{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Tommy Robredo: Nadal jest najsilniejszy psychicznie

Tommy Robredo jeszcze w 2013 roku stoczył ekscytujący pojedynek z Rogerem Federerem w czwartej rundzie US Open. Pięć lat później przyjechał do Gdyni, gdzie rywalizuje o punkty, które mają pomóc wrócić do czołowej setki światowego rankingu. Z doświadczonym Hiszpanem porozmawialiśmy o jego przyszłości, współczesnym tenisie i fenomenie Rafaela Nadala.
Majchrzak o meczu z Rumunią: zdziwił mnie ich wybór
– Był pan piąty na świecie. Co sprawia, że Tommy Robredo nadal chętnie rywalizuje na światowych kortach?
– Nie przykładam zbyt dużej wagi do miejsca na światowej liście. W swojej karierze byłem piąty, dziesiąty, dwudziesty… Był też okres, kiedy nie miałem w ogóle rankingu. To co kocham to tenis, a nie bycie piątym czy siódmym. Przyjechałem tutaj, ponieważ jest świetny turniej i chcę wygrać kilka meczów oraz pokazać najlepszą wersję siebie. Miło jest być wysoko w rankingu. Wszyscy cię rozpoznają, zarabiasz dużo pieniędzy i jesteś na topie. W challengerach to jednak nadal ten sam sport – tenis.
– Był pan kontuzjowany przez dłuższy okres czasu. Pojawiały się myśli, żeby zakończyć karierę?
– Nie. Zakończę karierę, kiedy będę miał kolejny cel w życiu. Na razie moim celem jest poprawa każdego dnia. Staram się, ale nie jest łatwo. Jest duży napływ młodych zawodników, którzy naciskają bardzo mocno i pną się w górę. Nie myślę o przyszłości. Istnieje codzienność, a ona jest taka, że mam mecz w Gdyni w czwartek i chcę go wygrać.
– Jaka była pana droga do powrotu na kort po kontuzji?
– Każdego dnia budzę się i chcę poprawiać swoją grę pod względem fizycznym, taktycznym i mentalnym. Staram się trenować tak dużo jak to tylko możliwe. Oczywiście w granicach rozsądku, wszystko ustalamy z moim teamem. Nie zawsze odnosimy sukcesy. Czasami robimy coś dobrze, czasami błądzimy. Najważniejsza jest jednak motywacja. Aktualnie jestem 216. na świecie, ale czuję się zdecydowanie lepiej niż kilka miesięcy temu. Chciałbym skończyć rok w czołowej setce.
– Pana rodak Rafael Nadal jest nie do pokonania na nawierzchni ziemnej. Jaki jest sekret jego gry?
– Musielibyście go spytać… Jest zawodnikiem, który ma najsilniejszą psychikę. Na ziemi nie ma sobie równych od ponad dziesięciu lat. Znam wielu zawodników, ale nikt nie jest tak silny mentalnie. Potrafi cały czas wracać do meczu, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Walczy cały czas o każdą piłkę. Według mnie kluczem jest właśnie psychika, ale gdybyś go o to zapytał być może powiedziałby coś innego.
– Grał pan w wielu turniejach wielkoszlemowych. Kto był najtrudniejszym przeciwnikiem?
– Trzeba szanować każdego zawodnika, bo w tenisie nie ma dwóch takich samych rywali. Różnią się stylami gry. Grało mi się bardzo ciężko z Andym Roddickiem. Muszę też wymienić Rafaela Nadala, którego nigdy nie pokonałem. W czołówce najtrudniejszych przeciwników są też Novak Djoković, Roger Federer. Dla mnie jednak największą przeszkodę stanowili znakomicie serwujący tenisiści. Nie mogłem wtedy znaleźć rytmu.
– Jesteś w tenisowym świecie od wielu lat. Co zmieniło się od kiedy zaczął pan karierę?
– Wiele rzeczy zmieniło się nie tylko w tenisie, ale też na świecie. W naszej dyscyplinie najważniejsze jest teraz przygotowanie kondycyjnie. Zawodnicy grają bardzo mocno. Pomagają im w tym piłki, które są coraz cięższe. Nie sądzę, że jest to dobre dla tenisa, ale to tylko moja opinia.

– Koniec kariery Rafaela Nadala, a przede wszystkim Rogera Federera zbliża się nieuchronnie. Czy wtedy tenis będzie miał problem?
– Problem? Nie sądzę… To cały czas będzie przecież ta sama dyscyplina. Musimy podziękować im za to co zrobili dla tego sportu. Nie tylko za zwycięstwa. Przyciągnęli do tenisa ogromne zainteresowanie mediów, stali się bardzo znani. Grałem z nimi przez wiele lat. Zawsze podpisywali wiele autografów, wypełniali obowiązki sponsorskie. To świetne również dla innych tenisistów. Gdyby nie oni, to być może nie zarabialibyśmy takich pieniędzy. Jeśli jednak zdecydują się na zakończenie kariery, za dwa, trzy, a może pięć lat, to będą ich następcy. Myślę, że do końca jeszcze ich nie znamy. Świat cały czas się zmienia, dlatego nie możemy załamywać rąk po Nadalu czy Federerze. Jeśli nowi liderzy rankingu zrobią dla dyscypliny połowę tego co Rafa i Roger, będzie świetnie.
– Jeśli jesteśmy przy następcach, to może pan wskazać kogoś, kto będzie dominował w przyszłości?
– Już teraz z bardzo dobrej strony pokazuje się Alexander Zverev. Jest w czołówce rankingu i wkrótce może sięgać po najwyższe laury. Nick Kyrgios ma też wielki potencjał.
– A ktoś spoza czołowej setki może nas zaskoczyć niebawem?
– To zależy od wielu uwarunkowań. Jeśli masz 16, 17, nawet 20 lat i masz duży potencjał, ale nie jesteś w stanie szybko wskoczyć na odpowiedni poziom, to różnicę robi mentalność. Potencjał nadal jest duży, ale czasami przegrywa się w głowie. Jeśli pójdziecie na korty w Gdyni, zobaczycie, że wszyscy grają świetnie. Jeśli jednak wyślecie ich na bardzo duże turnieje, gdzie będą musieli mierzyć się z czołowymi tenisistami, to zobaczycie różnicę.
***
Tommy Robredo – zdobywca Pucharu Davisa oraz Pucharu Hopmana, olimpijczyk. Najwyżej w światowym rankingu plasował się na piątej pozycji (sierpień 2006). Siedmiokrotnie był w ćwierćfinałach turniejów wielkoszlemowych w singlu i trzykrotnie w deblu. Jest jedynym zawodnikiem, który wrócił ze stanu 0:2 w setach trzy razy z rzędu. Hiszpan dokonał tej sztuki w 2013 roku w Roland Garros.