Union Berlin z Rafałem Gikiewiczem w składzie stoi przed szansą na historyczny awans do Bundesligi, przy jego dużym udziale. Polski bramkarz ma na koncie nie tylko najwięcej czystych kont w 2. Bundeslidze, ale również asystę a nawet… gola. O tym, dlaczego ewentualny awans będzie cenił wyżej niż mistrzostwo Polski i planach na przyszłość opowiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Patryk Prokulski, TVPSPORT.PL: – Kilka miesięcy temu w rozmowie z jednym z moich kolegów z redakcji mówiłeś, że marzysz o tym, żeby twój gol przeciwko Heidenheim przesądził o awansie. Teraz, na dwie kolejki przed końcem, ten scenariusz jest bardzo możliwy.
Rafał Gikiewicz, bramkarz Unionu Berlin: – Bez tego remisu bylibyśmy już za Hamburgiem. Teraz mamy tyle samo punktów, ale wyprzedzamy ich dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Wygrywając dwa ostatnie mecze, w najgorszym wypadku mamy trzecie miejsce, dające grę w barażach.
– Warto też dodać, że Heidenheim traci teraz do was cztery punkty. Gdybyś nie trafił wtedy do bramki, również oni byliby groźnym konkurentem na finiszu.
– To prawda. Ogólnie 2. Bundesliga jest zwariowana – spójrzmy na ostatnią kolejkę, gdzie FC Koeln jako jedyna drużyna z pierwszej ósemki wygrała swój mecz. Gdyby wspomniane Heidenheim czy St. Pauli wygrały, również biłyby się o awans. Biorąc pod uwagę, że przegraliśmy w Darmstadt, mieliśmy sporo szczęścia, że ostatnia kolejka tak się ułożyła. Wracając do mojego gola strzelonego jesienią – cały sezon powtarzałem, że dopiero na sam koniec okaże się, ile wart jest każdy punkt. Dlatego może faktycznie tamten remis może coś nam dać. Chociaż wolałbym być pamiętany również za to, ile meczów uratowałem swoimi paradami i ile spotkań zagrałem na zero z tyłu, bo bez tego nie bylibyśmy tu, gdzie teraz jesteśmy.
– Domyślam się, że po tej ostatniej kolejce w drużynie panowało duże rozgoryczenie. Rywale rozwinęli przed wami czerwony dywan do drugiego miejsca, ale zmarnowaliście szansę…
– Powtórzę to, co mówię od kilku tygodni – wciąż mamy wszystko w swoich rękach. Ale fakt, że mając wszystkich na łopatkach, mogliśmy nieco odskoczyć i złapać trochę psychicznego luzu przed ostatnimi meczami. Optymistycznym celem klubu przed sezonem było trzecie miejsce. Wszystko, co powyżej, jest już ekstra bonusem. Drugie miejsce jest realne, ale przede wszystkim musimy w niedzielę wygrać z Magdeburgiem – to jest klucz do tego, żeby fajnie finiszować w ostatniej kolejce w Bochum.
– "Kicker" nazwał ostatnio walkę o awans do Bundesligi "wyścigiem ślimaków". Chyba trudno się z tym nie zgodzić?
– Ja bym poszedł w drugą stronę i powiedział, że tak silnych drużyn zajmujących miejsca, powiedzmy, 5-10 nie było przez ostatnie trzy-cztery lata. Jestem w Niemczech piąty rok, z czego trzy spędziłem w drugiej lidze, więc mam porównanie. Popatrzmy na grę takich drużyn jak St. Pauli, Arminia Bielefeld czy nawet Sandhausen, które ma teraz świetną passę. Wydaje mi się, że 2. Bundesliga jest bardzo niedoceniana, ale w tym sezonie nawet ekipy nie walczące o awans, są mocne. Pokazują to też nasze wyniki. Wygraliśmy u siebie z Kiel, FC Koeln czy HSV, ale pogubiliśmy punkty właśnie z ekipami z miejsc 6-10. I to są punkty, które na koniec sezonu mogą być bardzo istotne.
