Pierwsza część sezonu na światowych kortach za nami. Niekwestionowanym królem polowania był Roger Federer, który na pierwszą porażkę czekał do połowy marca. U kobiet trwa bezkrólewie. Pod nieobecność Sereny Williams nie było zawodniczki, która zdominowałaby rozgrywki WTA. Polscy kibice mogą mieć umiarkowane powody do zadowolenia. Rozwijają się kariery Huberta Hurkacza i Magdalena Fręch, a Agnieszkę Radwańską nadal stać na pojedyncze dobre występy.
1. Nieudane powroty mistrzów
Przed rozpoczęciem sezonu najwięcej szumu było wokół Andy'ego Murraya i Novaka Djokovicia. Rozgrywki ATP nie zdążyły na dobre wystartować, a Brytyjczyk już musiał przełożyć marzenia o kolejnym wielkoszlemowym zwycięstwie na drugą połowę roku. Wszystko przez kontuzję biodra, której zachowawcze leczenie nie okazało się najlepszym pomysłem. Były lider światowego rankingu zdecydował się na operację. Powoli wraca do treningów na kortach w Nicei, ale rehabilitacja zajmie jeszcze kilka tygodni.
Rozczarowany jest Djoković, który zagrał w zaledwie trzech turniejach i poniósł w nich trzy zaskakujące porażki. Wielką klapą okazała się wyprawa na imprezy Sunshine Double – Indian Wells i Miami. Serb odpadał w pierwszych meczach z Taro Danielem i Benoitem Pairem. Na reakcję nie trzeba było czekać długo. Z pracą pożegnali się Andre Agassi i Radek Stepanek. Obaj mieli sprawić, że "Nole" wróci na szczyt. Być może tak by się się stało, ale tenisiście zabrakło tej cechy, która wyróżniała go na korcie – cierpliwości. – Zbyt często się nie zgadzaliśmy – stwierdził Agassi.
2. Nie ma mocnych na Federera
Eksperci przewidywali przed sezonem, że Szwajcarowi może być trudno powtórzyć znakomite wyniki sprzed roku. Federer nic sobie jednak z tego nie robił. Przez Australian Open przeszedł "suchą stopą". Dopiero w finale postawił się mu Marin Cilić. Kiedy przyszło do decydujących momentów, Chorwat był bezradny. Najwybitniejszy zawodnik w historii tenisa stracił tylko dwa sety.
Zawodnik z Bazylei dominował też w kolejnych turniejach. Pierwszej porażki doznał dopiero w połowie marca, kiedy w nieprawdopodobnym finale w Indian Wells lepszy okazał się Juan Martin del Potro. Argentyńczyk obronił dwie piłki meczowe, a później zdecydowanie lepiej rozegrał tie-breaka. 36-latek nie wyrzucił tej porażki z głowy, bo kilka dni później w Miami dał ograć się notowanemu w drugiej setce Thanasiemu Kokkinakisowi. Nie robił jednak z tego niepowodzenia tragedii. I tak był zdecydowanie najlepszym graczem początku rozgrywek.
Federera nie zobaczymy na mączce. To rozsądna decyzja, która może sprawić, że doda kolejne wielkoszlemowe triumfy do kolekcji. Niewykluczone też, że Nadalowi powinie się noga na ziemi i to Szwajcar bez gry awansuje na pozycję lidera światowego rankingu. Nie jest to wcale nierealny scenariusz.
3. Bezkrólewia ciąg dalszy
Ciąża Sereny Williams sprawiła, że zawodniczki, które nawiązywały z nią walkę w ostatnich latach, mogły wreszcie marzyć o wywalczeniu fotela liderki rankingu WTA. Aktualnie światową jedynką jest Simona Halep. Rumunka prezentuje równą formę, rzadko odpada na wczesnych etapach turniejów, ale nie dominuje. W tym sezonie wygrała tylko turniej w Shenzen. W Australian Open do pierwszego wielkoszlemowego triumfu zabrakło przede wszystkim zdrowia.
