczestnika.
– Odkąd zacząłem jeździć na żużlu, moim celem jest mistrzostwo świata. To nie znika i cały czas jest w mojej głowie. Mam konkretne cele, które chcę zrealizować. Cieszę się, że jestem stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Podoba mi się atmosfera tych zawodów – stwierdził "Shamek".
Wyróżniającym się zawodnikiem poprzedniej edycji był Janowski. Wrocławianin triumfował w Cardiff i Horsens. "Magic" odczarował tor na Millennium Stadium, który w przeszłości nie sprzyjał biało-czerwonym. W klasyfikacji generalnej 26-latek znalazł się poza podium.
– Był delikatny niedosyt. Później, leżąc na kanapie przed telewizorem, stwierdziłem, że był to bardzo dobry sezon. Chyba jeden z moich najlepszych w karierze. Czwarte miejsce jest najgorsze dla sportowca, ale jutro nie kończę kariery. To nie jest moje ostatnie słowo – zapewnił.
Inauguracja w świątyni żużla
Inauguracja cyklu Grand Prix będzie miała w tym roku miejsce w stolicy (12 maja). Pierwsze zetknięcie z PGE Narodowym nie było wymarzone dla Pawlickiego, który przyjechał do Warszawy w świetnej formie. Przed zawodami długo debatował z mechanikami w parku maszyn.
– Chyba za długo... (śmiech). Zamknęli bramę stadionu i nie mogłem stamtąd wyjść, a jak miałem siedzieć bezczynnie, to pogrzebałem przy motocyklach – stwierdził.
– Powymienialiśmy się sugestiami, ale to są właśnie tory sztuczne. Treningi nie odzwierciedlają często tego, co dzieje się na zawodach. To jest dla mnie kolejna lekcja i wnioski wyciągnięcia na przyszłość. Myślę, że wyniosłem z tego dużo, ale weryfikacja nadejdzie w maju. Była to dla mnie fajna przygoda i zaszczyt, że mogłem wystartować w Grand Prix w Warszawie – dodał po chwili.
Specjalistą od jazdy na torach czasowych jest Janowski. Polak uzbierał na nich więcej punktów w ubiegłym sezonie niż na obiektach klasycznych. Nie chciał jednak udzielać rad mniej doświadczonemu koledze.
– Pamiętam, że kiedyś w Cardiff zrobiłem tylko dwa punkty. Pasują mi tory jednodniowe, ale nie chcę powiedzieć nic więcej, bo może zapeszę i będę jechał "kichę". Co wtedy? – zapytał.
Biało-czerwoni są zachwyceni atmosferą, która panuje w Warszawie. PGE Narodowy szybko stał się świątynią żużla i odebrał to miano Millennium Stadium w Cardiff. – Atmosfera jest niesamowita i chłoną ją ludzie z całego świata. Rozmawiałem z zagranicznymi kibicami i podzielają zdanie naszych fanów. Oby jak najwięcej takich zawodów – zakończył Pawlicki.