– Przed tym sezonem mówiłeś w jednym z wywiadów, że założyłeś sobie cel: 12 czystych kont w lidze. Na ten moment masz już 13…
– …i podniosłem sobie poprzeczkę do 15! Dobrze byłoby skończyć ostatnie dwa mecze bez straty gola. Ale zacznijmy od początku. Liczba 12 czystych kont nie była przypadkowa – to był dotychczas mój rekord, który ustanowiłem w Eintrachcie Brunszwik. Teraz udało mi się go najpierw wyrównać, a w meczu z Hamburgiem pobić. Chciałbym dobić do tej "piętnastki". Mam w domu na lodówce powieszoną kartkę z celami na pierwszą połowę roku. 15 czystych kont to jedno z nich, więc nie jestem jeszcze zadowolony. Liczyłem na zero z tyłu z Darmstadt, co się nie udało, liczę teraz na poprawę dorobku przeciwko Magdeburgowi.
– Skąd wynika wasza słabsza forma w ostatnich tygodniach? Patrzę na wyniki poprzednich siedmiu spotkań i poza zwycięstwem z HSV przegraliście dwa i zremisowaliście aż cztery mecze.
– Naszym głównym problemem jest to, że nie strzelamy goli. Spotkanie z Heidenheim przegraliśmy 1:2 mimo ogromnej przewagi. Teraz w Darmstadt mieliśmy 24 sytuacje bramkowe, oni osiem, a i tak przegraliśmy mecz. Wiesz, można mówić o pechu, ale w tym przypadku jest to również trochę kwestia braku umiejętności… i wydaje mi się, że niektórzy nie wytrzymują pod względem psychicznym. Tego właśnie brakuje nam w ostatnich tygodniach – siły mentalnej, by postawić kropkę nad "i". To bardzo obciążające, gdy do samego końca grasz o stawkę. Połowa ligi nie gra już o nic. Takie VfL Bochum, z którym zagramy ostatnie spotkanie sezonu, od kilku tygodni trenuje na luzie. Spadek im nie grozi, szans na awans nie mają – totalny komfort psychiczny. Nam od jakiegoś czasu klub przygotowuje różne aktywności niezwiązane z treningiem. W ubiegłym tygodniu byliśmy na grillu, teraz na gokartach – wszystko po to, by odciągnąć nasze głowy od myśli o finiszu sezonu. Trzeba też powiedzieć, że ta drużyna w zeszłym sezonie długi czas broniła się przed spadkiem. Teraz doszło kilku nowych zawodników, ale trzon pozostał w dużej mierze ten sam. Niektórym trudno sezon po sezonie przestawić się mentalnie w walki o bezpieczne utrzymanie na walkę o awans. Zespół potrzebuje czasu, potrzebuje dojrzeć i się tego nauczyć. Gdybyśmy teraz grali tak, jak w rundzie jesiennej, już dawno mielibyśmy awans, i to z pierwszego miejsca. Oczywiście, można mieć pecha… ale nie można mieć pecha przez tyle tygodni z rzędu.
– Indywidualnie zbierasz dużo pozytywnych ocen. Średnia not w "Kickerze" to 2,64 – druga najlepsza w lidze. O czystych kontach już mówiliśmy. Czy masz coś sobie do zarzucenia?
