23 kwietnia 2017 roku zakończyła się kariera Tomasza Golloba. Najbardziej utytułowany polski żużlowiec miał poważny wypadek na motocrossie. Po ponad 1,5 roku nadal nie wrócił do pełnej sprawności. Na problemy byłego mistrza świata nie patrzą obojętnie koledzy z toru. W niedzielę wzięli udział w turnieju "Asy dla Tomasza Golloba". – Cały czas ma zacięcie do walki, żeby wrócić do normalnego chodu – stwierdził Przemysław Pawlicki.
Do upadku Golloba doszło podczas zawodów motocrossowych w Chełmnie. Zawodnik miał tego samego dnia pojechać w meczu ligowym w barwach MRGARDEN GKM Grudziądz. Na spotkanie jednak nie dotarł. Obrażenia były na tyle poważne, że na początku skupiono się na ratowaniu życia żużlowca.
Mistrz świata z 2010 roku był w rękach Marka Harata, który wielokrotnie ratował go z wielu opresji. Tym razem nie udało się dokonać kolejnego cudu. W wyniku upadku Gollob doznał uszkodzenia rdzenia kręgowego. Wychowanek Polonii Bydgoszcz nie poddał się i nadal walczy o to, żeby kiedyś stanąć na nogi. Przykładem jest Krzysztof Cegielski, który dokonał tej sztuki po 11 latach.
Przełomowy dla Golloba miał być wyjazd do Chin, gdzie na początku 2018 roku spędził dwa miesiące. Leczenie medycyną tradycyjną nie przyniosło jednak spodziewanych efektów. Bóle spastyczne nadal dawały znać o sobie i mocno utrudniały normalne funkcjonowanie.
Asy pojechały dla Golloba
Najlepsi zawodnicy świata nie zostawili kolegi z toru w potrzebie. Niedzielny turniej zorganizował przyjaciel żużlowca i nowy właściciel Polonii Bydgoszcz – Jerzy Kanclerz. Na starcie stanęło m.in. dziewięciu uczestników cyklu Grand Prix, którzy dzień wcześniej ścigali się o tytuł mistrza świata w Toruniu. Dochód z imprezy przeznaczono na dalsze leczenie.
Fani wypełnili stadion po brzegi. Przy Sportowej pojawiło się 15 tysięcy kibiców. To liczba, której dawno nie widziano w tym miejscu. Po raz ostatni podczas Grand Prix w 2010 roku, kiedy Gollob odbierał tytuł indywidualnego mistrza świata.
– Super, że pojawiła się taka inicjatywa i mogliśmy pomóc – powiedział Bartosz Zmarzlik. Gollob jest szczególnie bliski zawodnikowi Stali Gorzów. Kiedy 47-latek jeździł w tym klubie, objął opieką aktualnego wicemistrza świata. Wchodzący do świata poważnego żużla junior mógł podpatrywać najlepszego polskiego zawodnika i pytać o rady. To procentuje do dzisiaj.
Idol, nauczyciel, legenda...
Odchodzący z reprezentacji mistrz świata namaścił Zmarzlika na swojego następcę. Przed meczem Polska – Reszta Świata przekazał mu – ze łzami w oczach – rękawiczki.
– Jest to mój idol i nauczyciel. W wielu słowach mógłbym opisywać, jaki jest dla mnie. W zawodach ligowych ciągnął mnie za uszy, za co bardzo dziękuję – przyznał Zmarzlik. – Do teraz analizujemy moje wyścigi i regularnie do siebie telefonujemy – dodał po chwili.
Z wielkim szacunkiem o Gollobie wypowiadają się też inni czołowi polscy i zagraniczni żużlowcy. – Zawsze walczył do samego końca. Wyniósł polski żużel na poziom, na którym znajduje się do teraz. Miałem okazję jeździć z nim w drużynie, kiedy zdobywał tytuł mistrza świata i wtedy bardzo mi zaimponował ciężką pracą oraz godzinami spędzonymi na torze – przyznał Przemysław Pawlicki.
– Był najlepszym Polakiem. Inspirował nie tylko mnie, ale wielu żużlowców w Polsce. Podpatrywało się Golloba i brało z niego przykład. Dopadła go bardzo przykra sytuacja. Rozmawiając z nim widać, że cały czas ma zacięcie do walki, żeby wrócić do normalnego chodu – dodał po chwili.
– Nie starczy słów, żeby wyrazić, jak go wspominam. Jest przykładem dla nas wszystkich. Zawsze mówię, że nie będzie już takiego drugiego żużlowca. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Zawodnicy w parkingu chcieli go naśladować. Jest legendą – stwierdził Emil Sajfutdinow, który wielokrotnie toczył z Gollobem zacięte boje.
Wielu adeptów rozpoczynając przygodę z żużlem, czekało kiedy staną pod taśmą ramię w ramię z najlepszym polskim żużlowcem. Jednym z nich był Bartosz Smektała. Dziś indywidualny mistrz świata juniorów odtwarza ten moment z dużym przejęciem.
– Bieg, w którym po raz pierwszy pojawiłem się z nim pod taśmą w lidze, był szczególny. Nigdy nie udało mi się wygrać z panem Tomaszem – powiedział.
Wrocławski majstersztyk
Golloba ceniono nie tylko za etos pracy i dużą determinację, ale też niezwykle efektowną jazdę. 47-latek często balansował na granicy ryzyka. Wielkie umiejętności pozwalały mu jednak przeprowadzać akcje, o których innym się nie śniło.
– Pamiętnych wyścigów jest bardzo dużo. Jednym z moich ulubionych jest finał Grand Prix we Wrocławiu z 1999 roku – stwierdził Maciej Janowski. – Ja również szczególnie wspominam te zawody. Pan Tomasz wyprzedził wtedy na ostatnim łuku Jimmy'ego Nilsena – dodał Smektała.