{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Przygody Pana Michala. "Na początku był stres"
Mateusz Leleń /
Kto żyw, niech łapie za narty i wyrusza do... Szczyrku. To było prawdziwe pospolite ruszenie w polskich skokach. Na obiektach Skalite trenowali przedstawiciele kadry A, B, młodzieżowej oraz kobiet. Największym zainteresowaniem mediów cieszył się jednak trener Michal Doleżal, który ma kontynuować sukcesy swojego niedawnego przełożonego – Stefana Horngachera.
"Marzę o hat tricku Małysza". Inspiracja mistrzyni olimpijskiej
Najpierw przygotowywał ich kombinezony, wcielał w życie polecenia Horngachera dotyczące techniki. Od kwietnia stał się pierwszym trenerem. Jak krótko opisać nowego szkoleniowca? Pytamy skoczków, którzy współpracują z nim od trzech lat. "Profesjonalista" – takie określenie pojawia się najczęściej. Podobnie mówiono o jego poprzedniku, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Doleżal to inny typ człowieka.
Szybko w oczy rzuca się otwartość w kontaktach z mediami. Każdemu z przybyłych do Szczyrku dziennikarzy poświęca czas. Nie ma wymownego spoglądania na zegarek jak za czasów Horngachera. Czy był moment, w którym pomyślał "co w tej sytuacji zrobiłby Stefan?" – pytamy, a na twarzy pojawia się zakłopotanie. Nie do końca wiadomo, czy to problem z doborem polskich słów, czy problem ze szczerością. – Nie... jestem Stefanem – pada odpowiedź.
Doleżal sprawia wrażenie świadomego wielkiego wyzwania – podtrzymania serii największych sukcesów. – Mam wspaniały sztab i najlepszych skoczków świata – podkreśla jakby dodając otuchy sobie i pozostałym. Nie kryje jednak, że początki nie były łatwe. – Pierwsze dwa tygodnie? Było dużo stresu. Najważniejsze, że to za mną. Najważniejsze, że już skaczemy – zaznacza.
Belkę kładę i jadę. Kamil Stoch w akcji #skokitvp #skijumpingfamily pic.twitter.com/6O6fM5S8jY
— TVP Sport (@sport_tvppl) 28 maja 2019
Lądowanie przed ołtarzem
Skaczą. Z wieży trenerskiej dobiega głos. – Maciek z siódmej. Stefan i Dawid z szóstej – krzyczy jeden z trenerów. – Nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłem – komentuje z uśmiechem Kubacki w rozmowie z innym... nowożeńcem. W ostatnich tygodniach więcej mówiło się o ich lądowaniach przed ołtarzem niż na skoczni.
– Wolne? Poniedziałek, wtorek treningi. W środę wesele, a już w sobotę znowu treningi. Wiemy, że odpuszczenie teraz skutkowałoby potem – wylicza "Mustaf", który ożenił się 1 maja – w Święto... Pracy.
Solidne letnie przygotowania są kluczem do sukcesów zimą. Przekonał się o tym Piotr Żyła. Rok temu pracował jak nigdy, a na śniegu zebrał rekordowe w swojej karierze plony. Wiślanin ma już na karku 32 lata, ale zaznacza, że nie czuje zmęczenia. – Może by tak było, gdybym tego nie lubił, ale ja uwielbiam skoki – tłumaczy. Podobnie wypowiada się jego rówieśnik Stoch. – Jest coraz trudniej, lecz nie ze względu na wiek. Po prostu poziom na świecie rośnie – deklaruje.
Głośne dziewczyny
Po ponad godzinie rozmów w sali konferencyjnej COS powoli cichną rozmowy. Nagle na sali pojawiają się zawodniczki z kadry kobiet. Zaczyna się rumor. Przed dziennikarzami – podobnie jak w zawodach – bryluje pełna entuzjazmu Kamila Karpiel. Słychać ją wszędzie. Podobnie było wcześniej na skoczni, gdy jej śmiech dobiegał nawet z wyciągu na górę obiektu.
O wiele spokojniejszy jest oczywiście nowy trener kadry kobiet. Z ziemi włoskiej powrócił Łukasz Kruczek, który nie kryje zadowolenia z pierwszych miesięcy pracy. U dziewcząt widzi duży potencjał. – Ważniejsza niż w przypadku mężczyzn jest faza lotu. Tu można wiele poprawić, choć rezerwy w ogóle tkwią w całych kobiecych skokach – zauważa były szkoleniowiec reprezentacji mężczyzn. Dziś znajduje się w cieniu i wydaje się, że takie położenie (przynajmniej jeśli chodzi o zainteresowanie mediów) mu odpowiada. Na świeczniku jest Doleżal i to się prędko nie zmieni. Tak rozpoczynają się przygody Pana Michala z polską kadrą...