– W pierwszej rundzie zremisowaliśmy z Duisburgiem po moim błędzie. Jak patrzę na twoją kartkę z ostatnimi wynikami, to myślę, że zachowałbym się inaczej przy jednym z goli dla Heidenheim na ich stadionie. Nikt mi co prawda nie zarzuca zawalenia bramki, ale jestem perfekcjonistą i wiem, że mogłem zachować się lepiej. Podobnie jak przy golach w Furth. Bramki ze stałych fragmentów zawsze bolą, bo myślisz, że mogłeś zrobić coś więcej – jak ja to mówię, wyjść z jajem, nieco bardziej agresywnie. Może wtedy przestraszysz rywala, uda ci się wypiąstkować piłkę, zanim do niej dojdzie. Nie chcę też zabrzmieć tak, że wszyscy mnie chwalą, a ja sobie ścinam głowę. Przychodząc tutaj po dwóch latach we Freiburgu wymagałem od siebie tego, co teraz pokazuję, albo i więcej. I nie ukrywam, wiedziałem, że będę wyróżniającą się postacią. Po tym, czego się nauczyłem we Freiburgu, musiało tak być. Tamtejszy trener bramkarzy jest dla mnie niczym David Copperfield. Wiele wyciągnąłem w tamtym czasie. Bardzo podbudowały mnie słowa, że według niego nauczyłem się więcej od Romana Burkiego i Olivera Baumanna. Oczywiście nie mówię o potencjale, tylko o nauce, wchłanianiu wiedzy, którą przekazywał. Fakt, że bardzo denerwował mnie brak gry i ci, którzy mnie znają, dziwią się, jak wytrzymałem tam aż dwa lata. Ale teraz to przynosi plony, co potwierdzają statystyki.
– Gdybyś miał porównać ten ewentualny awans do Bundesligi z mistrzostwem Polski, po które sięgnąłeś ze Śląskiem Wrocław – co będziesz cenił wyżej? W tamtym sezonie w Śląsku rozegrałeś tylko sześć ligowych spotkań…
– …w tym pięć zwycięskich!
– Tutaj nie zostaniecie mistrzami, ale będziesz jednym z głównych architektów sukcesu.
– Zdecydowanie wyżej będę cenił awans. Daj Boże, żeby nic się złego nie stało. Przede wszystkim, byłby to pierwszy awans Unionu do Bundesligi, więc mamy okazję zapisać się w historii klubu. Dlatego uważam, co powiedziałem już lokalnym mediom, że jeśli to zrobimy, dla fanów będziemy królami przez następne 50, 60 czy 100 lat. Gdyby nie moje czyste konta, bramka, zaliczona asysta, ale również dobrą grę w obronie całej drużyny, nie tylko Gikiewicza, nie bylibyśmy na trzecim miejscu. Jeśli uda nam się tego dokonać, fundamentem tego awansu będzie obrona. I szczerze sądzę, że będę jego twarzą.
– Gdyby jednak się to nie udało – zrobisz wszystko, żeby po tak udanym sezonie trafić do Bundesligi, czy będziesz wolał zostać w Berlinie?
– Mam jeszcze rok kontraktu, więc gdybyśmy – nie daj Boże – nie awansowali, zimą będę mógł podpisać kontrakt z innym klubem i w czerwcu 2020 roku odejść za darmo. Z drugiej strony, szefowie są świadomi, że teraz może być ostatnia okazja, by na mnie zarobić. Mieliśmy już kilka spotkań z władzami Unionu, ale niewiele z nich wynikło z powodu sytuacji w tabeli. Rozmawialiśmy raz, uzgodniliśmy, że poczekamy kilka tygodni i zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w lidze. Spotkaliśmy się podobnie, ale wciąż losy Unionu były niepewne. Po meczu z Hamburgiem ustaliliśmy, że porozmawiamy o mojej przyszłości, jak wygramy z Darmstadt… i nie wygraliśmy! Dyrektor sportowy powiedział mojemu menedżerowi, że trudno o konkrety, gdy możemy równie dobrze zakończyć sezon na czwartym miejscu z pustymi rękami, jak i cieszyć z promocji do elity. Oczywiście, że chcę grać w Bundeslidze. Ale najbardziej chcę w niej grać z Unionem – zapowiadałem to na starcie sezonu, gdy wszyscy śmiali się z tych deklaracji. Gdybyśmy nie awansowali… nie powiem, są jakieś tam sygnały z innych klubów. Ale nie jestem też kawalerem. Mam żonę, dwójkę dzieci. Jedno chodzi już tutaj do szkoły. Kolejna przeprowadzka, zaczynanie wszystkiego od nowa w nowym miejscu ze względu na rodzinę też średnio mi się uśmiecha. Tu mam swoją pozycję, jestem blisko Polski, co też jest dużym atutem. Te wszystkie czynniki będę brał pod uwagę. Dlatego wolałbym w tym Berlinie jeszcze dwa-trzy lata egzystować… tak powiem tajemniczo.