Najwięcej punktów przez trzy miesiące uzbierała Caroline Wozniacki. Dunka gaśnie jednak z każdym kolejnym tygodniem. W Miami pokonała ją nawet Monica Puig. Wzloty i upadki notowały też zawodniczki wracające do czołówki – Angelique Kerber i Petra Kvitova.
W najbliższych tygodniach rywalizacja będzie jeszcze bardziej zacięta, bo do rywalizacji wróciły Williams i Viktoria Azarenka. Białorusinka nie jest jednak pewna gry na mączce. Wszystko przez przedłużający się proces o prawa do opieki nad synem. – Kiedy wreszcie skończy się moja batalia, to poinformuję o tym – stwierdziła.
4. Odrodzenie wielkoszlemowych mistrzyń
Jelena Ostapenko i Sloane Stephens sprawiły we French Open i US Open ogromne sensacje. Amerykanka po sukcesie na Flushing Meadows nie mogła się jednak pozbierać. Łotyszka też chciałaby jak najszybciej wyrzucić z głowy początek sezonu. Obie odrodziły się w Miami Open, gdzie zagrały w finale. Wygrała Amerykanka, ale która z nich zagości na dłużej w czołówce? Zapytaliśmy o to trenera Macieja Synówkę, który doskonale zna realia WTA.
– Stephens ma ogromny potencjał. Mamy narzędzia, żeby zbadać szybkość zawodnika, wydolność, moc i technikę. Jest jeden narząd, którego nie można sprawdzić. To serce i siła woli. Jeśli miałbym oceniać tylko stronę sportową, to stawiałbym na Amerykankę. Ostapenko ma jednak charakter, wolę walki i niesamowity głód sukcesu. W tych aspektach jest lepsza – przyznał były szkoleniowiec Coco Vandeweghe.
5. Promyk nadziei Radwańskiej
Radwańska radziła sobie w ostatnich miesiącach ze zmiennych szczęściem. To nie był dobry początek sezonu w wykonaniu Polki, ale nie brakowało też pozytywnych momentów. Cieszyć mogły zwycięstwa nad Johanną Kontą w Sydney i Simoną Halep w Miami. Zwycięstwo nad Rumunką było dopiero drugim przeciwko liderce światowego rankingu. Spodziewanego przełomu jednak nie było. W kolejnym spotkaniu krakowiankę łatwo ograła Wiktoria Azarenka.
Najbardziej pozytywne w kontekście Radwańskiej jest to, że 29-latka nadal stara się wrócić do czołowej dwudziestki rankingu. Z otoczenia najlepszej polskiej tenisistki płyną pozytywne sygnały. Była wiceliderka rankingu sumiennie pracuje nad niedostatkami, a to w końcu musi dać efekty.
6. Rozwój Fręch i Hurkacza
Coraz mocniej do bram największych turniejów pukają Magdalena Fręch i Hubert Hurkacz. Zawodniczka z Łodzi zagrała w styczniowym Australian Open i wstydu nie przyniosła. Postawiła trudne warunki Carli Suarez Navarro. 20-latka sumiennie pracuje, żeby do French Open załapać się bez eliminacji. Do tego brakuje 25-30 miejsc.
Coraz lepiej w świecie wielkiego tenisa radzi sobie Hurkacz. 21-latek startował do rywalizacji jako 237. zawodnik światowego rankingu. Teraz jest już 171. Wrocławianin regularnie melduje się w ćwierćfinałach challengerów. Miał szansę na tytuł w Zhuhai, ale w Chinach musiał uznać wyższość Alexa Bolta, który lepiej prezentował się w kluczowych fragmentach spotkania.
Hurkacz ma jednak ambitne cele. Na koniec roku chce znaleźć się w... czołowej pięćdziesiątce rankingu. – Miejsce w czołowej 200? To dla mnie żaden cel. W tym roku chcę znaleźć się w TOP50. Do tego oczywiście jeszcze długa droga, ale nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Chcę pokazywać dobry tenis i mam nadzieję, że da to zwycięstwa w kilku turniejach – stwierdził.
Następne