Porażka w skandalicznych okolicznościach Krzysztofa Głowackiego z Mairisem Briedisem w półfinale World Boxing Super Series poruszyła Artura Szpilkę. Polski pięściarz wagi ciężkiej nie może zrozumieć okoliczności tej porażki i bulwersującego zachowania Łotysza. – Nie uważam, że boks to jest do końca sport, mieliśmy tego przykład. Sędzia... On jest chory na głowę!? – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL wzburzony "Szpila".
Głowacki poległ w trzeciej rundzie, ale konfrontacja nie miała wiele wspólnego z boksem. Kluczowym momentem był atak łokciem na szczękę, który w drugiej odsłonie przepuścił faworyt ryskiej publiczności.
– Wkurzony jestem tym, jak zakończyła się ta walka... Cios łokciem był masakryczny. "Główka" potrzebował czasu na dojście do siebie, był naruszony tym faulem. To zaważyło o końcowym wyniku tej walki. Rozmawialiśmy po walce, opowiadał, że boli go szczęka. To mój bliski kumpel, zawsze wtedy z innymi emocjami zasiadam przed telewizorem. Takie zachowania nie powinny być dopuszczalne, po wszystkim Briedis śmiał się z tego.
Nie sposób wytłumaczyć reakcji sędziego ringowego, 74-letniego Roberta Byrda. Szpilka nie przebiera w słowach, podsumowując pracę arbitra, który nieszczególnie był wzruszony przewinieniem Briedisa i nie słyszał gongu, przedłużając drugą rundę o kilkanaście sekund.
— Sędzia ringowy to "kasztan". Nie można namawiać zawodnika, by błyskawicznie wstawał z desek, jak ten oberwał łokciem w szczękę! Powinien otrzymać co najmniej pięć minut na dojście do siebie. Przecież taki atak sieje spustoszenie. On jest chory na głowę!? Mam nadzieję, że protesty przyniosą odpowiedni skutek. Tak nie może być! Gdybym ja taki numer wywinął w Anglii, to od razu zostałbym zdyskwalifikowany. Bez dyskusji – komentuje. 20 lipca sam stanie przed wyjazdowym wyzwaniem. W Londynie skrzyżuje pięści z byłym pretendentem do mistrzostwa świata, Dereckiem Chisorą.
Następne
Pytany o to, czy nie boi się, że w stolicy Anglii sam znajdzie się w paszczy lwa, unika komentarza. – Poczekajcie do 20 lipca. I tyle.
Dodaje, że pięściarstwo potrafi wykraczać poza ramy sportu i staje się rywalizacją o przetrwanie. Tak było 15 czerwca w Rydze. Sam odpowiedziałby Briedisowi w sposób agresywny.
– Nie uważam, że boks to jest do końca sport, mieliśmy tego przykład. Faule Briedisa były nie do pomyślenia. Głowacki uderzył w tył głowy w ferworze walki, ten odpowiedział mu łokciem. Gdybym ja z kolei dostał takiego "gonga" i byłbym jakkolwiek świadomy, to po prostu bym tego gościa zatłukł. Kiedyś rozpatrywałem pięściarstwo jako sport, teraz wiem, że tu rywal chce ci zrobić za wszelką cenę krzywdę. Sobotni pojedynek tylko mnie w tym utwierdził. W ringu trzeba być gotowym na wszystko. To jest nauczka dla każdego z nas.
Następne
Wszyscy zastanawiamy się, czy Głowacki zdoła wrócić na właściwe tory po bolesnych doświadczeniach na Łotwie. Wciąż nie wiadomo, czy stracił pas mistrzowski w wersji WBO i jaką ewentualnie otrzyma rekompensatę. Na pewno jednak się nie podda.
– Głowacki jest wielkim wojownikiem, zawsze to powtarzałem. Pamiętam go jeszcze z czasów amatorskich, gdy byliśmy w kadrze narodowej. Przy jakichkolwiek zamieszeniach zawsze byliśmy na pierwszej linii ognia. Nigdy nie wymiękał na robocie. Wiem, ile dawał z siebie podczas treningów, to były katorżnicze przygotowania. Jeden faul zaważył o losach walki. Co bym mu doradził? Teraz potrzebny jest mu mentalny reset. Na jego miejscu wyjechałbym na wakacje i odpoczął przez dwa tygodnie. W dalszym ciągu jest bardzo niebezpiecznym zawodnikiem. Spokojnie, to jest twardy facet i pozbiera się. W walce, tak jak w życiu, by pogodzić się z pewnymi sprawami potrzebujemy dystansu – zakończył.
Następne
Komentarz:
Sebastian Szczęsny, Piotr Jagiełło