– Jak wygląda podział kibiców w Berlinie? Union to klub konkretnych dzielnic?
– Sam ostatnio pytałem o to naszego fizjoterapeutę, bo jestem ciekaw, co by się działo w mieście, gdybyśmy awansowali. Jest w tym dużo prawdy, że Herta ma kibiców, którzy przychodzą na konkretnego rywala. Ludzi, którzy nie kupią karnetu na całą rundę, ale przejdą się na Bayern czy Borussię. Dlatego wielu z nich kibicuje jej dlatego, że gra w Bundeslidze. Druga sprawa, że mają oczywiście większy stadion, chociaż nie ma na nim najlepszej atmosfery. Nasz obiekt ma 22-23 tysiące miejsc i już teraz zapotrzebowanie na wejściówki jest takie, że nie każdemu udaje się kupić upragniony bilet. Uważam też, że gdyby udało nam się dostać do elity, część tych bardziej niedzielnych fanów Herty zechce zobaczyć, jak to u nas wygląda. Co do podziału terytorialnego, tu gdzie rozmawiamy, jest dzielnica Unionu. W tych rejonach gdy przechodzę, rozpozna mnie część osób, choć i tak nie porównałbym tego do Fryburga i Brunszwiku, gdzie grałem wcześniej. Oba miasta mają około 250-300 tysięcy ludności i tam wszyscy żyją piłką. Wszyscy kupujący gazety przewracają na ostatnią stronę i czytają o sporcie. Więc jeśli parę razy widzieli tam twoją twarz, to cię rozpoznawali. W czteromilionowym Berlinie ta identyfikacja z drużyną nie jest aż tak silna. Nawet w dzielnicy twojego klubu. Wpływ na to ma również fakt, że są kluby hokeja, koszykówki, piłki ręcznej… praktycznie w każdej popularnej dyscyplinie Berlin ma swojego reprezentanta w najwyższej klasie rozgrywkowej. Więc tylko jakiś procent mieszkańców interesuje się piłką.
– W tym samym czasie, gdy będziecie grali z Magdeburgiem, będzie się toczył ważny dla was mecz Paderbornu z Hamburgiem. Będziecie nasłuchiwać wieści z tamtego stadionu czy odcinacie się do końcowego gwizdka?
– Oglądałem dzisiaj konferencję prasową naszego trenera i takie pytanie padło. Urs powiedział, że nie da się od tego uciec, bo zależało będzie od tego, co mamy grać. Jestem pewien, że i tam będą gorączkowo sprawdzać, co się u nas dzieje. Więc będziemy się "szpiegować" nawzajem. Trzeba przyznać, że terminarz ułożył się dla nas bardzo szczęśliwie, że takie spotkanie naszych bezpośrednich rywali odbędzie się w przedostatniej kolejce. Jestem zdania, że lepiej, żeby wygrał Paderborn, bo jeśli my również zdobędziemy trzy punkty, przed ostatnim meczem będziemy mieli pewne trzecie miejsce. Dzięki temu do ostatniego meczu podeszlibyśmy z dużym komfortem psychicznym. Zeszłoby z nas trochę ciśnienia. Co więcej, trochę już w tym siedzę i wydaje mi się, że Paderborn może w ostatniej kolejce stracić punkty w Dreźnie. Trener Dynama był kiedyś tutaj i zapowiedział, że zrobi wszystko, żeby nam pomóc. Oczywiście i tak najważniejsze dla nas są nasze zwycięstwa. Bez nich żadne analizy nie będą miały znaczenia. Słyszałem też, że jeśli stawką meczu z Bochum w ostatniej kolejce będzie nasz awans, kluby dogadają się, żeby na ich stadionie było nawet więcej niż te sześć tysięcy fanów. Dlatego jak rozmawialiśmy o możliwych scenariuszach w szatni, powiedziałem nawet, że może to i dobrze, że przegraliśmy z tym Darmstadt. Wywalczenie awansu w ostatniej kolejce smakowałoby podwójnie.
– Rozumiem, że po epizodzie we Freiburgu nie rozważasz w ogóle myśli, by iść do jakiegoś mocnego klubu i odegrać tam rolę, podobną do tej Jerzego Dudka w Realu – dobrego drugiego bramkarza, który na bluzę z numerem jeden nie ma dużych szans, ale jak wejdzie, to zagwarantuje dobry poziom?
– Nie ma mowy, żebym przystał na taki ruch. Oczywiście, nigdzie nie zagwarantują ci miejsca w bramce… ale już po gaży, którą ci oferują, możesz domyślać się, czy klub przewiduje, że będziesz piłkarzem pierwszego składu. Union ściągał mnie po moich dwóch latach bez gry, ale wiedziałem, że widzą mnie w roli podstawowego zawodnika. Fakt, że odpowiednio się zabezpieczyli – uwzględniając w kontrakcie bonusy po rozegraniu odpowiedniej liczby spotkań. Na pewno myśleli: "kurczę, co będzie, jak okaże się ogórkiem, a my będziemy mu płacili pieniądze". Ale wiadomo, że zrobili odpowiednie rozeznanie. Co do ewentualnego zainteresowania z innych klubów, tak jak mówię – myślę o Bundeslidze z Unionem. Ale jeśli to się nie uda i pojawiłyby się oferty, to nie chcę prowadzić rozmów, w których druga strona powie mi: "dobra Giki, chcemy cię u nas, ale kto inny zacznie jako pierwszy bramkarz, a ty masz mu deptać po piętach". Nie mam 25 lat, żeby się w takie rzeczy bawić. Co innego, gdy usłyszę: "chcemy, żebyś był pierwszym bramkarzem, ale musisz zasuwać, żeby tę pozycję utrzymać".
– Czyli Ekstraklasa nie wchodzi w grę? Ile prawdy było w plotkach, które pojawiły się w lutym, że zainteresowany tobą jest Lech Poznań?
– Nie ma w tym żadnej prawdy. Zadzwoniłem do Lecha, bo chciałem dostać bilety na mecz z Legią, wpadłem na Adama Nawałkę na wakacjach – i chyba wystarczyło, żeby zrodzić plotki. Przede wszystkim, myślę, że Lecha nie byłoby na mnie stać. Realia transferowe są zupełnie inne. Nie uważam też, żeby powrót do Ekstraklasy był dla mnie dobrym rozwiązaniem. Tutaj czuję się dobrze, podobnie jak rodzina. Starszy syn uczy się języka, młodszy urodził się w Niemczech. Nie patrzę tylko na czubek swojego nosa.
– To może na zakończenie kariery skusisz się za jakiś czas na bardziej egzotyczny kierunek, jak twój brat – Łukasz, który obecnie gra w Arabii Saudyjskiej?
– Faktycznie, jest teraz taka tendencja, że ci starsi zawodnicy wyjeżdżają gdzieś do ciepłych krajów i łączą wakacje z zarabianiem. Ja wolałbym utrzymać się na tym solidnym poziomie. Patrzę na bramkarzy Kiel czy Regensburga, którzy mają 33, 34 lata i bronią. Mam nadzieję, że będąc w tym wieku za trzy lata moja forma wciąż będzie na tyle solidna, że nie będę musiał wyjeżdżać do ciepłych krajów, tylko wciąż rywalizować w jakiejś fajnej lidze w Europie.
– A jak on chwali sobie grę w Arabii Saudyjskiej?
– Teraz mniej gra, więc jest mniej zadowolony. Ale generalnie poznaje różne kultury, nie może narzekać na pogodę. Zwiedził fajne kraje, na pewno nie zarabia gorzej niż by to miało miejsce w Polsce. Nie będę oceniał, czy jego droga jest dobra czy zła, ale to były jego własne wybory. Myślę, że wiele osób chętnie by się z nim zamieniło.
– Jesteś jednym z najbardziej aktywnych polskich piłkarzy na Twitterze. Można powiedzieć o lekkim uzależnieniu czy kontrolujesz sytuację?
– Raczej udzielam się, jeśli coś mnie zainteresuje, przede wszystkim jeśli dotyczy to niemieckiej piłki. Nie ruszam na przykład tematu reprezentacji, bo w niej nie jestem, więc nie czuję się "godny", by się na jej temat mądrzyć. Śledzę to, co dotyczy 1. i 2. Bundesligi oraz "polskiego" Twittera, bo mnie to interesuje. Zwłaszcza polskie konta traktuję jako dobre źródło do nadrobienia tego, co się dzieje w Polsce. Niekoniecznie mam czas, żeby kupić online jakąś polską gazetę, dlatego odpalam aplikację i szybko dowiaduję się o najważniejszych sportowych wydarzeniach. Powiem ci więcej: w moim telefonie wyłączyłem transfer danych sieci komórkowych dla Twittera i Instagrama, żeby nie tracić na to za dużo czasu. Patrz, pokażę ci, żeby nie być gołosłownym… [w tym momencie Gikiewicz włącza na swoim telefonie Instagram i nieskutecznie próbuje go odświeżyć]
To była moja inicjatywa – z tymi dwiema aplikacjami łączę się tylko przez Wi-Fi w domu i hotelu na zgrupowaniach drużyny. Widzę moich młodszych kolegów w szatni, którzy non stop wlepiają wzrok w telefony i nie przestają scrollować tablicy. Mając rodzinę nie mógłbym poświęcać tyle czasu na telefon, choć żona i mówi, że i tak robię to zbyt często. Ale wiesz – siedzę na WhatsAppie, mam kontakt z menedżerami, z Waldkiem Sobotą, z innymi zawodnikami – po prostu tym żyję. Uważam, że piłkarzem nie jest się trzy razy w tygodniu przez trzy godziny, tylko cały czas. Dlatego poza treningami muszę obejrzeć grę następnych rywali. Dlatego muszę obejrzeć taki Liverpool z Barceloną, Ajax z Tottenhamem czy Eintracht z Chelsea, bo to jest piękno futbolu, które motywuje i sprawia, że myślisz sobie: "kurczę, my musimy tylko wygrać z Magdeburgiem jedną bramką. Nie musisz odrobić trzech goli straty, a naprzeciwko nie stanie Barcelona czy Ajax Amsterdam. Trudno od tego uciec, nawet jeśli częściowo próbujesz to ograniczyć".
Myślę, że ważne jest też to pokazanie ludzkiej twarzy ludziom – niezależnie, czy jesteś piłkarzem, innym sportowcem czy dziennikarzem. Dlatego czasami na Twitterze piszę, że mam bilety na nasz mecz i je rozdaję. Na nasz wyjazd do Bochum zamówiłem większą liczbę biletów, bo mam nadzieję, że to spotkanie będzie o "coś". Na dobrą sprawę nie potrzebuję ich aż tyle, ile zamówiłem. Wśród kibiców Unionu jest ogromne zapotrzebowanie – na ten moment wiadomo, że w Bochum wesprze nas aż sześć tysięcy fanów. Dlatego mam zamiar je im rozdać. Nie zbiednieję, jeśli kupię parę biletów więcej po 20 euro, a dla kogoś będzie to mega sprawa.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (971 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.